7. Miłość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Karen Leckstein otarła łzy. Bo wiedziała że właśnie straciła najlepszego przyjaciela. Nie musiała mówić, że jest okropny, że jest zazdrosny, bo wiedziała że tak nie jest. Po prostu, emocje wzięły górę. Kiedy zaczął bić Jackoba, zepchnęła go i pobiegła po pomoc. Gdy jechali do szpitala, powiedziała Christopherowi to co myślała, że nie było powodu do takiego odwetu, że to tylko miłość na jedno lato, ale on tego nie rozumiał, chciał dla niej dobrze i nie mógł przeboleć, że Jackob, jej nowy chłopak z obozu żeglarskiego, zdradza ją z inną. Wygarnął to Jackobowi, a ten tylko wzruszył ramionami, co jeszcze bardziej zdenerwowało Christophera Claste. 

Karen nie miała za złe Jackobowi, wiedziała że to bardziej zabawa niż poważny związek partnerski, sama po cichu szukała nowego chłopaka. Znalazła go dopiero po szkole policyjnej. Księgowy, a po godzinach trener personalny, poznali się na siłowni. Marc Schtine. Po trzech latach wzięli ślub. I wtedy się zaczęło.

W łóżku był jak zwierzę, chciał więcej i więcej, ponad jej siły, a kiedy nie mogła mu tego dać, szedł do innych. Ale czasem nie miał takiej możliwości. Wtedy ją bił, by dała mu "więcej". Zaczynało się od kuksańców, potem siarczystych policzkach otwartą dłonią, by na gwałcie skończyć. W końcu znajomi zaczęli dostrzegać problem, ale wtedy na ogół jest za późno. Karen była wrakiem, nie wynagradzało jej to nawet stanowisko w policji federalnej. Marc dostał wyrok, następnie kuratora i zakaz zbliżania się do niej. 

Teraz patrzyła na swojego byłego oprawcę, przykładając torbę z lodem do potylicy. Byli na komisariacie, a ona patrzyła jak jej znajoma, komisarz Engel, dokonuje przesłuchania. Sama już była maglowana przez biurokracyjne sprawy przez dwie godziny, ale musiała to zobaczyć. Musiała zobaczyć, jak ten koszmar się skończy. Albo wręcz przeciwnie.

Spojrzała na telefon. Dzwonił Krüger.

- Halo?

- Nasz człowiek, Henke, trafił do szpitala, wiesz o tym? Podał rysopis gościa, który go tak urządził i ukradł broń.

- Co? Kurwa, jest tam jakiś ćpun na wolności z policyjną giwerą? - Ta wiadomość wyrwała ją z otępienia.

- Tak. Rysopis rozesłaliśmy do innych komisariatów i na bramki na autostradach i drogach szybkiego ruchu. Tak samo na granicę z Polską, gdyby chciał tam spierdolić. Dostaliśmy też nagranie, od grupki nastoletnich wandali, obili go, a jeden z nich ma pęknięcie czaszki. Nie ma też ubrań.

- Chwila, skąd wiedzą, że to ten sam?

-Rysopis się zgadza, dodatkowo pokazaliśmy im zdjęcie Heckler-Koch'a SFP9, i potwierdzili. To ten sam ćpun. Prawdopodobnie zmienił ubranie i porusza się na czarnym rowerze marki Atlantic. Miej oczy otwarte, dobra? Na razie odpocznij, wiem co się stało. Możesz wziąć sobie wolne kiedy chcesz, dobra?

- Dobra, dzięki… informuj mnie na bieżąco, ok?

- Ok. Do zobaczena. 

Karen rozłączyła się i potarła zmęczone oczy. Musiała się zdrzemnąć. Była osiemnasta. Wtedy na korytarzu zobaczyła komisarz Engel.

- Trzymasz się? - spytała czarnoskóra, tęga policjantka wkładając do automatu z kawą kilka monet. - Chcesz, to mamy tu psychologa, może…

- Nie dzięki, dam sobie radę. Chyba.

- Jasne. Gdybyś czegoś potrzebowała, daj mi znać…

- Ile dostanie?

Engel westchnęła. 

- Wiesz, to skomplikowane w przypadku, gdy ktoś udaje chorobę psychiczną i manię prześladowczą jednocześnie. Podobno jego matka biła go w dzieciństwie i bardzo żałuje tego co zrobił.

- Gówno prawda - warknęła Karen.

- Wiem. Ale komisja nie wie. I muszą to zbadać. Może trafić do izolatki, specjalnego zakładu, więzienia… ale…

- Ale?

-Na wolność już nie wyjdzie - uśmiechnęła się Engel i wzięła łyk kawy z mlekiem.

- Tak, to dobra wiadomość. Tak dobra, że chyba muszę się z tym przespać - odetchnęła Karen z ulgą. Długo czekała na taki obrót spraw. 

Stanowczo zbyt długo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro