💚
Ale to nie było to samo. Cho otrząsnęła się nagle z rozkojarzenia i spuściła zawstydzona wzrok na klawiaturę swojego laptopa.
- Mogę usiąść? - spytał mężczyzna, stojący obok jej stolika.
- A czemu pan chce, jeśli mogłabym się spytać? - odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczyna, drżącą ręką sięgając po herbatę. Obcy bez pozwolenia przesadził jej pluszaka na stół i zajął siedzenie.
- Bo wygląda na to, że nie powinna być pani teraz sama - stwierdził, patrząc na nią cieplym wzrokiem. - Nie jestem tym, kogo pani wołała. Mam na imię Donat. Ale jestem tutaj. I myślę, że pani mnie potrzebuje. - Zaczerwienił się lekko i spuścił wzrok. - Wiem, jak to jest zostać samemu - wymamrotał, bawiąc się nerwowo palcami. - Po prostu tak nie powinno być.
Pokiwała głową. Miał rację. Człowiek został stworzony, by kochać, a relację miłości można było tworzyć tylko z drugą osobą. Jakoś już tak działał ten świat. Nie zamierzała zawierać z tym człowiekiem bliższej znajomości. Nie, z pewnością nie. Rozejdą się wieczorem różnymi drogami. Ale to jedno popołudnie mogła poświęcić na jego tiwarzystwo. Nie chciała znów zostać sama.
- Widzę, że pani już coś zamówiła - stwierdził po chwili niezręcznej ciszy Donat.
- Tak - odpowiedziała krótko, zamykając klapę komputera. Pokiwał powoli głową, zaciskając usta.
- Mhm - mruknął. - A... Może mi pani zdradzić swoje imię lub nazwisko?
- Cho - rzuciła. - Cho Chang.
Znów zapanowało milczenie.
- Pochodzi pani z Londynu? - spróbował znów zagaić konwersację.
- Nie - stwierdziła. Siedzieli chwilę bez słowa. W końcu Cho poczuła się odpowiedzialna do porozmawiania z nowym znajomym. - A pan?
- Nie - odpowiedział, uśmiechając się. - Pochodzę z Poznania. Z Rzeczpospolitej Polski.
Obcokrajowiec. To tłumaczyło jego akcent. Zainteygował ją jednak kraj pochodzenia Donata. Znała oczywiście nazwę. Któż z fanów quidditcha nie słyszał o Józefie Wrońskim czy Władysławie Zamojskim. Ale o mugolach stamtąd Cho nie słyszała zgoła nic.
- Och, naprawdę? - zaciekawiła się. - Opowiedz mi o swojej ojczyźnie. Nic, naprawdę nic, o niej nie wiem, a z pewnością musi być ciekawa.
Mężczyzna uśmiechnął się szerzej i zaczął opowiadać. Znał zarówno historię, jak i geografię swego kraju bardzo dobrze. Cho nie mogła przestać słuchać. Kiedy za oknami zaczęło się z wolna ściemniać, pomyślała, że będzie musiała poprosić o następne spotkanie, by dowiedzieć się więcej.
- Odpowiada ci za tydzień o szesnastej tutaj? - spytał Donat, który również nie miał nic przeciwko ponownemu zobaczeniu jej. - Mógłbym przyprowadzić moją siostrę, która też jest przejazdem w Anglii. Ona jest po historii, z pewnością mogłaby ci opowiedzieć wiele więcej niż ja.
- To wtorej, prawda? - spytała ni to jego, ni to siebie Cho. - Tak, wtorek. Przyjdę z pewnością. To do zobaczenia.
Wyszła z kawiarni i odetchnęła głęboko ostrym, zimowym powietrzem. Nie sprowadziło jej jednak ono na lichy padół ziemski. Jej serce biło szybciej pełne nadziei. I nawet szare mgły Londynu zdawały jej się lśnić żywą zielenią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro