Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy statek którym płynęli dotarł na Orię powoli podeszły do nich dwie postacie ubrane w szkarłatne zbroje.
Starożytny rozpoczął z nimi rozmowę, podczas gdy Radaka oglądała jeden z dwóch noży.

- Idziemy - powiedział mężczyzna po skończonej konwersacji.

- Jasne - prychnęła i schowała nóż.

Szli po bardzo długich schodach obserwując wulkaniczny krajobraz. W końcu dotarli do zamku. Mury obstawione mnóstwem ludzi. Gdy przeszli przez bramy dotarli na dziedziniec. Było tam znacznie więcej Łowców, każdy rozmawiał lub ostrzył broń. Radaka patrzyła na nich z pogardą, wiedziała o nich wiele i gdyby nie była tutaj wezwana przez ich wodza, po prostu by ich zabiła. Wkońcu weszli do środka. Kierowali się korytarzem do sali tronowej, na ścianach wisiały głowy wielu bestii. Gdy Starożytny otworzył drzwi do komnaty zobaczyli widok który przeraziłby każdego, tylko nie ich.

Na ziemi leżała Iaris, a Pierwszy dociskał jej jeszcze dziewczęce ciało do ziemi swoim żelaznym butem.
Z całej siły wyrwał jej prawą rękę i odrzucił. Krzyki dziewczyny usłyszeli pewnie Łowcy na zewnątrz. Jej przełożony obserwował ją z pogardą.

- Brawo. - Radaka biła brawa. - Cudowny teatrzyk.

- Nie wykonanie polecenia to zmaza na honorze każdego Łowcy. Ona miała wraz z kompanem zabić jakiegoś arystokratę. Pozwoliła mu uciec i straż zabiła jednego z bardziej pożytecznych łowców - kopnął w jej oderwaną rękę.

- Cóż, pamiętam jak pracowałam dla was dawniej. Oderwałeś mi obie nogi za mniejsze niedopatrzenia - spojrzała na ledwie żywą dziewczynę - jesteś bardziej litościwy.

- Jest jeszcze młoda. Pracuje dla nas od dwóch lat dzięki siostrze, Tarai.

- Starożytny powiedział, że wyrok zapadł wcześniej.

- Tak to prawda. Jest moją prawą ręką więc wie o takich sprawach. A to po co cię wezwałem jest ważną sprawą - kazał skinieniem głowy zabrać okaleczoną dziewczynę Starożytnemu. - Laluś wrócił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro