Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Poniedziałek. 21.10)
//Gimnazjum//

-Kacchan...- Szepnął zlękniony zielonowłosy, nim został boleśnie kopnięty w brzuch.

-Czego chcesz jebany quirklessie?

-Zo-zostaw mnie...

-Co? Boli..? Ojj jaka szkoda. Jesteś beznadziejny Deku.- Prychnął słysząc wiwaty ze strony dwóch nastolatków którzy nazywali się jego "Przyjaciółmi"- Nie masz niczego. Na chuj ty w ogóle jeszcze się pokazujesz nam na oczy?

-P-puść.- Mruknął w momencie gdy blondyn boleśnie chwycił go za przedramię, zmuszając tym samym do tego by wstał.

To była codzienność. Bakugo Katsuki od lat znęcał się nad młodszym chłopakiem. Czuł się lepszy dzięki temu, że posiadał silny dar a w dodatku miał poparcie w klasie i był lubiany. Midoriya Izuku, niegdyś najlepszy przyjaciel blondyna, nie posiadał ani znajomych, ani mocy. Bał się odezwać i dawał sobą pomiatać. Zielonowłosy, bezlitośnie zakochany w swoim przyjacielu z dzieciństwa, pozwalał sobie na wszystko. W szczególności na tę krzywdę którą robił mu blondyn.

-Idź się zabij. Nie chcę cię kurwa więcej na oczy widzieć.- Prychnął popychając bezsilnego chłopaka, który się przewrócił, boleśnie uderzając głową o ścianę.-W końcu i tak nic w życiu nie osiągniesz bekso.

Grupa napastników się oddaliła do domów. W końcu było już po lekcjach, jednak Izuku cofnął się do szkoły. Cały we łzach udał się na sam szczyt szkoły, którym był dach. Budynek liczył pięć pięter, więc sam skok z dachu przyniesie mu kojącą śmierć. Wystarczyło przecież, że spadnie na głowę...

Stanął za barierką, spojrzał w dół i cicho przełknął ślinę.
To nie jest tak, że nie chciał już żyć. On bardzo chciał. Miał przecież plany i marzenia, kochającą mamę... I tyle. Nic więcej...
Jednak nie miał już siły. Całe ciało go bolało, a multum myśli i przeszywający głos Kacchana w głowie nie dawał mu spokoju. Czuł się jak chory psychicznie, kto normalny słyszy przecież głowy w głowie?

~No skacz... Dalej...- Znów to usłyszał. Kpiący głos blondyna.

Odwrócił głowę za siebie z myślą, że ten za nim stoi, jednak był tu kompletnie sam.

Jeden krok i będzie wolny... przecież tak bardzo tego chciał.

Jedną ręką trzymał się barierki, drugą wyjął telefon. Wybrał numer swojej matki i napisał krótką wiadomość, którą po chwili wysłał.

"Kocham cię, przepraszam"

I to zrobił. Puścił barierkę, pochylił do przodu. Czuł jak leci, podobało mu się to uczucie. Z delikatnym uśmiechem na twarzy leciał w zatrważającym tempie.

Upadł.
Boleśnie spadł na plecy. Jednak pomyślnie uderzył głową. Jednak nie o chodnik a o ziemię.
Splunął krew, której strużka spływała mu z ust. Nie kontaktował już z światem rzeczywistym.
Rozmazanym wzrokiem obserwował niebo, czując jak życie z niego ubywa.

W końcu będzie wolny...

Nie dużo czasu minęło a ciało nastolatka zauważyli przechodnie. Wezwali karetkę. Jedna z osób od razu zaczęła udzielać mu pierwszej pomocy.
Informacje o tej sprawie rozeszły się znacznie za szybko.

Inko, mama chłopaka razem ze swoją przyjaciółką Mitsuki i jej synem, który o ironio był prowodynerem tej tragedii. Dotarła na miejsce akurat jak ratownicy stwierdzili zgon.
Widziała zakrwawione ciało. Widziała też to jak chowają bezwładne ciało jej małego synka w czarny worek.

Płakała. Zanosiła się płaczem, nie rozumiejąc dlaczego. Dlaczego on to zrobił. Nigdy się przecież na nic nie skarżył, nawet nie wiedziała o tym, że coś jest nie tak...

Jednak Katsuki jako jedyny wiedział. Deku, zginął przez niego. To on go zabił.

Jednak nikt się nie spodziewał tego, że zanim ktokolwiek zauważył konającego nastolatka, zdołała go znaleźć Liga złoczyńców. Twice, sklonował ciało Midoriy i podłożył klona, natomiast Kurogiri razem z Shigarakim zabrali poszkodowanego do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro