2. Poznajcie Christophera

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziły go dresze. Cały się trząsł, bo noc była chłodna, a stara, porwana puchowa kurtka niezbyt chroniła przed zimnem. Powoli otworzył oczy, skrzywił się. Czekał go kolejny dzień walki. Nagle dreszcze się wzmogły, a mężczyzna gwałtownie zwymiotował swój ostatni posiłek, cheesburgera z McDonald's i kawę instant z jakiegoś baru. Nie pamiętał nazwy, bo gdy wpadał w ciąg tracił poczucie czasu i przestrzeni, snuł się ciemnymi ulicami unikając gliniarzy, wpatrywał żebraków albo innych ćpunów, by przy pomocy długiej brzytwy zgarnąć ich dolę z bezdomnego życia.

Często trafiał na bardziej zdesperowanych ludzi, którzy gotowi byli podjąć walkę. Wtedy szanse wynosiły 50 % na zwycięstwo. By przechylić szalę na swoją korzyść, mężczyzna przez jeden dzień ograniczał dawki narkoryków, by być na głodzie i żeby adrenalina uderzyła my do głowy, bo wtedy nie bał się niczego. Po jednym takim dniu zazwyczaj mógł znów wpaść w ciąg zażywania opioidów, do czasu następnego deficytu gotówki.

Żył tak dziesięć lat. Dziesięć lat, odkąd rzuciła go narzeczona, Helena... Jaka? Nie ważne. Potem przez kredyty na wysoki procent wylądował na ulicy, dodatkowo kryzys z 2007 roku dotkliwie odbił się na jego zarobkach maklera. Porzucił garnitur i krawat na rzecz T-shirta z Iron Maiden i dżinsów, by w 2018 roku skończyć w jakiś podrabianych chińskich łachach i w klapkach Hello Kitty, które dla wygody przywiązywał do stóp bandażem tworząc tym samym namiastkę butów.

Otarł usta z resztek żygowin. Czuł smak żółci, wiedział że nie jest z nim dobrze. Od trzech dni nie brał działki, nie dlatego że chciał kogoś efektywniej skroić, nie... Teraz był do tego zmuszony. Ale w ostatnim porywie podpełzł pod ścianę do plecaka z jednym uchem, drugie, odcięte, służyło do aplikowania dożylnego.

Drżącymi rękoma wytrzepał plecak z zawartości, czyli brudnej chusty w kropki, którą zasłaniał twarz, kilku zużytych igieł i strzykawek, dwie aluminiowe łyżeczki oraz opakowanie aspiryny, ukradzione ze stacji benzynowej. Łapczywie rozerwał opakowanie i zebrał ślinę. Dwie ostatnie tabletki wypadły mu z drżących dłoni na brudną ziemię. Posłużył się długimi paznokciami jak szczypcami, podniósł najpierw jedną, potem drugą, rozgryzł je i połknął na pusty żołądek.

Zobaczył, że z plecaka wypadło coś jeszcze. Portfel, który dostał na osiemnaste urodziny. Pamiętał wszystko jak przez mgłę, ale wiedział od kogo go dostał. Otworzył go. Oczywiście nie było tam gotówki, ale zobaczył swój dowód osobisty, którego ważność wygasła już dobre kilka lat temu. Obrócił się do światła i spojrzał na młodego, przystojnego mężczyznę z przystrzyżonymi brązowymi włosami i upielęgnowanymi wąsami.

Wstał i spojrzał w rozbitą kawałek rozbitej szyby pod takim kątem, by widzieć swoje odbicie. Znów spojrzał na dowód osobisty.

Zacharczał. To znaczy chciał się zaśmiać, ale nie pamiętał jak to się robi. Z szyby patrzył na niego zapuszczony menel, śmierdzący degenerat z kosmykami włosów wpadającymi do oczu, o długich, chudych jak patyki nogach i żółtych, niamal czarnych zębach. Jedyną pamiątką dawnego życia były porysowane i lepkie od brudu kanciaste okulary ze sklejonym zausznikiem.

Zerknął na podpis. "Christopher Claste, urodzony w 1976 roku w Schwerin". Przynajmniej pamiętał jeszcze, jak się nazywa. Na razie.

Spakował wszystko z powrotem do plecaka. Ten dzień był inny niż wszystkie. Czuł że jest wyjątkowy. Jeszcze nigdy nie czuł się tak źle, chciał działki. Albo śmierci.

Wyczołgał się z plecakiem przez na wpół zawaloną framugę drzwi i ruszył w stronę lasku. Obrócił się, spojrzał na Teufelsberg w całej okazałości, na graffiti i ogólną ruinę tego miejsca. Było jak on sam.

Sam był ruiną, a jedynym fundamentem który utrzymywał wszystko w kupie, miała być jeszcze jedna dawka opium.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro