Uczucia, o których się nie mówi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Kocham cię - szepnął, przytulając ją do siebie. - Podobasz mi się.

Zamurowało ją. Nie spodziewała się tych słowa w tej chwili. W takim miejscu w takich okolicznościach. Co prawda minęło już kilka godzin odkąd tu przyszli, a słońce zaszło już jakąś godzinę temu, jednak nigdy nie zapomni tego widoku płaczącego chłopaka, który wspomniał o swoim tragicznie zmarłym ojcu. Dlaczego właśnie teraz?
Dlaczego tutaj?
Nie rozumiała tego za grosz.

- Nico? - spytała, kiedy chłopak od dłuższego czasu jej nie puszczał. - hej, wszystko w porządku? - pogłaskała go lekko po włosach.

- Przepraszam... - szepnął, odklejając się od niej. - Nie to chciałem powiedzieć. - spuścił wzrok, czując rumieńce na twarzy.

- Nic nie szkodzi - odparla, wpatrując się w niego. - Teraz ja mogę coś powiedzieć o sobie.

- Jasne, śmiało.

- Miałam starszego brata, który kończył szkołę - westchnęła, unosząc głowę do góry. - Uwielbiał oglądać wschody i zachody słońca, będąc przy tym koło morza. - przymknęła lekko powieki. - Na ukończenie szkoły poszedł ze znajomymi na plaże. Świętowali w najlepsze, kiedy zdarzył się wypadek. Mój brat wpadł to wody, topiąc się, a po chwili idąc na dno.

W tamtym momencie zwątpiła we wszystko co do tej pory wierzyła. Nawet we siebie. Wszystko straciło dla niej sens, świat jakby stanął w miejscu, a czas wirował z niesamowitą prędkością.
Świat stał się dla niej szary, nie mogąc wyłapać innych kolorów. Dlatego jej serce było tak delikatne. Dlatego ona była taka delikatna, łatwo łamiąca się. Wspomnienia jego widoku zalały jej umysł. Młody, jasnowłosy chłopak z niebieskimi oczami, zawsze uśmiechający się. Zawsze pocieszający, kiedy było źle. To on dodawał tych wszystkich kolorów do jej świata.

- Współczuje ci - odezwał się, sprawiająca, że powróciła na ziemie. - Czyli oboje straciliśmy kogoś bliskiego - stwierdził, uśmiechając się kpiąco pod nosem. - Przeklęte życie.

Ona również uśmiechnęła się. Powoli złączyli swoje dłonie, tworząc uścisk, tak silny, że nic nie byłoby go w stanie zerwać. Chłopaka oblał rumieniec, kiedy poczuł jej glowe na swoim ramieniu. Odchylił lekko głowę, kładąc ją na jej. Oboje zamknęli oczy, wsłuchując się w szum morza. Ognisko dawno się już wypaliło, ale to im nie przeszkadzało. Świece nadal świeciły, a księżyc oświetlał swoim blaskiem okolice.

- Zakochałam się kiedyś w dziewczynie - oznajmiła nagle. - ale ona mnie nie kochała, rzuciła jak śmiecia, nawet nie mówiąc mi o tym prosto w twarz, tylko oszukując.

- Przykro mi.

- Ale nie czuje tego samego, co do chłopaków. Nigdy w żadnym się nie zauroczyłam.

Podniósł swoją glowe i odwrócił się w jej stronę. Ona również podniosła glowe, patrząc mu prosto w oczy.

- Nie czujesz tego samego do mnie, co ja do ciebie - bardziej stwierdził niż zapytał.

- Przykro mi - odparła, spuszczając głowę. - nie chce się zachować, jak dziewczyna, w której się zakochałam. Nie chce się zranić.

- Nic nie szkodzi, na pewno przejdzie - zapewnił, przeczesując włosy.

- To nie przejdzie, wiem z własnego doświadczenia. - odparła, podnosząc wzrok na morze. - Lepiej poznaj kogoś nowego, wartego uwagi.

- Już poznałem.

- Nie mnie. Na pewno jest wiele dziewczyn, którym się podobasz. Może jakaś tobie się spodoba i będziesz szczęśliwy.

- Wątpię. - westchnął, spuszczając głowę. - Nikt mnie nie pokocha.

- Ale ja nie wątpię - rzuciła z determinacją w głosie. - Pomogę ci.

- Niby jak?

- Zaufaj mi. Tylko o tyle cię proszę. - pokiwał głową, zamykając oczy.

- Wiesz, że ci ufam aż ponad to. - odparł z uśmiechem.

- Wiem i cię nie zawiodę. Znajdę dla ciebie dziewczynę wartą twojej uwagi.

- W to nie wątpię, ale czy ty znajdziesz sobie kogoś? - zapytał z powagą w głosie. - Bo ja na podwójne randki z nikim innym nie będę chodził.

Po chwili oboje wybuchli głośnym śmiechem, nie zdając sobie do końca z tego sprawy. Podniosła się z miejsca, kierując się w stronę zimnego piasku. Położyła się nim, twarzą do nieba. Od razu dołączył do niej Nico, kładąc się obok niej. Przyglądali się gwiazdom, wyobrażając sobie różne kształty i skojarzenia z nimi. Jednym razem to były zwierzęta, a innym zamki. W pewnym momencie oboje w tym samym czasie podnieśli ręce, stykając się delikatnie palcami. Zaśmiali się pod nosem, łącząc się za ręce.

- Ale nawet jeśli będziemy już kogoś mieć, to nie przestaniemy chodzić za ręce? - zapytał niepewnie, odwracając głowę w jej stronę.

- Oczywiście, to będzie nasze powitanie, w końcu to tylko trzymanie się na ręce - uśmiechnęła się i odwróciła się w jego stronę, patrząc mu prosto w oczy. - Wiem, że uczucia z dnia na dzień nie wyparują, ale po pewnym czasie przestaną być silne. Z każdym dniem będą coraz bardziej do zniesienia.

- Obyś miała racje - przewrócił oczy, słysząc cichy chichot dziewczyny. - Bo jeśli nie, to zobaczysz. - pogroził jej palcem, na co usłyszał jeszcze większy śmiech.

Leżeli tak, trzymając się za ręce i spoglądając na gwiazdy godzinę, kiedy byli blisko snu, dziewczyna zaproponowała, aby poszli do jej domu. On jedynie przytaknął, odczuwając coraz większe zmęczenie. Podnieśli się z piasku, wstając na równe nogi, po chwili otrzepując się z nich. Ostatni raz spojrzeli na morze, które wydawało się nadzwyczaj spokojne, zwłaszcza o tej porze. Zdmuchnęli wszystkie świeczki i pozbierali kwiaty. Kamienie mieszczące się wokół ogniska rozrzuciłi po całej plaży, a patyki wzięli ze sobą. Ruszyli przed siebie, nie odzwracajac się w stronę plaży. Ona niosła dość spory bukiet kwiatów, a on drewno. Wzięli buty w ręce, nie chcąc zakładać na nogi, poszli w skarpetkach przez ciemne miasto oświetlone przez latarnie.

Na całą okolice rozniósł się głos śmiechów i opowiadanych żartów dwójki nastolatków, wędrujących o tak późnej porze. Pomimo tego, że się dopelniali, nie byliby razem szczęśliwi ze sobą. Prawdziwe uczucia, a zmuszanie się do uczuć to dwie różne sprawy.
Płatek chwieje się pomiędzy zostaniem w bezpiecznym miejscu, a spadnięciem na dno.
Niby tak wspaniała przyjaźń, a jednak znów może zostać zniszczona przez uczucia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro