Akcja!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy Azura zaczęła powoli odzyskiwać przytomność, pierwsze co poczuła to pieczenie w żołądku. Ból sprawiał wrażenie, że zaraz wypali jej wszystkie wnętrzności. Nieustannie w głowie dziewczyny panowało otumanienie i przez brak siły nie była w stanie otworzyć oczu. Za to słuch oraz węch Hybrydy się wyostrzyły. Do jej nozdrzy wkradł się zapach wilgoci, a do uszu napłynęły dźwięki z otoczenia - przeraźliwy świst wiatru, kapanie kropel wody do kałuży oraz szelest ocierających się butów o betonową posadzkę.

Z gardła Pantery wydobył się żałosny jęk. Niespodziewanie jej twarz została zaatakowana przez lodowatą wodę, której część przedostała się do ust, a następnie do dróg oddechowych, co w efekcie spowodowało u niej zakrztuszenie się płynem. Chorobliwie kaszlała, wypluwając ciecz. Ten gwałtowny czyn wywołał u czarnowłosej nagłe oprzytomnienie. Uniosła szeroko powieki, ale i tak na początku jedyne co była w stanie dostrzec to rozmazany obraz oraz w centrum niego niewyraźną postać, stojącą tuż przed Azurą, której ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy strumyki wody spływały po jej ciele oraz wsiąkały w materiał ubrań. Zamierzała wytrzeć mokrą twarz dłońmi, ale wtedy zorientowała się, że jej nadgarstki są unieruchomione. Szybko kilkukrotnie zamrugała powiekami, żeby wyostrzyć sobie wzrok. W końcu zobaczyła żelazne okowy, które pętały jej ręce do metalowych podramienników obskurnego fotela, podobnego do tego w gabinetach dentystycznych, przez co dziewczyna nie siedziała w pionie, tylko jej górna część ciała była pochylona lekko do tyłu. Próbowała ruszyć nogami, ale w taki sam sposób również zostały uwięzione, identycznie jak biodra. Bardzo szybko oddychała, starając się poukładać sobie w głowie ciąg ostatnich wydarzeń, jednocześnie powoli zaczęła analizować otoczenie.

Przebywała w jakimś opuszczonym, dużym magazynie, ze szczelnie zabitymi dechami oknami. Gdyby nie zwisające co dwa metry lampy, to w środku panowałaby całkowita ciemność. Przez nieszczelny dach skapywały na podłogę krople roztopionego śniegu. Wokół Hybrydy znajdowały się stoły - na tym po lewej stronie leżały plastikowe, zamykane skrzynki w rozmaitych rozmiarach, a na prawym stały trzy wyłączone monitory komputerowe.

Ponownie usłyszała odgłos kroków, a jej ciało automatycznie całe się spięło. Postać ubrana w długi, czarny płaszcz, stała do niej tyłem. Dziewczyna chciała, aby porywacz odwrócił się w jej stronę. Musiała zobaczyć jego twarz, ponieważ nadal nie mogła uwierzyć, że to właśnie były partner Vivian stoi za jej porwaniem. Mężczyzna wydawał się zajęty rozkładaniem jakiegoś sprzętu. Pantera miała zamiar wykorzystać jego nieuwagę i spróbować się wydostać za pomocą swojej nadludzkiej siły. Zacisnęła pięści i jednym, energicznym ruchem pociągnęła do siebie ręce, spodziewając się, że bez problemu zerwie więzy ze zwykłego metalu. Zdziwiła się, jednak gdy zamiast wyswobodzenia rąk, poczuła ból przy zderzeniu ciała z okowami. Głośno zasyczała, przy dolegliwym pieczeniu skóry na nadgarstkach. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, dlaczego nie jest w stanie się wydostać. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że coś dodatkowego uciska jej szyję. Była to ta sama obroża, której Szakale używali, żeby stłumić moce Hybrydy.

- Radzę Ci moja droga Azuro, żebyś nie sprawiała sobie niepotrzebnego, dodatkowego bólu - Po pomieszczeniu rozbrzmiał echem głos, który czarnowłosa od razu rozpoznała. - Bo już niedługo będziesz błagać, aby twoje cierpienia się zakończyły.

Odwrócił się na pięcie, stając do dziewczyny przodem. Biała Pantera bez problemu mogła potwierdzić, że rysy twarzy należały do Nathaniela, lecz uśmiech bruneta nie był już łagodny oraz serdeczny, czyli taki jaki doskonale znała. Jego uniesione kąciki ust tworzyły podekscytowany uśmiech szaleńca, który zdołał dorwać swoją ofiarę. Za to oczy mężczyzny obdarowywały Azurę czystą nienawiścią. Wystarczyło tylko kilka kroków Kane'a w jej stronę, aby ta odczuła przed nim wielką trwogę. Hybryda myślała, że go zna, ale w tamtym momencie ten człowiek stał się zupełnie kimś obcym.

- Nate co ty robisz? Dlaczego? - Pytała z drżącym głosem.

- Niedługo wszystkiego się dowiesz - Orzekł, podchodząc do jednego ze stolików.

Zabrał z blatu jedną z zamykanych skrzynek o niewielkich rozmiarach, następnie stanął tuż przed Panterą.

- Teraz zrobimy tak - Przymrużył lekko powieki, nadal jednak patrząc jej prosto w oczy. - Uwolnię Ci na chwilę nadgarstki, a ty ściągniesz wisiorek i włożysz go do środka. - Otworzył pudło, które było puste, tylko w wewnątrz zabezpieczone czarną pianką na drogocenną rzecz.

- Po co Ci mój naszyjnik? - Wzięła głęboki wdech, czując, jak budzi się w niej instynkt obronny, który każe jej strzec magiczny kamień. - Jeśli chcesz, to sam go sobie weź - Zaproponowała podstępnie, wiedząc, że tylko ona może go zdjąć, a Ci, co tego próbują, kończą w bólu.

- Myślisz, że jestem taki głupi - Prychnął, marszcząc wściekle brwi. - Sam nie mogę go wziąć. Nawet kiedy z Tobą skończę... - Wskazał palcem na błękitny kamień. - to głupie świecidełko będzie chronić Twoje sztywne truchło! - Podniósł ton, na co dziewczyna się wzdrygnęła. - Więc teraz odepnę twoje ręce... - Wyciągnął z kieszeni spodni pęd kluczy do kajdan. - a Ty grzecznie oddasz mi naszyjnik. Zrozumiano? - Pochylił się nad nią i przez trwającą między nimi ciszę, Hybryda słyszała jego spokojne bicia serca.

Na pytanie mężczyzny pokiwała energicznie głową. Wiedziała, że ma szanse tylko, gdy Nate uwolni jej ręce, bo wtedy byłaby w stanie go zaatakować i obezwładnić. Obserwowała uważnie jego ruchy. Kiedy wyciągnął dłonie w kierunku oków, prawy nadgarstek bruneta wysunął się z materiału płaszczu, ukazując tatuaż w kształcie łapy. Jej żołądek zacisnął się z przerażenia, rozpoznając symbol Szakali.

- Pracujesz dla nich - Wydusiła, ledwo nabierając powietrza do płuc.

- Pracuję? - Zaśmiał się złowieszczo. - Moja naiwna Azurko, to Szakale pracują dla mnie.

Hybryda cała pobladła, nie wierząc własnym uszom. Próbowała to sobie jakoś poukładać, ale w głowie miała ogromny mętlik.

- Zapomniałbym - Brunet odsunął od zamka klucz, następnie skierował się w stronę stołów, na których stały monitory. - Mam dla Ciebie małą niespodziankę.

Mężczyzna włączył pierwszy ekran, wyświetlając obraz domu z zewnątrz. Panterze zaparło wdech, gdy rozpoznała budynek, należący do jej dziadków.

- To ma zachęcić Cię do bycia grzeczną - Włączył dwa następne urządzenia, które ukazywały ten sam dom, tylko że z innych perspektyw. - Wyjaśnię Ci w wielkim skrócie. - Oparł się wygodnie o krawędź blatu. - Te nagrania są prowadzone na żywo przez moich uzbrojonych ludzi, którzy mają pod ostrzałem nie tylko twoją rodzinkę, jak i również całe osiedle. Policja tak szybko tam nie przyjedzie, ponieważ zablokowaliśmy w tym obszarze wszelkie możliwości skontaktowania się ze światem zewnętrznym. A nawet jeśli służby się tam zjawią, przez ich antyterrorystyczne procedury, będziemy posiadać jeszcze mnóstwo czasu na wyjaśnienie sobie wszystkiego.

- Nawet nie wiesz, na kogo się porywasz - Oświadczyła grożącym tonem. - I nie mam teraz na myśli siebie - Na chwilę strach dziewczyny został zastąpiony złością oraz pewnością, że zostanie uratowana przez Barnes'a.

- Mówisz o swoim zmutowanym żołnierzyku? - Wybuchł szyderczym śmiechem. - Zapewne bez problemu uciekłby i Cię odnalazł, gdyby nie byłby zajęty czymś innym. - Podszedł do przeciwnego stolika i otworzył skrzynkę, która zawierała urządzenie z czarnym przyciskiem. - Dziś rano w domach na twojej ulicy zostały dostarczone niepozorne prezenty z wybuchową zawartością. Niedawno przekazano mi, że twój wuj oraz chłopak, już wiedzą o zawartości naszego upominku. Myślisz, że zaryzykują następną ucieczką, będąc nie tylko pod ostrzałem, ale również pod zagrożeniem wylecenia w powietrze wraz z resztą niewinnych mieszkańców osiedla?

- Jak to następną ucieczką? - Czuła jak łzy bezsilności cisną się jej do oczu.

- Cieszę się, że o to spytałaś - Klasnął zadowolony w dłonie, następnie wziął do ręki laptop i go otworzył. - Wydarzył się mały incydent - Oświadczył, gdy na wyświetlaczu ukazał się jedno minutowy filmik.

Na początku nagrania było widać tylko drzwi od rodzinnego domu Rossów. Przez co serce Hybrydy kołatało z taką prędkością, jakby zaraz miało wylecieć z jej klatki piersiowej.

~ W sektorze "A" cele zamierzą opuścić posiadłość ~ Odezwał się męski głos.

~ Strzelać, kiedy tylko ktoś pojawi się w zasięgu ~ Stłumiony głos wybrzmiał z krótkofalówki należącej do snajpera.

~ Przyjąłem.

Po jakiś pięciu sekundach drzwi uchyliły się, a w progu pojawiła się postać, jednak dziewczyna nie była stanie jej rozpoznać przez zbyt dużą odległość, jaka oddzielała kamerę od miejsca, w którym stał jeden z domowników. Nagle z głośników wybrzmiał głośny trzask strzału. Pantera krzyknęła, jakby oglądała najstraszniejszy horror na świecie. Ponownie zaczęła szarpać rękami, próbując bezskutecznie uwolnić nadgarstki. W dalszej części nagrania widać tylko, jak drzwi raptownie się zamykają.

~ Cel trafiony ~ Oznajmił zamachowiec.

I na tych ostatnich słowach filmik się zakończył. Nate w ciszy zamknął laptop, obserwując, jak Hybryda spina każdy mięsień swojego ciała, a na jej twarzy powstaje czysta wściekłość.

- Kogo postrzeliliście?! - Wrzasnęła, łapiąc kontakt wzrokowy z brunetem.

- Niestety nie wiem kto, był tym nieszczęśnikiem - Odpowiedział spokojnym tonem, jakby opowiadał o czymś nieistotnym. - Może to była twoja babka? Wuj? Albo ukochany? - Zachichotał. - Ten strzał śmiertelny lub nie, był tylko ostrzeżeniem, że mają siedzieć na swoich czterech literach i żeby nie próbowali w żaden sposób przeszkodzić nam w naszej pogawędce.

- Jesteś potworem!

Nie mogła słuchać, w jaki błahy sposób mężczyzna mówił o uśmierceniu kogoś niewinnego. Nie potrafiła pojąć, jak bardzo bezuczuciowym człowiekiem trzeba być, żeby sprawiać drugiemu człowiekowi takie cierpienie.

- W tym pomieszczeniu nie jestem jedynym potworem. - Spoważniał, patrząc na czarnowłosą z obrzydzeniem.

Mężczyzna odłożył laptop na stół. Po chwili ponownie zbliżył się bardzo blisko do Pantery. W prawej dłoni trzymał klucz, a w lewej przycisk, który uaktywniał ładunki wybuchowe, umieszczone w domach na całym osiedlu.

- Teraz posłusznie ściągniesz naszyjnik. I pamiętaj... - Zbliżył grożąco palec wskazujący do jej twarzy. - Jeden twój fałszywy ruch, a dziesiątką rodzin zafunduję szybszego i zarazem ostatniego sylwestra.

Włożył klucz do zamka i przekręcił nim, odblokowując pierwszy żelazny pęt, z którego Hybryda wyciągnęła rękę. Po czym ostrożnie zrobił tak z drugim. Odsunął się, nie spuszczając wzroku z najmniejszych ruchów dziewczyny. Podniósł pilot, aby ta widziała, że jego kciuk jest przyłożony do przycisku i w każdej chwili może zamienić słowa w czyn.

- Zdejmuj to! - Zażądał zniecierpliwiony.

W głowie Pantery panował burzliwy chaos. Wiedziała, że nie ma innego wyboru. Jednakże odczuwała wielki opór przed oddaniem swojego drogocennego kamienia, ponieważ przyrzekała go chronić. To tak jakby przekazała duszę diabłu. Ale musiała to zrobić. Nie mogła narażać swoich najbliższych oraz innych, których nie dotyczyło to całe szaleństwo. Przyłożyła palce do zapięcia naszyjnika. Jej dłonie nieopanowanie się trzęsły. Zacisnęła zęby, roniąc już i tak długo powstrzymywane łzy. Miała ochotę krzyczeć i przeklinać. Odpięła biżuterię, chwytając ją w prawą dłoń, którą następnie skierowała w stronę bruneta. Ten energicznie odebrał Hybrydzie przedmiot i szybko odłożył go do jednego z otwartych pudeł. Pomimo że była pozbawiona mocy, czuła, jak wraz ze ściągnięciem wisiorka, opuszcza ją ostatnia cząstka magi oraz ochrony.

- Grzeczna dziewczynka - Zatriumfował.

Kiedy się zbliżył, ścisnął jej nadgarstki, ponownie je zakuwając. Beż żadnego słowa powoli odszedł do stolika i zabrał z niego kamerę, którą umieścił na wcześniej już rozłożonym statywie, stojącym trzy metry naprzeciw Hybrydy.

- Zanim zaczniemy zabawę, wyjaśnię Ci moja droga Azuro, dlaczego tutaj jesteś - Oświadczył, wyciągając ze skrzyni dwa małe, metalowe pudełeczka.

- Podejrzewam, że ma to związek z braku okazania posłuszna jako eksperyment Szakali i nie chciałam być waszą maszyną do zabijania - Każde słowo wypowiedziała z jadem w głosie. - Mścicie się, ponieważ stałam się dla organizacji zbyt niebezpieczna. Mieliście zamiar mnie zabić i oddać moje moce Killmongerowi.

Z gardła mężczyzny wybrzmiał szaleńczy śmiech, co przyprawiło Panterę o gęsią skórkę.

- Naprawdę myślisz, że zadałbym sobie tyle trudu ze złapaniem Ciebie, tylko dlatego, że byłaś jakimś lichym eksperymentem? - Pokręcił głową z dezaprobatą. - Nadal dostrzegasz tylko mrok, a nie to, co się w nim kryje.

Azura cała zesztywniała i wybałuszyła z przerażenia oczy. Miała wrażenie, że treść żołądka podchodzi jej do gardła. Już wcześniej słyszała to zdanie, tylko wypowiedziane przez inną osobę.

- Nate błagam... - Wydusiła z trudem. - Powiedz mi, czego nie dostrzegam. Co ja takiego zrobiłam?!

- Jeszcze jakiś miesiąc temu, to odrobinę było mi Cię szkoda, ale tylko troszkę. - Wyciągnął dłoń, przybliżając do siebie kciuk i palec wskazujący, zostawiając między nimi niewielką przestrzeń, która obrazowała jego wcześniejsze współczucie. - Wtedy to była tylko kwestia prawa Talionu wobec innej osoby. Na twoje nieszczęście byłaś ostatnią ofiarą, dzięki której zemsta zostałaby dokonana.

- O jakiej osobie mówisz? - Zaczęło frustrować ją brak konkretnej odpowiedzi.

- A jak myślisz? - Uśmiechnął się zuchwale, widząc narastającą irytację dziewczyny.

- Przestać bawić się te w chore gierki! - Wrzasnęła, gdy wściekłość zastąpiła strach. - Po tym wszystkim, należy mi się prawda!

- Pomyśl ty mała zdziro! - Jego ton głosu również się uniósł. - Jest tylko jedna osoba, przez którą umarli twoi dziadkowie i twoja matka! Kto tak bardzo miłuje potęgę Wakandy, że byłby w stanie poświęcić dla niej swoich najbliższych?! Nienawidzisz go, ponieważ właśnie to z tobą zrobił! Poświęcił Cię i zdradził.

- W'Kabi - Wyszeptała.

- Dokładnie - Potwierdził łagodniej.

- Ale on nie zabił swoich rodziców ani mnie nie porwał. - Przymrużyła zawistnie powieki. - Zrobił to Huntsman.

- Jego czyny doprowadziły do tej mogiły. - Wymamrotał niewyraźnie.

- Mów jaśniej Nate! - Zażądała.

- To on - Odwrócił się do niej plecami. - To on mnie do tego zmusił - Mówił sam do siebie jak obłąkaniec. - To przez niego musiałem ich wszystkich zabić i dopuścić się tyle złego - Zacisnął palce na włosach, oddychając głośno i bardzo szybko. Jeszce kilka sekund wcześniej śmiał się, następnie stał się agresywny, a później nie mógł opanować swoich emocji. Wyglądało to na atak histerii. - To jego wina! - Wrzasnął, z powrotem stając do Hybrydy przodem.

- Nadal nie rozumiem - Wyznała ciszej, obawiając się jego wahań nastroju.

- Jestem mordercą - Mówił dalej, tak jakby w ogóle jej nie słyszał, a jego wzrok był utkwiony gdzieś w przestrzeni. - W'Kabi jest mordercą i ty również - Spojrzał na nią. - Zapewne odziedziczyłaś to po nim - Prychnął z obrzydzonym wyrazem twarzy.

- Nate...

- Nie mów tak do mnie! - Krzyknął, przez co jego głos ponownie rozniósł się echem po magazynie. - Czy do tej twojej głupiutkiej główki nadal nie dotarło, że nie jestem człowiekiem, pod którego podszyłem się, aby zbliżyć się do Vivian?

Nagle zapadła błoga cisza. W milczeniu Pantera patrzyła mu w oczy. Chciała dostrzec w nim, choć krztynę skruchy za to, co zrobił. Lecz jej nie dostrzegła. Zrozumiała, że albo nie posiada żadnych wyrzutów sumienia, albo są głęboko ukryte za gniewem, który w całości zdołał zawładnąć mężczyzną.

- Pamiętam, do czego przyznałeś się w mieszkaniu - Czuła ogromny ból w sercu i ciężko było, jej kontynuować. - Zabiłeś ją - Wyłkała. - Zabiłeś moją mamę - Brunet kiwnął głową jako potwierdzenie. - Myślałam, że ją kochałeś, że zależało Ci na niej - Kolejne łzy spłynęły po rozpalonych policzkach Azuri.

- Nie kochałem jej i nie zależało mi na niej, chociaż było ciężko tego nie robić - Wyznał. - Była dobra i niewinna. Nie zasłużyła na taki los, ale musiała umrzeć. Wiedziałem, że to bardzo skrzywdzi W'Kabiego. Gdyby nie on, Vivian nadal by żyła. Tak samo, jak twoi dziadkowie.

- Zleciłeś Huntsmanowi, żeby ich zabił i mnie porwał?

- Nie - Rzucił obojętnie.

Hybryda zaskoczona jego odpowiedzią obserwowała, jak brunet ponownie odchodzi do jednego ze stolików i wyciąga coś ze skórzanej torby. Zwróciła uwagę na to, jak utyka prawą nogą. Po tym, gdy złączyła ze sobą kilka ważnych faktów, zakręciło jej się w głowie oraz pojawiły się mroczki przed oczami, ponieważ w końcu pojęła, kim naprawdę jest Nathaniel Kane.

- To ty jesteś Huntsmanem - Wypowiedziała z drżącym głosem, podnosząc niepewnie wzrok na mężczyznę.

- Dość długo zajęło Ci rozwiązanie zagadki zamaskowanego łowcy - Na jego twarzy zagościł dumny uśmieszek. - W sumie nie dziwię Ci się, moja marna postura ciała nie zbyt pasuję do olbrzymiego demona twoich najgorszych koszmarów. Ale z miłą przyjemnością rozwiąże tę zagwozdkę.

Wyciągnął z torby metalową kasetkę, odwrócił i otworzył jej górną część, aby Hybryda mogła zobaczyć zawartość. W środku znajdowało się dziesięć strzykawek z czerwoną, płynną substancją.

- Kilkanaście lat temu genialna doktor Sorcha zaczęła pracę nad odtworzeniem Serum Super Żołnierza i jednocześnie chciała je ulepszyć tak, jak zamierzał to zrobić niegdyś Bruce Banner za pomocą promieniowania gamma, jednak sama wiesz, z jakim skutkiem zakończył się jego eksperyment. - Zaśmiał się krótko. - Sorchi udało się odnaleźć sposób na uniknięcie zamiany w zielonego stwora. Niestety to serum także ma swoje wady. Po pierwsze jego efekt nie trwa wiecznie i z nadczłowieka z powrotem zmieniam się w przeciętnego mężczyznę. - Odłożył kasetkę na blat, po czym z torby wyciągnął kolejną rzecz. - Po drugie nie daje ono takiej wytrzymałości cielesnej jak u Hulka.

Dopiero gdy brunet stanął centralnie w stronę Pantery, ta mogła zobaczyć, co trzyma w dłoniach. Był to dobrze jej znany sztylet, który dostała od ojca — Kazuki.

- Nic nie przebija się przez moją skórę, oprócz najtwardszego metalu na świecie - Kontynuował, patrząc z podziwem na Karambit z beżową rękojeścią. - Vibranium. - Wyszeptał. - Jednak odkryliśmy ten szczegół, dopiero po tym, jak mnie zraniłaś. Moja rana się wyleczyła i nie było żadnych powikłań, ale pomimo tego nadal kuśtykam. Nie ma to związku z podłożem leczniczym. To podobno siedzi w mojej głowie, jak piętno czy znak, których nie da się pozbyć. Przynajmniej tak twierdziła cudowna Sorcha.

- Nie była cudowna - Warknęła, nie mogąc utrzymać swojej złości, kiedy musiała słuchać, jak ją wielbi. - Była tyranem, psychopatką, sadystką - Wypowiadała te słowa z zawiścią - Zasłużyła na to, co ją spotkało!

Była tak pochłonięta szkalowaniem nieżywej pani doktor, że nie zauważyła szybko narastającej furii Huntsmana. Momentalnie stanął przed nią, zaciskając dłoń w pięść, następnie uderzył nią twarz dziewczyny z taką siłą, że niemalże straciła przytomność. Poczuła w ustach cierpki smak krwi, którą z trudem wypluła. Zaatakowane miejsce pulsowało jej z powodu ostrego bólu. Mężczyzna kurczowo zacisnął palce na policzkach czarnowłosej i skierował nimi tak, żeby patrzyła mu prosto w oczy.

- Jeszcze nie zaczęliśmy naszej zabawy, a ty już mnie prowokujesz - Widziała jego pulsującą żyłę na czole spowodowaną złością.

- Kim była dla ciebie? - Wysapała, próbując zignorować ból. - Zależało ci na niej - Dodała, gdy nie doczekała się od mężczyzny żadnej odpowiedzi. - Przyjaciółka? Kochanka?

- Była moją siostrą - Puścił uścisk z jej twarzy i lekko odsunął, nadal trzymając z Hybrydą kontakt wzrokowy. - Miałem tylko ją, po tym, jak W'Kabi zabił naszych rodziców.

Ponownie zawładnęło nią zaskoczenie. W końcu poznała przyczynę nienawiści Huntsmana do niej samej oraz do jej ojca. W'Kabi pozbawił go rodziców, a Pantera jego siostry.

- Zabił ich i to w naszym domu. - Mówił dalej z bólem w głosie. - Pamiętam, jak dwadzieścia trzy lata temu późną nocą wracałem z uczelni. Zdziwiłem się, że drzwi były otwarte. Kiedy wszedłem do środka, pierwsze co usłyszałem to płacz. Poszedłem do salonu. I to, co tam ujrzałem, całkowicie mą wstrząsnęło. Do dziś mam przed oczami obraz zrozpaczonej Sorchi, która klęczała przy trupach naszych rodziców, leżących w kałuży krwi. To ona ich znalazła i widziała zabójcę. Minęła go, gdy ten w pośpiechu opuszczał naszą posesję. - Po policzku mężczyzny spłynęła pojedyncza łza, którą szybko otarł dłonią. - Wtedy ja i moja siostra przyrzekliśmy pomścić ukochanych. Naszym jedynym celem w życiu stała się zemsta na twoim zaplutym kraju oraz na W'Kabim. Pragnęliśmy, aby poczuł ten sam ból straty, jaki nam nieustannie towarzyszył. Dlatego otrułem i zabiłem jego ukochaną Vivian. - Wskazał czubkiem ostrza na Panterę. - Chciałem Cię zabić krótko po niej, ale nie zdążyłem, ponieważ ten sukinkot niespodziewanie zjawił się i zabrał Cię do Wakandy. - Połknął głośno ślinę, aby nawilżyć zaschnięte gardło. - Ale się nie poddaliśmy. - Kontynuował. - Sorcha przez następne lata, podczas pracy nad eksperymentem, odkryła, że twoja krew jest kluczowa, więc nie mogłem odebrać Ci życia, kiedy Ulysses Klaw pomógł nam wkraść się do Wakandy. W sumie wyszło nawet lepiej, ponieważ pozbawiłem życia jego rodziców i porwałem jedyne dziecko, tym samem skazując go na kilkuletnie cierpienie. - Zaśmiał się krótko. - Miałaś być tylko dawcą, dopóki nie okazało się, że oprócz błękitnego genu posiadasz dodatkowo mutageny. Z początku zamierzaliśmy przejąć twój umysł i zmusić Cię do zniszczenia królestwa oraz do zamordowania własnego ojca. Codziennie wyobrażałem sobie jęki W'Kabiego błagającego swoją córeczkę, żeby go nie zabijała - Powiedział rozmarzony. - Prawie wszystko przebiegało zgodnie z planem, ale pewnego dnia król T'Chaka nieoczekiwanie odnalazł naszą kryjówkę. Gdyby nie to, że nikt nie mógł dowiedzieć się o projekcie Sorchi oraz o jej badaniach, nie oddalibyśmy Cię bez walki. Jednakże czekaliśmy na zemstę tyle czasu i nie zamierzaliśmy tak łatwo odpuszczać. Wtedy do gry wkroczył Killmonger, który biologicznie był identyczny, jak ty. Postanowiliśmy oddać mu twoje moce i pozwolić mu skierować kraj ku upadkowi.

Podczas wysłuchiwania historii mężczyzny w Azurze narastała coraz większa nienawiść. Nie zamierzała w żaden sposób obdarzyć wyrozumieniem jego okrutnych czynów, ponieważ to, co zrobił on i Sorcha, było o wiele gorsze od wyrządzonym im krzywd. Huntsman pozbawił życia trzy niewinne dusze, które były jej bliskie i nie miały związku z przestępstwem W'Kabiego. Wraz z gniewem serce Hybrydy rozrywała również rozpacz. Nie mogła uwierzyć, że czynnik tych wszystkich cierpień, powstał jeszcze przed jej narodzinami i nie zawiniła ona, tylko niegdyś umiłowana przez nią osoba.

- I nie dość, że kilkuletni plan zemsty oraz cały eksperyment poszedł na marne, to na dodatek odebrałaś ostaniom bliską mi osobę na tym okrutnym świecie - Odszedł od dziewczyny, żeby ponownie pod wpływem emocji nie zrobić jej krzywdy zbyt wcześnie. - Oprócz naszych rodziców pomszczę również i ją. Ty umrzesz w cierpieniu, a twój ojciec to wszystko zobaczy. - Mówiąc to, podszedł do umieszczonej na statywie kamery z zamiarem włączenia jej.

- W'Kabi jest w Jabarskim więzieniu, a tam nie używają żadnej technologi. - Prychnęła. - Poza tym nie sądzę, że gdy nawet wyślesz nagranie do Wakandy, to pozwolą zdrajcy obejrzeć tortury własnej córki.

Azura wiedziała, że nie uniknie ją najgorsze. Będzie przeżywać katusze, a to wszystko zostanie uwiecznione na kamerze. Chciała odwieść mężczyznę od nagrywania tego, ale nie ze względu na ojca. Była pewna, że jeśli nagranie trafi do kraju Hybrydy, to zobaczy je również Barnes. Wtedy James odczuje taki sam ból co ona i będzie obwiniać się do końca życia, że nie mógł jej ocalić. Bardziej niż śmierci bała się cierpienia ukochanego.

- Nie martw się o to - Odparł beztrosko. - Znajdę sposób, żeby twój tatuś obejrzał mękę swojej ukochanej córeczki. A teraz...- Otworzył boczną klapkę urządzenia. - Spójrz w kamerę i jeśli masz ochotę, uśmiechnij się ten ostatni raz - Zarechotał głośno. - Czas zacząć ostateczne przedstawienie! Uwaga! - Wykrzyczał teatralnie. - Cisza na planie! Światła! Kamera! AKCJA!







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro