❧Rozdział XLI- Szkielety, kora i badyle❧

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Triss

Biegłam przez las, ciężko dysząc ze zmęczenia. Łydki paliły mnie żywym ogniem, a stopy bolały od biegania po nierównym terenie. Skakałam nad dziurami, po chwili manewrując między drzewami. Serce kołotało mi jak szalone. W ręce trzymałam jedynie długi, mocny patyk. Była to moja jedyna broń.

O mało się nie potknęłam, przez wystający z ziemi korzeń. Obejrzałam się za siebie. Niczego ani nikogo już tam nie widziałam. Nagle zapanowała cisza. Dalej ciężko oddychając, rozejrzałam się dookoła.

Obok mojej głowy przemknęła strzała, po chwili trafiająca w drzewo obok. Krzyknęłam, upadając do tyłu na tyłek. Jęknęłam, odchylając głowę do tyłu, jednak szybko się opamiętałam i podniosłam z powrotem na nogi.

Ruszyłam dalej biegiem. Nigdzie go nie widziałam, jednak on mnie tak, więc nie miałam czasu na chociażby chwilę odpoczynku.

Biegłam tak już kilka minut, które potfornie mi  się dłużyły, więc mogłam zrobić błąd w wyliczeniach.

Wbiegłam na jakąś pustą polanę, po chwili padając na jedno kolano.

Niedługo później na polanie zawitał kolejny gość.

-Triss?

-Ewron?

Zapytaliśmy w praktycznie tym samym momencie.

-Co ty tu...- Nie miałam możliwości dokończyć zdania.

-Nie mamy na to teraz czasu. Zaraz tu będą.- Podniósł z ziemi gruby patyk, po chwili uderzając nim o drzewo. Jego połowa odleciała gdzieś w las. Wyrzucił za siebie resztkę co została w jego dłoni. Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś innego.- Jakiego potwora dostałaś?- zapytał.

-Szkieleta.- Odruchowo obejrzałam się za siebie.- Niestety- dodałam.

-Cóż za zbieg okoliczności? Ja też.- Znalazł kolejny patyk, którego wytrzymałość również sprawdził o pień drzewa. Ten się trzymał, więc odłożył go gdzieś na bok.

Naszym zadaniem, było przynieść jakiś dowód zabicia potwora, który został wcześniej przydzielony każdemu z osobna, a drużyna której członkowie zabili najwięcej wygrywała.

-Ilu na razie dałaś radę zabić?- zapytał, idąc kilka kroków dalej w las. Podniósł z ziemi dwa większe kawałki kory.

-Jednego i mam wrażenie, że to był wierny małżonek tego co mnie teraz gonił- odparłam, podchodząc bliżej.

-Ha! Ja dwóch.- Uśmiechnął się zwycięsko.

-To jeszcze nic nie...- ponownie nie dał mi dokończyć.

-Dobra. Nie zaczynajmy znowu- powiedział, podnosząc znacząco dłoń, po chwili ją opuszczając. Miał rację. Zazwyczaj od takiej zwykłej wymiany zdań potrafiła się zacząć prawdziwa kłótnia.

-Ale to ty tym razem zacząłeś.

-W sumie racja- zgodził się ze mną.- Ewron nie zaczynaj znowu!- powiedział sam do siebie.

Odruchowo zaśmiałam się pod nosem, teraz będąc od niego oddalona o jedynie kilka kroków.

-Na co ci te kawałki kory?- zapytałam.

-Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie ze szkieletem?- odpowiedział mi pytaniem na pytanie. Pokiwałam jedynie głową.- Możemy zrobić to samo tyle, że staniemy do siebie plecami, osłaniając przy tym siebie nawzajem.

-Jaką mam mieć gwarancję, że nie postanowisz się odsunąć, zostawiając moje biedne plecy bez ochrony?- Podniosłam obie brwi do góry. Mimo dwóch tygodni w jednym domu dalej nie rozmawiamy za dużo, jednak nie oznacza to wcale, że nasz żal do siebie całkowicie zniknął. Dalej nie do końca sobie ufamy.

-Taką samą jak ja w przypadku ciebie- odparł, jak gdyby nigdy nic. Jego mina jednak po chwili zrobiła się poważniejsza, a w oczach dostrzegłam strach. Coś za mną dostrzegł.- Poza tym nie masz już teraz większego wyboru.

Odwróciłam się, dostrzegając między drzewami, czychającego na mnie szkieleta. Obok mnie przeleciały dwie strzały, tyle że jedna leciała w zupełnie innym kierunku niż druga.

Obydwaj nasi przeciwnicy pojawili się w praktycznie tym samym momencie.

-Masz!- Ewron rzucił w moim kierunku korę, którą bez większego problemu złapałam

Pora zacząć wcielać plan w życie.

On stanął za mną, a ja za nim. Dosłownie przyklejeni do siebie plecami. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko siebie, jednak nie miałam czasu się nad tym zatsanawiać. Wrogie moby, powoli zbliżały się, strzelając ze swoich łuków.

-Co teraz?- zapytałam spanikowana, gdy w moją osłonę trafiła kolejna strzała.

-Czekamy- to była jedyna odpowiedź jaką otrzymałam. Czemu ja w ogóle z nim współpracuję?! Z tym co wcześniej mnie zwyzywał. Mogłam uciekać dalej, a zostałam. Czemu?

Potwory były coraz bliżej. Zacisnęłam powieki, gdy obok mojej głowy, wbiła się strzała, która teraz sterczała w połowie praktycznie tuż obok mojej szyi.

-Ewron?- powiedziałam już nieco bardziej spanikowana.

-Spokojnie.- Szybko odpowiedział.- Poczekajmy, aż skończy im się amunicja. Potem zaatakujemy. Nie umieją się bronić w żaden inny sposób, dlatego będzie łatwiej ich pokonać.

Nie wiedząc czemu postanowiłam mu zaufać, jednak widząc, że kora już niewiele wytrzyma, a szkieletowi naprzeciwko zostało jeszcze trochę strzał, miałam coraz większe wątpliwości. Nie uspokajała mnie też myśl, że Ewron w każdym momencie mógł się tak po prostu odsunąć w bok i tym skazać mnie na śmierć. W tym momencie sobie uświadomiłam, że ja również mogłam to zrobić, a mimo to  postanowił mi zaufać. Czemu?

Zacisnęłam mocniej dłonie na wygięciach kory za które trzymałam.

-Mojemu skończyły się strzały! Jak u ciebie?- Usłyszałam jego nagły głos za mną, przez co wyrwał mnie z głębokich rozmyślań. 

-Mojemu zostało jeszcze kilka!- odparłam szybko. Miałam nadzieję, że zaraz to się skończy, jednak dopiero teraz dostrzegłam na korze ślad ciągnący się z dołu do góry. Zaraz pęknie!- Ale, zaraz stracę osłonę!- Byłam dość przestraszona, co można było wyczuć w moim głosie.

Ewron milczał. Nie było u niego żadnej reakcji, co jeszcze bardziej mnie wystraszyło. Serce biło mi coraz szybciej.

Moje myśli uspokoiły się dopiero, gdy ponownie usłyszałam jego głos.

-Zróbmy tak... Oboje się rozdzielimy.

-Co?- Szybko mu przerwałam. To szalone i do tego jest niewielka szansa na powodzenie się. Zaraz tu umrzemy! Mogłam właśnie w tej chwili dalej biec lasem i nie bać się o śmierć w towarzystwie tego dzbana. Dalej obwiniałam się o swoją decyzję.

-Nie przerywaj mi i daj dokończyć.- Miałam wrażenie, że jego głos zrobił się nieco bardziej szorstki.- Tak jak mówiłem, rozdzielimy się. Oboje zajmiemy się swoimi szkieletami osobno. Zaczniesz robić wokół niego kółka, a wtedy jest większa szansa na to, że straci wszystkie strzały, a ty nie oberwiesz żadną z nich.

-Teraz jak to wyjaśniłeś to brzmi to całkiem rzetelnie.

-To co? Na trzy i odbiegamy na swoje strony?- Nawet nie zaczekał na moją odpowiedź.- Raz!- Gorączkowo przełknęłam ślinę.- Dwa!- Napięłam wszystkie mięśnie.- Trzy!- W tym momencie kora rozpołowiła się, dając mi doskonały widok na mojego napastnika.

Tak jak wcześniej poradził mi Ewron, ruszyłam biegiem w jedną ze stron, po chwili robiąc wokół niego okrążenia. Szkielet powoli obracał się, próbując mnie namierzyć, jednak najwidoczniej byłam dla niego za szybka. Nie musiałam długo czekać, aż ostatnia strzała wbije się w drzewo, które już dawno zostawiłam w tyle.

Dłużej nie czekając, chwyciłam leżący na ziemi gruby patyk i podbiegłam do potwora, ten jednak tym razem był szybszy i mnie wyprzedził. Machnięciem swojej kościstej łapy, odepchnął mnie do tyłu, przez co uderzyłam plecami o drzewo za mną.

Jęknęłam, osuwając się na ziemię. Widziałam jak powoli się do mnie zbliża. Był gotowy w każdej chwili mnie dobić. Chciałam się podnieść, jednak poczułam ból w prawym ramieniu.

Zacisnęłam powieki. To koniec. Byłam gotowa na najgorsze, gdy nagle kości potwora rozleciały się na wszystkie strony, a nade mną stanął Ewron w jednej dłoni trzymając ten sam patyk, którym chciałam zaatakować potwora. Nawet nie zauważyłam jak go puściłam.  Chłopak wyciągnął ku mnie lewą dłoń, widząc, że z prawą ręką mam coś nie tak, a ja ją przyjęłam. Pociągnął mnie ku sobie, pomagając mi wstać.

-Dziękuję.- To było jedyne co byłam wstanie wymamrotać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro