To (nie)mile widziany towarzysz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spotkanie Wasilija to istny uśmiech losu. 

Wasilij Golikow, nowy kompan w naszej podróży, wywodzi się z typowej rosyjskiej, bogatej rodziny. Jego ojciec jest wysoko postawionym urzędnikiem w carskiej administracji, a matka ma arystokratyczne korzenie. Ma dwóch braci oraz trzy siostry. Po osiągnięciu odpowiedniego wieku został przymuszony przez ojca do zaciągnięcia się do wojska, gdzie, metodą częstych w Imperium Rosyjskim przekrętów i przekupstw, załatwił mu posadę, która miała dać mu łatwą ścieżkę rozwoju kariery i godny byt.

Jednak coś poszło nie tak.

Jego straszy brat był potajemnie działaczem "Kadetów", jednej z liberalnych partii powstałych w Rosji po rewolucji z 1905 roku i wciągnął też w to Wasilija, który chyba nie do końca jeszcze wiedział, na co się pisze, no ale, po kilku miesiącach szczątkowego udzielania się obaj zostali złapani. Po krótkim pseudoprocesie zesłano ich. Jego do twierdzy w Omsku, a brata do Irkucka. Rodzina się ich wyrzekła i nawet nie próbowała pomóc.

Nasz druh zeszłej wiosny postanowił uciec i udał się w samotną podróż zboczami Uralu aż do Archanielska, skąd miał zamiar wypłynąć do Europy, jednak będąc blisko swego celu, został złapany oraz odesłany jeszcze dalej, tym razem w okolice Bajkału i ponownie, jeszcze zimą, uciekł.

Ostatecznie spotykając nas.

Jego znajomość tego terenu i zwyczajów miejscowej ludności są dla naszej dwójki niezwykle wartościowe. Podczas swojej pierwszej ucieczki poznał z bliska syberyjski świat, kiedy w poszukiwaniu jedzenia starał się wmieszać w miejscową ludność, na co my z oczywistych powodów nie mamy szans i dowiedział się o wielu rzeczach, których na mapach nie można znaleźć.

- Powinniśmy iść bardziej na północ - komunista ogłasza, razem ze mną przypatrując się mapie, którą zabraliśmy z "przystani". Po ostatniej zamieci zgubiliśmy się trochę i postanowiliśmy na nowo omówić kilka szczegółów dotyczących naszego marszu.

- Więc może chodźmy tędy - proponuję, wskazując na oddalone od głównych dróg tereny.

- Ja bym się tam nie zapuszczał - Wasilij nagle się wtrąca, zaglądając na mapę przez moje ramie.

- A to niby dlaczego? Tam jest mniej ludzi - bolszewik prycha nieprzekonany, lekceważąco zerkając na mężczyznę.

- Masz rację, ale tam żyją koczownicze ludy Syberii, głównie Giliacy i Buriaci, a do nich lepiej się nie zbliżać - odpowiada pewnie, wymieniają mgliście znane z opowiadań Macieja nazwy.

- I co czyni ich niebezpieczniejszymi dla nas od innych mieszkańców? - pytam zaciekawiona, wbijając w niego swój wzrok.

- To, że wielu z nich wyspecjalizowało się w łapaniu włóczęgów, czy jak chłopi nas nazywają, garbusów - mówi, wyraźnie poważniejąc. Widząc mój żądny dokładniejszych informacji wzrok, postanawia kontynuować. - Za dostarczenie władzom zwykłego zbiega, żywego czy martwego, ale zwykle się nie rozdrabniają i wybierają prostszą opcję, dostają zwykle pięćdziesiąt kopiejek, za trochę ważniejszych nawet trzy ruble, chociaż to z reguły zależy od guberni, czasami za niektórych uciekinierów, głównie politycznych, przyznawane są nagrody specjalne, wynoszące do pięćdziesięciu rubli - tłumaczy,  w międzyczasie jakby licząc te pieniądze na palcach. - Wśród miejscowych nawet funkcjonuje powiedzenie, że lepiej polować na garbusów niż wiewiórki, bo wiewiórka ma tylko jedną skórę do sprzedania, a garbus trzy, jego kurtkę, koszulę i jego samego - dodaje, delikatnie zgorszony.

- A chłopi tego nie robią, skoro jest z tego taki wielki zysk? - komunista dopytuje, zaintrygowany w dość osobliwy sposób.

- Chłopi zwykle tylko mszczą się na włóczęgach za popełniane przez nich kradzieże i morderstwa, lecz też na nich polują, ale jak mówiłem, Giliacy i Buriaci robią to lepiej, i często, w przeciwieństwie do wielu chłopów, dobrze orientują się, kto jest najbardziej poszukiwany - głośno przełyka ślinę, odrobinę strwożony. - A wy zapewne jesteście obecnie numerem jeden na listach gończych w całym kraju, zapłata za was musi być obłędnie wysoka, może pięćset rubli za głowę, a do tego jakiś order lub inne odznaczenie, które pozwoli wejść w łaski władzy i może nawet wyjechać do Europy- podnosi głos, wyraziście gestykulując. - To więcej niż niemal każdy z ludzi na tym pustkowiu kiedykolwiek marzył, że może osiągnąć, jak się o was dowiedzą, będą gotowi zrobić wszystko, aby was złapać, szczególnie że panuje wielka bieda - odrzeka przejęty, wskazując na mapie nieoznaczone osady. - Chyba że, podobnie jak ja, mają dość obecnej władzy i będą woleli wam pomóc ją zniszczyć - dopowiada, uśmiechając się potulnie i życzliwie.

- Może mieć racje, zróbmy jak mówi - oznajmiam, spoglądając na bolszewika. Ten patrzy na mnie z drobnym niedowierzaniem i ewidentnie powstrzymuje się przed powiedzeniem jakiegoś niepożądanego komentarza.

- Zróbmy może pół na pół, nie zapuścimy się aż tak bardzo na północ, ale nie pójdziemy też blisko tej drogi - drugie państwo wzdycha głośno, starając się zachować spokój. 

- Tak faktycznie może być najlepiej - Wasilij ufnie przyjmuje propozycję, a ja robię to samo. - Przecież nie chcemy, aby cokolwiek wam się stało - śmieje się niezdarnie, po czym wstaje, kierując się po swoje tobołki, pozostawione wcześniej przy pobliskim drzewie. Komunista cały czas odprowadza go bacznym i podejrzliwym wzrokiem, zimnym jak sama Syberia.

- Nie powiesz mi, że nie jest jakiś dziwny - mamrocze, mówiąc do mnie szeptem i ani na chwilę nie spuszcza mężczyzny z oczu.

- Przesadzasz - odpowiadam z politowaniem, równocześnie chowając do mojej torby niedawno studiowaną mapę.

- Co przesadzam? Nie możesz od razu w pełni zaufać każdej osobie, którą spotkasz, tylko dlatego, że wydaje ci się miła i mówi, że ci pomoże, bo stanie ci się krzywda - syczy poirytowany, zarazem jakby nade mną lamentując.

No proszę, czyli trochę się troszczy, urocze.

- Czemu nie, on też jest w potrzebie i dobrze mu z oczu patrzy - odpowiadam spokojnie, podnosząc się z ziemi i otrzepując ze śniegu.

- Dobrze mu co...? - jąka się zdumiony, również wstając. - Powiedz mi, ale tak szczerze, ile razy za dziecka cię porwali lub przynajmniej próbowali zaciągnąć w jakieś bliżej nieokreślone miejsce - pyta, jakoś swoiście załamany.

- Co mnie...? Skąd w ogóle taki pomysł? Nikt mnie nigdy nie porwał ani dorosłą, ani gdy byłam mała, chyba, a poza tym, to nie ma nic do rzeczy! - oburzam się zszokowana takim wymysłami. Może i jestem ufna, ale nie głupia.

- A to dziwne, bo z takim nastawieniem nie zdziwiłbym się, gdybyś poszła z każdym obcym, który wydawałby się miły lub obiecał ci cukierka - parska drwiąco, ale jakby przybity moim punktem widzenia.

- Co proszę? Lepiej przyznaj się, że boli cię, iż jego poglądy nie są takie jak twoje i twoją socjalizację szlag trafił, a nie mi coś zarzucaj - prycham z wyrzutem, podając jedną z sytuacji z ostatnich dni. 

- A dlaczego miałoby mnie to boleć? Myślisz, że żeby się dobrze czuć potrzebuję wsparcia jakiegoś chłystka? - bulwersuje się, robiąc to, co robi zawsze, kiedy nasze sprzeczki się zaogniają, nachyla się nade mną, aby przypomnieć mi jaka niska jestem w porównaniu z nim.  

- Nie wiem, jeśli to nie jest twój problem, to o co się dąsasz? - mówię wzburzona, nie mając obecnie ochoty na kolejną potyczkę.

- Ja się nie dąsam! Ja tylko nie mogę zrozumieć, jak możesz być... - warczy, jeszcze bardziej zirytowany moim kolejnym zarzutem. 

- Вы идете!? (Idziecie!?) -  Wasilij woła z oddali, przerywając mu i zarazem kończąc naszą kłótnię.

- Już idziemy! - krzyczę w odpowiedzi, zaczynając kierować się w jego stronę. - No chodź, jeśli czujesz się opuszczony, to ja mogę z tobą porozmawiać - zwracam się jeszcze do Moskala, który wydaje się nieco dotknięty moją propozycją i tylko oburzony mruczy coś niezrozumiałego dla mnie, lecz po chwili do mnie dołącza.

Naszą wędrówkę kontynuujemy w osobliwie sztywnej, ale zarazem zabawnej atmosferze, przynajmniej według mnie.

Bolszewik idzie z przodu, jest cicho, wcale się nie odzywa, podczas gdy ja z tyłu rozmawiam z Wasilijem na różnie tematy.

Zaczynam podejrzewać, że biedaczek mógł się obrazić.

No nic, kiedyś mu przejdzie.

- Więc uważasz, że to jeszcze ma sens? - mężczyzna pyta, przyglądając się mi z dziecięcą nadzieją, która jest wręcz wzruszająca.

- Oczywiście, jeśli mówiła, że cię kocha i że będzie czekać, to dlaczego miałaby tego nie zrobić? - odrzekam rozczulona. - Mówiłeś, że gdy byłeś jeszcze w Omsku, dostałeś od niej list, w którym pisała, że nie zgodzi się wyjść za innego, to ci nie wystarczy jako potwierdzenie? - nadmieniam poznane wcześniej fakty, co sprawia, że młodzieniec nieco się zawstydza.

- Ты правы (Masz rację) - mówi nieśmiało, czerwieniąc się nie tylko od mrozu. - Muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby do niej wrócić - dodaje, uśmiechając się radośnie. - Ale nie wiem, czy jeszcze na nią zasługuję - nagle przygasa, spuszczając żałośnie głowę.

- A dlaczego tak sądzisz? - dopytuję nieco zaintrygowana niespodziewaną zamianą nastroju.

- Ona jest najuczciwszą osobą, jaką było mi dane poznać w całej Moskwie, a ja nie jestem już dobrym człowiekiem, odkąd mnie zesłano zrobiłem wiele zła - odzywa się skrępowany, pełen hańby.

- Wiesz, wydaje mi się, że to ona sama powinna to osądzić - odrzekam nieco zakłopotana. - A poza tym żałujesz, więc nie możesz być taki zły - zauważam, starając się dodać mu otuchy.

- Naprawdę? - w jego oczach ponownie iskrzą się promyki niewinnej wiary. Ja potwierdzam, nieznacznie kiwając głową. - Ale najpierw muszę dotrzymać słowa i doprowadzić was do celu - dorzuca, a jego ton wraca do normalności.

- Nie przejmuj się nami, nie musisz prowadzić nas za rączkę, damy sobie radę, musimy, a twoja Tatiana czeka - odpowiadam, posyłając mu nieco wymowny uśmieszek, w końcu ich relacja była na dość zaawansowanym poziomie. Mój rozmówca za to ponownie się rumieni.

 - Jesteś naprawdę miłą i życzliwą osobą, szkoda, że moje państwo takie nie jest - odzywa się po chwili, a jego głos jest przeniknięty wdzięcznością.

- Я здесь и все слышу (Ja tu jestem i wszystko słyszę) - komunista nagle się wrąca i odwraca się do nas, skupiając naszą uwagę. Przygląda się nam delikatnie oburzony domniemaną obrazą.

- Nie mówiłem tego o tobie, a o Imperium, ale skoro sądzisz inaczej, to dobrze, że jesteś świadomy swoich wad - Wasilij przemawia pewnie, odrobinę rozgniewany bezpodstawnym oskarżeniem. Kraj za to jest ciut zdębiały oraz spłoszony i niemal od razu obraca się do nas tyłem.

Bidulek. 

-------------

Następny rozdział już jutro i życzę wam szczęścia w tym nowym roku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro