Trzęsienie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nastał wczesny poranek. Biała Pantera była pogrążona w błogim śnie i pragnęła w nim pozostać jeszcze przez dłuższy czas. Niestety zaczęła się wybudzać, gdy do jej uszu dotarły natarczywe wołania. Następnie poczuła, jak ktoś szturcha jej ramieniem. Zacisnęła powieki z całych sił, protestując przed ich otworzeniem. Po chwili usłyszała dźwięk otwieranych drzwi.

– Pora wstawać! – Rozpoznała głos Okoye.

Dziewczyna w ramach sprzeciwu chwyciła za krawędź pościeli i zakryła nią całą głowę, aby zagłuszyć kobietę oraz schować się przed światłem dnia. Wymamrotała niewyraźnie pod nosem, żeby Okoye dała jej spokój, chociaż doskonale wiedziała, że przybrana matka jej nie odpuści.

– Daj jej piętnaście minut – Usłyszała troskliwy ton Bucky'ego. – Zaraz zejdzie.

– Ma dziesięć i ani minuty dłużej. – Zastrzegła Generał Dory. – Za pół godziny zaczyna trening. – Wyszła ze sypialni, głośno przy tym zamykając za sobą drzwi.

Z ust Barnesa wyrwało się głośne westchnięcie. Ponownie szturchnął Hybrydę, starając się ją w łagodny sposób oprzytomnić. Delikatnie zsunął z niej okrycie. Rozczochrane włosy dziewczyny opadały na jej twarz, która wyrażała grymas niezadowolenia.

– Nie chce iść na żaden trening – Jęknęła z irytacją.

– Wiesz, że jeżeli sama nie zejdziesz, to Okoye zaciągnie Cię tam siłą.

– Wiem – Wygięła usta w podkówkę i zmusiła się do otworzenia oczu. Umęczonym wzrokiem spojrzała na mężczyznę, dostrzegając u niego sińce pod dolnymi powiekami. Lekko się uniosła, opierając się na łokciach. – Naprawdę nie spałeś całą noc?

– Nie spałem – Palcami przełożył czarne kosmyki Azuri za jej ucho. – Nie martw się, odeśpię, teraz gdy będziesz z Okoye.

– Dobrze – Ucałowała go czule w policzek, uśmiechając się z wdzięcznością. – Dziękuję, że nade mną czuwałeś i za wczorajszą odskocznię. To pomogło i czuję się lepiej.

– Cieszę się – Rzucił, obserwując, jak dziewczyna wstaje z łóżka i podchodzi do szafy.

Biała Pantera ściągnęła z siebie koszulę nocną, następie ubrała dresy do ćwiczeń. Sięgnęła z toaletki grubą frotkę, związując nią włosy w niedbały kok. Przed wyjściem spojrzała na ukochanego, który układał się wygodnie do zasłużonej drzemki.

– Widzimy się na obiedzie – Powiedziała, zarzucając na siebie bluzę.

– Mhm – Wymruczał już półprzytomny.

Chwyciła za klamkę, nabierając do płuc sporą ilość powietrza, po czym powoli ją wypuszczając przez nos. Zanim zeszła na dół, postanowiła wejść jeszcze do łazienki, aby umyć zęby i przepłukać twarz zimną wodą na rozbudzenie. Popatrzyła na swoje odbicie lustrze. Wpatrywała się w nie przez dłuższą chwilę. Badała wzrokiem, jak kropelki spływają po jej czole, policzkach i brodzie.

– Dasz radę. Weź się w garść – Wyszeptała do siebie. Chciała się w jakiś sposób zmotywować, aby odzyskać dawną energię oraz zawzięcie do walki, które miała wrażenie, że straciła przez wydarzenia z ostatnich dni. – Ogarniesz to.

Pragnęła być silna dla swoich bliskich, a w szczególności dla Jamesa. Wyprostowała się i wymusiła u siebie lekki uśmiech. Musiała udawać, że wszystko z nią w porządku, ponieważ nie chciała zamartwiać Okoye swoim prawdziwym stanem.

Kiedy zeszła ze schodów, udała się prosto do kuchni, w której czekała jej przybrana matka. Weszła do pomieszczenia lekkim krokiem, czując unoszący się w powietrzu zapach jedzenia.

– Dzień dobry – Przywitała się, zajmując miejsce na wysokim krześle przy wysepce kuchennej.

– Dobry – Odpowiedziała Generał, a jej wzrok przenikliwie badał dziewczynę. – Jak się spało? – Zdjęła patelnie z palnika, a następnie jej zawartość przełożyła do porcelanowej miski. – Tylko szczerze. – Dodała kontrolnie, podsuwając pasierbicy naczynie oraz szklankę ze sokiem.

Hybryda spuściła wzrok na swoje śniadanie. Okoye przygotowała dla niej brązowy ryż z tuńczykiem i z warzywami, czyli idealny, lekki posiłek przed treningowy. Automatycznie poczuła, jak ściska jej się żołądek i najchętniej odmówiłaby spożycia, ale doskonale wiedziała, że w tej sprawie nie ma słowa dyskusji. Chwyciła za widelec i zaczęła grzebać nim w potrawie.

– Na początku ciężko było mi zasnąć, ponieważ bałam się, że powtórzy się to, co w zeszłej nocy. – Wyznała, spoglądając na Okoye spod rzęs. – Ale udało mi się, gdy James zapewnił, że będzie czuwał. I na szczęście obyło się bez lunatykowania i koszmarów.

– A teraz jak się czujesz?

– Chyba lepiej – Wzięła do ust niewielki kęs, przeżuwając go powoli i bez smaku. – Po prostu muszę zająć czymś głowę, żeby odpędzić złe myśli.

– W takim razie szybko kończ śniadanie i idziemy na trening z rekrutkami Dory. – Oświadczyła, na co dziewczyna wysoko uniosła ze zdziwieniem brwi.

– Myślałam, że pójdziemy pobiegać, czy coś – Napięła mięśnie, ponieważ ostanie czego w tamtym momencie chciała, to przebywać wśród innych ludzi. – Sądziłam, że będziemy same trenować.

– Potrzebujemy więcej strażniczek, a one muszą się szkolić i ty mi w tym pomożesz. – Ostatnie słowa wypowiedziała dosadniej, dając jej do zrozumienia, że nie przyjmie żadnego sprzeciwu. – Dobrze Ci zrobi wypełnienie czasu wśród swoich pobratymców.

Biała Pantera dyskretnie przewróciła oczami. Wmusiła w siebie jeszcze trochę jedzenia, po czym opuściła z macochą dom. Obie udały się do pobliskiej sali ćwiczeń, w której niegdyś trenowała tylko z Bucky'm. Tego poranka pomieszczenie wypełniało piętnaście dziewczyn, zbliżonych wiekiem do Azuri. Wszystkie miały na sobie identyczne, szkarłatne stroje. Wakandyjki ustawiły się w równym rzędzie, kiedy tylko Generał i Hybryda weszły do środka. Na powitanie skrzyżowały tradycyjnie ręce przed klatką piersiową, następnie stanęły na baczność i wypchnęły dumnie pierś do przodku. Okoye na początek wygłosiła krótkie przemówienie na temat pełnienia ważnej roli, jaką jest służba Królowi oraz ojczyźnie, zapowiedziała także, że czeka je długa i bardzo ciężka droga, aby wstąpić w szeregi Dory Milaje.

– Pewnie doskonale wiecie, kim jest Azurukukhanya – Wskazała otwartą na stojącą obok swoją przybraną córkę. – Biała Pantera jest doświadczoną wojowniczką i dumą naszego królestwa. Będzie dzisiaj nadzorować wasz trening...

Generał ciągnęła dalej swoją wypowiedź, ale Azura już jej nie słuchała. Zaatakowało ją ukucie w sercu na określenie „duma naszego królestwa". Sama by siebie tak nie nazwała. Nie czuła się godna tego miana. Głównym powodem był fakt, że mierzyła się z trudną decyzją, która mogła albo ocalić Wakandę przed destrukcją, gdyby podjęła się żądaniom Bast, albo przez swoją bezczynność mogła doprowadzić do katastrofalnego skutku. Te koszmarne myśli ponownie próbowały przejąć głowę Hybrydy.

– No dobrze, zaczynamy od rozgrzewki! – Krzyk Okoye oraz klaśniecie przez nią dłońmi, uratowały Białą Panterę przed odpłynięciem w kolejną, wewnętrzną walkę z tym dylematem.

Azura pomrugała intensywnie powiekami, aby przywrócić świadomość do rzeczywistości. Wraz z resztą dziewczyn zaczęła się porządnie rozciągać i wykonywać serię podstawowych ćwiczeń, które rozgrzały jej ciało. Następnie przyszła pora część treningu z użyciem włóczni pozbawionego zaostrzonego elementu. Na początku młode wojowniczki szkoliły się w parach między sobą. Wykonywały fundamentalne ruchy, składających się z serii aktów oraz obrony. Po prawie godzinie Generał zarządziła, aby każda z Wakandyjek po kolei zmierzyła się w walce z Hybrydą. Azura obserwowała ich reakcję. Niektóre wykazały ekscytacje a inne zdziwienie wymieszane ze stresem. Biała Pantera, żeby lekko złagodzić nerwową atmosferę, oświadczyła, że nie będzie używać żadnej swojej nadludzkiej umiejętności. Stanęła na środku maty, trzymając już w dłoniach metalową, podłużną broń. Naprzeciw niej zajęła miejsce wysoka dwudziestolatka z krótkimi, kręconymi włosami. Obie przyjęły pozycję gotową do pojedynku. Azura biorąc do serca to, że ma być ich nauczycielem, a nie jedną z uczennic, postanowiła nie atakować jako pierwsza. Kiedy tylko Okoye wydała głośne polecenie rozpoczynające walkę, przeciwniczka Białej Pantery ruszyła gwałtownie w jej kierunku. Azura zachowując spokój, zaczęła analizować ruchy młodej wojowniczki, odnajdując jej słaby punkt. Zwinnie odwróciła się bokiem, po czym uderzyła kijem przeciwniczkę w miejsce w okolicy żeber. Ta głośno syknęła z bólu, automatycznie wycofując się kilka kroków do tyłu, a na jej twarzy pojawił się grymas.

– Działasz zbyt chaotycznie i za bardzo się odsłaniasz, zapominając o obronie – Powiedziała stoickim tonem. – Kiedyś też myślałam, że te elementy są mało istotne, ale w przyszłości w prawdziwej walce, mogą uratować Ci życie.

Młodsza Wakandyjka po wysłuchaniu Azuri kiwnęła głową, tym gestem dziękując jej za walkę oraz cenną lekcję. Następnie na jej miejsce stanęła kolejna dziewczyna, która zdawała się, być pewniejsza od swojej poprzedniczki. Przybrała pozycję gotową do pojedynku. Po komendzie Okoye ta również zaatakowała Hybrydę pierwsza. Przypuszczenia o lepszych umiejętnościach wojowniczki okazały się prawdą. To stracie trwało dłużej. Kandydatka do oddziału Dory Milaje atakowała bardzo precyzyjnie i tak samo dobrze się broniła. Jednak nie mogła się równać z wojowniczym doświadczeniem Białej Pantery. Przegrała w momencie, gdy zaczęło brakować jej sił. Azura to wykorzystała, uginając kolana, po czym zwinnie podcięła kijem BO nogi swojej przeciwniczki, która upadła plecami na matę. Hybryda wyprostowała się, patrząc na niezadowoloną minę dziewczyny.

– Jesteś bardzo utalentowana i zaciekła. Podążaj dalej za swoją determinacją, a w przyszłości mało kto będzie w stanie Cię pokonać. – Po pochwale, wyciągnęła w stronę przeciwniczki dłoń, aby pomóc jej wstać, na co ta uśmiechnęła się wdzięcznie i przyjęła gest swojej nowej mentorki.

Pojedynki trwały jeszcze ponad godzinę. Azura dla każdej z rekrutek dzieliła się wskazówkami, które miały pomóc im stać się perfekcyjnymi strażniczkami. Okoye obserwując swoją przybraną córkę w roli nauczyciela, czuła jak jej serce zalewa duma. Białą Panterę także wypełniała ogromna satysfakcja, gdy mogła dzielić się swoją wiedzą, którą nie tylko zdobyła w praktyce, ale i nabyła ją, trenując z Barnes'em. Gdy sparing dobiegł końca, wszyscy zbierali swoje rzeczy, przygotowując się do opuszczenia sali.

– I jak tam samopoczucie? – Zagadnęła Generał, stając obok nawadniającej się Hybrydy.

– Miałaś rację, ten trening dobrze mi zrobił. – Nabrała kolejny spory łyk wody do ust, następnie go przełknęła, czując jak orzeźwiający płyn, przyjemnie nawilża jej zaschnięte gardło. – Dziękuję – Posłała kobiecie szery uśmiech.

– Cieszę się – Okoye również szeroko się uśmiechnęła. – W nagrodę czeka dla ciebie i dla Bucky'ego coś relaksującego.

– Niby co takiego? – Spytała, marszcząc przy tym brwi, a jej wzrok sugerował natychmiastowych wyjaśnień.

– Zarezerwowałam wam masaż u najlepszych specjalistów w mieście.

– Ou – Wymsknęło jej się niezbyt optymistycznie.

Wakandyjki wyszły z pomieszczenia treningowego i skierowały się w stronę domu.

– Wyczytałam, że masaże aromaterapeutyczne są najlepsze dla osób zestresowanych. – Generał po drodze ciągnęła temat dalej, próbując przekonać dziewczynę do swojego pomysłu. – Stosuję się przy tym olejki eteryczne o różnych zapachach, które mają działać odprężająco i wyciszająco. Myślę, że to... – Okoye nie było dane dokończyć zdania.

Nagle ziemia pod ich stopami zaczęła się trząść. Drgania trwały kilkanaście sekund i były tak silne, że z trudem utrzymywały się na nogach. Przez ten czas wokół roznosił się mrożący krew w żyłach hałas, tak jakby coś pod nimi pękało. Z co poniektórych stron można było usłyszeć krzyki panikujących ludzi. Gdy wstrząs w końcu ustąpił, kobiety spojrzały na siebie z przerażeniem w oczach. Następnie przeniosły wzrok na okolice. Ze swoich domostw zaczęli uciekać mieszkańcy. Po chwili Azura spojrzała w kierunku stolicy, nad którą unosiły się chmary ciemnego dymu. Rozszerzyła powieki, zakrywając usta dłonią. Miała wrażenie, że dudniące serce podchodzi jej do gardła. Nie była w stanie się ruszyć. Na nadgarstku Okoye zaczęła połyskiwać bransoletka Kimoyo. Po ty jak Generał nacisnęła odpowiednią kulkę, wyświetlił się hologram jednej ze strażniczek Dory.

– Melduj – Rozkazała Okoye, starając się utrzymać spokój w głosie.

– Na razie wiemy niewiele. Zaczęliśmy akcję ratunkową w stolicy. Trzęsienie spowodowało uszkodzenie się kilku budynków i wywołało pożary. – Mówiła bardzo szybko. – Dostaliśmy też informację, że zawaliły się korytarze w kopalniach. Plemię górnicze wzywa pomoc, jednak na razie wszystkie jednostki ratownicze ruszyły do miasta.

Azura złapała ze swoją przybraną matką kontakt wzrokowy. Kiedy usłyszała zatrważającą informację o wiosce górników, którzy byli pozbawieni jakiejkolwiek ratunku, załączył się w niej pewien instynkt, tłumiący strach oraz troskę o własne bezpieczeństwo. Ten błysk altruizmu w oczach Białej Pantery zauważyła Okoye. Wiedziała, co dziewczyna zamierza zrobić.

– Azura nie! – Starała się ją powstrzymać, jednak na marne.

Hybryda nie mając chwili zawahania, pomyślała o swoim białym kombinezonie pantery, który pojawił się na jej ciele, zastępując wcześniejszy strój. Ruszyła pędem w kierunku wioski, znajdującej się u podnóży gór. Przemieszczała się z nadludzkim tempem. Nie myślała o niczym innym niż o tym, by uratować, kogo tylko zdoła. Pokonała opustoszałą wioskę, której wszyscy mieszkańcy zebrali się przy jednej z wielu grot. Wokół słyszała ich lament oraz przerażone głosy. Przecisnęła się przez tłum, dostrzegając pośród nich Wodza plemienia. Podeszła do starszej kobiety w momencie, gdy ta dyskutowała burzliwie z kilkoma swoimi pobratymcami.

– Zawavari! – Wymówiła imię przywódczyni głośno, aby zwrócić na siebie jej uwagę. Starsza Wakandyjka przerwała rozmowę w pół słowie, spoglądając na Azurę ze zdziwieniem. – Przybyłam tu, aby wam pomóc. Co mogę zrobić?

– Siedemnastu naszych braci utknęło w kopalni – Wydusiła, wskazując na wnętrze jaskini. – Nie wiemy, czy uda nam się do nich dotrzeć. Korytarze są niestabilne i w każdej chwili mogą się zawalić.

Biała Pantera nie potrzebowała już więcej informacji. Ominęła kobietę ze zamiarem wejścia do kopalni, gdy zatrzymał ją mocny uścisk na nadgarstku.

– Czekaj! – Wykrzyczała Zawavari na drżącym oddechu, patrząc w zdeterminowane oczy Hybrydy. – To niebezpieczne. Możesz zginąć!

Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Pomyślała, bagatelizując zaistniałe zagrożenie.

– Z każdą zmarnowaną sekundą szansa przeżycia naszych braci maleje. – Mówiła opanowanym i zarazem dobitnym tonem. Wyrwała nadgarstek z uścisku kobiety. – Obiecuję, że ich ocalę.

Wbiegła do groty, która była jedynym możliwym wejściem do wnętrza góry po trzęsieniu ziemi. Oświetlenie korytarza uległo zniszczeniu, przez co otoczenie stało się dla Hybrydy niewidoczne. Użyła swojej mocy, tworząc błękitną poświatę. To pomogło jej na szybciej pokonywać skalną trasę. Na twarzy dziewczyny pojawiła się maska, gdy unoszący się w powietrzu kurz nie pozwalał jej na swobodne oddychanie. Starała się nie ulegać lękowi, chociaż był to trudne, gdy co jakiś czas na jej głowę spadały niewielkie odłamki sufitu i słyszała niepokojące odgłosy pęknięć, które sugerowały, że w każdej chwili kopalnia może ulec zawaleniu. Kiedy zeszła na niższe piętra, napotykała na swojej drodze przeszkody, składające się z zasypanych głazów, przez co była zmuszona albo szukać szczelin, pozwalających jej na przeciśnięcie się albo sama za pomocą swoich mocy tworzyła przejścia. Nawoływała uwięzionych i milczała przez kilka sekund, mając nadzieję, że usłyszy jakikolwiek odzew, następnie ruszała dalej. Nie poddawała się. Ufała swojemu instynktowi, który nieustannie powtarzał jej, że Ci ludzie nadal żyją. Po ponad godzinie przebywania pod powierzchnią czuła, że zaczyna brakować jej powietrza. Kręciło jej się w głowie. Z każdą kolejną minutą słabła, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Postanowiła zrobić sobie przerwę. Usiadła na ziemi, przymknęła powieki i łapała głębsze wdechy, żeby uspokoić przyśpieszone bicie serca. W pewnej, nieoczekiwanej chwili zapanowała błoga cisza, która została przerwana stłumionymi głosami. Otworzyła oczy i nasłuchiwała. Chciała przekonać się, czy aby jej umysł ją nie zwodzi. Samotna łza spłynęła po rozgrzanym policzku dziewczyny, gdy usłyszała dochodzące z oddali krzyki. Adrenalina ponownie zawładnęła jej ciałem. Chaotycznie pokonała kolejne trudności, aż stanęła przed zasypanym ogromnymi kamieniami przejściem. Do jej uszu dotarły jęki i błagania o pomoc. Cofnęła się o krok i wystawiła przed siebie ręce. Jaskrawa smuga okryła osobno każdy kawałek głazów. Musiała użyć sporej ilości energii, aby sforsować blokującą ścianę. Przeszła przez stworzoną przez siebie wyrwę, a jej błękitna poświata uniosła się pod sufit, rozjaśniła całe pomieszczenie. Grupa wycieńczonych i spanikowanych Wakandyjczyków leżała na ziemi. Niektórzy byli półprzytomni. Połowie udało się wstać o własnych siłach na nogi, gdy tylko ujrzeli Hybrydę. Ich ciała oraz ubrania były pokryte brudem wymieszanym z krwią. Ten okropny widok chwytał Azure za skruszone serce, a oni patrzyli na nią jak na najpiękniejszy cud świata. Ci, którzy zrozumieli, że właśnie przybyło ich wybawienie, zaczęli płakać, odzyskując wcześniej utraconą nadzieję na przeżycie.

– Biała Pantera! – Wykrzyczał jeden z plemienia górników.

– Niedługo będziecie bezpieczni – Zapewniła, ponownie analizując wzrokiem każdego mężczyznę w zasięgu jej wzroku. – Kto ma wystarczająco sił, pomaga tym słabszym. Kto jest w najgorszym stanie?

Jeden z górników wskazał na pobratymca, który leżał pod ścianą. Wakandyjczyk od pasa w dół był przygnieciony przez ogromne kamienie. Azura podbiegła do poszkodowanego. Był nieprzytomny a jego oddech bardzo płytki. Zawołała dwóch mężczyzn i nakazała, żeby wyciągnęli go na jej polecenie. Uniosła głazy za pomocą swoich mocy.

– Już! Wyciągajcie! – Wysapała.

Opuściła skały i od razu uklękła przy rannym, którego nogi były całkowicie zmiażdżone, a krew z otwartej tętnicy udowej prysła na twarz oraz kostium Hybrydy. Ponownie użyła swoich zdolności, aby zatamować krwotok, zanim doszło do zatrzymania akcji serca. Złapała jedną dłonią za jego ramię, a drugą przełożyła między jego nogi. Wstała, podnosząc mężczyznę na swoich barkach. Wiedziała, że właśnie w taki sposób będzie musiała nieść mężczyznę przez całą drogę powrotną, lecz to było jedyne wyjście na jego wydostanie z kopani. Gdy już mieli opuścić pomieszczenie, zauważyła, że dwóch górników leżących na ziemi się nie ruszało.

– Oni nie żyją Biała Pantero – Oświadczył ze smutkiem, stojący obok dziewczyny Wakandyjczyk, który podpierał o siebie swojego towarzysza niedoli.

Azura zacisnęła na chwilę powieki oraz wargi, starając nie poddać się rozpaczliwym emocją. Dotarło do niej, że miała złudną nadzieję na uratowanie wszystkich uwięzionych, ponieważ rzeczywistość okazała się, być okrutniejsza. Nabrała sporą ilość zanieczyszczonego powietrza przez nos i powoli wypuściła je przez usta.

– Ruszamy! – Rozkazała, poprawiając sobie mężczyznę leżącego bezwładnie na jej barkach. – Droga jest bardzo długa i ciężka. Gdyby ktoś potrzebował chwili odpoczynku ma mi natychmiast meldować.

I tak jak to przewidziała, musieli robić kilka przystanków na odzyskanie sił. Starała się im pomagać, przebrnąć przez przeszkody na tyle ile była wstanie. Wspierała ich również słownie, powtarzając, że już niedługo wydostaną się na zewnątrz i że zobaczą swoich najbliższych. Byli osłabieni, musieli wspinać się i przeciskać przez wąskie szczeliny, przez co powrót trwał dwukrotnie dłużej. Przyśpieszyli, gdy nagle zobaczyli światło słońca na końcu długiego korytarza. Zaczęli też wołać do tych którzy stali przed wejściem do groty. Kilka minut wcześniej do wioski przybyła pierwsza służba ratownicza i to ona ruszyła w kierunku ocalałych. Przenieśli tych najbardziej poszkodowanych przez ostatnie metry. Czwórka ratowników przejęła noszącego mężczyznę przez Hybrydę, która z góry wyszła jako ostatnia. Jej oczy musiały przyzwyczaić się do rażącego światła. Przez dłuższy czas jedyne co słyszała to szum w uszach, jednak po chwili został on zastąpiony przez wiwaty oraz oklaski, wydobywany przez zgromadzony tłum plemienia górniczego. Te okrzyki radości i wdzięczności były dedykowane na jej cześć. Widziała u ludzi uśmiech oraz łzy szczęścia. Ocaleni byli przytulani przez swoje rodziny, a następnie zajęła się nimi służba medyczna. Gdy Azura przekonała się, że wszyscy są bezpieczni, poczuła nagły spadek energii. Chciała odejść gdzieś w ustronne miejsce, aby chwilę odpocząć, ale na jej drodze stanęła przywódczyni plemienia Zawavari.

– Nawet nie wiesz, ile Ci zawdzięczamy nasza cudowna Biała Pantero. – Powiedziała łamiącym się głosem. Strumienie łez spływały po jej pomarszczonych policzkach. – Nigdy nie będziemy w stanie spłacić Ci tego długu. – Azurze zakręciło się w głowie, przez co jej ciało się zachwiało. – Wszystko dobrze moja droga? Może potrzebujesz pomocy lekarza?

– Nic mi nie jest. – Zapewniła, z trudem wypowiadając każde słowo. – Potrzebuję tylko trochę świeżego powietrza.

Zawavari pokiwała głową, następnie wezwała dwóch mężczyzn, którzy pomogli Hybrydzie dojść na obrzeża wioski, gdzie było mniej ludzi. Usiadła na wystającym z ziemi głazie pod cieniem niskiego drzewa. Przyniesiono jej również bukłak z orzeźwiającą wodą. Duszkiem wypiła całą zawartość. Zawroty głowy powoli ustawały. Nagle przez szum w uszach przebiło się wołanie jej imienia. Od razu poznała ten głos. Wstała i podeszła do tłumu, starając się wyszukać wzrokiem Bucky'ego. Gdy ich oczy się spotkały, brunet wybiegł naprzeciw niej. Raptownie przystanął, z przerażeniem przyglądając się Białej Panterze. Azura spuściła wzrok, jednocześnie rozumiejąc, co tak poruszyło jej ukochanego. Biały kombinezon dziewczyny był w kilku miejscach ubrudzony krwią.

– Hej, spokojnie. – Podeszła do niego bliżej, lecz Biały Wilk nadal patrzył w dół na jej ciało i bardzo szybko oddychał. – James – Ujęła jego policzki dłońmi i zmusiła, aby spojrzał w jej oczy. – Nic mi nie jest. To nie moja krew. – Zapewniła dosadnym tonem.

Barnes jakby nagle otrzeźwiał. Pomrugał intensywnie powiekami, następnie zamknął ją w swoich objęciach. Czuła przyśpieszone bicie serca mężczyzny. Dopiero wtedy zrozumiała, że po raz kolejny naraziła go na ogromny stres oraz strach. Jednak nie żałowała tego, że ruszyła na pomoc uwiezionym górnikom, tylko tego, że nie udało jej się ocalić wszystkich. Gdy opuściła jego uścisk, zobaczyła, że wzrok Bucky'ego jest utkwiony gdzieś w oddali. Odwróciła się, dostrzegając stolicę, nad którą spowijał się ciemny dym z pożarów. Ten wprost apokaliptyczny widok sprawił, że Azura opadła na kolana i zaczęła głośno płakać. Zakryła usta dłońmi, żeby stłumić wyrywający się z jej gardła krzyk. Miała wrażenie, że świat się kończy. Nie mogła pozbyć się z głowy mrocznej myśli, że to, co się tego dnia wydarzyło było jej winą. Że to właśnie Bast wysłała jej wiadomość o kończącym się czasie na podjęcie decyzji. Mogła albo poddać się woli bogini, albo pozwolić na zagładę Wakandy. I nieważne jak bardzo by się starała, to nie zapewni nikomu bezpieczeństwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro