Dziewięć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Azura docierając windą na ósme piętro budynku szpitalnego, biegiem pokonała długi korytarz. W uszach słyszała przyśpieszone dudnienie swojego serca. Gwałtownie stanęła w progu pokoju, dostrzegając w środku znajomą lekarkę, schylającą się nad Bucky'm oraz Nakię, która siedziała obok na krześle.

- Obudził się? - Spytała nerwowo, podchodząc do leżącego mężczyzny, jednak ten nadal miał zamknięte oczy.

- Stan zdrowia znacznie się polepszył, więc przestaliśmy podawać Panu Barnes'owi leki nasenne i właśnie odłączyłam go od respiratora - Oświadczyła kobieta w białym fartuchu, która wcześniej operowała Bruneta. - W ciągu piętnastu minut powinien się obudzić, jednak może potrwać to trochę dłużej. To normalne.

- Bardzo dziękuję - Hybryda powiedziała z wielką wdzięcznością i ulgą w głosie, uśmiechając się szczerze to Lekarki. - Za wszystko Pani dziękuję.

- To moja praca - Odparła skromnie. - Pan Barnes na początku będzie trochę otumaniony, ale potem proszę pilnować, żeby nie wstawał oraz nie wykonywał gwałtownych ruchów, zwłaszcza do czasu kolejnych badań. Może i ma w sobie serum, ale organizm i tak musi dojść do siebie.

Azura kiwnęła potwierdzająco głową. Usiadła przy ukochanym, łapiąc ostrożnie za jego dłoń. Miała wrażenie, że mijające minuty trwają w nieskończoność. Pragnęła już ujrzeć jego piękne, srebrne tęczówki.

- Jak było na spotkaniu? - Zapytała niepewnie Nakia, przerywając ciszę.

- Nie chce o tym mówić - Wycedziła, nawet nie spoglądając na przyjaciółkę.

W końcu Biała Pantera dostrzegła, jak Bucky marszczy powieki, a następnie lekko je unosi. Poczuła także, jak palce mężczyzny delikatnie ściskają jej dłoń.

- Hej - Wyszeptała, a w jej oczach pojawiły się łzy wzruszenia.

Biały Wilk przełknął ślinę, żeby nawilżyć podrażnione gardło od rurki intubacyjnej. Nadal odczuwał promieniujący ból w okolicy klatki piersiowej. Pomimo rozmazanego obrazu, doskonale wiedział, kto trzyma go za rękę. Patrzył wprost na nią, a kącik jego ust drgnął do góry. Po kilku sekundach wyostrzył mu się wzrok i wtedy był w stanie dokładnie zobaczyć rozpromienioną twarz swojej ukochanej. Dla Barnesa największą nagrodą po otarciu się o śmierć była ponowna możliwość poczucia zapachu i dotyku dziewczyny, zobaczenie uśmiechu i usłyszenie jej głosu.

- Azura - Wymówił jej imię z trudem. Wziął głębszy wdech, żeby móc wypowiedzieć dalsze słowa: - Nic Ci nie jest?

- To nie ja dostałam kulką w serce - Zaśmiała się, czując, jak jej serce zalewa fala przyjemnego ciepła. - Jestem cała.

- A co z Huntsmanem?

- Żyje - Momentalnie posmutniała. - Prawie go zabiłam, ale Everett mnie powstrzymał. I szczerze? W sumie cieszę się, że to zrobił. - Na chwilę przerwała, żeby porządnie zebrać myśli. - Po tym, jak zabiłam Sorchę, nie czułam żadnej satysfakcji, a wręcz przeciwnie, było mi z tym źle. Gdybym znowu pokierowała się drogą zemsty, stałabym się taka sama jak on. - Zagryzła dolną wargę, starając się bezskutecznie powstrzymać płacz. - Przynajmniej w tym momencie Nate gnije w jakieś zatęchłej celi wraz z resztą swoich żołnierzyków.

Barnes ujął dłonią ciepły policzek ukochanej i kciukiem otarł jej łzy. Oboje nieprzerwanie, patrzyli sobie w oczy z wielką miłością.

- Żałuję, że nie byłem tak silny, jak Ty, żeby odpuścić i zostać z Tobą na quinjetcie, kiedy już byłaś bezpieczna. - Oświadczył ponuro.

- To nic - Złapała jego dłoń, lekko ścisnęła, a następnie ucałowała. - Tylko obiecaj, że już mnie nie opuścisz.

James otworzył usta, aby odpowiedzieć, ale nie zdążył, ponieważ do pokoju weszła księżniczka wraz z bratem i Okoye.

- No proszę! - Zawołała z rozradowaniem Shuri. - Kto tu wrócił do żywych? - Stanęła obok łóżka, a wraz z nią reszta ich przyjaciół. -- Mówiłam, że tego upartego skurczybyka nie tak łatwo jest się pozbyć tego świata. - Księżniczka zaczęła przerzucać wzrok między trzymająca się za ręce parą. - Ale chyba im przeszkodziliśmy w romantyczno-wzruszającym momencie.

- W sumie to tak - Odparła z wyrzutem Nakia, obdarowując siostrę Króla krytycznym spojrzeniem.

- Cieszę się, że was widzę - Odchrząknął Brunet, pozbywając się tym chrypki. Był też wdzięczny za ich obecność oraz okazywaną troskę.

- My również Bucky - Król poklepał go delikatnie w bark nad kikutem. - Jak tylko wyjdziesz ze szpitala, odzyskasz swoje ramię.

Biała Pantera ani na sekundę nie oderwała wzroku od swojego partnera, chociaż czuła na sobie świdrujący wzrok T'Challi i Okoye, którzy starali się po sobie nie poznać, że jeszcze kilkanaście minut wcześniej odbyła się bardzo trudna i emocjonalna rozmowa z Panią Romain. Chcieli, choć na tę krótką chwilę okazać oznaki szczęścia z powodu powrotu do zdrowia ich przyjaciela. Ale pomimo uśmiechów na twarzach wszystkich obecnych, atmosfera była napięta, co dało się łatwo wyczuć. Księżniczka z zamiarem przerwania niezręcznej ciszy, panującej w pokoju, podeszła do stolika podnosząc koszyk ze śliwkami na wysokość wzroku Bucky'ego. Napomniała, że są świeżo zerwane i osobiście dostarczone przez jej osobę. Mężczyzna miał już dziękować i poprosić Shuri o podanie mu jednego z owoców, gdy do sali wróciła lekarka w towarzystwie dwóch pielęgniarzy.

- Proszę mi wybaczyć Księżniczko, ale Pan Barnes na razie musi się wstrzymać z posiłkiem - Oświadczyła profesjonalnym tonem czterdziestoletnia kobieta, stając naprzeciw łóżka ortopedycznego. Do piersi przyciskała szklany, wakandyjski tablet, w którym znajdowały się ważne informacje o zdrowiu pacjenta. - Cieszę się, że widzę Pana w lepszym stanie - Tym razem zwróciła się bezpośrednio do Białego Wilka, na co ten w odpowiedzi tylko kiwnął głową. - Teraz zabieramy Pana Barnesa na badania kontrolne, żeby mniej więcej określić czas rehabilitacji i powrotu do pełni sił.

- Czy mogę iść z wami? - Hybryda od razu się wyrwała, gdy tylko lekarka skończyła mówić. Chciała być przy Jamesie i jednocześnie nie narażać się na pozostanie sam na sam z Królem, jego siostrą i macochą.

- Niestety muszę odmówić.

Kobieta z dokładnością wytłumaczyła, że odmowa dotyczy zachowania warunków sanitarnych oraz zbędności przy badaniach osób postronnych. Obiecała także, że cały proces nie zajmie dłużej niż godzinę. Azura poczuła ukłucie w sercu, a jej twarz wykrzywiła się w grymas niezadowolenia. W tym czasie pielęgniarze odbezpieczyli hamulce kółek i wypchnęli łóżko na środek sali.

- Nie martw się, niedługo wrócę - Zapewnił, ostatni raz ściskając jej dłoń oraz wysyłając pokrzepiający uśmiech.

Azura przytaknęła szeptem, ale i tak nawet nie starała się ukryć swojego niezadowolenia. Po kilku sekundach cała służba medyczna wraz z Białym Wilkiem zniknęli za progiem pomieszczenia. Hybryda w ciszy, nie spoglądając nikomu w oczy, stanęła w kącie, opierając ciało o ścianę, a czoło przyłożyła do zimnej szyby, oglądając krajobraz Wakandy, który zdążyła z tej perspektywy doskonale poznać. Czuła na sobie świdrujący wzrok jej przyjaciół. Była wykończona psychicznie. Miała nadzieję, że gdy jej ukochany się wybudzi, zazna upragnionej ulgi. I tak przez chwilę było. Jednak jej krótki spokój został stłamszony kolejnym utrapieniem. A to jeszcze nie był koniec kolejnych ciężkich informacji tego dnia, jak miała później się boleśnie przekonać.

- Azura - Odezwał się T'Challa, chcąc poruszyć temat, którego nie dokończyli w sali narad.

- Zgłodniałam - Ogłosiła podniesionym głosem, nie dając Królowi kontynuować. Zwinnie ominęła swoich przyjaciół, jednak zanim wyszła, przystanęła w progu drzwi. - Chce być sama - Uprzedziła, zanim którykolwiek z nich ruszył za nią.

Już po kilku sekundach znalazła się w windzie, wciskając guzik z przedostatnim numerem. Udała się do szpitalnej stołówki, do której miała dostęp cała służba medyczna, pacjenci oraz ich goście. Pomieszczenie było obszerne i jak w większości budynku panował w nim kolor beżowy. Prawie cały obszar zajmowały okrągłe stoliki z krzesełkami. Była dość późna godzina, więc w stołówce przebywało tylko kilku lekarzy oraz sanitariuszy. Azura starając się nie zwracać na siebie większej uwagi, zajęła dwuosobowe miejsce przy oknie. Na środku blatu znajdował się czytnik, do którego przyłożyła swoją bransoletkę Kimoyo, aby uzyskać dostęp do karty dań jako gość pacjenta. Kiedy to zrobiła, wyświetlił się przed nią hologram z menu. Leniwie przeglądała listę, ostatecznie decydując się na tradycyjną afrykańską zapiekankę - Bobotie. Przez następne minuty jej wzrok był utkwiony w oświetloną panoramę stolicy. Odczuwała coraz silniejsze skurcze w żołądku przez głód, który ignorowała przez ostatnie kilkanaście godzin. Zamierzała ponowie go stłumić, pogrążając się w swoich dręczących myślach. Poznała w końcu powód zemsty rodzeństwa Campell. Oczywiście chciała znać prawdę, jednak ta okazała się okrutniejsza, niż się tego spodziewała. Wiedziała także jak umarła jej niewinna matka - Nie była to niewytłumaczalna choroba, a trucizna, która została podstępem podana przez Huntsmana. Zacisnęła usta, powstrzymując kolejny atak płaczu. Nagle kątem oka, dostrzegła postać, która bez żadnego słowa zasiadła na wolnym krześle. Niepewnie przerzuciła wzrok na nieproszonego towarzysza. Pierwsze co zauważyła to delikatny, sztuczny uśmiech. Zdążyła już go doskonale zapamiętać. Spięła każdy mięsień swojego ciała, gdy Sekayi Kimathi oparła swoją drewnianą laskę o szklaną szybę, a ich spojrzenia się spotkały. Patrzyły tak na siebie przez kilka dłuższych, napiętych sekund.

- Powinnam spytać się, czy mogę się dosiąść, ale zapewne i tak byś się nie zgodziła - Starsza kobieta jako pierwsza przerwała milczenie. Pochyliła się do przodu, splatając palce dłoni, następnie kładąc je na blacie.

- To dlaczego Pani to zrobiła? - Zagadnęła jadowitym tonem, doskonale znając odpowiedź. - Chciałam być sama.

- Wiem - Westchnęła ciężko. Spuściła wzrok na czytnik, po czym przyłożyła do niego swoją bransoletę, uzyskując dostęp do listy dań. - Szukałam Cię, a na szpitalnym korytarzu natknęłam się Króla T'Challę, po dłuższej namowie powiedział mi gdzie Cię znajdę, ale też uprzedził, że nie jesteś w najlepszym nastroju do ciężkich rozmów. - Hologram znikł, gdy wybrała kurczaka tagine z quinoą.

- Chyba mi się Pani nie dziwi - Splotła ręce na klatce piersiowej.

- Ani trochę - Powiedział ciepłym tonem. - Ale Azuro, nie chciałabyś poznać prawdy o swoim przeznaczeniu?

- Może w innych okolicznościach tak - Odparła oschle. - Naprawdę Pani myśli, że obchodzi mnie moje przeznaczenie po tym, jak prawie straciłam ukochanego i po tym, jak dowiedziałam się, że Nate zamordował moją matkę w akcie zemsty?

- Nate w rzeczywistości nazywa się Kilian Campell - Wyprostowała plecy, a jej wyraz twarzy spoważniał. - On i Sorcha wyrządzili Tobie i Vivian okropną krzywdę, na którą nie zasłużyłyście. Zapłaciłyście za nie swoje grzechy. To nie była wasza wojna. Jednak przeznaczenie Białej Pantery jest twoją wojną Azuro. Nie możesz wiecznie przed tym uciekać albo czekać na lepszy moment, bo on może nigdy nie nastąpić.

Hybryda zdała sobie sprawę, że Sekayi miała rację. Praktycznie przez cały czas musiała mierzyć się ze złymi wydarzeniami, które miały powiązania z proroctwem. Wiele razy zadawała pytania o jego znaczenie, a teraz miała szanse na odpowiedź. Nie mogła dłużej ignorować swojego przeznaczenia.

- Skąd mogę mieć jednak pewność, że Pani teoria jest prawdziwa? - Przymrużyła podejrzliwie powieki. - Dlaczego miałabym Pani zaufać?

- Nie proszę Cię o zaufanie, a o wysłuchanie.

Azura po krótkim zastanowieniu, kiwnęła głową, dając tym kobiecie przyzwolenie na wyjaśnienia, na co ta schyliła się po torbę, którą wcześniej położyła na podłodze. Wyciągnęła z niej kilka szarych teczek oraz grubą księgę z zapisanymi przepowiedniami poprzednich władców Wakandy. Otworzyła ją na stronie, ukazującą pierwszą z pięciu plag.

- Proroctwa są ułożone niechronologicznie - Zaczęła, po czym przewróciła kolejne kartki przedstawiające następne plagi, aż zatrzymała na tej ostatniej gdzie, widniało płonące Królestwo. - Jedna z katastrof się nie wypełniła, ponieważ wraz z Królem ją powstrzymaliście - Przewróciła na stronę z rysunkiem białej i czarnej pantery, oznaczającą równowagę oraz połączenie sił dwóch najpotężniejszych przeciwieństw. - Jednak to nie oznacza, że ta okropna wizja może się jeszcze nie spełnić. - Przez to ostrzeżenie, po ciele Hybrydy przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

Sekayi ponownie przerzuciła kilka kartek, zatrzymując się na tej, która ilustrowała lewitującą postać z rozłożonymi rękami, a pod nią było kilkanaście innych, oddającej jej hołd.

- Ta sytuacja również nie miała miejsca - Wtrąciła się dziewczyna. - Nikt mi się nie kłaniał - Prychła, czując coraz większe przygnębienie.

- Myślę, że tak właśnie powinno zakończyć się Twoje przeznaczenie, czyli wielką chwałą - Dodała, a jej kącik ust powędrował lekko do góry. - Ale musisz na nią zasłużyć.

- Ocaliłam Wakandę - W tej jednej sekundzie, poczuła, jak w środku cała gotuję się ze złości. - To nie wystarczy?! - Zacisnęła dłonie w pięści.

Ponownie między kobietami nastała napięta cisza. Nagle obie jednocześnie spojrzały na dwie tace z ich zamówionymi daniami, które zostały dostarczone do stolika przez unoszącą się poduszkę powietrzną. Odłożyły swoje posiłki na bok blatu. Azurze przez nadmiar negatywnych emocji odechciało się jeść. Uniosła brwi, wbijając wymowny wzrok na Sekayi, żeby ta kontynuowała. Starsza Wakandyjka otworzyła księgę na ostatniej zapisanej stronie, po czym przesunęła ją bliżej Białej Pantery, która od razu zaczęła analizować kolejny obraz. Na głównym planie znowu ujrzała tę samą postać z rozłożonymi rękami co wcześniej, jednak na jej szyi została dodana błękitna kropka, przypominająca kryształ. Hybryda automatycznie położyła dłoń na swoim magicznym kamieniu, osadzonym w naszyjniku. Następnie zwróciła uwagę na inne tajemnicze istoty po lewej i po prawej stronie. Naliczyła ich dziewięciu i każdy miał namalowaną na sobie podobną plamę, jednakże te były w innych kolorach. Azurze zaczęły się trząść dłonie, kiedy przeniosła wzrok na szare teczki - ich również było dziewięć.

- Nie jesteś jedyna Azura - Wyszeptała starsza kobieta, także spoglądając na teczki.

W tym momencie Biała Pantera przypomniała sobie słowa szamana Zuriego w noc święta Abathandi - „Mówił, iż widział potężną istotę, która panowała nad swoją mocą, a tuż przy niej stała grupa ludzi, która była skora bronić Wakandy, jak i reszty wszechświata. To Ty byłaś tą istotą Azuro. T'Chaka wiedział, że któregoś dnia będziesz zdolna walczyć w imieniu dobra z osobami, które będą obdarowywać Cię szacunkiem. Niestety nie wiem, kiedy to nastąpi, ale może nadejść czas, że świat będzie potrzebował właśnie Białej Pantery, a Ty będziesz gotowa."

Następnie przypomniała sobie sytuację, gdy pierwszy raz jej dusza znalazła się w świecie przodków, a zmarły Król T'Chaka powiedział jej: „Na tym świecie żyją ludzie, którzy zostali tak samo skrzywdzeni, jak Ty. I to dzięki nim zdobędziesz to, czego potrzebujesz, aby wypełnić swoje przeznaczenie".

Dopiero teraz zrozumiała sens tych wypowiedzi. W jej głowie przewijała się scena z Kamar-Taj, kiedy jej krew wskazała na mapie dziewięć innych punktów. Już wiedziała, dlaczego Sorcha nazwała ją Obiektem Zero. Azura wcześniej miała świadomość, że była dawcom, ale nie miała pojęcia, że Szakalom udało się powtórzyć proces mutacji na innych osobach i że będą one powiązane z jej przeznaczeniem.

Przez chwilę zakręciło się jej w głowie, a bicie serca przyśpieszyło. Drżącą dłonią sięgnęła po teczki. Otwarte zaczęła rozkładać na blacie, tak żeby miała wszystkie jednocześnie w zasięgu wzroku. Zobaczyła profilowe zdjęcia pięciu chłopaków oraz czterech dziewczyn. Byli uśpieni. A przy każdym zostały załączone notatki z informacjami. Azura nie miała siły na czytanie tych wszystkich szczegółów o "eksperymentach" Szakali. Jednak zwróciła uwagę na ich wiek - Najstarszy miał siedemnaście lat, a najmłodsza tylko sześć. Na koniec spojrzała na pieczęci po prawnych górnych krawędziach kartek z napisem - POZYTYWNY. Musnęła palcami miejsce oznaczone atramentem, zdając sobie tym sprawę, przez jakie tortury musiały przejść te niewinne osoby, aby ta pieczęć znalazła się w ich aktach. Następnie pomyślała, że oni wszyscy gdzieś tam są - przerażeni, uwięzieni i niekontrolujący swoich nadludzkich zdolności.

- Azuro - Wydusiła z siebie Sekayi, na co dziewczyna spojrzała na nią z załzawionymi oczami. - Niestety muszę Cię uświadomić, że osób z wynikiem pozytywnym jest tylko dziewięć. Tylko w dziewięciu przypadkach transfuzja Twojej krwi, przyjęcie Kwiatu Serca oraz mutacja się powiodły. W bazie Szakali na wyspie Campbella odnaleziono setki takich teczek z wynikiem NEGATYWNYM. Nikomu z tej drugiej grupy nie udało się przeżyć eksperymentów. Tylko tej dziewiątce i Tobie. - Hybryda czuła jak jej żołądek jeszcze mocniej się zaciska - Jesteście wyjątkowi. - Dodała, chcąc ująć dłoń roztrzęsionej dziewczyny, jednak ta w ostatniej chwili zabrała ją z blatu.

- I co nam po takiej wyjątkowości? - Spytała łamiącym głosem. - Tylko cierpienie, ubezwłasnowolnienie, trauma i moce, o które się nie prosiliśmy! - Wykrzyczała.

- To nasza bogini Bast, uczyniła was wyjątkowymi, abyście wypełnili jej wolę.

- A jaka jest jej wola? - W jej tonie sączył się nienawistny jad.

- Niestety nie znam wyroków Bast. Ona sama powinna Ci to wyznać w odpowiednim czasie. - Popatrzyła na Hybrydę przenikliwie z przymrużonymi powiekami. - Na pewno jako jej wybranka masz z nią kontakt. Myślę, że Ci się objawiła i to nie raz.

Biała Pantera musiała wykorzystać mnóstwo wewnętrznej siły, żeby nie wybuchnąć atakiem złości i nie stracić przy tym kontroli. Wzięła głęboki wdech, następnie powoli wypuściła go przez usta. Jednakże nie zamierzała już dłużej ukrywać swojej pogardy wobec wakandyjskiej bogini.

- Może i tak - Rzuciła ponownie, splatając ręce na klatce piersiowej i opierając plecy o tył krzesła. - Jednak za każdym razem nie była zbyt wylewna do tego, co mam dokładnie dla niej zrobić. Wolała używać okrutnej manipulacji lub gróźb. - Wysyczała.

Kobieta przez kilka dłuższych sekund przypatrywała się Azurze otępiałym wzrokiem.

- Na pewno robiła to w słusznej intencji - Odparła dyplomatycznym tonem.

- To też nazwiesz słuszną intencją?! - Wykrzyczała, odsłaniając materiał kombinezonu miejsce na skórze, gdzie widniały blizny, które zadała jej Bast podczas ich ostatniego spotkania. - Skrzywdziła mnie i oszpeciła tylko dlatego, że odważyłam się jej sprzeciwić. Przybrała twarz mojej matki, aby mną zmanipulować. To nie bogini, tylko zakłamany demon!

- Nie powinnaś tak jej nazywać. - Ostrzegła karcąco. - To nasza bogini i nie możesz jej się przeciwstawiać.

- Nie będziesz mi mówić, co mogę, a czego nie! - Energicznie wstała, a wokół rozniósł się nagły huk, gdy krzesło upadło na podłogę. Przez falę wściekłości oczy Hybrydy zmieniły kolor na błękitny. - Ani Ty, ani Bast czy ktokolwiek inny! Przez większość swojego życia nie posiadałam własnej woli. Więziono mnie, torturowano, rozkazywano i ograniczano. Ale to już się skończyło! Nie zamierzam być już niczyją marionetką. Mam głęboko gdzieś przepowiednie, proroctwa czy wyrok Bast! - Wykrzykiwała. Dziewczynę nie obchodziło to, że zwraca na siebie uwagę innych. Nie zamierzała już dłużej ukrywać swojej opinii na temat przepowiedni lub samej bogini. Spuściła wzrok na otwarte teczki i wskazała na nie palcem. Zamierzała zignorować natrętne współczucie kierowane do tych osób. - To już nie jest moja sprawa, Ci ludzie. - Pokręciła głową, nadgryzając wnętrze policzka. - Niech tym zajmą się odpowiednie służby, nie ja.

- Ale Azuro... - Sekayi również wstała, gdy dziewczyna przymierzyła się do wyjścia.

- Nie! - Spojrzała na kobietę z nienawiścią, wskazując na nią ostrzegawczo palcem. - Błagałaś mnie o wybaczenie i je ode mnie otrzymujesz, ale nie chce Cię już więcej widzieć ani słuchać tych bzdur. - Spuściła wzrok na swój nietknięty posiłek. - Straciłam apetyt - Wymamrotała, krzywiąc twarz.

Hybryda odwróciła się, następnie opuściła stołówkę. Ponownie zrobiło jej się duszno i miała zawroty głowy. Na korytarzu dostrzegła szklane drzwi, prowadzące na balkon. Wyszła na zewnątrz, nabierając głębokie wdechy. Położyła dłoń na piersi, odczuwając okropne pieczenie w klatce piersiowej oraz gorąc w całym ciele. A to wszystko było spowodowane nadmiernym stresem. Próbowała jakoś się opanować, żeby nikogo niepokoić swoim stanem, ponieważ wtedy zaczęłyby się pytania, a ona nie miała siły odpowiadać na żadne z nich. Poznała możliwą teorię o swojej przepowiedni oraz pardę o krzywdzie, która ją spotkała. Przez ostatnie dni śmiertelnie obawiała się, o żywcie swojego ukochanego. Tego było zbyt wiele, nawet dla niej. Jednak nadal w Azurze tliła się iskra dalszej walki. Nie mogła odpuścić. Zwłaszcza że w jej głowie - niczym zacięta płyta - zapętliło się tylko jedno słowo: Dlaczego?. To pytanie kierowała do znienawidzonej, boskiej istoty. Była wykończona psychicznie przez nadmiar informacji, lecz została wychowana na wojownika, walczącego do końca. Musiała poznać tę odpowiedź, która rozwiałaby jej wszelkie wątpliwości, a najlepszym na to sposobem byłby kontakt z samym źródłem. Naprawę starała się znaleźć jakieś inne alternatywy, ale z żalem zrozumiała, że ich nie ma. Nie wiedziała, jak może zakończyć się jej kolejne spotkanie z Bast, jednakże podjęła decyzję, dzięki której będzie mogła się o tym niedługo przekonać.












Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro