Zadanie, które nie łatwo spostrzec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziły ich promienie słońca, roznoszące się po pokoju. Przetarli oczy, ziewając przy tym. Dziewczyna rozciągnęła się, uderzając się o kant szafki. Dopiero teraz zorientowała się, że śpi na podłodze, a obok niej jej przyjaciel, któremu też zdaje się być nie wygodnie.

- Dzień dobry - wita się, spoglądając na chłopaka, który leniwie otwiera oczy. - jak się spało?

- Strasznie nie wygodnie - odparł, rozciągając ręce. - A tobie?

- Również, mój drogi - uśmiechnęła się w jego stronę. - nie ma to jak spać na łóżku.

Uśmiechnęli się, podnosząc się do siadu. Wtedy zauważyli po przed pokoju porozwalane drewno i kwiaty na szafkach.

- Co tu do cholery się dzieje? - zapytała, podnosząc się na nogi i wchodząc do przed pokoju. - przecież to wyglada jak jeden wielki chlew! - krzyknęła, podnosząc ręce do góry. - Jak rodzice to zauważą, to mi nigdy nie darują.

Chłopak podszedł do niej, spoglądając na przed pokój. Otworzył szerzej oczy, nie dowierzając bałaganu, który tutaj jest.

- Lepiej uważaj - ostrzegła go, zauważając, że chłopka idzie przed siebie. - jeszcze zabijesz się. - odwrócił się w jej stronę z uśmiechem na twarzy, po chwili wydobywając z siebie krótki śmiech.

- Chciałabyś! - krzyknął, wyciągając w jej stronę palec. - Nie doczekanie twoje - mruknął pod nosem, kierując się przed siebie.

Nagle poczuł deske pod stopą, na którą nadepną. Poślizgnął się, upadając do tylu, a drewno wyrzucając w dał. Upadł plecami o podłogę, cudem nie wpadając na resztę desek. Usłyszał za sobą głośny śmiech dziewczyny, który zdawał się nie mieć końca.

- Nic ci nie jest? - zapytała z rozbawieniem w głosie. - nieźle grzmotnąłeś o podłogę.

- Wszystko w porządku - odparł z poirytowaniem. - Sama spróbuj się nie wywalić.

Dziewczyna ruszyła przed siebie, rozglądając się wokół siebie i omijając pobliskie deski. Po chwili minęła leżącego chłopaka na ziemie, który ze zdziwieniem patrzył w jej poczynania.

- Naprawdę chyba ci się uda... - powiedział, podnosząc kark, by zobaczyć jak jej idzie.

Głowę nadal miała schyloną na dół, oglądając uważnie drewno, mieszczące się pod jej nogami. Podniosła głowę, by sprawdzić, ile jeszcze jej zostało. Zrobiła krok do przodu, nie patrząc na dół, co było olbrzymim błędem. Pod stopą poczuła grubą deskę, ktora ruszyla do przodu, wywalając dziewczynę do tylu. Kolejny kawałek drewna poleciał naprzód. Za sobą usłyszała głośny śmiech chłopaka, który ledwo mógł wziąść wdech.

- Bardzo śmieszne - burknęła, zawieszając ręce na piersi. - Może byś się tak ruszył, a nie rżysz jak koń?!

- Już lecę z pomocą! - krzyknął, podnosząc się z podłogi i podchodząc do dziewczyny. Podał jej dłoń, którą ona złapała, podnosząc się z ziemi. Oboje mieli blisko kuchni, gdzie było czysto. Ruszyli powolnym krokiem, trzymając się za ręce. Dziewczyna patrzyła przed siebie, a chłopak na dół, robiąc susły. Po chwili oboje byli już w bezpiecznym miejscu, zdała od drewna.

Krzyknęli z radością w głosie, wymachując rękoma. Ivy podeszła do blatu, wyjmując z szafki szklankę, następnie nalewając do niej wodę. Powtórzyła czynności jeszcze raz, łapiąc za dwie szklanki pełne wody. Minęła chłopaka, przyglądającemu się uważnie. Położyła je na stole, siadajac obok. Nico dosiadł się do niej, zajmując miejsce obok.

- Dzięki - powiedział, łapiąc za szklankę wody, upijając łyka. - Niedlugo bierzemy się za sprzątanie tego bałaganu.

- Niestety - mruknęła, łapiąc szklankę wody, zachłannie wypijając całość za jednym razem.

Przyszykowali sobie śniadanie, składające się z kanapek, następnie zbierając drewno z przed pokoju. Zajęło im to około godziny, wykładając wszystko na dwór. Kiedy przed pokoju był w miarę ogarnięty, oboje padli na łóżku zmęczeni. Kwiaty nadal zostały na szafkach po całym mieszkaniu.

- Co teraz porobimy? - zapytała, wycierając pot z czoła.

- Na pewno nie nauka - ostrzegł ją, opierając się plecami o kanapę. - Niedługo będę się zbierał. Muszę pomóc jeszcze mamie w domu.

- Moich nie będzie do wieczora, wiec jeśli chcesz to mogę cię odprowadzić.

- Pewnie, że chce. - odparł z uśmiechem na twarzy.

Po godzinie rozmowach, postanowili wyjść z domu. Ubrali się i wyszli z domu, zamykając drzwi na klucz. Po upewnieniu się, że drzwi są zamknięte, wyszli na dwór, gdzie wiał silny wiatr. Wszystko dookoła nich ruszało się, omal nie wyrywając się. Ludzie z ledwością stawiali kolejne kroki w zamierzonym kierunku.

Chłopak pewnym krokiem ruszył przed siebie, chowajac ręce do kieszeni swojej brązowej kurtki. Nie miał ubrań na przebranie, a nie chciał chodzić w tym samym stroju co wczoraj. Pożyczył wiec ubrania od Ivy. Dziewczyna ruszyła tuż za nim , starając się dotrzymać mu kroku.

- Daleko mieszkasz? - spytała, kiedy wiatr rozwiał jej włosy, zasłaniając jej twarz.

- Niedaleko - oznajmił, odwracając się w jej stronę. Wtedy zauważył, że jej próby doprowadzenia włosów idą na marne, ponieważ wiatr ponownie je rozwiewał. Złapał dziewczynę za rękę i lekko pociągnął ją przed siebie. Ona już nie poprawiała włosów, tylko zaufała jemu w pełni.

- Jeśli się wywalę, ty również - ostrzegła go, wskazując w jego stronę palcem.

- Dobrze, spróbuje zaprowadzić nas bezpiecznie, bez przeszkód.

Oboje kiwnęli głowami, choć chłopak nie odwrócił sie w jej stronę. Wiatr ustawił się tak, że wiał wprost w ich stronę. Stawiali coraz trudniej kroki naprzód, jakby spinali sie na wielka górę w środku śnieżycy. Może lepiej byłoby zostać w domu?

Nic już do siebie nie mówili, skupili się na dotarciu cało do domu chłopaka. Szli tak może z piętnaście minut, kiedy nagle zatrzymał sie przed ruchomą ulicą. Ona stanęła koło niego, próbując przyjrzeć sie otoczeniu. Przed nimi stał mały jednorodzinny dom, przed którym była ruchliwa ulica. Nico rozejrzał sie po obu stronach ulicy, po chwili idąc szybkim krokiem przed siebie, ciągnąc dziewczynę za sobą. Po chwili stali już przed bramą, przyciskając dzwonek.

Rozległ sie dzwiek otwierania drzwi wejściowych. Wyszła z nich kobieta w średnim wieku, ubrana w granatową bluzke i czarne spodnie.

- Nico, co tak długo? - zapytała kobieta z wyrzutem, podchodząc do nich bliżej. Chłopak nadal trzymał dziewczynę za rękę, nie mając zamiaru jej puścić. Ścisnął ją mocniej, zapraszając gestem drugiej ręki do wejścia. Ivy weszła przez otwartą furtkę potulnie, starając sie nie puszczać jego ręki. Przywitała sie z kobietą, czując narastający stres w środku. Dlaczego ona sie tak stresowała?

- Mamo to Ivy, Ivy to moja mama. - przedstawił je, kiedy byli już w środku domu. Kobieta wystawiła rękę z szerokim uśmiechem, skierowanym w stronę dziewczyny. Odwazjemniał go, ściskając jej dłoń. Po chwili poczuła jak jej druga ręką, która trzymał Nico była wolna. Puścił ją.
Spięła sie jeszcze bardziej, odwracając sie na boki, szukając go przerażonym spojrzeniem.
Jednak nigdzie go nie było, ani kobiety, która stała tuż przed nią.
Gdzie sie wszyscy podziali?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro