26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Przez otwarte okno do sypialni wleciał chłodny powiew porannego wiatru poruszając cieniutką firankom unosząc ją powoli co sprawiało wrażenie jakby to była sukienka powiewająca w rytmie muzyki słyszalnej tylko dla niej. Kiedy chłodny wiatr rozszedł się po całym pokoju, aż dotarł do łóżka Lulu odruchowo skuliła się pod kołdra tuląc do Janka. Po chwili jednak dziewczyna wybudziła się ze snu i wsłuchała się w cichy oddech ukochanego i poranny śpiew ptaków dochodzący zza okna. Powoli podniosła zaspane powieki i spojrzała na Janka, który nadal smacznie spał. Dziewczyna uśmiechnęła się na ten widok i pocałowała go w policzek.

 Powoli zmusiła się do wyjścia spod kołdry i okryła się cieniutkim satynowym szlafrokiem ubierając puchate kapcie. Jak najciszej zeszła na dół po wiekowych ręcznie rzeźbionych drewnianych schodach na dół i ruszyła w stronę kuchni przez pokoje służące służbie dawniej do pranie i odpoczynku. Kiedy weszła do dużej i jasnej kuchni poczuła się jak prawdziwa gospodyni w tym dworku. Zawsze marzyła, aby mieszkać w takim miejscu, a teraz to się spełniło tak jak bycie kochaną. Brakowało już jej tylko jednego do szczęścia.

 Lulu postanowiła zrobić coś w typowo rosyjskim stylu, bo wiedziała, że Janek jest w połowie Rosjaninem. Wymyśliła, że na śniadanie zrobi syrniki. Zaczęła od przygotowania ciasta. Mąkę rozrobiła z jajkiem i białym serem oraz cukrem waniliowym, a następnie zrobiła z tego coś na kształt racuchów. Następnie zaczęła je smażyć. Pod czas robienia śniadanie włączyła sobie radio na stacji napawającej tylko Bigbit, czyli po prostu rock and roll, której nazwa była zakazana w całym bloku wschodnim. Dziewczyna zaczęła kołysać się smażąc syrniki i śpiewać razem w wokalistą czerwonych Gitar, który właśnie śpiewał jeden ze swoich przebojów.

-Więc po nocach się śni już każdy zgadł. Dozwolone od 18 lat. Lecz możemy umówić się z wiosną. Dozwolone do lat 18. Śmiać się, śpiewać piosenki zbyt głośno. Dozwolone do lat 18-Kiedy tak śpiewała poczuła nagle jak ktoś przytula się do niej od tyłu i dołącza do śpiewania.

-Czas ucieka, choć nikt go nie prosi. Wkrótce drogę wybierzesz już własną. I niedługo przestanie ci grozić. Dozwolone od lat 18. Ale choćbyś przekroczył trzydziestkę. Gdy pewnego dnia kiepski masz nastrój. To rób wszystko, co tylko na świecie. Dozwolone do lat 18- Dziewczyna zdjęła patelnie z rozgrzanego blatu piecyka, aby się niespiekły serniki i zarzuciła mu ręce na szyję. Tańcząc niczym na jakieś imprezie zapomnieli o całym świecie jaki ich otaczał. Wyglądali na naprawdę szczęśliwych i zakochanych.

 Podczas gdy młoda para tańczyła i śpiewała do kolejnych utworów bawiąc się w najlepsze ich obserwatorzy podziwiali z zaciekawieniem ich ruchy. Nagle Marysia w brew swojej woli zaczęła kołysać biodrami. Na co jej pozostali towarzysze się zaśmiali.

-No co? Wpada w ucho. Za naszych czasów to nie dało się tak potańczyć co nie Baśka?

-A no racja. To zabawne jak ten świat się zmienił. Jeszcze jak żyłyśmy to za pokazanie kostek okrzyknięto by nas...

-„Goła baba!"-dokończyła za nią Marysia naśladując głos Austrii.-Oh tak. Pamiętam jak kiedyś padało to podniosłam suknię. Oh mina Reinharda była bezcenna. Ej ta muzyka zmusza mnie do tańca. -Kobieta podniosła sukienkę aż po kolana i zaczęła wykonywać podobne ruchy co jej wnuk i jego dziewczyna co wywołało śmiech u pozostałych.

-Dawaj córcia! Ty to masz wyczucie rytmu. Ja to zawsze miałem byłem łamaga w tańcu.-dodał zadowolony RON, który rozsiadł się na kanapie wyłożonej jedwabnym materiałem w kwiaty.-ah jak ja lubię patrzeć na zmieniający się świat. A jeszcze fajniej jest jak nawiedzasz żywych i ingerujesz w ich życie. Zabawnie jest w tedy.

-Lubisz tatku odwiedzać żywych? W takim razie musze cię i mamę poznać z moim mężem. -powiedziała z tajemniczym uśmiechem Maria-Saszka na pewno się ucieszy jak pozna swoich teściów. Oj tak to mu na pewno zrobi dobrze.

-Jesteś okrutna siostrzyczko-powiedziała Basia z uśmiechem. -Nagle usłyszeli jak coś huknęło o podłogę. Kiedy spojrzeli za siebie zobaczyli jak Lulu leżała na Janku i się śmiali. Sprawca tego wypadku, czyli czarna puszysta kotka o dużych oczach dwukolorowych oczach, zielonym i niebieskim o imieniu Milo, co było skrótem od czeskiego słowa kochać podeszła im pod nogi gdy tańczyli. Kiedy upadli na podłogę zwierzak spokojnie wskoczył na parapet i przyglądał im się z zaciekawieniem.

-No to na nas już pora.-powiedziała Maria z dziwacznym uśmiechem

-Ty daj mi namiary na tego mojego zięcia- powiedział idąc za nią Rzeczpospolita. Basia nim odeszła spojrzała na ich z nostalgicznym uśmiechem. Widząc ich radość przypomniała sobie, że kiedyś też znała tak była zakochana.

-No i coś narobiła? -w odpowiedzi Lulu dostała tylko miauknięcie i słodkie spojrzenie kociaka.-O matko zapomniałam o śniadaniu. Siadaj ja dokończę smażyć.-jej stanowczy ton sprawił, że posłusznie Janek usiadł na krześle, a Milo wskoczyła mu na kolana. Kiedy jedzenie było gotowe zaczęli jeść ze smakiem, a kotu dali jego ulubiony przysmak.

-Uwielbiam jak gotujesz. To zawsze jest takie pyszne.

-Dziękuję. Twoja mam tez dobrze gotuje.

-Tak, ale to nie to samo...

-Masz dzisiaj coś do załatwienie w Warszawie?

-Nie. A jeśli tak to trudno. Mam zamiar zająć się tylko tobą. Dzisiejszy dzień spędzimy tak jak tylko zechcesz.

-A zatem chcę iść na spacer po okolicy. Ty byłeś tu nie raz więc powinieneś mnie oprowadzić.

-A wolisz spacerem czy koniem?

-Chyba znasz odpowiedź.-Już po chwili za siodłali konie i ruszyli dróżką przez okoliczne łąki, pola uprawne i lasy. W pewnym momencie zaczęli się ścigać pod niewielką górkę porośniętą laskiem. Po chwili dziewczyna wyprzedziła Janka i dobiegła jako pierwsza na szczyt.

-Wygrałam! Co mi dasz w nagrodę?

-A co byś chciała? Lulu?-Nagle Janek przeniósł swój wzrok w stronę w którą patrzyła jego ukochana.

-Co się tu stało? Czemu ten budynek spłonął?-zapytała z zaciekawieniem. Janek po chwili przypomniał sobie co to za miejsce. Pamiętał, ze jak był tu pierwszy raz mama zabrała go i Naste do drewnianego kościółka, który spłonął wraz z człowiekiem, który chciał ją zabić.

-Drewniany kościół przed laty spłonął...Chodź pokarzę ci coś innego. - chłopka uwiązał konie do drzewa i poprowadził Lulu wąską ścieżką przez lasek. Po chwili zza krzaków wyłoniła się fasada zrujnowanego pałacu. Pałac nawet po zniszczeniu robił wrażenie.

-Czyj to był paląc?

-Należał do mojej rodziny. Miał być dziedzictwem następnych pokoleń i symbolem potęgi Rzeczpospolitej, ale podczas rozbiorów został zniszczony i wybudowano dworek w którym mieszkamy...Zawsze jak się nudziłem to chodziłem tutaj posiedzieć.

-Wejdziemy? Jestem ciekawa jak wygląda wewnątrz-w odpowiedzi chłopak chwycił ją za rękę i poprowadził do wejścia.

 Gdy tylko znaleźli się we wnętrz ujrzała resztki po dachu który zawalił się podczas pożaru. Nie było już żadnych mebli, ani dekoracji, były tylko brudne i gdzieniegdzie noszące ślady pożaru ściany. Lecz jeśli się przyjrzało nadal było widać jakie dawniej miały kolory. Przy wejściu na ogromne schody po, których środku leżał kryształowy żyrandol, którego resztki walały się dookoła schodów stały potężne rzeźby przedstawiające greckie muzy, kolejne ślady po rzeźbach ciągnęły co parę metrów po barierce, aż na sam szczyt. Lulu poczuła ogromny smutek związany z historia tego miejsca. Nagle Janek pociągnął ją w jedne z drzwi, które już ledwo trzymały się na zardzewiałych zawiasach. Po przejściu ogromnego korytarza znaleźli się przed ogromnymi drzwiami ozdobionymi wciąż złotymi detalami. Chłopak po chwili delikatnie je pchnął odsłaniając przed Lulu wielka sale balową. Jej sufit był zdobiony freskiem ukazującym tańczących gości podczas balu. Kiedy dziewczyna przyglądała mu się weszła aż na sam środek. Dopiero po chwili rozejrzała się po reszcie sali. Nagle dostrzegła na jednej ze ścian dziecięcy obrazek. Gdy podeszła bliżej rozpoznała kogo przedstawiał. To była rodzina Janka, której autorką była kilkuletnia Anastazja. Jej koślawy podpis znajdował się pod nim. Z boku były jeszcze odciśnięte dłonie całej rodziny w różnych kolorach farby.

-Często tu przychodziliście?

-Nie...Z roku na rok przestawaliśmy tu zaglądać, zwłaszcza gdy spłonął kościół.

-Szkoda tego miejsca...Co się tu wydarzyło? Dlaczego jest zniszczony i nadpalony? Co się stało z jego właścicielami?

-Z tego co wiem to w trakcie pierwszego rozbioru moi prapradziadkowie zostali pojmani...A w trakcie trzeciego rozbioru moja babcia i jej siostra zostały zabrane do Austrii, a ich matka jak i reszta służby zginęli w tym miejscu...Smutne jest też to, że RON nie został złapany w czasie ostatniego rozbioru i wrócił po swoją rodzinę, aby ich ocalić. Gdy tu dotarł zobaczył jak jego żona zwisa bezwładnie przed wejściem do zamku, który płonął. Próbował ją ściągnąć i jego tez dopadli...to miejsce ma bardzo tragiczną historię...A mój dziadek jest współwinny temu wszystkiemu to on pociągnął za spust. Lecz i tak powie, że to ja jestem czarną owca w rodzinie.

-Nie przejmuj się nim

-Nigdy się nim nie przejmowałem. Uważam, że on się nie nadaje do życia w dzisiejszych czasach, ale nie mów Naście.

-Nich ci będzie. -dziewczyna nagle zaczęła kołysać się i udawać, że tańczy walca.

-Co robisz?

-Zastanawiam się jak musiały wyglądać tutejsze bale. Zechcesz zatańczyć? -ukłoniła się w teatralnym geście. Chłopak z uśmiechem chwycił jej drobną dłoń i poprowadził do tańca. Podczas gdy oni nucili melodie w tańcu, tak ktoś zaczął ich obserwować z końca sali.

 Kobieta przyglądała im się niepewnie, aż nie dostrzegła koloru oczu chłopaka. Tylko jej ród posiadał taką barwę tęczówki na całym świecie. Rzadko pojawiała się, ale jeszcze nigdy nie natrafiła na nikogo ze swojej rodziny. Powoli i niepewnie podeszła do nich bliżej i z każdą chwilą czuła, że ma do czynienia z kolejną już Polską. Zaczęła się zastanawiać czy powinna się pokazać, czy lepiej było obserwować ich tylko z daleka. Tak bardzo pragnęła porozmawiać z kimś, od wieków nie miała kontaktu z nikim, była samotna i pragnęła bliskości z żywymi. Nim jednak zdecydowała poczuła nagły strach, że może tylko spowodować strach u nich więc zaczęła powoli się wycofywać lecz nagle nie kontrolując samej siebie zrobiła to czego nie chciała. Kiedy stała się widoczna niechcący potrąciła jakiś kawałek szkła na podłodze. Janek gdy to usłyszał od razu się odwrócił i zobaczył stojąca do niego tyłem kobietę w długich kasztanowych lokach i pastelowej sukni z osiemnastego wieku. Lekko się zdziwił, bo przecież nikogo tu nie powinno być. Lulu natomiast przestraszyła się i mocno się do niego przytuliła.

-Yhm...przepraszam panią, ale kim pani jest i co tu robi?-kobieta ostrożnie się odwróciła w jego stronę. Na widok podobieństw jakie łączyły ją i Janka Lulu otworzyła szeroko usta.

-Ja...To raczej ty powinieneś mi powiedzieć co robisz w moim domu...

-Co? To żart? Aha już wiem! Anastazja się wkurzyła, ze nie wierzę w duchy więc przysłała cię, aby mnie nastraszyć.-powiedział z dumą wiedząc, ze przejrzał plan siostry

-Źle, że nie wierzysz...Nie znam Anastazji, ale mam wrażenie, że coś nas łączy...Jesteś Polską?

-Kurde, dobra z ciebie aktorka. Gdyby nie fakt, że nikt normalny się tak nie ubiera i że wyszłaś znikąd mógłbym się nabrać, ale wiem, że nie ma czegoś takiego jak duchy.-Lulu czuła, ze Janek tylko zgrywa teraz odważnego i sam się przestraszył-To kim niby jesteś?

-Dzisiejszy świat jest dziwny. Za moich czasów uznali by cię za heretyka i bluźniercę, a potem spalili na stosie.

-To co ty niby ze średniowiecza?

-Tak. Jestem pierwszym państwem Polskim.

-A no jasne. Nawoja Waleczna. Tak słyszałem o swojej praprababci co to niedźwiedzia pokonała. No dzisiaj to raczej nie byłoby dziwne, bo kobiety brały udział w wojnie no i...

-Praprababcia? Tyle pokoleń minęłam?

-Eh, a ta dalej swoje. Serio możesz już przestać udawać, bo cię przejrzałem.-Nagle Polka przeszła przez niego co sprawiło, że zbladł. Lulu pisnęła i już po chwili Janek zrozumiał swój błąd.-T...to sen...Duchy nie istnieją...

-Czy Polska odzyskała niepodległość?

-Tak już dawno po ponad stu latach wyzwoliła się. Ale nie na długo, bo zaraz potem...No wiesz nasi sąsiedzi lubią nas atakować. No, a teraz to tak do końca może wolnym krajem nie jestem, ale nie ma co narzekać, bo może być gorzej i...

-Nie waż mi się tak mówić! Cieszą cię ograniczenia? Co na to twój lud?

-No...to skomplikowane

-Jesteś Polską! Musisz walczyć o swój naród! Bezczynność cię wyniszczy tak jak mojego syna przed wiekami! Nie popełniaj błędów przodków!-Nawoja spojrzała mu głęboko w oczy co zmusiło go do cofnięcia się.

-Co niby powinienem zrobić? Przecież nie uda mi się pomóc ludowi. To ZSRR ma władzę...

-To ją wywalcz. Jesteś Polską i nie zapominaj o tym.

-Ona ma rację Jasiu... Sam zobacz czego chce twój lud-dziewczyna podała mu rękę...-wiem, że kochasz ojca, ale musisz się wyzwolić...Może chociaż tobie się to uda...

-Sam nie wiem...po tym co było w Czechosłowacji...nie chcę, aby mój lud poniósł konsekwencje moich decyzji...

-A myślisz, że ja nie obawiałam się o naród za każdym razem gdy musiałam walczy? To naturalny lęk, ale musisz go przezwyciężyć...

-Janek... Zdradzę ci coś. Z początku też nie chciałam się buntować, ale kiedy ojciec pokazał mi jaki w rzeczywistości jest komunizm i jak naprawdę żyją moi ludzie przejrzałam na oczy. Uważam, że tez powinieneś to zobaczyć...Idziesz?-wyciągnęła w jego stronę rękę i posłała lekki uśmiech na zachętę.

-Skoro duchy są to już chyba nic mnie nie zdziwi...Zgoda, ale wpierw musze się przekonać, czy warto próbować walczyć o upadek komunizmu...-powoli zaczął iść razem z Lulu stronę wyjścia, gdy nagle się odwrócił do Nawoji.

-Idziesz z nami babciu?-Duch uśmiechnął się i poszedł za nimi

. . .

 Jean czytał spokojnie książkę, którą kazano mu przeczytać do szkoły ogrodzie. Starał się skupić na tekście lecz co chwilę przeszkadzały mu w tym krzyki Madeleine dobiegające z jej pokoju. Do tego dochodziły wkurzające dźwięki jej jakie wydawały jej przyjaciółeczki. Jean nie musiał się pytać, aby wiedzieć o co chodziło. Znów ten chłopak przeszkodził jej w krzywdzeniu innych. Jean szczerze jej nie znosił i popierał zachowanie tamtego chłopaka. Żałował, że to nie z Ingrid zamieszkałą z nim, a ta zołzowata paniusia.

 Nagle Jean dostrzegł swojego ojca wsiadającego do limuzyny. Chłopak nie musiał nawet podejść bliżej, aby wiedzieć, że dzisiaj jest ten dzień. Rocznica śmierci osoby będącej dla niego całym światem była co roku smutnym i bolesnym dniem i zawsze spędzał go samotnie. Gdy Leonard odjechał, a przyjaciółeczki poszły do siebie, Jean wreszcie mógł skupić się na książce.

 Jednak nim skończył czytać jedno zdanie usłyszał czyjś szept. Kiedy się rozejrzał dostrzegł za płotem stojącego chłopaka. Dawał mu znać, aby podszedł, ale było widać, że chce dyskrecji. Francus spokojnie podszedł pod płot i przyjrzał się starszemu o parę lat od siebie chłopaka.

-Jesteś bratem Madeleine?

-N...nie...Kuzynem...

-Niech będzie. Zapewne mnie kojarzysz, bo na pewno o mnie wspominała. To ja, ten od pobrudzonych sukienek.

-Aaa...Po co przyszedłeś, ona cię nie znosi.

-Chyba jak każdego. Przegiąłem ostatnio i chciałem przeprosić. Mogę wejść.

-Chyba życie ci nie miłe...Ale jak chcesz to proszę. Idziesz na górę i piętę drzwi po lewej.

-Dzięki młody.

-Nie ma za co, a i na wejściu zakryj twarz, bo leci poduszka.

-Nie pytam, ale dzięki za radę.

 Minęła godzina i kolejna, a on nadal nie wracał. Jean nagle doszedł do wniosku, że pewnie już poszedł, a on nawet nie zauważył. Nagle chłopka wyszedł z budynku z zadowoleniem na twarzy. Na widok Jean'a tylko mrugnął na znak, ze jest w porządku. Jednak Francuz zauważył, że ma niedokładnie zapięte guziki koszuli i ślad po szmince na szyi. Gdy tylko gość wyszedł Jean natychmiast pobiegł do pokoju Maddie. Gdy wszedł zobaczył ją nagą w łóżku. Dziewczyna na jego widok pisnęła i zakryła się kołdrą.

-Zboczeniec!

-To nie tak! Bałem się, ze ci coś zrobił

-Precz! I tylko spróbuj pisnąć słówko swoim rodzicom, a pożałujesz!

 Jean wyszedł z stamtąd jak najszybciej tylko umiał. Zamknął się w pokoju i położył się na łóżku. Szczerze jej nie znosił i tęsknił za Ingrid. Po chwili postanowił zadzwonić do przyjaciółki. Ona jedna potrafiła go zawsze pocieszyć. Kiedy się dodzwonił usłyszał jej słodki głos w słuchawce.

-Jean? To ty?

-Nawet nie wiesz jak mi brakuje twojego głosu...tęsknie za tobą...

-Wszystko w porządku Jean? -w głosie Anastazji było słychać troskę.

-Teraz już jest dobrze...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro