Ku ciemności

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Azura nadal trwając w klęczącej pozycji na ziemi, słysząc serdeczne powitanie ze strony Bast, jeszcze bardziej się spięła i wybałuszyła zaszklone od łez oczy. Najpierw spojrzała spłoszona na boginię, która patrzyła gdzieś w oddalony punkt za jej plecami. Następnie wyprostowała plecy i niepewnie odwróciła głowę. Wzrok Hybrydy utkwił na stojącym nieopodal nich mężczyźnie. Z początku wyglądał jak figura woskowa, ponieważ zastygł w miejscu i tylko obserwował z dezorientacją odgrywającą się przed nim niepokojącą scenę.

– Możesz podejść bliżej – Przyzwoliła Bast, a jej ton wybrzmiewał nad wyraz pogodnie.

T'Challa miał nieodgadniony wyraz twarzy oraz szeroko otwarte powieki. Nie mógł uwierzyć, że staje twarzą w twarz z boginią Bast, którą czci całe jego królestwa oraz on sam. Zaczął robić ostrożne kroki w ich kierunku, na co Azura pospiesznie wstała z klęczek i odwróciła się w stronę przyjaciela, którego wzrok nieustannie spoczywał na bogini.

– Moja Pani – Wyszeptał z pokorą w głosie, gdy stanął na równi z Białą Panterą. Następnie szybko spuścił głowę i skrzyżował ręce nad klatką piersiową, tym gestem oddając jej hołd.

– Cieszę się, że w końcu możemy się osobiście poznać i dobrze, że do tego spotkania doszło akurat teraz. – Kąciki ust Bast uniosły się wyżej, tworząc przy tym, uroczy jednak dwulicowy uśmieszek. – Wiedz, że bardzo ceniłam Twego ojca oraz cenie Ciebie jako wojownika Czarnej Pantery, dlatego też jako powiernik władający moim królestwem sądzę, że powinieneś znać prawdę. – Bogini spojrzała z ukosa na Hybrydę, a po sekundzie z powrotem na Króla. – I szczerze dziwę się, że Azura nic Ci nie powiedziała.

– Co to za prawda? – Spytał, od razu przenosząc wzrok na dziewczynę.

Azura była z początku oniemiała, ale kiedy otworzyła usta, żeby cokolwiek powiedzieć, uprzedziła ją w tym Bast:

– O tym, że nasza droga Azura sprzeciwia się swojemu przeznaczeniu i przez swój dziecinny bunt, chce doprowadzić do upadku Wakandy. – Odparła beznamiętnie, wzruszając przy tym z niewinnością ramionami i splatając ze sobą dłonie na wysokości piersi.

Król, słysząc te słowa, nastroszył brwi, a na jego twarzy wymalowało się przerażenie. Przenosił swój podenerwowany wzrok przemiennie na Hybrydę i Bast.

– To nie tak! – Wypaliła płaczliwie Azura.

Chciała mu wszystko natychmiast wytłumaczyć, ale była zbyt rozemocjonowana, żeby odpowiednio zebrać ze sobą słowa.

– T'Challo – Bast wypowiedziała jego imię głośniej, zwracając tym całkowicie uwagę mężczyzny na siebie. – Chciałabym, żebyś odpowiedział mi na pytanie. – Zrobiła pauzę, oczekując reakcji T'Challi, na co ten po chwili lekko kiwnął głową. – Czy nie uważasz, że wasz świat jest zepsuty?

– Chyba nie rozumiem – Odpowiedział niepewnie, przełykając gule w gardle.

– A czego tu nie rozumieć? Jesteś bardzo inteligentny, a to proste pytanie – Prychła z wyraźną kpiną. – Te wszystkie brutalnie wojny, brak tolerancji i ludzie, którzy od tysiącleci niszczą tę biedną planetę i – co gorsza – mają tego świadomość, ale nie robią prawie nic, żeby zapobiec zbliżającej się samozagładzie. Nie sądzisz, że to wszystko jest niepotrzebne?

– Chyba...chyba tak – Wydusił. – To jest niepotrzebne.

– Co gorsza w galaktyce istnieją miliardy planet taka jak wasza, które zmierzają ku katastrofie – Wskazała otwartą dłonią w niebo. Chcąc nie chcąc jej słowa brzmiały bardzo przekonująco i skłaniały do przemyśleń. – A co jeślibym powiedziała, że mogę temu wszystkiemu zapobiec?

Król zmarszczył czoło i spuścił wzrok, wyraźnie zastanawiając się nad sugestią bogini. Azura widząc, co Bast próbuje osiągnąć, postanowiła przerwać próbie tej manipulacji.

– T'Challa błagam, nie słuchaj jej – Szybko stanęła przed przyjacielem, odgradzając go jednocześnie od Bast. Położyła dłonie na jego ramionach, starając się złapać z nim kontakt wzrokowy. – Proszę, daj mi to wszystko wyjaśnić. Ona będzie starała się Ci wmówić, że... – Nie dokończyła, ponieważ poczuła bolesny uścisk z tyłu głowy.

– Miałaś już dość czasu na swoje wyjaśnienia – Bast wbiła swoje palce z wyrośniętymi pazurami w skórę głowy Hybrydy. Oczy bogini nienaturalnie pociemniały. – Mogłaś zaufać swoim bliskim i powiedzieć czego od ciebie oczekuję, ale Ty stchórzyłaś. Byłam już dość dla ciebie łaskawa, ale Twój czas już się skończył.

To ostatnie co usłyszała, zanim jej całe ciało przeszył piorunujący ból. Po tym zapadła dla niej ciemność.

Wybudziła się po kilkunastu sekundach. Kiedy tylko przeniosła swoje ciało do pozycji siedzącej, wzięła głęboki wdech. Na początku była zdezorientowana, aż zobaczyła wokół siebie skalne ściany oświetlone przez niektóre pochodnie, poczuła na swoich nogach oraz pod dłońmi piasek, wtedy zrozumiała, że nadal znajduję się w świątyni i to Bast siłą odesłała ją do Świata Żywych. Serce dziewczyny biło jej z zawrotną prędkością. Spojrzała w bok, dostrzegając ciało swojego przyjaciela, zakopanego pod świętym piaskiem. Nie wybudzał się. Nadal przebywał w świecie zmarłych i co gorsza, zapewne rozmawiał z boginią, która za wszelką cenę będzie przekonywać go do swojej racji.

– Nie, nie, nie...– Mamrotała z dramaturgią, ponownie kładąc się na plecy i zasypując się czerwonym piaskiem.

Musiała tam wrócić i zapobiec manipulacjom Bast. Wzięła płytki wdech, zamknęła oczy i zasypała swoją twarz. Oczekiwała, że zaraz znowu przeniesie się na duchową sawannę, ale zamiast tego czuła, że zaczyna jej brakować powietrza w płucach. Nie wytrzymała i była zmuszona znowu usiąść, ciężko przy tym dysząc. Była tak zdeterminowana, że ponowiła swoje próby jeszcze pięć razy, jednak na marne. W końcu zrozumiała, że to Bast nie chce jej wpuścić. Zrezygnowana wstała i otrzepała się pyłu. Nie pozostało jej nic innego jak z niecierpliwością czekać na powrót T'Challi.

Mijały długie minuty, a Azura miała wrażenie, że zaraz oszaleje. Krążyła po świątyni, co chwile zerkając na zasypane ciało mężczyzny, które ani drgnęło. Po godzinie oparła się o skalną ścianę, po czym zsunęła po nich plecami w dół. Kucając, oplotła kolana rękoma, a na nich oparła swoje rozgrzane czoło. Miała urywany oddech. Co jakiś czas pociągała nosem, czując, jak po policzkach spływają jej pojedyncze łzy. Starała się ułożyć w głowie, co powie T'Challi, gdy się wybudzi. Jednak napierało na nią zbyt wiele chaotycznych i mrocznych myśli. W końcu do jej uszu dotarł charakterystyczny świst łapczywego wdechu. Od razu się podniosła, obserwując, jak mężczyzna siada i otrzepuje się energicznie z piasku. Nie podeszła do niego ani nie wydusiła z siebie żadnego dźwięku, tylko mocniej przyparła swoje ciało do kamiennej ściany. Obawiała się go i tego, co powie lub co zrobi po odbytej rozmowie z Bast. Hybrydę przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy Król wbił w nią swój chłodny wzrok. Patrzyła na niego z trwogą spod mokrych rzęs, jak powoli wstaje i zaczyna zmierzać w jej kierunku. Wstrzymała oddech, kiedy dzieliły ich centymetry. Minęły długie sekundy, a T'Challa milczał. Biała Pantera mogłaby przeczytać jego myśli za pomocą swoich zdolności, ale strach tak nią sparaliżował, że nie była w stanie się wystarczająco skupić. Nagle przyjaciel silnie zacisnął palce dłoni na przedramieniu Azuri.

– Idziesz ze mną – Jego poważny ton wskazywał, że nie przyjmie żadnego sprzeciwu.

Zaczął ciągnąć za sobą dziewczynę w stronę wyjścia ze świątyni.

– T'Challa... – Wymamrotała ledwo słyszalnie.

– Nic nie mów!

Przez podniesiony jego głos, Hybryda zadrżała. Jednak nie przystanęła, tylko bez oporu dała się prowadzić przez półmroczny korytarz. Przed wejściem do groty czekała na nich jedna ze strażniczek Dory z ich transportem.

Bhabha uye ebhotwe! (Leć do pałacu!) – Rozkazał, kiedy tylko zajęli miejsca.

Słońce zdążyło już schować się za horyzontem, przez co otoczenie stało się szare i ponure. Lecieli w napiętym milczeniu, którego Azura nie była w stanie znieść. Kręciła się niespokojnie na siedzeniu, co jakiś czas zerkając ukradkiem na swojego przyjaciela. Musiała przełknąć gule w gardle, aby wydukać z siebie słowa:

– Proszę, daj mi coś po...

– Kazałem Ci milczeć! – Spiorunował ją wzrokiem, a sam jego głos brzmiał jak łomot grzmotu.

Hybryda spięła ciało, zagryzła dolną wargę i wbiła paznokcie w swoje kolana. Właśnie tego w tamtym momencie się najbardziej obawiała – Wściekłości T'Challi. Zamknęła powieki, nie pozwalając na kolejny wyciek łez. Czuła nieprzyjemny ścisk w żołądku. Miała wrażenie, że przez nadmiar stresu zaraz zwymiotuje, chociaż tak naprawdę nie miała czym, ponieważ nie jadła nic od dobrych kilkunastu godzin. Nie miała już siły psychicznej na to, co czekało ją po dotarciu do pałacu. Jedyne czego chciała to wrócić do swojego domu, położyć się w łóżku, owinięta kołdrą i rozpaczać nad swoim marnym losem.

Zatrzymali się przed głównym wejściem do pałacu, przy którym pełniły warte dwie strażniczki Dory. T'Challa jako pierwszy wysiadł z poduszkowca. Za to Hybryda nie ruszyła się z miejsca.

– Chodź – Nakazał surowo, jednak nie otrzymał żadnej reakcji ze strony sparaliżowanej strachem dziewczyny. Wtedy wziął spokojniejszy wdech, wrócił do Hybrydy i położył delikatnie dłoń na jej barku. – Azuro – Wyszeptał jej imię, ale tym razem brzmiał on bardzo łagodnie. Pantera niepewnie spojrzała w jego oczy, które były wypełnione powagą, ale już nie wściekłością jak wcześniej. – Musimy porozmawiać... – Mówił, z wyczuwalną nutą tajemniczości. – na osobności – Dokończył, rozglądając się wymownie na boki.

Hybryda ściągnęła brwi w niezrozumieniu, ale tak nagła zmiana w zachowaniu Króla, dodała jej nieco pewności. Wstała, tym samym zgadzając się iść z mężczyzną. Strażniczki otworzyły przed nimi ogromne wrota. W pałacu panowała grobowa cisza, jakby nie było w nim żywej duszy. Przeszli przez obszerny hol do windy, którą zjechali na ostatnie piętro. Wyszli na wąski korytarz. Widoczność zapewniały im tylko słabe lampy, przymocowane do sufitu. Atmosfera tego miejsca była mroczna niczym scena z jakiegoś horroru. Azura rzadko bywała w pałacu, dlatego jeszcze bardziej stresowało ją to, że przemieszczali się po opustoszałym podziemiu. Jednak Biała Pantera posłusznie podążała za swoim przyjacielem, aż ten po pokonaniu kilkudziesięciu metrów przystanął przed ścianą, która wydawała się być końcem ich tajemniczej wędrówki. T'Challa przez chwile dokładniej przyglądał się obmurowaniu. Zniecierpliwiona dziewczyna miała już się pytać co dalej, kiedy Król przyłożył swoją bransoletę Kimoyo do prawie niewidocznej wypukłości w białym tynku. Nagle ściana, wydając przy tym głośny hałas, rozsunęła się w bok. Azura wychyliła się, tylko po to, żeby dostrzec przed nimi gęstą ciemność, która wywołała na jej skórze gęsią skórkę. Miała złe przeczucie. T'Challa bez żadnego słowa wyjaśnienia, ponownie ruszył przed siebie. Dopiero gdy zaczął się zniżać, dziewczyna zauważyła żelazne, kręte schody, które prowadziły jeszcze bardziej w dół. Wzięła uspokajający wdech, aby móc dalej iść za swoim towarzyszem. Przez brak jakiejkolwiek widoczności, musiała podpierać się dłońmi o otaczające ich z obu stron betonowe ściany. Z każdym krokiem, towarzyszył im dźwięk uderzającej podeszwy o metal. Nagle Hybryda usłyszała charakterystyczne skrzypnięcie otwieranych starych drzwi. Po czym jej oczy zostały zaatakowane rażącym światłem. Gdy wzrok Azuri przyzwyczaił się do jasności, mogła rozejrzeć się po niewielkim pomieszczeniu. W powietrzu unosiła się wilgoć, wymiesza z nieprzyjemnym zapachem stęchlizny. Bo bokach stały drewniane regały, zapełnione uszkodzonymi przez czas księgami, użytymi już wcześniej świecami i zamkniętymi skrzynkami o różnorodnym kształcie oraz wielkości. Wszystko było pokryte kurzem, co wskazywało, że już dawno nikt nie zaglądał do tego miejsca. Pierwsze, na co zwróciła uwagę Hybryda i co jednocześnie ją przeraziło, to niezrozumiałe symbole na podłodze o brązowo-czerwonym kolorze. Domyśliła się, że to nie jest farba, lecz zaschnięta krew. Następnie przeniosła spojrzenie na przeciwną ścianę, na której został wyryty ostrzem napis:

„Kuphela zizidenge ezingaboniyo ezikholelwa kubunyulu boothixo"

Co oznaczało – „Tylko ślepi głupcy wierzą w czystość bogów".

– Ten pokój nazwano skalanym miejscem apostatów. – Oświadczył zniżonym tonem T'Challa, stojąc naprzeciw dziewczyny. – Wieki temu istniała grupa, która w tajemnicy stworzyła to pomieszczenie, aby wspólnie szkalować oraz negować powinność czczenia Bast i Sekhmet. Żeby się lepiej ukrywać, podszywali się pod królewskich kapłanów. Spisywali księgi, w których starali się udowodnić swoją słuszność. – Podszedł do biblioteki i zabrał z niej kilka świec, które zaczął rozstawiać na krwawych symbolach. Podczas tej czynności nadal kontynuował historie sprofanowanego miejsca. – Byli także szamanami i odprawiali tutaj nieczyste rytuały, używając ofiar ze zwierząt oraz ludzi, przez co twierdzi się, że ta część wakandyjskiej ziemi już na zawsze została pozbawiona opatrzności Bast. – Na jednej z gablot odnalazł pudełko z zapałkami, dzięki którym odpalił wszystkie świece. – Ówczesny Król, dowiedziawszy się o istnieniu zdradzieckiej grupy, rozkazał ich schwytać i ukarać śmiercią. Wiedzą o tym miejscu oraz jego przeszłości zostaje obarczony każdy władca królestwa i najwyżsi kapłani.

– Dlaczego tego wszystkiego nie zniszczono? – Odezwała się Azura, po raz pierwszy od dłuższego czasu, kiedy tylko udało jej się wyrwać ze stanu dezorientacji.

– Zapytałem dokładnie o to samo Zuriego, kiedy przyprowadził mnie tu po koronacji. – Odparł, wypowiadając z wyczuwalnym smutkiem imię zmarłego kapłana. – Jego odpowiedź nie była dość dla mnie przekonująca. Mówił, że to miejsce ma być przestrogą oraz pamięcią o tym, że w naszym kraju byli i że nadal mogą żyć wśród nas ludzie, których zwie się Niewiernymi.

– Dlaczego uważasz, że jego odpowiedź Cię nie przekonała? – Spojrzała na Króla z rezerwą.

– Może to źle ująłem – Przyznał mroczniejszym tonem. – Odpowiedź Zuriego była dość zrozumiała, ale jego późniejsze zachowanie mnie zaniepokoiło. Opowiadał o tych zakazanych księgach z taką szczegółowością, jakby dokładnie przestudiował każdą z nich. Mówił o rytuałach oraz przeszłości Niewiernych tak jakby...

– Sam był jednym z nich – Dokończyła za niego, rozszerzając swoje powieki. – Był Niewiernym – Dodała ciszej.

– Nie chciałem go wtedy o to oskarżać, ponieważ był moim przyjacielem, ale też od zawsze miałem dziwne wrażenie, że nie wygłaszał wiary w Bast z pełną ufnością swoich słów.

Hybryda niemalże od razu przypomniała sobie ostatnie spotkanie z duchem Zuriego.

– Wspominałam już, że kiedy byłam w Krainie Wodospadów, widywałam zmarłe dusze, którą jedną z nich był Zuri – Przytoczyła, na co T'Challa kiwnął ze skupieniem głową. – Podczas mojej ostatniej rozmowy z Zurim, powiedział mi coś, czego wtedy nie zrozumiałam. Ostrzegł mnie. Rozkazał mi przeczytać Księgę Świata Przodków, dzięki której dowiedziałam się, że od początku to Bast podszywała się pod ducha mojej matki. On wiedział, żeby jej nie ufać. Manipulowała mną...

– Poczekaj – Wtrącił się głośniej Król, następnie zrobił krok do przodu, stając w kręgu z symboli oraz jarzących się świec. – Nie wiem, czy ta ziemia faktycznie została pozbawiona jej opatrzności, ale nie mamy innej możliwości. Musimy zaryzykować. Tylko obiecaj mi samą prawdę bez ukrywania żadnych faktów, nawet tych najgorszych.

Wzięła uspokajający wdech i opatuliła się ramionami. Patrzyła nieustannie w oczy mężczyzny, dołączając do kręgu.

– Obiecuję – Wydusiła. – Szczerze to już myślałam, że nie będę miała u ciebie szansy się wytłumaczyć i że ukażesz mnie za sprzeciwianie się woli Bast. Byłam pewna, że jesteś na mnie wściekły.

– Oczywiście, że jestem zły, ale i też zawiedziony, ponieważ kłamałaś w kwestii swojego przeznaczenia. – Powiedział wprost, przybierając ponownie ostry ton. – Cały czas domagałaś się mojego zaufania, jednocześnie to Ty nie ufałaś mi. – Przyłożył otwartą dłoń do klatki piersiowej. – Nie tylko milczałaś, a kłamałaś mi prosto w oczy. Bast ze wściekłości zesłała na nasz dom kataklizmy, a ty ukrywałaś coś tak ważnego i coś tak druzgocącego. Ważą się losy Królestwa, które jest pod moją opieką. Jestem Królem i JA powinienem wiedzieć o wszystkim!

Przez podniesiony głos mężczyzny, Azura zgarbiła się i spuściła wzrok. W żadnym stopniu nie dziwiła się wybuchu gniewu ze strony T'Chalii. Może gdyby wcześniej zaufała swojemu przyjacielowi, to niektóre rzeczy potoczyłyby się inaczej? Król miał rację, ale Biała Pantera tylko w połowie żałowała swojego wcześniejszego milczenia, ponieważ też po drugiej części miała swoje wytłumaczenie.

– Jak się czujesz, gdy znasz już całą prawdę? – Zapytała, przerywając między nimi dłużącą się ciszę. Odważyła się również z powrotem spojrzeć mężczyźnie w oczy.

– A jak mam się czuć, wiedząc, że bóstwo, które czciłem i byłem mu oddany od urodzenia, tak naprawdę tylko wykorzystuje mój kraj i wiarę mojego ludu do własnych celów? – Oddychał bardzo szybko i głośno. – Jestem zdruzgotany.

– Wiem – Rzuciła. – Doskonale to wiem, ponieważ czuję się identycznie. – Pomrugała intensywnie, starając się nie dopuścić do wycieku łez. – Masz rację, że powinnam Ci o wszystkim powiedzieć już na samym początku, ponieważ jesteś Królem i Czarną Panterą. Ale nie zrobiłam tego, bo jesteś też moim przyjacielem. Myślałam, a raczej miałam nadzieję, że sama podołam uratować nasze królestwo i świat, pokonując Bast. Chciałam wam udaremnić tego cierpienia przez wiedzę, że to w co zawsze wierzyliście, jest w rzeczywistości kłamstwem. Ale nie podołałam. Dałam się złamać. A przez swoje kłamstwa i czyny zostałam sama – Ostatnie słowa wypowiedziała z trudem, czując nadchodzącą kolejną falę płaczu.

Oboje znowu milczeli. Hybryda potrzebowała chwili, żeby uspokoić kotłujące się w niej nerwy. Za to T'Challa w tym czasie intensywnie przypatrywał się dziewczynie i nad czymś rozmyślał.

– Bast za Twoją lojalność i posłuszeństwo zamierzała oddać Ci władzę nad tym światem oraz wieczną chwałę – Zaczął z pobrzmiewaną nutą zadumy. – Nie zgodziłaś się.

– Nie – Wydusiła dobitnie. – Nie zależy mi na uwielbieniu ani na kontroli. Utwierdziłam się w tym, gdy przekonałam się, że w moim życiu może być coś znacznie piękniejszego. – Zawiesiła głos, starając się zignorować bolesne ukucie w sercu. – Miłość – Wyszeptała piskliwie. – Byłam kochana. Ale to już straciłam. – Wzięła głęboki wdech. – Jednak nadal nie chce ulec Bast. Nie po tym wszystkim...

– Będziesz musiała – Uciął T'Challa, przerywając tym dziewczynie, która spojrzała na niego z szokiem wymieszanym z przerażeniem. – Zrobisz to, czego oczekuje od Ciebie Bast.

– A-Ale... – Bezradnie próbowała coś powiedzieć, lecz była zbyt wielkim oszołomieniu, ponieważ nie spodziewała się, że po takim przebiegu ich rozmowy, Król nagle rozkaże jej poddać się woli bogini. – Ja nie mogę – Wyjąkała.

– Musisz Azuro – Odparł twardo i z pełną powagą. – Bast dała Ci dobę na opuszczenie Wakandy. Po czym masz odnaleźć pozostałą dziewiątkę wybranych, a w dniu wiosennego przesilenia oddacie jej całą swoją moc. Takie dała warunki. Jeśli tego nie zrobisz, nasze królestwo czeka zagłada.

– Czyli to koniec? – Wyłkała, patrząc na przyjaciela oczami błyszczącymi od łez. – Nawet nie spróbujemy jej się przeciwstawić?

– Uwierz, że chciałbym znaleźć inne rozwiązanie, ale nie mamy na to czasu. – Powiedział również załamanym głosem. – Rozumiem Twoje znienawidzenie Bast, ponieważ też nią gardzę, wiedząc, co chce zrobić. Ale jest zbyt potężna, żeby się jej teraz przeciwstawiać.

– Czyli nie wierzysz, że zdołam ją pokonać – W jej tonie zagościła nuta oburzenia.

– Wierzę Azuro – Westchnął głęboko, lecz przyznał ze szczerością. – Ale czy w tym momencie możesz mi podać sposób, jak to zrobisz? Czy zagwarantujesz mi, że gdybyś jutro stanęła z nią do walki, to zwyciężysz? Nie narażając przy tym naszego niewinnego ludu na nieprzewidywalne skutki tej bitwy?

Hybryda otworzyła usta, ale przez jej wątpliwość we własne siły, nie mogła wydusić siebie żadnego słowa. Zanim Bucky ją zostawił, Azura naprawdę przez krótki czas była przekonana, że sama zdoła pokonać Bast w walce. Jednak nie miała już w sobie tej pewności i odwagi.

– Jestem Królem i moim priorytetowym obowiązkiem jest chronić nasz lud – Oświadczył doniośle, żeby po tym przemówić nieco ciszej – Dlatego jutro opuścisz Wakandę, gwarantując tym jej bezpieczeństwo.

Azura wstrzymała oddech, a jej broda zaczęła drżeć. Czuła się, jakby usłyszała najgorszy wyrok za popełnienie jakiegoś przestępstwa. Chociaż sama nie była niczemu winna. Nie chciała wyjeżdżać ze swojej ojczyzny. To był jej dom i pomimo złamanego serca, pragnęła w nim zostać. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej mogłaby bez żadnego zawahania się wyruszyć w drogę, ponieważ jej życie było przepełnione samotnością i niezrozumieniem. Jednak wszystko się zmieniło, zwłaszcza to, że w końcu czuła się w pełni przynależna do swojego narodu. Miała w królestwie przyjaciół, których nazywała swoją rodziną. Bolała ją myśl, że będzie zmuszona ich opuścić. I załamała się jeszcze bardziej, ponieważ uświadomiła sobie, że nie starczy jej czasu, aby pogodzić się z Jamesem. Ale czy miała inny wybór?

– To, że rozkazuję Ci wyjechać, nie oznacza, że mam wpływ na to, co zrobisz dalej. – Powiedział T'Challa po dłuższej ciszy. – Nie popieram tego, co chce osiągnąć Bast. I mam szczerą nadzieję, że znajdziesz sposób, żeby zapobiec jej planom. Ale chce też wierzyć w to, że jeśli będziesz musiała wybrać między wolnością całego wszechświata a bezpieczeństwem naszego ludu, to nie zdecydujesz postawić na „mniejsze zło" i nie poświecisz Wakandy. Mówię to jako Twój przyjaciel i Władca, który tak samo, jak ty całym sercem kocha swoje królestwo.

~*~

Tej nocy Azura nie zmrużyła oka. Po tym, jak wróciła do domu, musiała przekazać Okoye – którą ukochała niczym własną matkę – i najbliższej swojemu sercu przyjaciółce Nakii, że gdy ponownie zajdzie słońce, wyjedzie z Wakandy, aby stawić czoła przeznaczeniu. Kobiety oczywiście od razu zaczęły dociekać tego, co dziewczyna ma zrobić i na jak długo je opuszcza. Jednak Hybryda nie odpowiedziała szczerze na żadne z ich pytań. Nie mogła nic powiedzieć, ponieważ taki był kolejny warunek Bast, o którym dowiedziała się od T'Challi.

Okoye już nie ukrywała swoich emocji i starała się protestować, ale kiedy usłyszała, że taka była też decyzja Króla, pogrążyła się w ogromnym smutku. Nakia za to się nie poddawała, próbując natarczywie dowiedzieć się więcej od Białej Pantery.

– Pójdziesz ze mną na spacer? – Wydusiła słabym głosem Azura, po usłyszeniu kolejnego z serii pytań swojej przyjaciółki.

– No dobrze – Zgodziła się, ciężko wzdychając.

Panował błogi spokój, gdy przemierzały leniwym krokiem, ciągnące się kilometrami łąki, pokryte wysoką trawą oraz inną roślinnością. Wakanda była ozdabiana przez najpiękniejsze i najjaśniejsze gwiazdy, które co noc otaczały zmieniającą się tarcze księżyca. Ten widok nieba nie mógł być porównywalny swoim pięknem z żadnym innym. Tak samo muskający skórę delikatny wiatr miał w sobie coś kojącego. Kobiety cały czas idąc blisko siebie, trzymały się pod ramię, starając się w milczeniu nacieszyć swoją obecnością. Nakia w końcu też zrozumiała, że nie zdoła zatrzymać swojej przyjaciółki przed wyjazdem ani też nie przekona ją do wyjaśnień. Kiedy weszły na niewielki pagórek, usiadły na ziemi przodem do panoramy oświetlonej stolicy ich królestwa, za którym wznosiły się pasma potężnych gór. Azura oparła głowę o ramię Wakandyjki, chłonąc całą sobą ten przepiękny krajobraz, jakby miała szansę podziwiać go ostatni raz w swoim życiu.

– Wyjadę z Tobą – Oświadczyła nagle twardo Nakia.

– Nie możesz.

– Dlaczego?

– Bo wtedy stanie się coś złego.

– Niby co? – Zapytała znacznie ofensywnym tonem.

– Nakia proszę – Wyłkała z żałością Biała Pantera. – Po prostu bądź przy mnie teraz w tej chwili i wierz w to, że jakoś sobie poradzę.

– Wierzę – Wyszeptała, szczelniej przytulając do siebie dziewczynę. – Jesteś niezwykła i bardzo silna. Wiem, że dasz sobie radę, z czymkolwiek będziesz musiała się zmierzyć.

– Dziękuję i wiedz, że jesteś dla mnie jedną z najważniejszych osób. – Zaczęła mówić łamiącym się głosem. – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Wiele Ci zawdzięczam, za co również Ci dziękuję. Bardzo Cię kocham.

– Przestań mówić tak, jakbyś się ze mną żegnała na zawsze – Nakia także zaczęła brzmieć płaczliwie. – Nie rób tego, błagam. Nie żegnamy się.

Azura nic na to nie odpowiedziała, ponieważ brała poważnie pod uwagę, że to może być to ostatni wspólny czas, jaki spędzi ze swoją przyjaciółką. Nie wiedziała co, wydarzy się w przyszłości. Może poddać się Bast albo zmierzyć się z nią i być może przegrać, a wtedy stracą życie wszyscy jej ukochani. Była przerażona i rozdarta, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Bez żadnej nadziei i bez wiary w to, że nie zawiedzie.

Siedziały tak, aż do wschodu słońca, który był równie imponującym dla ludzkiego oka zjawiskiem. Nakia odprowadziła przyjaciółkę do wioski strażników, po czym wróciła do stolicy. Do późnego popołudnia Hybryda towarzyszyła swojej przybranej matce. Zjadły razem posiłek i rozmawiały na tematy, które odbiegały od przeznaczenia Białej Pantery. Obie potrzebowały spędzić te ostatnie chwile na czymś przyjemniejszym. Okoye musiała pogodzić się z faktem, że już za kilkanaście godzin Azura opuści ich kraj i zostanie w ich rodzinnym domu całkiem sama. To nie było dla niej łatwe, ale nie miała żadnego wpływu na to, co musi się wydarzyć.

Zanim nadszedł zmierzch, Azura udała się do swojej sypialni. Starając się nie płakać, wyciągnęła z szafy materiałową torbę i zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Drżały jej dłonie, gdy składała swoje ubrania. Nie mogła uspokoić dudniącego ze strachu serca. Kiedy jej bagaż był prawie pełen, przypadkiem spojrzała na niewielką szkatułkę, w której ukryła elementy zepsutej bransoletki od Barnes'a. Najpierw się zawahała, ale ostatecznie zabrała ją z toaletki i schowała do bocznej kieszeni swojego ekwipunku. Usiadła na skraju łóżka, dokładniej rozglądając się po wnętrzu pomieszczenia. Uniosła zaszklone od łez oczy do sufitu i wzięła uspokajający wdech. Błagała w myślach, żeby czas się zatrzymał, ponieważ pragnęła jak najdłużej pozostać w tym miejscu. Oplotła rękoma swój brzuch, czując nieprzyjemny ścisk w żołądku. Z całych sił musiała powstrzymywać się, aby nie spróbować skontaktować się z Jamesem, zanim wyjedzie. Nie chciała ponownie zawieść się przez brak jego odzewu. Myślała też nad napisaniem listu, ale wiedziała, że taka forma pożegnalna mogłaby być dla niej zbyt bolesna.

Nagle do uszu Białej Pantery dotarły stłumione dźwięki bębnów. Mozolnie wstała z łóżka i podeszła do okna. Zobaczyła spory tłum ludzi z plemienia, który zgromadził się przed jej domem. Większość z nich trzymała w dłoniach płonące pochodnie. Oprócz dudnienia instrumentów rozbrzmiewały także śpiewy w ojczystym języku, a ich tekst nawiązywał do pożegnania dla osoby, opuszczającej ich ojczyznę. Była to równocześnie modlitwa, błagająca Bast oraz przodków o opiekę i błogosławieństwo.

Azurę nie zdziwiło to wydarzenie, ponieważ już wcześniej T'Challa przekazał jej, że zostanie pożegnana jako Pies Wojny, który z poświeceniem wyrusza w świat na rzecz ochrony dla ich królestwa. Miał być to też jasny przekaz dla Bast, że jest spełniana jej wola. Jedyne co poruszyło w tym obrzędzie Białą Panterę, to ilość przebytych pobratymców, którzy zechcieli ją wesprzeć w początku tej ciężkiej podróży. Było ich ponad setka jak nie więcej.

Hybryda wyrywając się z zadumy, podeszła do łóżka, zabierając z niego torbę, aby następnie zawiesić ją sobie na ramię. Po tym, jak ostatni raz z przygnębieniem rozejrzała się po swoim pokoju, zamknęła za sobą drzwi. Powolnym krokiem przemierzała przez krótki korytarz, oglądając zawieszone na ścianie obrazy, które sama stworzyła. Przystanęła przy portrecie matki. Wzięła rozdygotany wdech. Ucałowała wnętrze swoich palców, po czym przyłożyła je do namalowanego policzka Vivian.

– Błagam – Wyszeptała płaczliwie. – Opiekuj się mną, mamo.

Odwróciła się i zeszła żwawszym tempem po schodach. Nie chciała się odwracać, aby spojrzeć na resztę części swojego opustoszałego domu, ponieważ bała się, że nie zdoła go opuścić. Zacisnęła mocniej dłoń na szelce swojego bagażu, jednocześnie nabierając dużo powietrza do płuc, gdy wolną ręką chwyciła za klamkę i otworzyła główne drzwi. Wychodząc do tłumu na drewniany ganek, wyprostowała się sztywno, przebierając kamienny wyraz twarzy. Przywitał ją głośniejszy śpiew. Kiedy zaczęła robić kroki do przodu, lud rozstąpił się na boki, robiąc dla niej przejście. To Azura musiała iść jako pierwsza na czele orszaku, kierującego się do stolicy. Czuła na sobie współczujący oraz wielbiący wzrok wszystkich. Jednak na nikogo nie patrzyła. Grała niewzruszoną, nawet gdy ktoś osobiście do niej podszedł i obdarował błogosławieństwem. Słońce chyliło się już ku horyzontowi. Podczas tej ceremonii, przyłączali się do marszu ludzie z innych wiosek. Nigdy wcześniej aż tak licznie nie żegnano żadnego Psa Wojny. Dosłownie każda osoba w Wakandzie wiedziała i przeżywała to, kto opuszcza ich ojczyznę. Także mieszkańcy stolicy, wyszli na ulicę i ruszyli za Białą Panterą na miejsce, gdzie czekał na nią transport.

Tylnia klapa quinjeta była już otwarta, a przy nim na lądowisku czekał Król wraz z Shuri, Ramondą, Nakią i Okoye. Panował niesamowity gwar, przepełniony akompaniamentem obrzędu. Mężczyźni śpiewali niskim tonem, oddającym tym powagę całej ceremonii, a kobiety nie szczędząc łez, lamentowały tak głośno, jakby chciały przedrzeć swoje błagalne słowa do świata przodków. Azura znajdowała się w centrum tego całego zamieszania. Najpierw podeszli do niej najwyżsi kapłani.

Umphefumlo onesibindi uzaliswe yinkalipho nokholo. Zisa uzuko ebukumkanini bethu. (Dzielna duszo bądź wypełniona odwagą i wiarą. Przynieś chwałę naszemu królestwu). – Mężczyzna, powiedziawszy to, zamoczył palce w świętym olejku, po czym naznaczył nim czoło Hybrydy.

Następnie stanął przed nią drugi kapłan, który również trzymał w dłoniach glinianą misę, jednak ta była wypełniona czerwoną cieczą.

Ngamana eli gazi ledini lingatshona eluswini lwakho njengophawu lokomelezwa komphefumlo wakho, esiya kuthandaza ngalo yonke imihla. (Niech ta ofiarna krew przesiąknie w twoją skórę na znak umocnienia duszy, o którą będziemy się każdego dnia modlić). – Mówiąc, kapłan jednocześnie malował na jej twarzy rytualne symbole.

W trzeciej kolejności do wyruszającego w świat Psa Wojny musiała podejść osoba z rodziny lub ktoś najbliższy. Jego zadaniem było podarowanie czegoś związanego z Wakandą. Dlatego to właśnie Okoye zbliżyła się do swojej przybranej córki. Płakała i co chwilę wolną dłonią ocierała mokre policzki z łez.

Ndiyazi ukuba uyikhabile (Wiem, że się tego wyparłaś) – Wyłkała słabym głosem. – Kodwa ndiyathemba ukuba iya kukukhonza kwaye ikukhumbuze ukuba liphi ikhaya lakho, apho sonke siya kujonga phambili ekubuyeni kwakho. (Ale mam nadzieję, że będzie Ci służył i przypominał, gdzie jest Twój dom, w którym będziemy wszyscy oczekiwać Twojego powrotu).

Azura spojrzała na zawiniętą w skórzany materiał rzecz. Po kształcie szybko domyśliła się, że było to ostrze, które niegdyś podarował jej W'Kabi. Po tym, jak je odzyskała, niemalże od razu odrzuciła, ponieważ ta broń w rękach Huntsmana przyczyniła się do wielu krzywd. Jednak Hybryda w tamtym momencie nie miała serca, żeby odmówić przyjęcia sentymentalnego dla jej rodziny podarunku.

– Dziękuję – Wyszeptała, biorąc drżącymi dłońmi sztylet.

Biała Pantera przytuliła się przybranej matki, czując drżenie jej ciała. Kiedy oderwały się od siebie po dłużej chwili, dziewczyna podeszła do Nakii, która również nie ukrywała swojej rozpaczy. Od razu znalazły się w swoich ramionach.

– Tak bardzo będę za Tobą tęsknić – Powiedziała Hybryda do ucha przyjaciółki.

– Pamiętaj, nie żegnamy się na zawsze – Odparła na rozdygotanym oddechu.

Kiedy na siebie spojrzały, Pantera w odpowiedzi kiwnęła niepewnie głową. Z niechęcią odeszła od przyjaciółki, aby w następnej kolejności stanąć przed Shuri, która starała się grać twardą, chociaż w środku także przeżywała tę sytuację.

­­– Chciałam Cię ostrzec, że Bucky nie odebrał pierścionka – Księżniczka zaczęła mówić bardzo szybko i chaotycznie – I że powiedział mi...

– To już nieważne – Przerwała twardo Azura, ponieważ już samo usłyszenie jego imienia sprawiło, że ostry ból zaatakował jej serce.

– Naprawdę bardzo mi przykro – Dodała z niekontrolowanym załamaniem głosu.

– Mogę Cię przytulić?

Hybryda nie musiała czekać na odpowiedź, bo księżniczka sama energicznie objęła jej ciało.

– Dałam Ci w dodatkowym bagażu kilka przydatnych rzeczy – Oświadczyła, kiedy znowu spojrzały sobie w oczy. – Na przykład tę obrożę z kamieniem przerobiłam na bransoletę, w razie, gdybyś musiała jej łatwiej użyć na kimś innym z niekontrolowanymi mocami.

– Dzięki – Wymusiła u siebie słaby uśmiech.

Podeszła do Ramondy, która obdarowała ją pokrzepiającymi słowami. Na końcu stał T'Challa. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest równie przybity co reszta jej przyjaciół. I chociaż jego królewska pozycja nie przyzwalała na publiczne okazywanie zbliżeń, to dla Azuri zrobił wyjątek, ponieważ od niedawna zaczął traktować dziewczynę, jak swoją drugą młodszą siostrę. Trzymał ją w swoich ramionach przez dłuższy czas ich pożegnania.

– Pamiętaj, że zawsze będę w ciebie wierzył i to bardziej niż w kogokolwiek innego. – Wyszeptał, nadal trwając z Hybrydą w uścisku. – Uratujesz nas wszystkich, wiem to. A kiedy to zrobisz, Wakanda przywita Cię w chwale z otwartymi ramionami.

– Postaram się nie zawieść – Odparła markotnie.

Odsunęła się od T'Challi. Jej serce zaczęło bić szybciej, gdy nadeszła ta nieodzowna chwila. Wcześniej postawiła już sobie, że się nie odwróci. Jednak gdy weszła do połowy opuszczonej klapy, czuła, że musi to zrobić. Stanęła twarzą do zgromadzonego tłumu swoich pobratymców. Zapanowała nagła cisza. Z początku na kilka krótkich sekund zawiesiła wzrok na wysokiej, oszklonej ścianie budynku pałacu, po czym po kolei spojrzała z osobna na każdego ze swoich przyjaciół. Oczy dziewczyny zaszły łzami, gdy przypomniała sobie, jak wiele im zawdzięcza i jak bardzo kocha to królestwo oraz jego lud. Zadarła dumnie brodę do góry, a przed wypchniętą do przodu piersią skrzyżowała sztywno ręce. Otworzyła szeroko usta, żeby następnie z jej gardła rozniósł się donośny krzyk:

– Wakanda w moim sercu!

– Wakanda w moim sercu! – Wszyscy równocześnie odpowiedzieli Białej Panterze, wykonując ten sam gest.

Uśmiechnęła się szczerze, roniąc przy tym łzy wzruszenia. To był jej cudowny lud. Jej rodacy i rodzina. Nie mogła ich zawieść.

Weszła na pokład quinjeta i zajęła miejsce za strażniczką Dory, która siedziała gotowa do startu przy sterach. Gdy zauważyła, że Hybryda jest w środku, zamknęła tylną klapę. Uruchomiła maszynę, a już po kilku krótkich minutach maszyna wznosiła się w powietrzu.

Nie było już odwrotu.

Indlela yokuthatha ikhosi? (Jaki obrać kurs?) ­– Zapytała kobieta.

UMntla Merika, eUnited States of America (Ameryka Północna, Stany Zjednoczone) – Oświadczyła. – Tam zacznę – Powiedziała szeptem do siebie.

Strażniczka kiwnęła głową, po czym nabierając wysokości, zaczęła lecieć w wyznaczonym kierunku. Jak na kąśliwość losu przystało, nie zmierzały ku zachodzącemu słońcu, jak to bywa we wszystkich pięknych historiach. Ruszyły ku ciemności nocy, która wzbudzała przerażenie i niepewność, tak samo, jak dalsze losy Białej Pantery.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro