Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Młody chłopiec obudził się i spojrzał na sufit. Pamiętał mężczyznę, który przyjął go na nauki.

- Artas, wcześnie wstałeś. - jakaś kobieta go obserwowała.

Po chwili czarnowłosy poczuł, że nie jest ubrany w koszulkę. Odrzucił koc i zobaczył grube bandaże na torsie i rękach.

- Co to? - spojrzał na mamę Sardy.

- Twój trening - Lessik stał oparty o ścianę z założynimi rękami. - Obciąże was jeszcze metalowymi rurkami.

- Was? - spytał.

- Sarda też ma takie. Dzięki temu nauczycie się żyć z obciążeniem. Nie mam ochoty planować wam treningów, dlatego stworzyłem ten system. Jak będzie za lekko to dołożę więcej stali.

Chłopiec kilka razy poruszył rękoma.
Były o wiele cięższe.
Rycerz kazał mu wstać. Gdy chłopiec postawił nogi na ziemi poczuł na nich duży ciężar. Zachwiał się ale szedł dalej w stronę stołu.

- Chłopcy pójdą z nami do miasta? - Lessik spojrzał na matkę Sardy, Katherine.

- Jeśli chcesz - odparła.

- Pojadą i raczej nie będą sprawiać problemów - spojrzał na Sardę który kochał żarty.

Gdy pan Groveensy podjechał pod dom wozem wszyscy wsiedli i ruszyli w stronę Arham. Po drodze czarnowłosy wpatrywał się w Lessika, widział w nim kogoś kto nue boi się niczego.
Brązowe, niedbale przycięte włosy mężczyzny, ciemne jak noc oczy i zarost.
Gdy ich oczy się spotkały wnętrze chłopca przeszył chłód. Mimo tego wiedział, że mężczyzna nie jest zły na niego. Jego wzrok przeszywał ciało i sięgał duszy z dokładnością badając każdy jego zakamarek.

- Jesteśmy - stali pod bramą wielkiego miasta.

Lessik zabrał chłopców ze sobą. Szli nie odzywając się do siebie. Po zakupach ruszyli w stronę rynku, gdy rozległ się dzwon alarmowy.
Na ulice wpadli różni wojownicy i zaczęli wyżynać ludzi i straż.
Krzyki, jęki i brzdęki stali roznosiły się po mieście. Dawny wojownik chwycił leżący na ziemi miecz i ruszył do walki. Przecinał brzuchy i gardła z spokojem na twarzy, nie zwracał uwagi na to iż nie ka wsparcia. Pokonał tylko kilku podrzędnych łowców, gdy na jego drodze stanął wytatuowany wojownik z toporami.
Kopnął rycerza w brzuch tak mocno, że ten się zachwiał i zwymiotował. Nad pokonanym rycerzem pojawił się wysoki mężczyzna w płaszczu.

- Kolejne głowy do kolekcji! - zakrzyknął topornik.

Człowiek w płaszczu zrzucił okrycie ukazując pancerz i potężne topory na plecach i rękawicę z stalowymi, długimi pazurami.
Ruszyli na siebie, unikali ciosów.
W pewnym momencie członek zakonu chwycił łańcuch i zarzucił go na szyję łowcy z toporami.

- Teraz Lessik!

Ciemnowłody chwycił miecz i jednym ruchem wbił w brzuch przeciwnika i szybkim ruchem go rozciął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro