Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Audrey

To był jeden z tych wieczorów, w które czułam się samotna. Zamknięta w złotej klatce, której pręty zbliżały się do mnie w zastraszająco szybkim tempie. Czułam, że brakowało mi już powietrza. To całe życie na pokaz bywało strasznie męczące. Ciągle byłam obserwowana przez obcych, fałszywych ludzi, którzy oceniali mnie i czekali na najdrobniejsze potknięcie. Miałam dość uważania na to, co chciałam powiedzieć. Miałam dość udawania grzecznej i poukładanej damy, która w niedalekiej przyszłości miała być ozdobą u boku mężczyzny wybranego przez ojca, aby mógł umocnić swoją pozycję. Gdyby tylko mógł, oddałby mnie w ręce samego diabła w zamian za władzę.

Mama od małego wpajała mi, że to nie powinno tak wyglądać. Że my jako kobiety, również możemy mieć wolną wolę i robić wszystko, na co mamy ochotę. Że wszyscy ludzie są sobie równi pod każdym względem. Chciała uchronić mnie przed takim losem, jaki ją spotkał. Zmarła, próbując to uczynić.

Zostałam sama, bez jej wsparcia i matczynej miłości 一 za to z konsekwencjami decyzji, którą podjęła tamtej felernej nocy. Ojciec już nie patrzył na mnie przychylnym okiem, nie ukrywał niezadowolenia z mojej obecności w domu. Wiedziałam, że pragnął drugiego syna, który wraz z Liamem objął władzę po jego śmieci, a tymczasem urodziłam się ją.

Słaba, mała dziewczynka, która nigdy nie zaistnieje w świecie, który ją otaczał. Prychnęłam. Słowa, które tak często powtarzał mój tata, już przestały robić na mnie wrażenie.

Niechętnie wstałam spod ciepłej kołdry, przeciągając się.

Na dworze nadal panował mrok, a księżyc otoczony przez gwiazdy, zajmował swoje miejsce wysoko na niebie. Dopiero o tej porze mogłam swobodnie przejść się po korytarzu, bez czujnych spojrzeń ochroniarzy, którzy właśnie zmieniali swoich poprzedników.

Na palcach podeszłam do drzwi i pociągnęłam za klamkę. Wychyliłam głowę, aby przekonać się, czy miałam rację. W ramach bezpieczeństwa zmiany ludzi ojca codziennie odbywały się o innej godzinie, ale jak widać, po wielu tygodniach obserwacji udało mi się rozgryźć ich system. Wcale nie było to takie trudne. Wystarczyło tylko mieć uszy i oczy szeroko otwarte. Kiedy było się kobietą, mężczyźni nie zwracali na ciebie zbyt dużej uwagi. Uważali, że nie interesują nas takie rzeczy, że jesteśmy głuche i obojętne na to, co działo się w naszych domach. Lecz ja potrafiłam słuchać. Wierzyłam, że kiedyś ta wiedza mi się przyda. Gdybym znalazła się w tarapatach, wykorzystałabym ją, aby się ratować.

Jeszcze raz dla pewności rozejrzałam się na boki, po czym wyślizgnęłam się na korytarz. Miałam zamiar udać się do biblioteki, ponieważ nieczęsto ktoś tam zaglądał. Sterty kurzu zalegały na starannie ułożonych książkach, które należały do mojej matki. Tylko tam mogłam jeszcze poczuć jej obecność. Tylko tego miejsca nie zbezcześciły dziwki przyprowadzane przez ojca. Jedynym minusem było to, że znajdowała się tuż obok gabinetu Billa, w którym przesiadywał do późna. Musiałam więc być ostrożna, żeby nie zauważył mojej obecności. Inaczej uznałby to za kolejną niesubordynację z mojej strony i brak szacunku, którym udawałam, że go darzę. Stracił w moich oczach wiele lat temu i nic nie sprawi, że spojrzę na niego inaczej.

Zatrzymałam się, kiedy zauważyłam, że drzwi do biura są uchylone, a światło wydobywa się przez wąską szparę na korytarzu. Przełknęłam gulę rosnącą w gardle i przywarłam plecami do ściany, gdy usłyszałam zachrypnięty głos Liama.

一 To była szybka robota, tego całego policjancika nawet nie było w domu. Szkoda, że nie udało mi się zobaczyć jego miny, kiedy wrócił do domu. — Zaśmiał się w okropny sposób, przez co na moim ciele pojawiła się gęsią skórką. — Zabiłem je obie. Dzieciak nie stwarzał żadnych problemów, chociaż ta suka walczyła niczym lwica w obronie młodej.

—I to jest właśnie moja krew. Dobrze się spisałeś, synu 一 powiedział z dumą ojciec.

Skrzywiłam się, słysząc jego słowa. Chciałam odwrócić się i wrócić do sypialni, ale nie potrafiłam tego zrobić. Musiałam usłyszeć ciąg dalszy ich rozmowy i zobaczyć, w jakim kierunku się potoczy, nawet jeśli miałabym zostać przy tym przyłapana na gorącym uczynku.

— Zostawiłem dla niego dziś małą niespodziankę, niech wie, że z rodziną McLean się nie zadziera!

— Co zrobiłeś? — dociekał dalej zainteresowany Bill.

— Podaj laptopa, pokażę ci.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała głucha cisza, którą przerwał płacz dziecka i krzyki kobiety błagającej o litość.

Żółć podeszła mi do gardła. Zasłoniłam usta drżącą dłonią. Wiedziałam, że moja rodzina nie jest normalna. Że pieniądze, z których żyliśmy, były splamione krwią. Ale to, czego się dowiedziałam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Mój brat zabił niewinną kobietę i malutkie dziecko. Był potworem, takim sam jak nasz ojciec. Niczym się od siebie nie różnili, byli jak dwie krople wody. Do dzisiejszego wieczora wierzyłam, że jeszcze nie wszystko stracone, a jego duszę da się uratować przed ogniem piekielnym, ale to było tylko złudzenie. Było już późno. Liam przesiąkł złem ojca, stał się jego doskonałą kopią.

Ja... ja nie chciałam być taka jak oni. Przemoc wzbudzała we mnie strach i odrazę, ale nie mogłam sprzeciwić się woli ojca. Bałam się, że skończę jak mama. Jednak nie mogłam też dłużej tak żyć. To, co zrobił mój brat, przelało czarę goryczy. Nie chciałam mieszkać w jaskini pełnej jadowitych węży, które tylko czekały, by mnie zaatakować. Musiałam uciec. To był jedyny sposób, aby porzucić dotychczasowe życie. I chociaż wiedziałam, że od tej pory będą traktować mnie jak zdrajczynię, byłam gotowa stawić czoła całemu światu i opuścić rodzinę.

Nie wiem, jak udało mi się wrócić do pokoju, ponieważ moje nogi były jak z waty. Cieszyło mnie jednak to, że po drodze udało mi się nie narobić hałasu, dzięki czemu zyskałam kilka cennych minut na spakowanie się.

Wyciągnęłam z dna szafy czarny plecak, który służył mi jeszcze za czasów szkolnych, i choć lata świetności miał już za sobą, to idealnie przydał mi się w tej sytuacji. Był niewielki, więc swoim rozmiarem nie wzbudzi podejrzeń.

Wrzuciłam do niego kilka ubrań na zmianę oraz kopertę, w której miałam wszystkie oszczędności, jakie udało mi się zebrać. Przygotowywałam się do odejścia od dłuższego czasu, lecz zawsze było jakieś "ale", które powstrzymywało mnie od tego. Jednakże po tym, co usłyszałam, postanowiłam dłużej nie zwlekać. Uświadomiłam sobie, że należąc do rodziny, również miałam krew tych wszystkich ludzi na rękach. I choć nie zabiłam ich osobiście, nie zrobiłam nic, aby powstrzymać innych. Dlatego też chciałam to wszystko zakończyć. Zapragnęłam zacząć wszystko od nowa, z czystą kartą.

Dokumenty zostawiłam na łóżku, bo nie były mi już dłużej potrzebne. Nie mogłam dalej korzystać z imienia nadanego mi przez matkę, jeżeli nie chciałam być szybko znaleziona.

Przez chwilę patrzyłam jeszcze na telefon, który ściskałam w dłoni. To byłoby nierozsądne, gdyby zabrała go ze sobą. Postanowiłam zostawić komórkę w domu, żeby nie mogli mnie przez nią wyśledzić.

Ostatni raz rozejrzałam się po pokoju, upewniając się, że niczego nie zapomniałam. Wtedy dostrzegłam prostą, białą ramkę ze zdjęciem, na którym mama trzymała mnie w uścisku. Bardzo dobrze pamiętałam ten dzień, który był jednym z tych dobrych w naszym starym życiu.

Podeszłam do komody i zabrałam z niej fotografię. To jedyna rzecz, jaką udało mi się ocalić, kiedy ojciec w przypływie złości spalił rzeczy matki. Ostrożnie położyłam ją na samym wierzchu, po czym zasunęłam suwak.

Teraz już byłam gotowa opuścić posiadłość, którą kiedyś mogłam nazywać swoim domem.

Niestety podczas ucieczki nie mogłam użyć drzwi wejściowych 一 one były lepiej pilnowane, zauważyliby mnie od razu i pokrzyżowali moje plany.

Spojrzałam w stronę okna, które było moją jedyną drogą do wolności. I chociaż nie była ona łatwa, zamierzałam z niej skorzystać.

Podniosłam je do góry i spojrzałam w dół, przez co poczułam zawroty głowy. Miałam lęk wysokości, ale pomimo strachu nie zamierzałam się poddawać. Wzięłam głęboki wdech, po czym ze świstem wypuściłam powietrze z płuc.

一 Teraz albo nigdy 一 powiedziałam po cichu, przerzucając lewą nogę przez parapet.

Pod stopą poczułam drabinkę, po której wspinał się bluszcz. Jedną ręką trzymałam się za ramę, a drugą próbowałam wymacać szczebelek, za który mogłabym się złapać. Gdy mi się udało, odetchnęłam z wyraźną ulgą.

Pamiętaj, żeby nie patrzeć w dół, upomniałam siebie w myślach.

I chociaż korciło, żeby ocenić, jak wysoko znajdowałam się od ziemi, nie mogłam tego zrobić. Wtedy mój cały plan spaliłby na panewce.

Zamknęłam oczy i zaczęłam powoli schodzić na dół.

Nerwowo warknęłam pod nosem, gdy nie trafiłam w szczebel i się osunęłam. Serce podeszło mi do gardła, a krew głośno szumiała w uszach, przez co dźwięki z otoczenia wydawały się przytłumione.

Upadłam, uderzając plecami w mokrą trawę. Jęknęłam żałośnie, a zaraz zacisnęłam mocno wargi, przypominając sobie o tym, że musiałam zachowywać się cicho. Pomimo bólu podniosłam się i biegiem ruszyłam w stronę drzewa, do którego dzieliło mnie tylko kilkanaście metrów.

Zza rogu wyszedł jeden z ochroniarzy, który latarką oświetlał sobie drogę. W ostatniej chwili udało mi się przywrzeć do pnia i pozostać niezauważoną.

Mężczyzna zatrzymał się dokładnie pod moją sypialnią i poświecił w górę. Całe szczęście, że przyszło mi do głowy, aby zamknąć okno.

Zaczęłam się modlić, aby nie spojrzał w moją stronę, ale on tylko powiedział coś przez krótkofalówkę i poszedł dalej. Miałam wrażenie, że ta krótka chwila trwała całą wieczność.

Odczekałam jeszcze trochę i dopiero wtedy odważyłam się wyjść z ukrycia. O ile jeszcze nie naprawili ogrodzenia na tyłach domu, gdzie kiedyś znajdował się malutki ogródek mamy, powinna znajdować się tam dziura. Ale najpierw musiałam ukryć się za tujami, aby pozostać dalej niezauważoną.

Zastygałam bez ruchu za każdym razem, kiedy słyszałam dźwięki po drugiej stronie. Bałam się, że mnie usłyszą. Na Szczęście udało mi się wydostać z posesji niezauważenie. Znałam tylko jedno miejsce, gdzie mogłam spokojnie pomyśleć, co dalej mam zrobić. Wiedziałam, że tam nikt nie będzie mnie szukał. U niej będę bezpieczna przez jakiś czas.

Charlotte

Głośne walenie do drzwi wybudziło mnie z płytkiego snu. Zaspana pośpiesznie wstałam z łóżka i szybkim krokiem pognałam w stronę drzwi. Byłam przekonana, że tej nocy również przyszedł do mnie Liam, ale ten hałas był do niego niepodobny. Otworzyłam i zamarłam na widok zapłakanej Audrey. Rozejrzałam się po korytarzu, po czym wyciągnęłam ją do środka.

— Lottie, dłużej już tak nie mogę.

一 Ciii, wszystko będzie dobrze, Rey, pomogę ci 一 powiedziałam, obejmując ją. 一 Chodź, usiądziemy i powiesz mi, co się stało, ale najpierw spróbuj się trochę uspokoić, a ja w tym czasie zaparzę nam zielonej herbaty,

Audrey niechętnie skinęła głowa i usiadła na kanapie. Byłam ciekawa, co sprowadziło ją do mnie w środku nocy, ale ta rozmowa musiała chwilę poczekać, aż Rey dojdzie do siebie ma tyle, że będzie w stanie normalnie się wysłowić.

Zalałam herbatę wrzątkiem i wróciłam do salonu z filiżankami, akurat w momencie, w którym moja przyjaciółka brała głęboki oddech i wycierała mokre policzki.

Zajęłam miejsce obok niej, czekając na wyjaśnienia.

— Przepraszam, że obudziłam cię w środku nocy, ale nie wiedziałam, gdzie indziej mogłabym przyjść.

— Nic się nie stało, przecież wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko, a przynajmniej tyle ile będę w stanie. 一 Delikatny uśmiech pojawił się na jej zaczerwienionej twarzy.

— Dziękuję, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo potrzebowałam tych słów..., ale przejdźmy do rzeczy, przecież nie po to tu przyszłam. Potrzebuję twojej pomocy, muszę wyjechać i to jak najbardziej.

一 Co?! Dlaczego? 一 zapytałam, zaskoczona jej nagłymi słowami.

— Muszę ci coś wyznać, ale musisz mi obiecać, że to, o czym się dowiesz, pozostanie między nami, dobrze? Nikt nigdy nie może się o tym dowiedzieć.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł. Mówiłaś przecież, że nie powinnam, aż tak zagłębiać się w sprawy twojej rodziny.

Zdawałam sobie sprawę z tego czym zajmowała się jej rodzina, w końcu nasi bracia byli ze sobą powiązani, ale Rey o tym nie wiedziała i wolałabym, żeby tak zostało. Zwłaszcza, że nie szukała znajomych w środowisku, w którym obracała się na codzienne. Nasza przyjaźń została zbudowana na kłamstwie, ale nie chciałam dokładać jej kolejnych zmartwień.

—Wiem, ale nie potrafię tego w sobie dusić, to zbyt wiele, jak dla mnie. Nie mam nikogo innego Lottie.

— Twoje sekrety są u mnie bezpieczne, wiesz o tym.

— Niechcący usłyszałam rozmowę Liama z ojcem. On... on zabił niewinną kobietę i dziecko, Lottie 一 wyrzuciła z siebie, ponownie zalewając się łzami.

Wyznanie Audrey nie zaszokowało mnie wcale, wiedziałam, czy się zajmują. Mój przyrodni brat współpracował z Liamem. Lecz ona nie miała o tym pojęcia, dlatego też próbowałam udawać zaskoczoną.

— Jesteś pewna? Liam przecież nie jest taki zły...

— Czy ty słyszysz, co mówisz? — Przerwała mi. — Właśnie ci powiedziałam, że mój brat kogoś zabił, a ty próbujesz go bronić?!

— Masz rację, przepraszam. Liam jest potworem. — Ostatnie słowa ledwo przeszły mi przez gardło.

Ale ja też nim jestem. W końcu spotykam się z nim po kryjomu od dłuższego czasu, okłamując moją najbliższą przyjaciółkę, że nie przepadam za jej bratem, chociaż tak naprawdę moje serce bije jak szalone na jego widok. To cud, że jeszcze nas nie nakryła, z którego strasznie się cieszę. Nie chciałabym wybierać między siostrą a miłością życia, ponieważ Audrey nie zaakceptowałaby naszego związku.

— To jak, pomożesz mi załatwić nowe dokumenty? — Z zamyślenia wyrwał mnie cichy głos.

Automatyczne skinęłam głowa.

— Daj mi chwilę. Muszę porozmawiać z moim przyrodnim bratem. On powinien dać sobie z tym radę.

Wolałam, żeby Rey nie słyszała mojej rozmowy. Czułam w kościach, że na pewno nie spodobałoby się jej to, co zamierzałam zrobić, ale wydawało mi się to najrozsądniejszym wyjściem w tej sytuacji. Nie mogłam pozwolić, aby moja przyjaciółka działała pod wpływem impulsu, a potem żałowała swojej decyzji, kiedy dotrze do niej, że ściągnęła na siebie gniew wszystkich McLeanów. Nie mogłam pozwolić, aby poniosła tragiczne skutki swojego pochopnego postanowienia. Jeżeli powiadomię o tym Liama, nic się jej nie stanie. Wiedziałam, że kochał swoją siostrę, chociaż nie okazywał tego w jakiś wylewy sposób. Był jedyną osobą w ich rodzinie, której tak naprawdę zależało na jej dobru, więc jeśli dowie się o tym pierwszy, na pewno wymyśli jakąś dobrą wymówkę, aby wytłumaczyć jej nieobecność przed ojcem. Dzięki temu pozostanie bezpieczna. Podjęcie tej decyzji wcale nie było dla mnie łatwe, ponieważ narażałam się na gniew Audrey, ale łatwiej będzie mi udobruchać ją żywą, niż jako nieboszczyka. Zresztą nie mogłam zawieść też zaufania Liama. Byłby na mnie zły, gdybym to przed nim zataiła. Czułam się między młotem a kowadłem, dlatego też musiałam wybrać mniejsze zło.

Wyszłam na balkon i kiedy upewniłam się, że nie będzie w stanie usłyszeć mojej rozmowy, wybrałam numer do Liama.

一 Cześć, coś się stało, że dzwonisz o tej porze? 一 zapytał zachrypniętym barytonem, od którego miękły mi nogi.

一 To dla mnie bardzo trudne, ale pomyślałam, że jednak powinieneś się o tym dowiedzieć jako pierwszy...

一 Czekaj, co? Chyba nie jesteś w ciąży? 一 zapytał, przerywając mi. W jego głosie wyczułam lekką nutkę zdenerwowania.

一 Zgłupiałeś?! Rey jest u mnie, cała zapłakana.

一 Co do cholery?! Możesz powtórzyć, bo chyba się przesłyszałem.

一 Liam, to nie pora na żarty. Mówię całkowicie poważnie. Audrey słyszała całą waszą dzisiejszą rozmowę. Jest kompletnie załamana. Ma już dość takiego życia. Przyszła, żebym pomogła jej uciec.

Po drugiej stronie zapanowała cisza, gdyby nie to, że słyszałam głośne, zdenerwowane sapanie McLeana po drugiej stronie, to pomyślałabym, że się zakończył połączenie. Wiedziałam, że analizował teraz to, co mu powiedziałam, dlatego też postanowiłam dać mu na to chwilę. Oboje wiedzieliśmy, że czasami bywał impulsywny, więc często myślał najpierw nad tym, co chciał przekazać.

一 Liam?

一 Zaczekaj, daj mi jeszcze chwilę. Muszę pomyśleć.

一 Czuje się, jakbym zdradziła przyjaciółkę, a może to był błąd...

一 Wcale nie! Bardzo dobrze, że mnie o tym poinformowałaś. Oboje wiemy, że kiedy Audrey sobie coś ubzdura, uparcie będzie do tego dążyła. Jeżeli chce wyjechać i zacząć wszystko od nowa to pomogę jej w tym. Będę spokojniejszy, wiedząc, że jest bezpieczna. Pogadam z twoim bratem, żeby załatwił jej nowe dokumenty.

一 Mówisz poważnie? 一 zapytałam zaskoczona. Byłam przekonana, że przyjedzie po Rey i zawlecze ją siłą do domu.

一  Tak, jeżeli nie uda jej się to tym razem, zrobi to ponownie, ale już wtedy bez nas. Poza tym nie chcę, żeby mnie znienawidziła jeszcze bardziej Lottie. Pomogę jej, ale mój udział zachowamy w tajemnicy. Powiedz jej, żeby udała się do rodzinnego miasteczka naszej matki, tam ojciec na pewno nie będzie jej szukał, już moja w tym głowa. Prześle ci na konto pieniądze, daj je Rey, niech myśli, że to od ciebie.

一 Jesteś pewny?

一 Tak, tak będzie dla niej najlepiej.

一 Dziękuję, Liam.

一 Postaraj się, żeby wyjechała w przeciągu godziny. Im dalej dojedzie, tym lepiej. Przyjadę do ciebie rano.

一 Będę czekać.

Rozłączyłam się i wróciłam do salonu, od razu oczy Audrey skierowały się w moją stronę. Patrzyła na mnie z nadzieją, a ja cieszyłam się, że jej nie zawiodę. Chociaż może jednak to zrobiłam? Teraz nie powinnam się tym przejmować. Na wyrzuty sumienia przyjdzie jeszcze czas. Najważniejsze jest to, że Rey będzie mogła zrealizować swój plan, a my będziemy mieli pewność, że nic jej nie grozi.

一 I jak?

一 Wszystko załatwione. Od dzisiaj nazywasz się 一 odpowiedziałam, patrząc w ekran telefonu, czytając sms'a od Liama 一 Rozmawiałam z bratem za godzinę w skrzynce na listy, pojawią się twoje nowe dokumenty. — Zdziwiłam się, z jaką łatwością wypowiedziałam kłamstwo, tak samo, jak i kolejne...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro