9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Gdy tylko pociąg zajechał na warszawski dworzec tłum natychmiast zaczął wiwatować na cześć nowej ojczyzny. Janek zachowywał się zupełnie normalnie i machał do Polaków tak jakby takie momenty były dla niego codziennością, a jego młodsza siostra schowała się za matką. Hela nie zauważyła tego ponieważ widok udekorowanego biało czerwonymi kwiatami i wieńcami przypomniał jej jak przed laty wróciła z Rygi po podpisaniu traktatu kończącego wojnę z Bolszewikami. Jedyną różnicą był brak jej przyjaciół, którzy pomagali w trakcie wojny.

Po uroczystej paradzie wojskowej i wielu atrakcji, Grigorij zaprowadził swoją rodzinę do samochodu i ruszyli. Żadne z dzieci nie miało pojęcia dokąd jadą, była to niespodzianka dla nich oraz ich matki, która wpatrywała się w drogę starając się ją rozpoznać.

Gdy tylko zajechali pod ogromną bramę z dwoma rzeźbami przedstawiającymi orła i litewską pogoń po obu stronach Helena natychmiast rozpoznała swój dawny dom. Gdy tylko Grisza przez nią przejechał i minęli lipową aleję ich oczom ukazał się biały dworek szlachecki. Dzieciaki natychmiast po zaparkowaniu wybiegły na zewnątrz, aby przyjrzeć się temu co widzą.

-A o to i nasz letni dom. -powiedział dumnie Grigorij

-Naprawdę będziemy mieszkać w dworku? I to jeszcze całe wakacje?-Janek był bardzo podekscytowany, a Anastazja podbiegła przytulić się do ojca

-Tak maluchy. Jasiu czyń honory i otwórz drzwi.-wyciągnął do dziecka rękę z kluczami. Malec natychmiast wziął je i podbiegł do drzwi.

-Dlaczego to zrobiłeś? Brzydzisz się wszystkim co związane z szlachtą-Zapytała Helena z lekko zdziwiona miną.

-Bo wiem jak bardzo kochałeś ten dworek. A po za tym to będą miłe wakacje z dala od pracy. I nie brzydzę się wszystkiego co szlacheckie moja księżniczko-Złapał ją za rękę i zaprowadził po niewielkich schodkach na ganek, a następnie lekko się ukłonił wskazując ręką na wejście.-Panie przodem

Helena obdarzyła go uśmiechem i weszła. Na widok wszystkich swoich rzeczy stojących dokładnie tak jak je widziała ostatni raz czyli tego okropnego pierwszego września lekko się uśmiechnęła. Nic się tu nie zmieniło tak jak wszystko inne w jej życiu. Wszędzie stały stare, drewniane meble z rzeźbieniami, półki były zawalone figurkami, książkami i zdjęciami, a na podłodze leżał ogromny wzorzysty dywan, który dostała od Turcji. Polka podeszła z lekkim uśmiechem do ogromnej komody na, której stało ogromne lustro ze złota oprawą, świecznik z lekko nadpalonymi świecami i sporej wielkości czarno białe zdjęcie. Wzięła je do ręki i uśmiechnęła się lekko na wspomnienie dawnych czasów. Po chwili lekko się zaśmiała.

-Co się tak rozbawiło?-zapytał Grigorij i ją objął od tyłu.

-To jak się ubierałam dawniej. Sam zobacz, ta sukienka w stylu marynarskim jest zabawna. O albo Natalia w tym kapelutku jak to zawsze mówiła. Ach te lata dwudzieste.

-A reszta? Kto to?

-Nie poznajesz?- jej mąż jedynie pokiwał przecząco głową.- A więc tak- zaczęła pokazywać palcem-To ja i Tala, a to Leonard i...Rainer...Hans ...Debora no i jego chyba już rozpoznałbyś...Nadal jak przypomina mi się Dima mam ciarki.

-Nie musisz się go obawiać. Jest już całkowicie niegroźny. A wiesz, że nazisty i żaby to bym nie poznał bez mundurów?

-No cóż w tedy byli zupełnie inni i młodsi. A gdzie dzieciaki?

-Pobiegły na górę wybrać sobie pokoje.

-Dobrze...Grisza dziękuję, że pozwoliłeś nam tu przyjechać. -dziewczyna przytuliła się do niego, a on zaczął ją głaskać po głowie.

-Dla ciebie wszystko kochanie-powiedział to z ogromnymi uczuciami, ale jakby tylko Polka zobaczyła jego minę gdy to mówił. Zdobił ją uśmiech i to nie wcale ten co ma zakochany człowiek, ale raczej ktoś, kto właśnie zapewnił sobie zwycięstwo podstępem.

Dni mijały w spokoju. Dzieciaki biegały po okolicy, bawiły się albo spacerowały z rodzicami po lesie. Helena czuła się tak jak w bajce. Jej marzenia zaczynały się spełniać. Od zawsze pragnęła wyjść za mąż, mieć dzieci i patrzeć jak dorastają w spokoju i miłości.

Tego dnia Grigorij wyszedł bardzo wcześnie i jak tylko Polka się obudziła jego połowa łóżka była już zimna. Zarzuciła na siebie kremowy, satynowy szlafrok i nim zeszła na dół zerknęła na dzieci czy już wstały. Gdy otworzyła drzwi do Janka prawie się przewróciła, bo malec w nią wbiegł. Chłopak na widok matki lekko się przestraszył.

-Dokąd tak pędzisz urwisie?

-Konie nakarmić i psa wypuścić na podwórko.

-No dobra, ale zaraz masz wrócić, bo robię śniadanie.

-Dobra. To ja idę na zewnątrz!

-Ej ale nie krzycz. -Kiedy mały pobiegł na dół Hela podeszła do pokoju córki. Mała leżała pod kołdrą i z kimś rozmawiała Niby nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Hela nigdzie nie zauważyła jej kotka. Anastazja była zupełnie sama w pokoju. Helena postanowiła do niej podejść i usiadła obok na łóżku.

-Mamusia!

-Cześć kochanie. Z kim rozmawiasz?

-Z tamtą śliczna panią.-dziewczynka wskazała na puste krzesło w kącie pokoju.

-Jaką panią?

-No tamtą. Uśmiecha się do ciebie.-Helena lekko się zdziwiła. Nie rozumiała co właśnie mówi jej trzyletnia córeczka

-Ale ja jej nie widzę. Jak ona wygląda?

-Ma długie ciemne loki, podobne do twoich i Janka. I oczy tak jak ja i wy. I ma strasznie ładną sukienkę. Podobna do twoich starych lalek, które dziadziuś mi dał.

-...mama...?-Polka przez chwile wpatrzyła się w puste krzesło i lekko się uśmiechnęła.-Chodź coś ci pokarzę.

Gdy zeszła z córeczką na dół wyciągnęła z jednej z szuflad stary, złoty zegarek kieszonkowy. Gdy go otworzyła oczom dziewczynki ukazało się stare zdjęcie ślubne na którym był jej dziadek Imperium z żoną.

-To ta pani. Skąd ona zna dziadzia?

-To twoja babcia kochanie.

-To czemu jej nie widzisz? Janek mówi, że to duch, a widzę go bo jestem dziwna, ale ja wiem, że kłamię jak wszyscy starsi bracia. Czemu babcia umarła?

-Ah ten urwis. Nastuś kiedyś może zrozumiesz. A teraz pomożesz mi zrobić śniadanie?

-Tak!

Po jedzeniu dzieciaki pobiegły do zwierzaków na pole. Polka kazała im wszystkie nakarmić, a było ich nie mało. Pies, kot, dwa konie i króliki, kozę i kury, kaczki i gęsi. Kiedy Helena została sama wzięła się za sprzątanie. Po pościeraniu kurzy postanowiła zrobić pranie. Nim jednak zaczęła przypomniała sobie, że w gabinecie męża na pewno znajdzie coś co trzeba wyprać.

Wewnątrz było ciemno i duszno przez pozasłaniane grube zasłony i pozamykane okna. Polka natychmiast wpuściła światło i świeże powietrze. Gdy pomieszczenie stało się jasne zobaczyła na krześle i szezlongu porozrzucane ubrania o wyraźnie nieprzyjemnym zapachu i wiele innych śmieci w tym butelek porozrzucanych na podłodze. Zaczęła je zbierać i nie wiedzieć czemu czuła, że coś jest nie tak. Gdy się schylała po koszulę kontem oka dostrzegła kobiecą sylwetkę w starodawnej sukni przy biurku.

-Mamo?

-Moja biedna córeczka...Przeczytaj

-Co mam przeczytać.

-Okłamuje cię. Podczas gdy sprzątałaś dla niego znalazłam te dokumenty.

-O czym ty mówisz?-Matka nawet na chwile nie odwróciła się do córki. Jej wzrok był utkwiony w bawiące się na polu dzieci.

-Przeczytaj dokumenty, a zrozumiesz komu zaufałaś.-jej głos był pełen złości i zarzutów wobec córki-Coś ci powiem. Kochałam twego ojca i nadal kocham, ale nie ufałam mu w wielu sprawach i nigdy nie dałam mu się okłamywać tak jak ty.

-O czym ty mówisz? Czemu Grisza miałby mnie okłamywać?-nagle Maria odwróciła się i spojrzała córce w oczy. Wyglądała na śmiertelnie poważną i zdenerwowaną.

-Jak widzę to na jakich zasadach żyjecie bierze mnie obrzydzenie. Traktuje cię jak służącą. Sprzątasz mu, oddajesz mu się kiedy tylko ma na to ochotę i jeszcze jesteś okłamywana. Jak możesz się na to godzić po tym wszystkim co ci zrobił?

-Nie traktuje mnie źle. On mnie kocha. Zmienił się

-Milisz się! Myślisz, że kocha? A zatem to co tu jest napisane jest w stu procentach zrobione z twoja wiedzą i zgodą? Dobrze, że miałam okazję go poobserwować. Szkoda tylko, że ty nic nie dostrzegasz.

-Pokarz mi te dokumenty.-Maria podała jej grubą teczkę z mnóstwem dokumentów. Każdy wyglądał prawie tak samo.

Dnia 2 lutego 1954....,Dnia 14 lutego 1953,...Dnia 20 sierpnia 1952....1951...,1950....1946...1932...1924...1918

Z rozkazu Grigorija Fiodorowicza będącego Związkiem Sowieckim wykonano wyrok śmierci na Polskich więźniach z gułagu w.....rozstrzelanie z rozkazu ZSRR polskich robotników przymusowych....Za próbę ucieczki grupa młodych polskich więźniów z godnie z poleceniem ZSRR została rozstrzelana i zakopana w pobliskim lesie....Rozstrzelanie....wymordowanie...Spalenie żywcem...Poddanie torturą...

Pod każdym podpisany był Grigorij i napisane było wyraźnie, że to on wydawał rozkazy, a jej wmawiał, że zakończył to co było w czasie wojny, a tu nawet były świadectwa rozkazu wymordowania oficerów w Katyniu również z jego rozkazu oraz te najnowsze z wczoraj. Jednak widok rozkazu wykonania egzekucji na kimś kogo dobrze znała sprawił, że upadła na podłogę płacząc.

Jej najlepsza przyjaciółka Maria i jej siostry, brat i rodzice...Wszyscy zostali bez żadnego procesu, bez niczego po prostu zamordowaniu i wrzuceni do szybu kopalni. Maszkę i jej brata dodatkowo spalono ponieważ ciała się nie mieściły. Grisza spalił te ciała.

-Mamo...

-Cii...Nie płacz, to nic już nie da. Też kiedyś wierzyłam, że Grigorij nie jest taki.

-Olga ...Tatiana ...Maria ...Anastazja ...Były niczemu nie winne...Tak jak ci wszyscy, których rozkazał zamordować...

-Cii...

-Co jaj mam teraz zrobić? Mamo co mam robić?! On nadal morduje!

-Nie twierdzę, że on cie nie kocha, ale...obawiam się, że ktoś taki jak on jest w stanie zrobić wszystko. Tak bardzo chciałabym ci jakoś pomóc ale nie mogę...

Helena jeszcze przez dobre piętnaście minut nie mogła dojść do siebie. W jednej chwili wszystko w co wierzyła, całe to szczęście pękło niczym bańka mydlana. Poczuła się na powrót zagrożona, a do tego dochodził strach o dzieci. Nagle usłyszała nadjeżdżający samochód.

-To on...

-Heleno Barbaro Jadwigo Aleksandrowna. Natychmiast przestań płakać i weź się w garść. Wiem co teraz musisz czuć, ale załamanie się nic ci nie da. Musisz być twarda i silna, bo inaczej przegrasz. Pamiętasz kogo jesteś potomkinią? Pomimo, że II Rzeczpospolita Polska upadła to jednak nadal masz o co walczyć. Zrób to dla dzieci. Nie waż się poddać! Walcz tak jak dotychczas!

-Dobrze...

-Zawsze byłam z ciebie dumna córeczko. Kocham cię

-Ja ciebie też... I tata też...

-Wiem. Pozdrów go.

Kiedy Helena została sama powoli wstała z podłogi i wyszła z gabinetu. Gdy znalazła się w salonie zerknęła przez okno i zobaczyła jak Grisza bawi się z dziećmi. Wiedza o zbrodniach męża okazała się gorsza niż niewiedza. Żyliby nadal w szczęściu i miłości, ale tak być nie mogło. Jej ludzie giną w gułagach z zimna lub są mordowani. Jej przyjaciółki z dzieciństwa zostały zamordowane i nawet ich nie pochowano, ojciec lata gnił w lochu...Tak być dużej nie mogło.

Gdy tylko zobaczyła, że Grisza wszedł sam do domu natychmiast mocniej ścisnęła trzymaną teczkę i wyczekiwała aż on wejdzie do salonu. Po chwili tak się stało. Słyszała jak się zbliżał do niej, jego kroki były coraz głośniejsze. Nim jednak był wstanie ją dotknąć odwróciła się z gniewem w oczach.

-Coś się stało?-zapytał spokojnie

-Wyjaśnij mi to wszystko...-jej głos był pełen gniewu i rozpaczy. Ze wszystkich sił starał się nie pęknąć

-Ale co takiego?-dopiero po chwili zobaczył co trzymała w rękach-Skąd to wzięłaś?-jego ton natychmiast się zmienił na groźny.

-To ja tu kurwa zadaję ci pytania draniu!-nie wytrzymała i przestała się kontrolować. Jej łzy zalały jej twarz i zaczęła lekko drżeć

-Uspokój się kochana...

-Zamknij się!-z całej siły rzuciła w niego teczką i wszystkie dokumenty rozsypały się po salonie.

-Heleno opanuj się!

-Morderca!

-Przestań!

-Spierdalaj!-Polka próbowała go wyminąć, ale złapał ją i mocna przycisnął do ściany sprawiając jej przy tym ból.

-Jakim kurwa prawem grzebałaś w tych papierach?-wysyczał jej do ucha.

-Puszczaj mnie!

-Zadałem ci pytanie.-jego głos był zimny i pozbawiony emocji.-Dałem ci dom, pozwoliłem zajmować się dziećmi, a ty i tak musiałaś w tykać nos w nieswoje sprawy. Jak Stalin się dowie możesz utracić wszystko co tak kochasz więc dobrze ci radzę trzymaj język na kłódkę kochanie.

-Nie wybaczę ci tego...

-Zrozum, że tak postąpić musiałem. Ale w jednym cię nie okłamałem. Kocham nasze dzieci oraz ciebie i to się nie zmieni.

-Zostaw mnie samą...

-Nie. Nigdzie teraz nie pójdziesz dopóki się nie uspokoisz. -Stali tak chwile oparci o ścianę w milczeniu. Grigorij oparł czoło o jej i patrzył uważnie w jej opuchnięte od płaczu oczy.

-Powiedziałeś mi kiedyś, że wszyscy którym ufam mnie zdradzą...Miałeś rację, a do tego jesteś idealnym tego przykładem.

-Nie pozwolę ci odejść...Kocham cię

-Już nigdy ci nie zaufam-nagle Helena z całej siły kopnęła go w krocze i jak Grigorij złapał się za bolące miejsce upadając na podłogę wybiegła z domu prosto w las, który znała jak własną kieszeń...

. . .

Ulice Savannah tętniły życiem tak jak za każdym razem gdy Bill tu przyjeżdżał. Jednak on nie miał zamiaru wsłuchiwać się w jazzowe rytmy rozchodzące się po ulicach miasta. Jako chyba jedyny szedł ze spuszczona głową przed siebie nie patrząc na to co go otacza. Budynki o niesamowitej architekturze ustawione wzdłuż oraz ogromne drzewa zakrywające niebo nad jego głową, wszystko to przypominało mu o tym co utracił.

Kiedy przechodził przez drogę prawie wpadł pod auto. Na szczęście kierowca w porę się zatrzymał. Już miał nawet wyjść z auta i okrzyczeć tego zamyślonego gapia, ale jak tylko lepiej mu się przyjrzał od razu zrozumiał z kim ma do czynienia. Bill jednak milcząc szedł dalej ściskając tylko mocniej bukiet zrobiony z różnych kwiatów. Cały czas mijając tak dobrze mu znane ulice widział samego siebie i Lottie jak spacerowali tutaj przed laty.

Lottie uwielbiała spacerować po Savannah. Zawsze nazywała to miasto najpiękniejszym miejscem w całej Georgi i miała chyba racje. Urok jakie miało to miejsce sprawiał, że wspomnienia stamtąd pozostawały na lata i nadal budziły podziw.

Nagle do uszu Billa dotarła tak dobrze mu znana melodia i będąca przez lata jedną z najbardziej znienawidzonych przez niego piosenek. Słowa piosenki zaczęły go bombardować i przywoływać wspomnienia z każda kolejną zwrotką.

O, I wish I was in the land of cotton. Old times there are not forgotten. Look away! Look away!. Look away! Dixie Land. In Dixie Land where I was born in. Early on one frosty mornin'. Look away! Look away!. Look away! Dixie Land. O, I wish I was in Dixie! Hooray! Hooray! In Dixie Land I'll take my stand. To live and die in Dixie. Away, away, Away down south in Dixie! ......

Przed oczami ujrzał roześmianą twarz okalaną jasnymi lokami, które idealnie pasowały do rumianych policzków, ciemnych niebieskich oczu i lekko czerwonych ust. Charlotte mówiła coś do niego i pokazywała jakieś zabawki na straganie podczas jarmarku.

-Zobacz jaki śliczny drewniany konik.

-Bardzo ładny

-Chciałabym mieć dziecko i kupić mu taka zabawkę.

-Rozmawialiśmy już o tym.

-No wiem, ale próbować będę nadal.-Nagle jakiś wąsaty mężczyzna z południowym akcentem wszedł na scenę, na której jeszcze przed chwila grano regionalna muzykę.

-Szanowne panie i panowie. Mam zaszczyt zademonstrować wam zupełnie nowy utwór o naszej małej ojczyźnie. Przed państwem „I Wish I Was In Dixie Land" . Zapraszamy do tańca.

-Bill? Zatańczymy?

-Myślałem, że jako mężczyzna to ja powinienem panią prosić do tańca.

-Owszem, ale ty mógłbyś tego nie zrobić-uśmiechnęła się do niego i pociągnęła na parkiet.

Old Missus marry Will, the weaver, William was a gay deceiver. Look away! Look away!. Look away! Dixie Land. But when he put his arm around her. He smiled as fierce as a forty pounder. Look away! Look away!. Look away! Dixie Land.

Piosenka była bardzo skoczna i przyjemna dla ucha. Charlotte cały czas się uśmiechała i było widać jak wielka przyjemność jej sprawiała ta melodia. Śmiało było można powiedzieć, że jest o niej, bo właśnie tak nazywano Stany Południowe, Dixie, a Północne to Jankesi.

Nagle Bill przyciągnął ją najbliżej jak tylko potrafił i pocałował. Po chwili przestał tańczyć i klęknął przed dziewczyną z wyciągniętą ręką w której trzymał małe pudełeczko w którym znajdował się pierścionek z diamencikiem.

-Czekałem na dobry moment, a ten jest chyba najlepszy. Charlotte...Wyjdziesz za mnie?

-Bill...ja..Yes! Yes!-kiedy młodzi narzeczeni się przytulili wszyscy zebrani zaczęli bić brawo. A gdy emocje lekko ustały melodia znowu rozbrzmiała i wszyscy zaczęli tańczyć.

His face was sharp as a butcher's cleaver. But that did not seem to grieve her. Look away! Look away! Look away! Dixie Land. Old Missus acted the foolish part. And died for a man that broke her heart.Look away! Look away! Look away! Dixie Land.

Jednak im dłużej ten taniec trwał sceneria zaczęła ulegać zmianie. Zamiast tańczyć na drewnianym parkiecie na farmie znaleźli się w samym polu walki. Bill dopiero po chwili zorientował się, że Charlotte zniknęła. Zaczął się rozglądać, ale jedyne co widział to sterty trupów w mundurach obu armii. W tle nadal było słychać refren piosenki. O, I wish I was in Dixie! Hooray! Hooray! In Dixie Land I'll take my stand. To live and die in Dixie. Away, away, Away down south in Dixie!

Nagle dostrzegł Charlotte na wzgórzu stojącą do niego tyłem. Jej biała suknia przypominała tę, która miała założyć do ślubu, ale teraz była cała poniszczona i pokrwawiona, a jej długie blond loki powiewały rozczochrane na wietrze. Próbował ją zawołać, ale zachowywała się tak jakby go nawet nie słyszała. Zaczął biec, ale nim dobiegł usłyszał wystrzał, a następnie poczuł ból w klatce piersiowej. Gdy spojrzał na dłoń, którą dotknął bolącego miejsca ujrzał krew. Postrzelono go. Mimo to nadal próbował biec do ukochanej, ale nagle wszystko zniknęło, a on leżał przy jej grobie.

Nie pamiętał kiedy i jak tu dotarł, ale to nie miało już żadnego znaczenia. Klęknął nad grobem i położył kwiaty. Po chwili milczenia wyciągnął z kieszeni pierścionek z błękitną wstążeczką, będący jedyną pamiątką po ukochanej. Pocałował pierścionek i pozwolił sobie na łzy.

-To wszystko moja wina...Wybacz mi kochana....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro