Ciężka noc

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Biała Pantera wzięła głęboki wdech i otworzyła szeroko oczy. Energicznie przeniosła ciało do pozycji siedzącej. Palący ból na skórze ustąpił, jednak nadal chaotycznie wyrywała się, przeraźliwie krzyczała i klepała się dłońmi, jakby chciała ugasić ze swojego ciała płomienie. Miała wrażenie, że serce za chwile wyskoczy jej z klatki piersiowej.

- Azura spokojnie! - Usłyszała przy uchu znajomy, męski głos. - Już wróciłaś.

Odwróciła głowę w bok, zauważając zmartwiony wyraz twarzy T'Challi, który trzymał rękę na jej ramieniu. Od razu unormowała oddech, gdy upewniła się, że wróciła do Świata Żywych, a jej życiu już nic nie zagraża. Nadal słyszała w uszach swoje dudniące bicie serca.

- Azura co się stało? - Tym razem pytanie zadała kobieta.

Skierowała wzrok na przejętą Okoye, a następnie na kucającą obok niej Nakię. Hybryda była zaskoczona ich obecnością i tym skąd wiedzieli, gdzie ją szukać. Zaczęła się zastanawiać, jak długo przebywała w Świecie Przodków. Otrzepała się z reszty piachu, następnie powoli wstała, a Król ją przy tym asekurował w obawie, że straci równowagę. Dziewczyna wyprostowała się, ponownie spoglądając na trójkę swoich przyjaciół. Nie miała siły, żeby wymyślić jakiegoś tymczasowego kłamstwa. Bo niby jak miała ich uświadomić, że bóstwo królestwa, które codziennie czcili i kierowali do niego wszystkie swoje modły, okazało się największym egoistą i manipulatorem w całym wszechświecie? Jak miała im wyznać, że Bast traktuję ich ukochaną ojczyznę jako zwykłe źródło utrzymana swojej mocy, żeby następnie osiągnąć swój prawdziwy cel, a samych jej wyznawców ma za nic? Tak naprawdę nie było na świecie takich słów, które byłby wystarczająco odpowiednie.

- Nic mi nie jest - Wymamrotała.

- Azura Ty krzyczałaś - Uświadomiła ją Nakia, spoglądając na przyjaciółkę z troską. - Czy coś złego dzieje się ze Światem Przodków?

- Nie - Rzuciła nerwowo.

- Więc co się wydarzyło?! - Drążyła uporczywie Okoye. - Azura martwimy się o Ciebie. - Dodała, łagodniejszym tonem, gdy nie otrzymała żadnej odpowiedzi od swojej pasierbicy.

- Niepotrzebnie - Jej oczy zaczęły błyszczeć od łez. Miała już dość tego przesłuchania, ale wiedziała, że oni tak łatwo nie odpuszczą. - Rozmawiałam z Sekayi o moim przeznaczeniu i musiałam się upewnić, czy mówi prawdę. I nie kłamała. - Objęła się ramionami. - Okazuję się, że jest jeszcze dziewięć innych magicznych klejnotów i osób, które zostały obdarzone nadludzkimi mocami, jak ja. Moim zadaniem jest ich uwolnić z rąk Szakali. - Wytłumaczyła w bardzo skróconej wersji.

Cała trójka patrzyła na Hybrydę w milczeniu i z niedowierzaniem. Chociaż po tym wszystkim, co razem przeszli, nie powinna ich już dziwić taka informacja, ale i tak ciężko im było przyjąć do świadomości, że na Ziemi istnieją ludzie ze zdolnościami oraz okropnymi przeżyciami, które spotkały również Azurę.

- Pomożemy Ci - Napięte milczenie przerwał T'Challa. - Razem ocalimy tych ludzi, a Twoje przeznaczenie się wypełni.

Na te słowa Hybryda poczuła bolesny ścisk w żołądku. Nie chciała dodatkowo wciągać swoich bliskich w tę okrutną intrygę bogini. Wiedziała, że jeśli jej przeznaczenie się wypełni, wszyscy w całym wszechświecie znajdą się w niebezpieczeństwie. Bast stałaby się najpotężniejszą, żyjącą istotą i odebrałaby każdemu wolną wolę, albo w gorszym przypadku unicestwiłaby całą galaktykę.

- No właśnie, nie musisz się z tym zmagać w pojedynkę, bo masz nas. - Nakia wtórowała zdanie Króla.

- Właśnie w tym rzecz, że muszę to zrobić sama - Jęknęła żałośnie. - To MOJE przeznaczenie.

- Ale to oznaczałoby, że musiałabyś wyjechać. - Zauważyła z drżącym głosem Okoye. - Żeby ich odnaleźć.

- Jeszcze nie podjęłam decyzji czy w ogóle chce to robić! - Wypaliła bez namysłu. Widząc zszokowany wzrok swoich przyjaciół, miała ochotę, mocno ugryź się w język, albo gdzieś się ukryć, byleby nie musieć się tłumaczyć.

- Nie możesz lekceważyć proroctwa - Upomniał ją Król poważnym tonem. - To Twoje przeznaczenie i...

- I moje życie! - Wtrąciła się, zanim ten zdążył dokończyć zdanie. - Chyba mam prawo do wyboru?! Po tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło, nie mam naprawdę siły na to, żeby teraz wszystko rzucić, wyjechać z domu i opuścić ukochane osoby, tylko z powodu jakiegoś przeznaczenia, o które nawet się nie prosiłam. Jestem już taka zmęczona - Dodała łamiącym się głosem, po czym zaczęła płakać.

Zakryła twarz dłońmi, a jej ciało się trzęsło. Nagle poczuła, jak ktoś ją obejmuje. Odsłoniła oczy, widząc jak trójka jej najbliższych, zamyka ją w szczelnym, ciepłym uścisku. Zrozumieli obawy dziewczyny oraz jej niechęć do wywiązania się z przeznaczenia.

- Masz rację Azuro - Usłyszała przy uchu szept Okoye. - To Twoje życie i Twoje przeznaczenie. Sama zdecydujesz, co z tym zrobisz. - Oderwali się od siebie, a Hybryda spojrzała na twarz swojej przybranej matki, która otarła dłońmi jej mokre policzki. - I nie ważne, jaką decyzję podejmiesz, wiedz, że ja zawsze będę Cię wspierać.

Właśnie tych słów potrzebowała usłyszeć Azura. Dzięki Okoye z serca dziewczyny spadł niewielki ciężar. Także utwierdziła się w fakcie, że w każdej sytuacji może liczyć na swoją przybraną matkę. Okoye zawsze stała murem za dziewczyną, lecz ta wcześniej nie zwracała na to uwagi przez złość oraz uprzedzenia kierowane do kobiety. W tamtym momencie Biała Pantera oddałaby wiele, żeby cofnąć każde okropne słowo czy nieprzyjemną sytuację, którą wywołała w stosunku do Generał Dory.

- Dziękuję - Wymusiła u siebie delikatny uśmiech, następnie spojrzała na swoich przyjaciół.

- Ufamy Ci Azura - Zapewniła Nakia.

- I wiemy, że podejmiesz najlepszą dla siebie oraz Wakandy decyzję - Uzupełnił T'Challa.

Podziękowała raz jeszcze. Odczuła również ulgę, że na tę chwilę udało się zakończyć ten temat. Nie zadawali Hybrydzie więcej pytań, głównie dlatego, że nie chcieli jeszcze bardziej pogarszać jej złego samopoczucia. Udali się więc w milczeniu do wyjścia z jaskini, przed którą czekał na nich latający transport. Niebo stawało się coraz jaśniejsze przez wschodzące słońce, a latające wokół ptaki umilały wczesny poranek swoim śpiewem. Po tym, jak Azurze udało się uspokoić nerwy, zaczęła nie dawać jej spokoju jedna niewyjaśniona kwestia.

- Właściwie to, skąd wiedzieliście, że jestem w świątyni? - Spytała, gdy zajęła miejsce obok Nakii, a Okoye ruszyła w stronę budynku szpitalnego.

- No wiesz w pierwszej kolejności, kiedy Bucky wrócił z badań, wypytywał o Ciebie - Tłumaczeń podjął się T'Challa. - Dość długo Cię nie było, więc Nakia i Shuri przeszukały stołówkę i resztę szpitala, a ja i Okoye próbowaliśmy się z Tobą skontaktować przez kulki Kimoyo.

- Wiesz, jak ciężko było powstrzymać Bucky'ego przed wstaniem z łóżka, żeby nie zaczął biegać i Cię szukać po całym Królestwie w samej szpitalnej koszuli zabiegowej, która łagodnie mówiąc, do wyjściowych nie należy? - Zaśmiała się Nakia, jednak w jej głosie Hybryda wyczuła zestresowanie.

- Na pewno mało brakowało, żebyście go łańcuchami nie przykuli do Tego łóżka - Wymamrotała, nie podzielając rozbawienia Wakandyjki.

Hybryda wcześniej nie przemyślała tego, że może wywołać swoim nagłym zniknięciem taką panikę u przyjaciół, a tym bardziej u ukochanego. Jednak po tym wszystkim nie mogła im się wcale dziwić.

- Bardzo mało brakowało, żebyśmy go faktycznie nie przykuli do tego łóżka - Potwierdziła dosadniej Generał.

- No dobra, ale wyrzuciłam kulki Kimoyo, więc nie mogliście mnie namierzyć. - Drążyła dalej, wbijając w nich podminowane spojrzenie. Przyjaciele Hybrydy milczeli, co wzbudziło w niej jeszcze większą frustrację. Okoye wylądowała kilka metrów przed wejściem do szpitalnego budynku. - Skąd wiedzieliście?! - Spytała podniesionym głosem, oczekującym wyjaśnień, zanim zdążyli wysiąść.

- Namierzyliśmy Cię - Rzucił beznamiętnie T'Challa.

- Ale jak?! - Azura traciła cierpliwość.

- Po Twojej pierwszej przemianie Shuri wczepiła Ci pod skórę nadajnik. - Macocha obdarzyła dziewczynę spojrzeniem, błagającym o wyrozumienie. - Nie mogliśmy być pewni czy będziesz w stanie się kontrolować w swojej zwierzęcej postaci.

Biała Pantera wściekła i zaskoczona równocześnie, nastroszyła brwi, rozszerzyła powieki i otworzyła szeroko oniemiałe usta, a pod skórą poczuła nieprzyjemne mrowienie.

- Zrozum, próbowaliśmy Cię chronić. - Powiedziała ze skruchą Nakia, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciółki.

- Ale dlaczego mi nie powiedzieliście?! - Krzyknęła z wyrzutem.

- Nie było dobrej okazji - Oświadczył na ich obronę Król. - I wiedzieliśmy, że zareagujesz właśnie tak.

- Brednie - Prychła zirytowana. Energicznie wstała ze swojego miejsca, następnie wysiadła z ich transportu. Odwróciła się, patrząc z gniewem na całą trójkę. - Mieliście tygodnie, żeby mi o tym powiedzieć! Może i bym była zła albo i nie? Prawda i tak mi się należała! - Hybryda przymknęła powieki i zacisnęła palce u nasady nosa. Nabrała trzy uspokajające wdechy. - Chodzi mi o to, że przez cały czas jestem pod czyjąś kontrolą i to jest iście wkur...

- Azura - Wtrąciła się jej Okoye, ucinając przekleństwo pasierbicy w pół słowie. - Nie chodziło nam o to, żeby Cię kontrolować. Zauważ też, że dzięki nadajnikowi udało się nam Cię znaleźć, kiedy zostałaś porwana przez Huntsmana. Gdyby nie ten nadajnik to byś... - Zawiesiła na chwilę głos, nie będąc w stanie dokończyć tej okropnej myśli. - Sama wiesz. - Westchnęła ciężko. - I naprawdę nie było dobrego momentu, żeby Ci o tym powiedzieć. Po tym, jak wróciłaś z Krainy Wodospadów, musieliśmy uporać się z plagami, a potem wyjechałaś z Bucky'm do Ameryki. Cały czas jesteś zestresowana i nie chcieliśmy jeszcze bardziej Cię denerwować. I przykro mi, że dowiedziałaś się właśnie w taki sposób.

Biała Pantera milczała, ciężko myśląc nad argumentami kobiety. Jednak z niechęcią musiała przyznać przybranej matce rację, bo rzeczywiście mieli niewiele spokojnego czasu, żeby uświadomić ją o nadajniku. Jedynym wspólnym i dość przyjaznym wieczorem, była kolacja w ich wspólnym gronie, ale i tak, jak mieliby o tym tak beztrosko napomknąć ? Azura jak smakuję Ci Bobotie? A tak na marginesie to pod skórą masz nadajnik, dzięki któremu wiemy, gdzie aktualnie się znajdujesz. To, co podajemy desery? Hybryda pokręciła głową, wyobrażając sobie właśnie taką absurdalną scenę. Popatrzyła na swoich przyjaciół pobłażliwym wzrokiem.

- No dobra, może i masz trochę racji - Poddała się, przewracając przy tym oczami. - Ale i tak przemyślę to, czy by nie usunąć nadajnika. To naruszenie mojej prywatności.

- Skoro tego właśnie będziesz chciała - Odparła Generał nieco pesymistycznie.

Azura kiwnęła głową, zakańczając tym ich dalszą dyskusję. Odwróciła się na pięcie, następnie ruszyła w stronę wejścia do budynku, a jej przyjaciele podążyli za dziewczyną. Wspólnie wsiedli do windy, docierając nią na ósme piętro. Kiedy wyszli na korytarz, usłyszeli głośną wymianę zdań. Od razu rozpoznali krzyki, należące do Barnes'a oraz księżniczki Shuri.

- Bucky, jeśli zaraz się nie uspokoisz, to rozkaże tej lekarce, żeby ponownie wprowadziła Cię w śpiączkę farmakologiczną albo podała Ci jakiegoś Głupiego Jasia! - Zagroziła ostrym tonem młodsza siostra Króla.

- A tylko spróbuj wasza szlachecka przemądrzałość! - Warknął równie zastraszająco, akcentując tym swoje niezadowolenie i złość. - Puszczaj mnie!

W tym momencie w progu salki stanęła Azura, będąc przez to świadkiem, jak Shuri z całych sił przyciska barki Bucky'ego do materaca. Po pomieszczeniu roznosił się uciążliwy, nieprzerywany pisk, pochodzący od kardiomonitora, który miał monitorować parametry życiowe mężczyzny. Po podłodze walały się kable, które wcześniej brunet musiał z siebie zerwać. Biała Pantera zakryła usta dłonią, żeby ukryć uśmiech, który wywołała właśnie ta komiczna scena szarpaniny.

- Leż żeś spokojnie cymbale, bo zaraz czymś Cię ogłuszę! - Wrzasnęła, po czym zwinnie sięgnęła ze stolika grubą książkę Tolkiena i uniosła ją nad sobą z zamiarem spełnienia swojej groźby.

- Chyba możesz sobie odpuścić rękoczyny siostrzyczko - Oświadczył głośno Król, stając za Azurą i tym samym zwracając ich uwagę.

- No w końcu! - Jęknęła księżniczka. - Jeszcze chwila i bym go tu rozniosła.

- I tak byś mi nie dała rady - Zadrwił Barnes, przenosząc zmartwiony wzrok na ukochaną.

Shuri perfidnie upuściła książkę, która w efekcie wylądowała na czubku głowy mężczyzny. Bucky syknął, masując obolałe miejsce i jednocześnie atakując księżniczkę morderczym spojrzeniem. Ta za to uśmiechnęła się kpiąco.

- To gdzie się ukrywałaś? - Zwróciła się do Hybrydy, opierając ręce na biodrach.

- Byłam w świątyni - Westchnęła osowiałym tonem. - To długa historia.

- Z miłą chęcią bym ją wysłuchała. - Powiedziała z wyczuwalną ironią, następnie ostentacyjnie ziewając. - Ale nie wiem jak wy, ja padam na twarz. To była dość uciążliwa noc - Popatrzyła sugestywnie na Barnesa. - I jedyne, o czym teraz marzę to położyć się w swoim łóżku. Może wrócimy do tego jutro?

- Jasne - Wymamrotała.

- My też powinniśmy odpocząć - Zasugerował T'Challa, zwracając się do Nakii i Okoye. - Widzimy się później - Na odchodne poklepał Hybrydę pokrzepiająco po ramieniu.

Biała Pantera weszła do środka, robiąc Shuri miejsce do wyjścia, która jeszcze po drodze wyłączyła hałaśliwe urządzenie. Para wymieniała się w milczeniu spojrzeniami jeszcze długo po tym, jak drzwi od pokoju zostały zamknięte. Aura w końcu wypuściła z ust sporą część powietrza, a jej mięśnie się rozluźniły. Leniwym kokiem podeszła do łóżka, które zajmował mężczyzna. Bucky ostrożnie posunął się w lewą stronę, pozwalając dziewczynie położyć się obok niego. Nie ponaglał ją z wyjaśnieniami, za to szczelnie objął ukochaną zdrowym ramieniem. Hybryda delikatnie ułożyła głowę na barku bruneta, uważając przy tym na zabandażowaną ranę. Przykryła ich ciała białą pościelą. Czuła jak dłoń Jamesa kojąco jeździ po jej plecach. Słyszała jego pracujące serce, dziękując w duchu, że ono nadal bije.

- To była naprawdę ciężka noc. - Przerwała milczenie, unosząc wzrok na twarz mężczyzny.

- Masz jeszcze siłę, żeby mi opowiedzieć? - Spytał ciepłym tonem.

- Myślę, że tak.

James w rzeczywistości był jedyną osobą, wobec której Azura mogła być szczera w stu procentach. Więc ze wszystkimi szczegółami opowiedziała mu o minionych wydarzeniach, począwszy od spotkania z panią Romain w sali narad i kończąc na tym, co zaszło w świętej jaskini. Nie szczędziła przy tym łez, zwłaszcza gdy mówiła o tym, czego oczekiwała od niej Bast. Bucky jej nie przerywał, tylko mocniej ją do siebie przytulał, tak jakby chciał przejąć na siebie cały smutek dziewczyny.

- Jestem taka rozdarta - Wyszlochała. - Nie chce wyjeżdżać z Wakandy, ale jeśli nie zrobię tego, czego żąda Bast, całe królestwo stanie w jej odwetowych płomieniach.

James przypomniał sobie nagle koszmar, który nawiedził go tuż przed plagami w noc krwawego księżyca:

Stał na wzgórzu. Przed nim widniała stolica Wakandy, a raczej to, co z niej zostało. Wszystko obróciło się w ruinę. Wysokie wieżowce zniknęły, reszta budynków stała w płomieniach. Zielone trawy zastąpiła spękana, goła ziemia. Rzeki wyschły. Niebo było czerwone niczym krew. Kraj został opustoszały. Tylko z oddali dochodziły krzyki ostatnich mieszkańców, którzy jeszcze umierali w męczarniach. Ciężko było złapać oddech przez unoszący się w powietrzu dym. Czuł, jak po jego skórze spływają kropelki potu od gorącego powietrza. Miał wrażenie, jakby znalazł się u bram piekieł.

- James - usłyszał za sobą drżący głos.

Gdy się odwrócił, ujrzał zrozpaczoną twarz Azuri. Była roztrzęsiona. Oczy miała zaczerwienione i policzki mokre od łez. Jej kombinezon w niektórych miejscach był podarty i poplamiony od krwi. Od razu do niej podbiegł, oglądając z dokładnością jej rany.

- To nic - wydusiła, ujmując jego dłonie.

Spojrzeli sobie w oczy. Chciał dotknąć dłonią jej rozpalony policzek, aby przekonać się, czy naprawdę jest przy nim. Jednak zanim to zrobił, Hybryda mocno go objęła i wtuliła twarz w jego tors. Zdezorientowany, wplótł palce w czarne loki dziewczyny i ucałował jej czubek głowy.

- Co tu się stało? - ponownie spojrzał na płonące królestwo.

- To moja wina. - załkała. - Mogłam odejść, kiedy mi kazała. Wtedy wszyscy by żyli.

- Kto Ci kazał odejść? I dlaczego? - pytał nerwowo.

Dziewczyna nagle się uspokoiła i przestała płakać. Zacisnęła dłonie na ramionach Bucky'ego, patrząc mu z powagą w oczy.

- Kiedy nadejdzie czas, pozwolisz mi odejść. - jej głos się zmienił. Miał przeczucie, jakby przed nim nie stała Azura, tylko zupełnie obca osoba. - Nawet jeśli będzie trzeba, zmusisz mnie do wyjazdu z Wakandy. Rozumiesz?

- Kim ty jesteś? - popatrzył w jej oczy i już był pewien, że to nie osoba, którą pokochał.

- Czas się obudzić panie Barnes - odparła, nie zamierzając udzielać odpowiedzi.

Wokół dłoni kobiety pojawiła się jaskrawa energia, która go oślepiła i wybudziła z koszmaru.

Biały Wilk uświadomił sobie, że w tym złym śnie to właśnie okrutna bogini podstępnie przybrała twarz Azuri, aby go nastraszyć i zmusić do czynu, który przyprawiał go o nieprzyjemny dreszcz. Niemalże od razu odrzucił od siebie tą okropną myśl. Nie mógł pozwolić dać się tak łatwo zmanipulować. Hybryda go potrzebowała i nie zamierzał jej opuszczać zwłaszcza w tak ciężkiej chwili.

- Ona właśnie chce, żebyś tak się czuła. Rozdarta i winna. - Podsumował niskim tonem.

- To, co ja mam zrobić ? - Spytała na rozdygotanym oddechu. - Spełniając żądania Bast, zgodzę się na zniewolenie całego wszechświata, ale jeśli tego nie zrobię, ona zniszczy królestwo.

- Naprawdę chciałbym Ci jakoś doradzić albo zdjąć z Ciebie to koszmarne brzemię, ale jestem tylko człowiekiem z kilkoma ulepszeniami i nic więcej. - Powiedział z przygnębieniem, odczuwając w sobie beznadziejność.

- Nie dla mnie James - Oświadczyła, kładąc mu dłoń na policzku i tym samym zmuszając go do spojrzenia w swoje oczy, które były wypełnione wielką miłością. - Dla mnie jesteś kimś o wiele więcej. To dzięki Tobie jeszcze się nie poddałam. Jesteś moją siłą i ostoją. Bez Ciebie nie przetrwam.

Podczas ich znajomości te cztery słowa, stały się dla nich symbolem, tego ile dla siebie znaczyli. Mówili je sobie za każdym razem, gdy oboje tego najbardziej potrzebowali. Tylko oni znali wagę tych słów i ich dogłębne znaczenie.

- Kocham Cię Azura najbardziej na świecie - Wyszeptał do jej ucha, widząc, jak dziewczyna przegrywa walkę z opadającymi powiekami i powoli zasypia. - I oddam wszystko, co mam, żebyś była bezpieczna.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro