58

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Ten chłodny jesienny wieczór nie zapowiadał się zaciekawię. Od południa kłębiły się deszczowe chmury. Nie wróżyło to przyjemnego przyjęcia. Zwłaszcza dla niego nie znosił tego typu rozrywek, a już na pewno nie w takim towarzystwie. Lecz musiał to ścierpieć i udać zadowolonego.

 Na myśl o tym konkretnym hotelu, tej konkretnej restauracji hotelowej czuł dokładnie te same odczucia co ponad 63 lata temu. Bo dokładnie tyle minęło, gdy był tu ostatni raz. W tedy był młodym krajem, który dopiero uczył się wszystkiego, tak jak większość tych z którymi miał ponownie się spotkać. Jedyne co się teraz różniło to brak niektórych i zmiana relacji u innych.

 Niechętnie założy brązową marynarkę, a długi krawat w jasne paski wsadził za pasek. Włosy zaczesał do tyłu a dwudniowy zarost postanowił zostawić. Niechciał przypominać dawnego siebie. Tego niedojrzałego dzieciaka co pojawił się tu pierwszy raz. Kiedy był już gotowy i spryskał się woda kolońską spojrzał na drugą połowę pokoju, gdzie jego żona zakładała pończochy.

-I jak? Ta czerwona czy może ta zielona? – zapytała nagle widząc, że patrzył na nią w samej bieliźnie. Dlatego szybko złapała za dwie długie sukienki, które na szybko do siebie przyłożyła.

-No wiesz Hela. Jak dla mnie to w każdej jesteś piękna. Więc może je odsuń od siebie i daj popatrzeć na...

-Więc czerwona. Albo może zielona. No cholera nie umiem się zdecydować. Rząd chcę abym na spotkanie z krajami wystroiła się jak najlepiej, aby pokazać, że nie jesteśmy od nich gorsi. Dlatego dali mi klejnoty po matce. No ale skąd mogę wiedzieć co wygląda na mnie lepiej, skoro ty wolisz gapić się na moje majtki?

-Matko kobieto daj mi te klejnoty

-Leżą w szkatułce - Podszedł i wyjął po jednym kolczyku z obu par. Po chwili stanął za Heleną i przyłożył do jej uszu oba.

-Jak się nazywają?

-Czerwony to rubin, zielony to szmaragd

-A więc szmaragd. Pasuję ci do oczu. Po za tym w zieleni zawsze ci było ładnie

-Dziękuję Griszka. Tobie też do twarzy w garniturze. A ty tak zawsze się upierasz na te mundury

-Heh. Co tam masz? – pokazał na jakieś zdjęcie, które spadło na podłogę

-Hm? -Podniosła je i się uśmiechnęła lekko – To...zdjęcie naszego ostatniego przyjęcia tutaj. Zrobiłam je z przyjaciółmi na chwilę przed tym jak się schlali.

 Podała mu fotografię, na której od razu wszystkich rozpoznał. Helena z uśmiechem trzymała długiego papierosa, a jej noga była trzymana w górze przez Rainera. Obok Stała Natalia z butelką wódki, Dymitr z uśmieszkiem stał za nią, a po drugiej stronie stał Leonard obejmujący Hansa w talii.

-Heh. Wiesz jak tak patrzę na to zdjęcie musze przyznać, że lubiłem lata dwudzieste. Miały swój niepowtarzalny klimat. Chociaż widok tego dupka z tobą nie jest zbyt ładny

-Zgadzam się. Na szczęście większość naszych zdjęć spłonęła w czasie powstania, a wiele z nich sama pocięłam i spaliłam, gdy się rozstaliśmy. O zobacz jak ja ładnie wyglądałam. Uwielbiałam tamten makijaż i tę sukienkę.

-Ładnie ci tak było. Ale nadal jesteś ładna.

-Nie słodź mi tu. Idziemy na przyjęcie i jak coś chcesz to dopiero po nim.

-Dobrze. Ale jeden pocałunek nie zaszkodzi

-Nie pod warunkiem, że będzie dobry

 Już się pochylił, aby ją pocałować, gdy nagle ktoś zapukał. Helena przewróciła oczami i założyła szybko sukienkę, aby nikt nie patrzył na nią w negliżu. Kiedy była już gotowa dała znak Griszy, aby pozwolił wejść.

-Wejść!

-P...panie Grigoriju – zaczął Berlin

-Wiedziałem....wiedziałem, że jak go weźmiemy to będzie przeszkadzał. Niemiecy to mają chyba w genach

-Mam w dużej mierze słowiańskie geny.

-Świetnie. To czego tu? Nie znalazłeś tego swojego jak mu tam...tego herbaciarza?

-Nie szukałem jeszcze Londynu.

-O co chodzi Berlin? – wtrąciła się Helena zakładając kolczyki

-Telefon do ciebie Heleno. Twój ojciec dzwoni

-Nie. Nie. Nie. Nie! Każ mu spierdalać, a najlepiej to rozłącz się i wypnij telefon z prądu

-Grisza! Oszalałeś? Może to ważne

-Ehm, jasne. Postawił sobie pewnie za cel zrujnować nam zabawę. Nie mieszka już pół roku z nami i dalej atakuję przez telefon. Po cholerę ktoś to wymyślił.

-Oh przestań już tak nagadywać na mojego ojca. Cóż on ci takiego zrobił. Już dawno powinniście się dogadać i tyle. Żyć tak długo razem i dalej to samo. No jak z dziećmi.

-Mówię ci, że to wcielenie zła.

-Tak, tak Griszka. Zaraz wrócę, a ty masz się uspokoić – wyszła

-No nie wierzę. Nawet w innym kraju, na taką odległość musi atakować. No przecież to chore. Nie odpuści nawet na chwile – mówił, a stolica Niemiec stał nieruchomo nie wiedząc jak się zachować.

-M...może ja już p...

-Stój! No sam powiedz. Czy to niedziwne, że tu wydzwania? Przecież on nigdy nie ma powodu. Mówię ci on coś knuję. To jest poprostu nie możliwe. No po prostu nie uwierzę, że dzwoni, bo nie wiem noga mu się złamała czy coś. No nie i kropka

-To może pana teść stęsknił się za córką?

-Co śniadanie nawijają po dwie godziny

-Oh...No to może miał jakąś sprawę?

-Nie. On nie ma nigdy konkretnych powodów. Głównie wydzwania i pierwsze co to dopytuje się czy jestem w domu. A jak dostaje potwierdzenie to zaczyna jej gadać coś, a potem ona się na mnie wścieka. Na przykład tylko się lenisz, nic nie robisz ble ble ble. A przed telefonem od niego była milutka. I co? Ja zwariowałem?!

-N...nie. A...ale ja chyba lepiej już pójdę

-Nie skończyłem. On coś knuje. Musze się tylko dowiedzieć co. - Nagle wróciła Helena. Grigorij na jej widok zbladł jak jeszcze nigdy.

-Grisza zobacz. Tatuś zrobił nam niespodziankę. Okazało się, że, ma pokój obok nas, bo też dzisiaj tu przyjechał. – powiedziała to z radością, a Sasza uśmiechnął się do Grigorija – I jak ci się tato podoba moja kreacja? Grisza ją wybrał i jest śliczna

-Uważam, że bardziej pasują ci rubiny. A uwierz mi skarbie ja się na tym znam. W końcu lata przebywałem z damami mającymi prawdziwą biżuterie, a nie te tandetę komunistyczną

-Oh. Może masz rację. Ta czerwona leży na mnie ładniej

-Widzisz? Nie zwariowałem. On naprawdę tu jest i już atakuje. – szepnął ZSRR

-Racja panie Grigorij. No nic. Powodzenia. Musze iść i odnaleźć Londyn. Chcę z nim porozmawiać odnośnie naszego ostatniego spotkania

-Nigdzie się nie wybierasz. Masz zadanie.

-Zadanie? Jakie?

-Masz go szpiegować. Potem dasz mi szczegółowy raport, a jak zobaczysz jakąś taką staruchę co się przy nim kręci i nie pasuje do otoczenia wiej i masz mi od razu zgłosić.

-A....ale....ja

-To był rozkaz, więc go wykonaj.

-...tak jest

-Świetnie. A teraz czas na zniszczony wieczór...Eh...

 ZSRR niechętnie witał się z innymi krajami udając tak samo jak oni radość, że tu są. I tak widział bardzo dobrze jak na niego patrzą. Pogardy nie umieli ukryć w swoich spojrzeniach. Bał patrząc na to, że jak upadnie to jego dzieci zaznają serii upokorzeń ze strony zachodu. Niechciał tego, ale wiedział, że nic nie zmieni tego jak jest postrzegany i kraje z nim związane.

 Usiadł przy wskazanym mu wcześniej stoliku obok swoje żony i teścia. Lecz na widok tego kto siedział przed nim prawie zdemaskował się ze swoim niezadowoleniem. Dosłownie w ostatniej chwili udało mu się zachować kamienny wyraz twarzy.

-Matko jak ja cię wieki nie widziała – powiedziała Helena rzucając się Leonardowi w ramiona.

-Ja również tęskniłem Helu. Ciebie również miło widzieć Grigoriju – w drugim zdaniu nie krył pogardy. A Grigorij uśmiechnął się sztucznie, ale tylko na chwilę, bo zaraz potem się skrzywił. -Ah, a pan musi być ojcem Heleny. To zaszczyt poznać Imperium Rosyjskie we własnej osobie.

-Dziękuje. Miło wiedzieć, że wciąż są ludzie wychowani – tu zerknął na Griszę z wyższością.

 ZSRR z bólem musiał siedzieć i wysłuchiwać jak jego teść gada do byłego jego żony. Ta rozmowa wyglądała niczym rozmowa teścia z zięciem. Grisza starał się jak mógł nie dać po sobie nic poznać. Jednak upokorzenie jakie czuł było okropne. Marzył tylko o tym, aby wrócić już do pokoju i przytulić się do swojej żony.

-Oh to wy byliście razem? Jak to się stało, że się rozstaliście? Znaczy, jeśli to nie jest tajemnica, bo nie chcę być wścibski

-Ależ nie. Hela chyba mogę powiedzieć twemu ojcu?

-Mhm – powiedziała na odczep się, bo w ogóle ich nie słuchała, ponieważ była zajęta jedzeniem, jakiego nie miała okazji zjeść przez tak wiele lat więc korzystała, ile się da

-Mieliśmy takie piękne plany. Mieliśmy po wojnie zamieszkać nad morzem w jednej z moich posiadłości rodzinnych. No ale niestety – tutaj popatrzył na Griszę – Rozdzielono nas. A moją narzeczoną zgwałcono

-A mogliście mieć takie piękne życie. Piękny dom, dzieci. Ah jaki ten los jest okrutny

-Dokłamie proszę pana.

 Grigorij czuł, że się w nim gotuje. Jak oni śmią tak po prostu. Żałował, że Hela całkiem ich nasłuchała zajęta jedzeniem i żoną Leonarda gadającą o cholera wie czym. Grisza miał ochotę odejść, ale uznał, że nie zostawi żony samej z nimi. Był gotów to znieść. Zaczął wzrokiem szukać Berlina. Miał nadzieję, że jak skupi na nim wzrok to nie będzie skupiał się na ich słowach.

 Berlin znudzony rozglądał się po sali. Sam nie wiedział co ma dokładnie szukać. Nie przyjechał tu w końcu po to, aby szukać jakiś dziwactw tylko porozmawiać z Londynem. No ale cóż mógł poradzić. Kraj kazał to musi to zrobić. Nagle dostrzegł jakąś dziwną kobietę, która kręciła się po drugiej stronie sali i przyglądała się stolikowi, gdzie siedział ZSRR.

 Już dostrzegł jego wzrok na sobie i miał mu dać znak, aby spojrzał w kierunku kobiety, ale nagle ktoś złapał go za nadgarstek i pociągnął na korytarz. Działo się to tak szybko, że nie zdążył zaprotestować. Gdy spojrzał na tego, który go zabrał z sali zrobił wielkie oczy i zaniemówił. Nie tak wyobrażał sobie to spotkanie.

-Helo. Wszędzie cię szukałem. Nawet zacząłem się martwić, że już cię nie spotkam i że nie pozwolili ci przyjechać.

-Em....j...ja... – uśmiechnął się nerwowo

-Cieszę się, że cię widzę. Naprawdę tęskniłem za tobą...Wiele myślałem o naszym ostatnim spotkaniu

-J...ja również...naprawdę sporo myślałem....o nas

-Porozmawiamy? – zapytał z uśmiechem

-T...tak...nie. Nie mogę. Jestem w pracy – powiedział szybko odchodząc. Londyn patrzył za nim ze smutkiem. Pragnął tego dnia mu wyznać ponownie wszystko tylko w lepszy sposób niż ostatnio.

 Berlin wrócił na salę. Zobaczył, że ta kobieta idzie w stronę ZSRR z jakimś woreczkiem, a Aleksander, który to widział uśmiechał się do niej dyskretnie.

 Widząc to szybko złapał tacę z szklankami od jakiegoś kelnera i ruszył tam szybko. Wiedział, że powinien to przemyśleć, ale nie miał na to czasu. Ruszył prosto na kobietę, a gdy miała już posypać Grigorija siedzącego do niej tyłem Ber wszedł prosto w nią. Przez to proszek z woreczka oraz alkohol z kieliszków które spadły z tacy wylądowały na Aleksandrze.

 Imperium Rosyjskie miał już zacząć przeklinać ze złości, ale po chwili zaczął dziwnie się poruszać i drapać po całym ciele. Zaczął krzyczeć i przeklinać cały się drapiąc.

-Aaaaa! Zróbcie coś! Ty głupia starucho! To tego komunistę miałaś posypać! Aaaa!

-Co!? Tato jak mogłeś! A ja trzymałam twoja stronę!

-T....to nie tak! To nie tak! – drapał się coraz bardziej

-Grigorij. Wychodzimy, a ty nie pokazuj się w naszym domu! – powiedziała łapiąc męża i Berlin i wychodząc z nimi z sali. Ich śladem poszła reszta nie chcąc również tak skończyć.

-Cholera! Jak on mógł! Dlaczego mój ojciec to taka świnia...- powiedział przez łzy, gdy znaleźli się na korytarzu, a Grigorij ją przytulił – Przepraszam...Powinnam ci wierzyć, a nie jemu

-To nic. Pewnie sam uznałbym siebie za wariata mówiąc takie rzeczy. Ciężko w to uwierzyć. A i dzięki miasteczko za pomoc. Zasłużyłeś na resztę wieczoru wolną

-...To już nie potrzebne. Pójdę się położyć...

-Co mu zrobiłeś?

-Nic. Poprosiłem tylko o pomoc, bo wiedziałem, że będzie coś knuł

-Przecież wiesz, dlaczego z nami pojechał. Zepsułeś mu wieczór. A tak wiele da nas robi. Jest naszą rodziną.

-Masz rację. I chyba wiem, jak to naprawić. – poszli razem uzgadniając plan.

 W tym samym czasie do na salę wszedł rozgniewany Jack. Przez problemy z żołądkiem spędził w toalecie pół wieczoru i jeszcze ktoś zamknął go na klucz i zgasił światło. Dobrze wiedział, kto jest taki mądry.

-Espania! Ty chuju! Zajebie cię! Miałem być gwiazdą tego wieczoru! Kupiłem najnowszy garnitur! Ty chuju! Zniszczyłeś mi to! I oddaj moje spodnie!

 Krzyczał i biegając w samych bokserkach. Jego ogolone nóżki z podkolanówkami wyglądały zabawnie. Na widok opustoszałej sali, gdzie tylko Sasza skakał i drapał się Jack podbiegł do niego złapał za koszulę i zaczął szarpać nim.

-Gdzie jest ten chuj!

-Aaaa!! Nie dotykaj mnie idioto!

-Będę robił co chcę! Because I'm United Kingdom! Jestem kurwa Gwiazda tej jebanej Europy! Co do...Aaaaaa!! - Po chwili on również zaczął skakać i się drapać. – Nooo! Nooooo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro