In the middle of the game

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kierownik Projektu, Specjalista, Informatyk i Asystent.

Siedzieli w czwórkę w starym magazynie jak co środę. Wszechobecne monitory rzucały kolorowe poświaty na ich skoncentrowane twarze. Ciszę zakłócały tylko wypowiadane przez nich pojedyncze słowa i nieustannie pikanie maszynerii.

– Nie poradzi sobie. – Specjalista w płaskim jak tafla rozlanej na podłodze wody tablecie obserwował szybko zmieniające się dane. Kliknął w prawy dolny róg, żeby powiększyć wykres. Już od dłuższej chwili linia pięła się w górę. – Serce zaraz wysiądzie.

Kierownik Projektu odepchnął rękę Specjalisty. Tablet wylądował na podłodze, nie pierwszy i nie ostatni raz.

– Kontynuować – polecił Informatykowi, który zerknął na niego przez ramię. Potem odwrócił twarz od monitora, na którym rozgrywała się cała akcja, żeby spojrzeć w znajdujące się za grubymi szkłami rejestrujących wszystko okularów oczy Specjalisty. – Znakomicie przeszła testy, z tym też sobie poradzi.

– Proszę spojrzeć na dane. Jasno wynika z nich, że...

Tablet znów wylądował na kafelkach. Tym razem jednak w towarzystwie jednego z zębów Specjalisty, który momentalnie po otrzymaniu ciosu w szczękę splunął krwią na podłogę. Skrzywił się, ale nie zaprotestował, gdy Kierownik Projektu zdjął mu okulary i podał je Informatykowi.

– Nie obchodzi mnie, co wynika z danych. Ktoś w końcu musi to przejść.

– Coś się dzieje.

Ekscytacja bezmyślnie wlepiającego wzrok w ekran Asystenta nie udzieliła się pozostałym mężczyznom. Kierownik Projektu wstał i schował ręce do kieszeni garniturowych spodni.

Specjalista również podniósł się z obrotowego fotela, jednak w zupełnie innym celu. Oddalając się od pozostałych mężczyzn, uważnie patrzył pod nogi. Na podłodze rozciągały się kable różnej grubości i koloru, o które nie chciał się potknąć. Przysłuchując się podniesionym głosom, zerwał kotarę.

Szafirowe światło eksplodowało na jego oczach. Sekundę później na policzku i dłoniach poczuł coś znacznie bardziej lepkiego niż woda. Chciał zetrzeć krew z twarzy, ale zamiast tego tylko bardziej ją rozmazał.

Blask zniknął, jedno z urządzeń przestało pikać. Specjalista to wiedział, ale nie słyszał. Do jego uszu docierały tylko rzucane przez Kierownika Projektu w próżnię wyzwiska i żale. Jakby to właśnie Kierownik był ofiarą, a nie katem.

Specjalista podszedł do ustawionego w pozycji półleżącej fotela, który był sprawcą wcześniejszego błysku. Po brodzie siedzącej na nim dziewczyny spływała ciemnoczerwona stróżka, która swój początek brała w rozwartych wargach, a właściwie w brutalnie przerwanych naczyniach krwionośnych w płucach. Zdjął z jej bezwładnej głowy usiany elektrodami i diodami kask, przy czym odwrócił wzrok od wypalonych oczu. Widział ich już stanowczo zbyt wiele.

– Co z ciałem?

Głos Asystenta rozbrzmiał tuż za plecami Specjalisty. Młodzieniec był znudzony. Patrzył na jeszcze niedawno tętniącą życiem dziewczynę z pewną odrazą. Nie wynikała ona jednak z powodu jej śmierci, lecz z faktu, że dotarła tylko do połowy gry. Naprawdę spodziewał się po niej więcej.

– Ma zdrowe narządy, czyż nie? – Kierownik Projektu brzmiał znacznie spokojniej niż przed kilkoma chwilami.

– Nie licząc serca i płuc, tak.

– Wiecie, co robić. Nic nie powinno się zmarnować.

Asystent poszedł po ustawione przy jednej ze ścian nosze. Specjalista z kolei wpatrywał się w przewyższającego go niemal o głowę Kierownika Projektu. Zaciskał palce na schowanym w kieszeni kitla skalpelu. Nigdy przedtem nie wyniósł go z sali operacyjnej.

– Powiedz, kiedy rząd przestanie przysyłać nam takich nieudaczników? – Kierownik Projektu wskazał na bezwładną dziewczynę i pokręcił głową z dezaprobatą. – Przecież ta gra to tylko symulacja. Jeśli nawet młodzi i zdrowi nie potrafią dotrzeć dalej niż do połowy, to jak my mamy przygotować się do tego, co nadchodzi? Rzeczywistość będzie znacznie gorsza niż to, co stworzyłem.

Specjalista w milczeniu obserwował, jak Kierownik Projektu oddala się ku wyjściu. Jeśli tak dalej pójdzie, to już żaden z nich nie będzie musiał martwić się przyszłością.


azrii_



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro