49

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Nim zacznę rozdział...

 Ostatnio zaczęłam sobie tak przypominać pierwszą część tej książki i pomyślałam sobie, że niestety wiele wątków pominęłam i nie rozwinęłam już nie wspominając jak patrzę na sposób w jaki jeszcze w tedy pisałam, bo to mnie najbardziej boli (i zapewne nie tylko mnie xD)

  I tak sobie myślę....skoro tak książka obecna i tak już dobiega do końca to czy nie było by dobrze zrobić takie remake' a tej pierwszej oczywiście z zachowaniem ogólnego wątku. Tylko bardziej rozbudować fabułę, charaktery postaci i dodać więcej akcji. napawano miała by wiele różnic co do tamtej, ale pasowałaby do pozostałych części więc tu by nic się nie zmieniło. Tylko rozbudowanie tej powieści.

Więc zastanawiam się nad następną książką, bo ta już zbliża się do końca i to szybko...

No nic....Nie przedłużając....o to rozdział właściwy....

 Wnętrze pałacyku należącego do rodziny niemieckiej wzbudził w nich zainteresowanie. Idąc za Helgą w głąb posiadłości rozglądali się na wszystkie strony obserwując otaczający ich przepych. Nagle podążając w nieznanym im kierunku usłyszeli znany im głos. Od razu stanęli jak wryci nasłuchując. Helga zauważyła, że nie idą za nią tylko słuchają, jak Ingrid płacze i krzyczy.

-P....Proszę się nie przejmować...O... ona, znaczy moja prawnuczka ma problemu u...umysłowe...to u niej normalne....- nim jednak coś jeszcze dodała Londyn przycisnął ją do ściany i przystawił nóż do szyi. Uniósł głowę tak aby czapka z daszkiem odsłoniła jego twarz przez co kobieta zamarła i zbladła.

-Wiemy co się tu dzieje. A teraz grzecznie zrobisz co ci każę.

-...D...dobrze- szepnęła rozglądając się na boki. Londyn popchał ją do jednego z pokojów, a chłopcy weszli za nim pilnując drzwi i nasłuchując czy nikt nie idzie.

-Nie zrobimy ci krzywdy. Chcemy tylko uratować twoje prawnuczki i stolice NRD. Radzę ci współpracować...Wiem, jak cię traktuje, widać siniaka pod warstwa pudru. Mogę się założyć, że to nie sprawka Prusaka, a waszego wnuka...Rozumiem twój dylemat. To w końcu twój wnuk, ale sama wiesz jaki on jest. – mówił spokojnie

-Nie....- spojrzała w końcu na niego- Nie możesz rozumieć czegoś czego nie ma. Ten potwór zabije swoje córki prędzej czy później i trzeba go powstrzymać. Jedną zakatował prawie na śmierć w piwnicy, a drugą używa jaką niańkę do syna, aby nikt się nie doczepił do niego. A ostatnio jest coraz bardziej dla niej agresywny

-A stolica? – Dopytywał stanowczo Londyn

-Bonn została zakopana żywcem...nie wiem, czy przeżył...

-Mam to w dupie co zrobił tej kurwie. Gdzie jest prawdziwa stolica? – powiedział to w taki sposób, że aż kobieta się skuliła ze strachu przed nim

-Rzesza nie robi mu zazwyczaj krzywdy...Zwykle tylko wtedy, gdy staje w obronie Ingrid...Tak to zmusza go do uśmiechania się i słodzenia mu

-Skurwiel....Znajdź Ber i Ingrid. Przyprowadź ich tutaj.

-To niemożliwe...Ingrid jest zamykana w jednym z pokojów z młodszym bratem...A Ber jest u Rzeszy. Też ma zakaz wychodzenia bez pozwolenia.

-Mam to gdzieś. Musimy ich ratować...

-Londyn spokojnie...Może jest jakiś inny sposób, aby ich zabrać w bezpieczne miejsce? – przerwał mu Janek podchodząc do Helgi

-No...Są tajne przejścia pod całym miastem. Można podobno przejść aż za miasto, ale trzeba je dobrze znać. I nie wiem czy już ich ktoś nie odkrył i nie zabezpieczył- odpowiedziała i przyjrzała się Jankowi - Kogoś mi przypominasz. Czy my się już wcześniej nie spotkali?

-Tak. Poznałem panią chyba w 60'. Byłem jeszcze dzieckiem, gdy przyjechałam z Berlinem i Ingrid tutaj pierwszy raz.

-Ach no tak. Pamiętam cię. Razem zwialiście w środku nicy na jakieś przyjęcie. Ale wasz wtedy szukaliśmy...Może i tym razem uda ci się z nią stad uciec...

-Tak...Dobrze, że pani przypomniała mi o tamtej ucieczce...Wyszliśmy chyba przejściem za regałami w biblioteczce na parterze, a potem przez jakiś tunel i wyszliśmy za ogrodem. Ale to Ber nam narysował mapę...

-Więc trzeba ich oboje szybko uwolnić i wiać. - Powiedział stanowczo Londyn

-Chwila! – Wtrącił się Jean. - A co z Madeleine?

-Słyszałeś Helgę, ona nie jest pewnie wstanie samodzielnie wstać. Nie mamy czasu jej nieść. – odparł stanowczo Brytyjczyk idąc do wyjścia jednak Janek zablokował mu drogę.

-Nie zostawimy jej. Nie ważne jaka jest. Nie zostawiamy nikogo po kogo przyszliśmy. Bezwzględnie na wszystko cała trójka wraca z nami. – Mówiąc z pełną powagą o niepozostawieniu towarzyszy samych sobie przypominał ojca co przekonało Londyn.

-Zgodna...ale to ty nią niesiesz. A teraz wy idziecie po bliźniaczki, a ja po stolicę.

-Nie. Ja pójdę po stolicę. Wybacz, ale nie ufam ci do tego co możesz zrobić na jego widok.

-Jak śmiesz?! Nie maż prawa zabraniać mi iść do niego!

-Przytkaj się herbatofilu. Nie mamy czasu na kłótnie. Nie możemy doprowadzić do skandalu ani dopuścić się do morderstwa dla dobra wszystkich. A teraz idź z Jean'em po bliźniaczki. – Londyn już chciał coś powiedzieć, ale nagle do pokoju wszedł mąż Helgi. Prusak przyjrzał się wszystkim w szoku.

-Helgo...Co oni tutaj robić? - Ton Wilhelma nie wyjawiał żadnych emocji

-...Musimy im pomóc. Oni chcą ratować bliźniaczki – odparła stanowczo

-Wiesz przecież co zrobi jak się dowie?

-Mam to gdzieś! Wilhelmie to nasz wnuk, ale one też są naszą rodziną. Musimy go powstrzymać

-...Zgoda. Ale się śpieszcie. Słyszałem, że ma mieć dzisiaj ważnych gości. Ale to podobno nie ci zza oceanu

-Jak to nie? Ma innych jeszcze sojuszników? -Zapytał Londyn z gniewem

-Wątpię. Córka faszysty jest za aliantami, a młodsza siostra Japoni nie popierała działań państw osi i jest również za aliantami. Nie ma dawnych sojuszników. Więc kto mógłby chciał go poprzeć i dlaczego? -Helga była w szoku

-Nie mam pojęcia. Słynąłem tylko jak wydawał polecenia, że ktoś ma przyjść i to bardzo ważny i mówił też, że uraczy gości cyjankiem- odparł Wilhelm

-Kurwa...a co, jeśli to alianci? – zapytał Jean – Co, jeśli to naszych bliskich chce zabić?

-Hm...Musimy się upewnić. Najpierw zabierzmy naszych do tych tuneli, a sami zaczekamy. Jeśli to nasi bliscy ostrzeżemy ich, jak nie wycofujemy się – powiedział stanowczo Janek. Reszta tylko przytaknęła

-Wasza dwójka idzie za mną. Pokaże wam bliźniaczki. A ty idź z moją żoną. -odparł Wilhelm i wyszedł, a Jean i Londyn poszli za nim.

 Helga spojrzała na Janka i bez słowa zaczęła iść prowadząc go w stronę pokoju swego wnuka. Janek nie rozglądał się na boki ani nawet nie myślał o byle czym. Miał zadania i tylko ono się teraz liczyło. Kiedy podeszli do ogromnych drzwi, Helga przystawiła ucho, aby usłyszeć kto jest za drzwiami. Nie usłyszała żadnych głosów więc lekko uchyliła drzwi wpuszczając Janka

-Stoję na czatach. Zastukam dwa razy jak będzie szedł i masz się schować

-Dziękuję. – wślizgnął się do dużego saloniku. Ogromne okna były na wpół przysłonięte dając niewiele światła. Ale dostrzegła wystarczająco wiele mebli, obrazów i przede wszystkim drzwi. Było ich trzy. Podszedł do pierwszych, lecz były zamknięte. Przez dziurkę od klucza wiedział, że to gabinet Rzeszy. Poszedł do kolejnych, ale okazały się drzwiami od łazienki. Zostały mu już tylko jedne

 Przeszedł przez cały salonik i powoli uchylił drzwi. Zobaczył śliczną sypialnię z odsłoniętym oknem z widokiem na ogród. Promienie słońca oświetliły całe wnętrze w tym szok na twarzy jego przyjaciela. Janek uśmiechnął się pierwszy raz od dłuższego czasu i podbiegł rzucając mu się na szyję co tylko wywołało jęk spowodowany bólem. Janek się odsunął i spojrzał na niego. Miał wiele siniaków i stłuczeń, które musiały zaboleć, jak przytulił go.

-Oh Berlin przepraszam. Niechciałem cię skrzywdzić.

-To nic...Co ty tu robisz? Jak Rainer wróci to cię zabije...

-Shh. Już dobrze. Zabiorę ciebie do domu.

-Zabrać możesz Ingrid i tego chłopczyka. Ja nie mogę odejść. Wiem, jak go uspokajać

-Chyba jak być workiem do bicia. Przecież widzę w jakim jesteś stanie. Nie bój się. Zabiorę was do domu i będzie dobrze

-Nie będzie... On nie da się powstrzymać. Uciekaj stąd puki jeszcze możesz, a ja sobie poradzę, prosz....-Na dźwięk wystrzału dochodzącego z głębi dołu zamarł ze strachu i spojrzał na Janka, ale nie doszukał się odpowiedzi w jego oczach

-Musimy się śpieszyć. Pamiętasz tunele które kiedyś nam pokazałeś?

-Tak. – odparł cicho

-Musisz nas wyprowadzić za wschodnią granice miasta. – pokiwał tylko na tak. Janek go ponownie przytulił tylko delikatniej i zaczął ciągnąc do wyjścia. Kiedy byli już przy drzwiach usłyszał dwa stuknięcia przez co zamarł

 Tym czasem Jean i Londyn poszli za Wilhelmem prosto do uroczej dziecięcej sypialni. Ku ich zdziwieniu zastali Ingrid i Ludwika na podłodze skulonych ze strachu. Bali się podnieść wzrok myśląc, że to ich oprawca. Jean szybko podbiegł i kucnął tuląc ich.

-Shh. Już dobrze Ingrid. To tylko ja. Przyszedłem z Jankiem i Londynem cię uratować – dziewczyna spojrzała na kuzyna w szoku i ze strachem w oczach. Po chwili odwzajemniła uścisk płacząc w jego ramię

-Jean...Jean....Chce do domu...chcę do domu- płakała powtarzając te kilka słów

-Bierz ją. Dzieciaka też. Musimy się śpieszyć- powiedział Londyn kierując się do drzwi. Jednak zatrzymał go dźwięk strzału niosący się po całym domu. Miasto cofnął się i spojrzał na resztę. Niestety nikt nie wiedział co to było.

 W piwnicy paliła się tylko mała żarówka zawieszona na cienkim kablu zwisając ze sufitu. Przez panujący półmrok i lekki cienie jakie rzucało słabe oświetlenie ciało niegdyś kobiety uważanej za piękność wyglądało jeszcze gorzej. Było jej widać kości przez wychudłe ciało i mnóstwo ran zarówno od uderzeń jak i od okaleczeń.

 Nagle do pomieszczenia ktoś wszedł i stanął nad wykończoną już psychicznie i fizycznie Madeleine. Dziewczyna podniosła umęczony wzrok na swojego oprawce ze łzami. Jej ojciec stał z sadystycznym uśmiechem nad nią wywołało to u niej większą falę płaczu

-D...d...dlaczego...d....dlaczego j...ja?....b....błagam z...zakończ to....

-Lubię jak moje ofiary jęczą. Ale wolę, jak błagają o to abym zakończył ich cierpienie. -odparł z zadowoleniem

-P...przecież cię....b....błagam...z...zakończ to...p...proszę....

-Hehe. Normalnie znęcałbym się dłużej, ale jednak niestety jesteś moim dzieckiem, więc zakończę to szybko. -Wyciągnął pistolet i odbezpieczył go. Bez wahania przystawił jej broń do głowy i pociągnął za spust śmiejąc się przy tym jak wariat.

 Kiedy skończył ruszył prosto do siebie z tym swoim uśmieszkiem. Nie zastał przed drzwiami babci, bo uciekła zaraz po daniu znaku Jankowi. Rainer wszedł jakby nigdy nic do środka i od razu zmienił ton głosu na miły i pełen ciepła.

-Kochanie. Wróciłem wiem, że obiecałem, że nie będzie mnie chwilę, ale tak wyszło. – kiedy nie otrzymał odpowiedzi zaczął się denerwować. – Jakim prawem mnie ignorujesz? - powiedział z gniewem patrząc na drzwi sypialni.

 Berlin ukrył Janka pod łóżkiem i nakazał milczenie po czym jak się upewnił, że nie da się go dostrzec otworzył drzwi i spojrzał na Rainera. Wzrok rzeszy był przepełniony gniewem wzbierającym w nim

-Nie słyszałem...Zapatrzyłem się na ptaki siedzące w gnieździe. Pokazywałem ci je wczoraj przez okno pamiętasz?

-...Tak. Pamiętam jak mi je pokazywałeś...Ubierz się ładnie na wieczór.

-Dlaczego? Co zamierzasz mi zrobić?

-Nic. Chcę tylko abyś był i zobaczył, jak pozbywam się naszych wrogów.

-...Nie....nie każ mi...proszę- na te słowa Rainer podszedł i złapał mocno jego brodę unosząc w górę i zmuszając do patrzenia mu w oczy

-Nie pytam cię o zdanie. Wydałem ci rozkaz i masz to zrobić.

-T...tak jest....M...mogę wiedzieć tylko kto to będzie?

-Ten jebany komuch i jego dziwka oraz herbacina i bagieta. Szybko pójdzie. Dodałem do wina cyjanku.

-...Dlaczego....Dlaczego nie możesz się zmienić i zacząć od nowa...- za te słowa dostał mocno w policzek aż upadł na kolana

-Nie będę się przed tobą tłumaczyć. A teraz lepiej pomasuj mi plecy psie.

 W Janku się aż gotowało, gdy na to patrzył. Nie dość, że ten drań chce zabić jego rodziców to jeszcze znęca się nad jego przyjacielem. Nie mógł tak siedzieć i patrzeć na to, ale wiedział, że nie ma z nim szans i tylko pogorszy sytuacje przyjaciela. Na samo wspomnienie słów pani Brandenburg poczuł okropny gniew. Jak można tak traktować kogoś kto cię kocha. Niestety jedyne co mu pozostało to patrzenie jak Ber ze łzami i spuchniętym policzkiem masuje mu plecy

-R...Rainer....Mogę o coś zapytać? – rozmyślenia Janka przerwał cichy głos przyjaciela

-Po co głupio pytasz? Przecież zawsze możesz mnie pytać o co zechcesz

-...Co to był za strzał?...kogo zabiłeś? – Na te słowa został mocno pociągnięty, że aż spadł na kolana pod jego nogami

-Poliż, a może ci powiem- w odpowiedzi dostał tylko zdziwiony wzrok więc szarpnął go za włosy i trzymając tak aby musiał wykonać rozkaz. Kiedy tak się stało i Ber lizał Rainer postanowił się pochwalić.

-A więc ten strzał to faktycznie moja sprawka. To co zlizujesz z moich butów to krew mojej córki. Postanowiłem już dać spokój Madeleine i zabiłem ją. – Ber na te słowa chciał szybko się odsunąć, ale przyciągnęło za włosy zmuszając do siedzenia na jego kolanach

- Dokąd to się wybierasz piesku? Nie wolno ci odchodzić bez mojej zgody

-Proszę...przestań....

-Zamknij się. – Rainer zmusił go do całowania, lecz widząc opór przeszedł na jego bladą szyję, gdzie zostawił kilka śladów. Po chwili całowania szyi poczuł, jak spływają na nią ciepłe, słone łzy jej właściciela. Rainer przestał i spojrzał na jego zapłakaną twarz – Nie płacz. Chcę abyś był szczęśliwy więc nie płacz przeze mnie – Jego nagła zmiana w głosie zaskoczyła Janka

-O...odpowiedz mi s...szczerze....Kochasz mnie Rainer?- zapytał łamiącym się głosem patrzą mu w oczy. Rainer dopiero po dłuższej chwili patrzenia w jego oczy się odezwał.

-Tak. Kocham cię szczerze i nie chcę stracić. Zależy mi na tobie...

-Więc mi przebaczysz.

-Ale c...- nie dokończył bo dostał wazonem w głowę. Po chwili upadł nieprzytomny na kanapę przygniatając stolice. Ber wyczołgał się spod niego i dał znak Jankowi, aby wyszedł

-Ładnie go rąbnąłeś. Ale teraz musimy jako stąd uciec i jeszcze ostrzec moją rodzinę.

-O to się nie martw. Zabierzmy resztę do tuneli. A potem zaczekamy na twoich rodziców. Jak ich ostrzeżemy wszyscy uciekniemy.

-Tak. Chodźmy...

-Zaczekaj. On miał tu gdzieś środki na senne. Wolę go bardziej uśpić, bo nie wiem co zrobi jakby wstał nim uciekniemy – Ber przejrzał szafki i jak znalazł strzykawkę ze środkiem nasennym wstrzyknął zawartość Rzeszy i wychodząc przywiązali go do łóżka i zamknęli drzwi na klucz.

 Pobiegli prosto do reszty. Tam zastali wszystkich członków rodziny Ingrid i ją samą. Janek i Ber zaprowadzili ich do tajnego tunelu po czym sami zaczekali na przybycie aliantów. Godziny mijały i jedynie tykanie zegara zakłócało cisze. Zaczęli się już denerwować, aż nagle cisze przerwał dzwonek do drzwi. Poszli otworzyć. Goście na widok Janka i Berlina zrobili duże oczy

-Janek?! Co ty tu robisz?! – krzyknęła jego mama

-Wyjaśnię wszystko po drodze. Musimy wiać. – złapał rodziców za ręce i pociągnął w stronę przejścia a reszta poszła za nimi.

 W czasie długiej drogi po starych i zatęchłych korytarzach ciągnących się pod całym miastem Janek wytłumaczył im wszystko. Kiedy dotarli na powierzchnie ich przewodnik się zatrzymał i spojrzał na śpiącą Ingrid na rękach Janka.

-Musicie teraz iść cały czas prosto aż dojedziecie do ambasady radzieckiej. Oni wam na pewno już pomogą wrócić bezpiecznie do domu.

-Nam? Ty idziesz z nami Ber. – powiedział stanowczo Janek, a Londyn od razu podszedł

-Ja jeszcze musze coś załatwić...

-No! No Berlin. Nigdzie nie pójdziesz- Londyn mocno go przytulił

-Wybacz, ale nie mogę cię posłuchać. Musze tam wrócić. Pochować Madeleine i dokończyć pewną sprawę.

-No! Jak tam wrócisz to on cię zabije!...Nie mogę na to pozwolić...Nigdy nie dam ci do niego wrócić. – tulił go czule

-...Wybacz mi...- nagle Anglik poczuł ukłucie na ramieniu. Spojrzał w to miejsce i ujrzał strzykawkę ze środkami nasennymi

-N...No...Ber...I love...you....- osunął się na ziemie nieprzytomny.

 Berlin pogłaskał go i pocałował w policzek. Spojrzał na Janka i jego rodziców. Pokiwali głowami i dali mu coś do ręki. Miasto wziął to i szybko oddalił się w ciemny korytarz. ZSRR w tym czasie wziął Londyn na ręce i wyszedł za resztą z kanałów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro