16. Błagam, obudź się

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tym razem 20 komentarzy, ale nie liczy się zwykłe pisanie liczb. Czy innych nieangażujących dupereli. Jestem wymagająca, ale kocham Was. Plus jak wam się uda, to jutro będzie kolejny rozdział. ^^
Buziaczki, Smoczek (ps. Nie mordujcie)
###

Szedł z Jackiem. Niepewnie, cały napięty i z ręką opartą na mieczu. Jeśli Mrok miał rację Strażnik Zabawy mógł mieć drugie oblicze i go wykorzystać. Tak naprawdę wierzył, że chłopak jest niewinny, niczym dziecko, ale wyuczona ostrożność dawała o sobie znak. W końcu tyle razy był oszukany, że zrozumiał o istnieniu pewnych granic zaufania. Szczególnie, że gubił się w myślach. Żałował, że nie ma z nim Śledzika, który zawsze chętnie dyskutował z nim na niezrozumiałe i ciężkie tematy, czy samą Astrid, która zawsze doskonale wiedziała co mu ciąży na sercu i potrafiła idealnie oczyścić jego umysł, poprawiając w dodatku humor.

Spojrzał na chłopaka idącego kilka kroków przed nim. I uświadomił sobie jedną rzecz. Jack mu ufał od początku. Uwierzył w niego i zgodził się na wspólną podróż oraz, co warto podkreślić, zawsze wykonywał jego rozkazy i nie podważał żadnych słów zielonookiego. W dodatku zawsze stawał w jego obronie i nie potrafił sobie wyobrazić go jako wroga.

Patrząc na bladą twarz towarzysza. Mężczyzny, który setki razy mógł go zabić czy oszukać, Czkawka widzial jedynie oddanego przyjaciela i chciał wyłącznie pogłębiać tą relację. Być z chłopakiem tak długo, aż nie zrozumie tego co siedzi w jego umyśle oraz jakie uczycia trzyma w sercu. Mogła to być jego najgorsza decyzja w życiu, a może i najlepsza. Jack mógłby być kimś złym, ale póki widział jego roześmianą twarz był w stanie to zaakceptować, bo we wszystkim co białowłosy robił był jakiś głębszy sens. I Czkawka chciał wiedzieć jak to się skończy. Nie jako obserwator, a wsparcie dla osoby, którą cenił.

Opuścił dłoń z broni i delikatnie się uśmiechnął. Odczuwał dziwny spokój, kiedy przestał dopuszczać myśl, że Jack jest zdrajcą, a zamiast tego pozwolił rozwijać się mocniejszemu pragnieniu.

Czkawka po prostu chciał być przy nim na  zawsze.

I ta myśl nie spodobała się osobą stojącym niedaleko. Wystarczyła chwila. Ta jedna nieprzewidywalna chwila.

-Dico Mysterium! - krzykną Mrok i z jego palcy wystrzeliła czarna maź lecąc prosto w stronę Czkawki.

Jednak zaklęcie nie trafiło w niego. Zanim zdążył się zorientować coś odepchnęło go w bok. Kiedy się podniósł zobaczył, że Jack upadł na ziemię w miejscu gdzie on sam stał przed chwilą, ciężko wypuszczając powietrze z płuc. Czkawka nie mógł się ruszyć, miał wrażenie, że każda część jego ciała zyskała teraz własny rozum i niemiła zamiaru wykonać choćby kroku. Patrzył na Jacka leżącego tuż przed nim, widział strużkę krwi powoli lejącą się od jego głowy po ziemi, a czarna mgła zaczęła materializować się coraz bliżej nich. Nadal czuł obecność Mroka. Zaczęła go przytłaczać. Czuł jakby wszystko co szczęśliwe i piękne już nigdy miało nie wrócić, jakby był teraz w swoim najgorszym koszmarze z którego nie mógł się obudzić. Wiedział, że to wszystko nie zniknie jak lawa kilka godzin temu, które wydawały mu się tak odległe jak nigdy. Nadal nie potrafił pomóc Jackowi. Nie widział też, co zamierza Mrok, skoro jego pierwsze zaklęcie go nie trafiło, czemu nie rzuci kolejnego. Ręka odruchowo powędrowała mu do miecza i zacisnęła na rękojeści. Ruszał oczami w poszukiwaniu zagrożenia mimo, że nogi nadal miał jak z ołowiu. Mgła zaczęła się cofać w stronę jednego z drzew.

- Czego ode mnie chcesz!? - wrzasnął w tamtą stronę, przez chwilę nie poznawał nawet własnego głosu, był tak zachrypnięty i pełen rozpaczy - Co mu zrobiłeś?

- Od ciebie? - Zaśmiał się, jakby Czkawka po prostu opowiedział mu żart. Jego dłoń powędrowała na twarz, jak by chciał zakryć niewłaściwy i złośliwy chichot.  - Dlaczego oczekujesz, że chcę czegoś od ciebie?

- Jeśli nie ja, to kto? Czego ty, na Odyna, chcesz? - załkał, głaszcząc przez chwilę włosy Strażnika.

- Mam jedno pragnienie. Aby ludzie uwierzyli w mrok. Nie tylko koszmarów, ale i własnych serc. Strach i rozpacz na swój sposób są piękne, bo wywalają w ludziach to co kocham. Instynkty - Odwrócił się, nie martwiąc o atak ze strony chłopaka, nawet teraz był silniejszy od niego. - A wy stoicie mi po prostu na drodze do zmienienia tego świata.

...

-Zostaw go w spokoju! - krzyknął i zamachną się mieczem w stronę ciemnej postaci szybującej prosto na nich. Czkawka z łatwością odgadł, że to sługa Mroka.

Nie bał się. Był wystarczająco zdeterninowany, aby chwycić za klingę miecza i zamachnąć się wystarczająco, aby uderzyć stwora. Ten rozpłyną się, a chwilę później zmaterializował tuż przy nich. Czkawka myślał intensywniej niż zwykle. Skoro się nie bał to dlaczego nie może zaatakować dymnej postaci? Jego wzrok padł na chłopaka obok. Stwór w tym samym czasie zamachnął się na białowlosego, cios odebrał Czkawka, zakrywając towarzysza swoim ciałem. Zrozumiał, że to Jack ma koszmary i póki się ich nie pozbędzie, nie ma szansy na zwycięstwo.

Niepewnie złapał chłopaka za rękę. Była lodowata, tak samo jak czoło na którym oparł własną głowę. Pocietając kciukiem dłoń leżącego pod nim chłopaka i głaszcząc jego zaskakująco miękkie wlosy, Smoczy jeździec zaczął szeptać mu czułostki i powtarzać w kółko, że jest przy nim. Pokusił się nawet pocałować go w policzek, tak jak on zrobił to szmat czasu wcześniej. Potwór ciągle uderzał w niego pazurami, co jakiś czas trafiając w Jacka, lecz Wódz Berk opierał się niewzruszenie nad albinosem. Ataki słabły, ale chłopak nie przestawał powtarzać niebieskookiemu, że wszystko wporządku, muskając jego twarz swoim wystarczająco ciepłym oddechem.

W końcu, gdy oddech Jacka był równy, sece biło normalnie, a poczwara się zmęczyła brakiem przypływu nowego strachu. Sam Czkawka był obolały, wyczuwał krew cieknącą po plecach, a w dodatku w głowie mu szumiło, ale podniósł się i wziął po raz kolejny miecz. Tym razem z łatwością zniszczył niedoszly strach Jacka.

Ale nie zwycięstwo było najważniejsze. Stan zdrowia jego towarzysza mógł się pogorszyć. Mimo, że walka była prosta, to niezwykle długa. Potwór próbował przeciągać pojedynek w czasie wiedząc, że tak pozbawi życia chciaż jedną i tak ledwo żywą osobę.

Czkawka upadł na kolana i złapał Jacka za lodowaty nadgarstek. Zawsze był taki zimny? Mocno nacisnął na żyłę starając się wyczuć puls. Nie mógł nic wyczuć, albo to przez jego drżące ręce, albo tętna faktycznie nie było. Nie chcąc dopuścić do siebie tej myśli, delikatnie położył dwa palce na jego szyi, tym razem wyczuł delikatne skurcze. Żył. Delikatnie potrząsną go za ramiona. Nic. Spojrzał na krew, której stróżka była już coraz dalej. Ręce zaczęły mu się trząść coraz bardziej. Zaczynał żałować, że nie chodził na zajęcia medyczne, chociaż nie pamiętał niczego co mogłoby pomóc jego przyjacielowi. Położył Jacka równo na plecach i podłożył swoją kurtkę pod głowę mając nadzieję, że jakoś zatamuje krwawienie. Notorycznie wycierał palce o spodnie ze stresu. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu pomocy, smoka, wikingów, lub czegokolwiek. Starał się uspokoić oddech.

- Jack, błagam - poprosił szeptem, na skraju własnej świadomości. - Błagam, obudź się.

Jeszcze raz potrząsną ramionami Jacka. Nic. Miał już ochotę się poddać gdy...

###

Koniec rozdziału! Do domu! Tym razem pisała Avatar_11, ale ja wsparłam w 3 momentach! Wiecie jakich? Możliwe, że tak. Ostatnio jestem strasznie melodramatyczna i moje fragmenty są z przesadnie rozbudowanymi przemyśleniami. Przepraszam, jak Wam nie pasuje to przestanę. Serio. Szczególnie, że wiem o mojej nieudolności.

Buziaczki,
Smoczek

Ps. Komentarze z opinią? Radą?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro