46

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Wyczekiwanie na nadejście dnia, który już od dawna mógłby być spóźnionym doprowadzała go do szaleństwa. Jak mógł siedzieć i czekać z założonymi rękoma jak jego przyjaciele mogli być w niebezpieczeństwie. Przecież tu chodziło o ich życie wiec jak można było patrzeć na politykę zagraniczną w takiej sytuacji? Nie mógł tak siedzieć i czekać, aż ci durni dowódcy państw pojadą na uroczystości, zobaczą co i jak wrócą po jakimś czasie się zbiorą, aby to uzgodnić i może podejmą jakieś działania. To było wszystko było bezsensu. Za dużo bezsensownego czekania i brak działań.

 Janek nie mógł znieść tego ciągłego wyczekiwania, aż wrzesień przeminie i nadejdzie wreszcie październik, aby móc ujrzeć przyjaciół. Wszyscy przyjaciel nagle zamilkli. Nikt nie poruszał tego tematu, a jak już Janek to robił lub Lulu od razu powtarzano decyzje rządu i zmieniano temat. To było niedoniesienia. Jedyne osoby, które ich wspierały były ich stolica, matka i siostra Janka i ukochany zaginionej, Victor. On wiedział, że z jego dziewczyną jest coś nie tak. Zawsze pisała listy, wysyłała pocztówki i dzwoniła. Nie mógł uwierzyć, że tak się skupiła na przygotowaniu ceremonii. Znał ją za dobrze, aby wiedzieć, że takie sprawy były dla niej podrzędne. Najpierw byli bliscy.

 Janek zdenerwowany łaził znudzony po starej posiadłości dziadków do której przyjechał tylko dla tego, że motor mu się zepsuł akurat w tej okolicy. Nie miał jeszcze okazji odwiedzić tego miejsca, nawet nie wiedział, że takie istnieje. Ale kiedy wlókł swój motor, który nagle przestał działać ujrzał ogromną i podniszczoną bramę z wyrytym herbem jego przodków. Tylko dla tego postanowił tu wejść i dzięki nadchodzącej burzy.

Zostawił motor przed kutą z żelaza bramą strzeżoną, przez dwa ogromne podniszczone już orły. Udało mu się przecisnąć przez pręty, które były już mocno zardzewiałe i z łatwością udało mu się kilka rozwalić. Gdy znalazł się po drugiej stronie ogrodzenia zaczął przecierać się przez chwasty i drzewka, które zagrodziły dawny wjazd do posiadłości. Gdy przedzierał się przez nie towarzyszyły mu coraz głośniejsze pomruki zwiastujące nadchodząca burzę. Że też akurat teraz zachciało mu się jeździć po obrzeżach Wilna, gdzie się zebrali przed wyjazdem do Niemiec. Ale co miał zrobić? Był tak zdenerwowany tym brakiem zainteresowani losem ich przyjaciół, że musiał ochłonąć.

 W końcu dotarł pod starą zaniedbaną i powoli waląca się ruinę pałacu. Przez chwilę zaczął się zastanawiać czy to mądre, aby tam wchodzić, lecz z drugiej strony to było jedyne miejsce, gdzie mógłby w miarę bezpiecznie skryć się przed burzą. Wszedł do środka wywarzając drzwi wpierw zdzierając deski, którymi były zabite. Po przekroczeniu progu znalazł się po środku ogromnego holu na którego środku stały ogromne schody zrobione z marmuru, a na środku nich leżał urwany żyrandol z kryształów, a na nim wciąż były niektóre świece całe. Janek wziął jedną i zaczął szukać w kieszeni zapalniczki lub zapałek. Kiedy je znalazł wreszcie i próbował zapalić przez szczeliny po między deskami zasłaniającymi okna wdarł się błysk pioruna.

-Eh...kurwa, ale się wpakowałem. – Był na środku lasu, gdzieś na zadupiu pod Wilnem. Nie miał telefonu, a motor z niewiadomych powodów przestał działać. Do tego wszystkiego utknął w jakiejś ruderze. Na dźwięk ogromnej ulewy walącej o dach jeszcze bardziej się skrzywił. Teraz to nawet nie miał, jak iść pieszo po tym błocku. Usiadł na ostatnim stopniu schodów ze świeczką i wpatrywał się w jej płomień, który wyglądał jakby tańczył pod wpływem jego oddechu.

 Nagle płomień wyglądał jakby ktoś zaczął dmuchać lekko na bok, tak aby nie zgasł. Zdziwiło go to. W końcu był tu zupełnie sam. Niechętnie podniósł wzrok znad świecy i jego oczy zatrzymały się na innych równie szmaragdowych jak jego własne. Ale nie znał ich właścicielki. Kobieta, która znikąd znalazła się obok niego miała białą suknię w starodawnym stylu. A jej kasza nowe loki spływały po plecach, a kilka kasztanowych kosmyków okalało jej bladą twarz. Słaby uśmiech wdarł się na jej rumiane usta.

-Skoro pojawiłaś się znikąd zapewne nie żyjesz. Kim jesteś? – Zapytał spokojnym głosem chłopak. Dziewczyna dopiero po dłuższej chwili odpowiedziała. W tym czasie cisze zakłócił grzmot.

-Twoją można by powiedzieć ciocią. Moja młodsza szósteczka jest twoją babcią.

-Księstwo Warszawskie...Barbara.

-Tak. Maria ma zawsze dobre wyczucie. Chodź ze mną – Wstała powoli idąc w stronę jednych z drzwi prowadzących do jakiegoś pokoju

-Co?...Zaraz. Co ma do tego maja babcia?

-A myślisz, że przypadkiem tu trafiłeś?

-....Ma mi motor naprawić jak zepsuła. – poszedł za nią w głąb nieznanego mu budynku, aż dotarli do jakby starej biblioteczki. Tam ku jego zdziwieniu zastał oboje dziadków. Aleksander i Maria patrzyli na niego ze spokojem i wskazali mu na krzesło. Chłopak jednak nie zamarzał siadać.

-Dobra, o co tu chodzi? I skąd się tu wziąłeś? Myślałem, że nie ruszasz się z domu. Bo babcia to pewnie problemu nie miała się tu znaleźć

-Tak się składa mały komuchu, że znaleźliśmy się tu wszyscy, aby porozmawiać o tym co cię gnębi

-Poprawka dziadek. Już nie taki mały.

-Nie drażnij mnie dzieciaku. A teraz się zamknij i słuchaj. – przewrócił oczami i rozsiadł się wygodnie na krześle. Patrząc na babkę i jej siostrę.

-Nie można tak siedzieć bezczynnie chłopcze. Twoi przyjaciele są w niebezpieczeństwie. I jedno mogę cię zapewnić. Rząd po tym co ujrzy na ceremonii palcem nie kiwnie. Ojciec twej przyjaciółki to doskonały kłamca i manipulator. Nikt nie pozna się jaka jest prawda.

-Wiedziałem...Ale co mam zrobić? Jak mam im pomóc?

-Zebrać dowody dzieciaku. Niech poznają prawdę o sytuacji w Niemczech.

-Dobrze, ale jak? Nie mogę tam pojechać...

-Bo co? Ten cholerny bolszewik ci zakazał? - powiedział Aleksander. - Jesteś dorosły i nie oglądaj się na niego. Wiem, że pragniesz, aby żelazna kurtyna upadła i aby to się stało należy walczyć.

-Janek oni chcą zjednoczyć Niemcy. – Maria serio zaniepokoiła się całą tą sytuacją- Ameryka widzi w tym silnego sojusznika, Argentyna też, a sam Rainer pragnie odzyskać to co sam zniszczył. On ma gdzieś twoich przyjaciół.

-Właśnie. Jeśli uda się wszystko załagodzić lub znaleźć wspólne rozwiązanie będą wolni, a jeśli nie to mogą cierpieć tak lata. – dodała Basia

-Jeśli zdobędę dowody...Jeśli udowodnię, że cała szopka jaka ma się odbyć siódmego października jest kłamstwem i nasi sojusznicy mają kłopoty Rząd będzie musiał podjąć jakieś decyzje w tej sprawie...A jeśli dojdzie do rozmów z III Rzeszą?

-Sądzę, że to trzeba zacząć od małych kroczków. Chce zjednoczenia i posadzić syna na tronie kraju to nich tak będzie w zamian za pokój i uwolnienie zakładników. – powiedział Aleksander

-Dobra, ale co my możemy mu zaoferować, aby poszedł na to? - Janek był już mocno zdeterminowany, aby wymusić od innych interwencje

-Zaczęłabym od pozbycia się przeszkody na drodze do niepodległości. Czegoś co nie daje żadnej ze stron swobody. – Maria patrzyła na wnuka

-...Niech runie mur...On stoi na przeszkodzie. Przedzielił stolicę kraju tak samo jak dawne państwo. Jeśli Berlin odzyska pełnie sił i wolność będzie wstanie znowu być stolicą całego państwa. Będzie szansą na zjednoczenie.

-Dokładnie komuszku. Może jednak nie wdałeś się w ojca

-Dzięki dziadku. - opowiedział z sarkazmem. – Muszę zdobyć dowody i doprowadzić do zaczęcia rozmów z wrogiem. Rząd musi mieć powód do działania. Nie dopuszczę do olania tej sprawy.

-I wiesz jaki podać warunek. Zakładnicy w zamian za zburzenie mury.

-Więc muszę złamać prawo. Dziadku...niechętnie cię proszę o pomoc, ale musisz zapewnić mi alibi, kiedy nielegalnie udam się do NRD.

-Zgoda, a masz jakiś pomysł jak zdobyć dowody?

-Myślę, że tak. I wiem kto mi pomoże. Mam dwa tygodnie na zdobycie dowodów, które przekaże po oficjalnej paradzie sekretarzowi generalnemu.

-Dasz radę chłopcze. Zwłaszcza z tą dzisiejszą technologią na pewno ci się uda.

-Dokładnie ciociu. Ale sądzę, że technologia, którą ja dysponuje nic tu nie da. Potrzebuję zachodnich nowości. I wiem, jak je zdobyć...

. . .

 Następnego dnia po naradzeniu się z żoną udał się prosto do hotelu, gdzie zatrzymali się goście z krajów zachodnich. Janek wlazł do hotelowej restauracji i ujrzał przy barze siedzące dwie osoby, które zaprosił na spotkanie, aby zaproponować współpracę. Podszedł do nich bez słowa i usiadł obok nich zamawiając jakby nigdy nic wódkę dla każdego z nich. Kiedy przed każdym z nich stanął pełen kieliszek krystalicznego napoju, a obok mały talerzyk z ogórkami kiszonymi Janek jako pierwszy wziął toast.

-Za spokój – zderzyli się w milczeniu kieliszkami i wypili na raz ich zawartość.

-A więc? W jakiej sprawie nas tu ściągnąłeś? - zapytał podejrzliwie Londyn. Janek w odpowiedzi dał mu znak, że może być podsłuch. Zrozumiał i dopiero po dwóch kolejnych kieliszkach, które jak się w trakcie picia okazało były zwykłą wodą wyszli na spacer, aby się przewietrzyć przez alkohol w ich żyłach. Kiedy byli już całkowicie w bezpiecznym miejscu i zneutralizowali wszelakie podejrzenia przeszli do sedna.

-Potrzebuję waszej pomocy. Musimy zdobyć dowody na to w jakiej sytuacji znalazły się Ingrid i Madeleine oraz ich stolice. Jeśli to udowodnimy przed oszukaną rocznicą będziemy mieć szanse zmusić rząd do działania, a następnie spotkania z wrogiem.

-I co chcesz im powiedzieć? - zapytał Jean zaciekawiony

-Że mamy propozycję nieodrzucenia. Oddadzą nam ich w zamian za zburzenie muru berlińskiego.

-A co na to twój ojciec i inni co sprawują nad tym piecze? – zapytał francuz

-On jeszcze nie wie. Po za tym on wierzy w to co twój oraz twój kraj. Że nic im nie jest i są bezpieczni. Ale ja w to nie wierzę.

-Ja też nie. Zgadzam się z tobą, że taki biegł wydarzeń byłby doskonałą opcją. Ale skąd chcesz wziąć dowody? - zapytał Londyn

- I tu robią się schody. Zdobyłem już dla nas fałszywe paszporty jako obywateli NRD i to działający w polityce. Jak dotrzemy do stolicy będziemy musieli za pomocą fałszywych dokumentów, które ma nam dać burmistrz i kanclerz przejdziemy przez mur prosto do zachodniej części miasta.

-To ryzykowne. Wiesz co się dziej w strefie śmierci oddzielającej obie części miasta?

-Wiem...ale nie mamy wyjścia. Albo spróbujemy przejść sami mur co może skończyć się rozstrzelaniem, albo podstępem.

-Zdecydowanie wolę zaryzykować podstępem.

-Ja też. Zgodnie z prośbą załatwię sprzęt potrzebny do osprzętowania.

-A ja ustalę plan działania i zbadam dokładnie teren w jakim zamieszkują.

-Świetnie. Ruszamy o północy. I pamiętajcie. Robimy to, aby niedoszło do wojny ani bezsensownej śmierci naszych bliskich

-Mówcie za siebie. Ja robię to, aby udowodnić, że jestem doskonałym detektywem- przerwał mu Londyn

-Jaaasne...To jesteśmy umówieni. Widzimy się tutaj jutro o północy. Nie spóźnijcie się. – przytaknęli i rozeszli się 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro