Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kalina pov.

Po powrocie do domu czternastolatka zbierała informacje o dziecku Valerii. W tym czasie ja zrobiłam sobie kawę i rozmyślałam o tym co będzie dalej. Na balkon przyszła Thea i usiadła obok mnie.

- Chłopak nazywa się Onyx, ma dwadzieścia sześć lat, mieszka pod LA. Pracuje jako budowlaniec. Aktualnie próbuje zdobyć jego numer- powiedziała, a jej telefon zabrzęczał.- Jest, idę z nim pogadać.

****

- Uratowałby pan nam życie i to dosłownie. Proszę to przemyśleć. Do widzenia- dziewczyna się rozłączyła i spojrzała na mnie.- Nie wiem czy go przekonałam.

- Spokojnie, musimy dać mu czas na przemyślenie wszystkiego. A w tym czasie idziemy na lody.

Wstałam i ruszyłam do wyjścia. Po kilkudziesięciu minutach dotarłyśmy na plażę. Od razu poszłyśmy do budki z lodami. Obie wzięłyśmy sobie dwie gałki czekoladowych i usiadłyśmy na piasku.

- Gadałam z Jacki i stwierdziłyśmy, że chcemy się spotkać- powiedziała Thea.

- Zadzwonię do jej taty, na pewno coś wymyślimy- odparłam z uśmiechem.

Po tych słowach zapadła cisza, obje wpatrywałyśmy się w wodę rozciągającą się przed nami.

- Mamo?

- Co tam?

- Gdyby Marcus cię przeprosił, chciałabyś z nim znowu być?

- Pomimo tego, że mnie zranił to nadal go kocham.

- Więc tak?- upewniła się.

- Tak- odpowiedziałam.

Brunetka przytaknęła i położyła głowę na moim ramieniu. Jednak nasz spokój nie trwał za długo, ponieważ telefon dziewczyny zaczął dzwonić. Od razu spojrzała na mnie podekscytowana. Odebrała i przyłożyła urządzenie do ucha.

- Halo- powiedziała niepewnie.- Naprawdę?!- jej głos wypełnił się nadzieją i radością.- Dostosujemy się do pana...Jasne, za pół godziny będziemy. Do widzenia- brunetka się rozłączyła.- Zgodził się!- pisnęła i rzuciła mi się na szyję.

- Z tego co słyszałam to musimy się zbierać-powiedziałam, podnosząc się z ziemi z Theą na rękach.

- Możesz mnie już puścić- zaśmiała się.

- Wiem, ale nie chce.

****

Dzwonek do drzwi rozbrzmiał w całym domu. Czternastolatka zeskoczyła z oparcia kanapy, na którym siedziała. Machnęłam ręką, żeby usiadła. Sama poszłam wpuścić naszego gościa. W progu stał wysoki brunet z zielonymi oczami. Miał na sobie białą koszulę, wsadzoną w czarne spodnie od garnituru. W lewej ręce trzymał marynarkę, którą zarzucił na ramię. No i zdrowy rozsądek, i opanowanie szlag trafił.

- Kalina- powiedziałam, z trudem powstrzymując swój flirciarski ton.

- Onyx- odparł podając mi dłoń.

Nogi się pode mną ugięły, kiedy jego silna, duża dłoń zacisnęła się na mojej.

- Zapraszam- powiedziałam, przepuszczając go w drzwiach.- Dziękuje, że zgodziłeś się spotkać. To jest Thea, moja córka.

- Miło zobaczyć głos z drugiej strony słuchawki- powiedział, uśmiechając się, a jego głos był głęboki i łagodny za razem.

- Chcecie coś do picia?- spytałam.

- Nie, dziękuje- odparł dwudziestosześciolatek.

Czternastolatka spojrzała się na mnie z politowaniem, wiedziała dlaczego byłam taka miła. Zeskoczyła ze swojego miejsca i poszła na schody.

- Będę u siebie, Wołaj jakbyś czegoś potrzebowała- powiedziała.

Kiwnęłam głową lekko się uśmiechając. Razem z mężczyzną usiedliśmy na kanapie. Opowiedziałam mu o całej sytuacji i wytłumaczyłam czego od niego chciałam. Kiedy skończyłam, zaczął opowiadać swoją historię.

- Jak zostawia mnie w szpitalu, zostawiła dla mnie list- zaczął.- Napisała, że chciałaby, żebym nazywał się Onyx. Potem tłumaczyła czemu mnie zostawiła i jak bardzo mnie kocha, a no i dostałem dużo forsy na start.

- Wiesz, że cię szukała przez długie lata?- spytałam, a chłopak zaprzeczył.- Jak cię szukałyśmy Thea natknęła się na jej ślady. Niestety w momencie, w którym informacje o tobie się kończą ona się poddała. Chociaż nie możemy mieć pewności, że cię nie znalazła.

Onyx przez chwile milczał. Sprawiał wrażenie zamyślonego.

- Zgadzam się- powiedział w końcu.- Porozmawiam z matką.

- Boże dziękuję- powiedziałam z ulgą.-Dosłownie ratujesz nam życie.

- Nie dziękuj mi, jeszcze nic nie zrobiłem. Jednak jesteś mi winna przysługę.

- Z przyjemnością ci się odwdzięczę- odparłam.

- Pójdziesz dziś ze mną na kolację z moimi przyjaciółmi.

- Naprawdę?- zaśmiałam się.- Za uratowanie życie chcesz tylko kolacje?

- Przetrwaj z nimi wieczór, a możemy pogadać o czymś jeszcze- powiedział z prowokującym uśmiechem.- Ubierz się ładnie.

Kiwnęłam głową i poszłam na górę się przebrać, w międzyczasie zaglądając do córki.

- Jadę z Onyxem na kolację-powiedziałam.- Jakbym miała nie wrócić na noc to zadzwonię. A i w zamrażalniku masz pizzę. Kocham cię.

-Też cię kocham mamo- powiedziała, przytulając się do mnie.- Tylko nie rób niczego czego mogłabyś żałować.

- Dobrze. Połóż się przed pierwszą.

Thea przytaknęła i pocałowała mnie przelotnie w usta.

- Mamo!- zawołała, kiedy już wychodziłam.- Ładnie wyglądasz.

- Dziękuje skarbie-na moich ustach pojawił się wielki uśmiech.

Wyszłam z jej pokoju. Zeszłam po drewnianych schodach na dół. Kiedy zostały mi dwa schodki, dwudziestosześciolatek wstał ze swojego miejsca. Wpatrywał się we mnie jak zahipnotyzowany.

- No co?- spytałam, czując, że moje policzki oblewają się rumieńcem.

- Wyglądasz po prostu...wow... przepięknie- powiedział podchodząc do mnie ciągle uważnie skanując moje ciało.

Miałam na sobie sukienkę w kolorze butelkowej zieleni, sięgającą do połowy uda z paskiem zapinanym na szyi. Do tego rozpuściłam sobie włosy, które lekko mi się pofalowały. Mężczyzna podał mi dłoń i pomógł mi zejść na podłogę. W momencie w którym moje szpilki zetknęły się z podłożem chłopak pociągnął mnie do siebie. Przed obawą, że upadnę położyłam mu dłonie na ramionach. Nasze ciała dzielił maksymalnie centymetr.

- Mam nadzieję, że umiesz tańczyć- powiedział zadziornie.- Bo mam zamiar porwać cię dziś na parkiet.

- Dobra wasza rodzina zdecydowanie ma coś do tańca-mruknęłam rozbawiona.

W głośnikach rozbrzmiał kawałek Shakiry- Chantaje. Marcus wyciągnął w moją stronę dłoń, nic nie mówiąc wstałam z miejsca. Chłopak mnie obrócił i pociągnął na środek parkietu. Nie pomyślałabym, że Marcus umie tańczyć salsę. W tamtej chwili cieszyłam się, że założyłam sukienkę. Pozwoliłam chłopakowi się prowadzić, moje ciało dosyć szybko dostosowało się do jego ruchów. Czułam, że Ricky bacznie się nam przyglądał, tak samo jak niektórzy ludzie znajdujący się w lokalu. Chłopak ponownie mnie obrócił i przyciągnął do siebie. Mogłam poczuć tą mieszankę kawy i papierosów, którą zawsze pachniał.

- A myślałem, że się zbłaźnisz kochanie - powiedział z chamskim uśmieszkiem.

Powrócił i mój stary Marcus Tieri. Uszczypliwy i czarujący.

- I vice versa kochaniutki- powiedziałam wracając na swoje miejsce.

Onyx otworzył mi drzwi, a kiedy zajęłam miejsce pasażera zamkną je. Sam okrążył swoje białe audi i usiadł za kierownicą. Jechaliśmy przez kilkadziesiąt minut i cały czas żywo rozmawialiśmy o życiu i naszych marzeniach. Śmiało mogłam stwierdzić, że mieliśmy ze sobą dużo wspólnego. Wreszcie zatrzymaliśmy się pod restauracją. Mężczyzna wysiadł jako pierwszy i jak na prawdziwego dżentelmena przystało otworzył mi drzwi. Wysiadłam, a zielonooki podał mi ramię. Z uśmiechem się go złapałam.

- Twoi przyjaciele pomyślą sobie, że jestem jakąś królową- zażartowałam.

- To dobrze sobie pomyślą- odparł jak gdyby nigdy nic.

Przepuścił mnie w drzwiach, a przed nami pojawił się kelner.

- Dobry wieczór państwu, na jakie nazwisko była rezerwacja?- spytał.

- Martin- odparł Onyx.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No kochani mamy kolejny rozdział i nowego bohatera. Trochę nam namiesza, a trochę pomoże. Mam nadzieję, że jak na razie książka się wam podoba. Pamiętajcie o gwiazdkach miłego i do następnego. A i jeszcze dzisiaj dostaniecie drugi rozdział, który jest kontynuacją tego.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro