Gonitwa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Okoye wskazała na czerwoną kałuże cieczy.

- Ale jak to możliwe? - spytał T'Challa- Przecież żadna amunicja nie przebije się przez pancerz.

- To nie amunicja. - oświadczył Bucky podnosząc z ziemi ostrze wykonane z vibranium. - Musiał ją ktoś zaatakować podczas naszej nieuwagi.

W'Kabi podszedł szybkim krokiem do Barnes'a, dzieliły ich ledwie centymetry, a w oczach zdeterminowanego ojca, Biały Wilk spostrzegł gorycz i złość.

- To wszytko twoja wina! - krzyknął łapiąc Bucky'ego za kombinezon.

- Jeszcze raz mnie tkniesz to odrąbie ci tę rękę. - zagroził łapiąc metalową dłonią za uścisk mężczyzny.

- Spokój! - rozkazał władczo T'Challa.- Jeżeli mamy ją złapać musimy ruszać. Nie powinna uciec daleko z raną. 

- Chyba, że zacznie się jej regeneracja - zasugerował wódz plemienia wojowników - Ma taką zdolność.

- W takim razie się pośpieszmy.- powiedziała Okoye.

- A co z tymi ludźmi? - spytał Barnes.

- Odpowiednie służby zostały już poinformowane. - odpowiedział ze spokojem król.

~*~

Azura uciekała przez las odpychając się od drzew i zaciskając ranę na brzuchu, z której sączyła się krew.

Jak to możliwe, że mnie zraniono podczas tej ucieczki?

Pomyślała nagle potykając się o własne nogi. Chciała aby kombinezon zniknął i tak się stało. Spojrzała na swoją ranę, która wyglądała paskudnie.

- No dalej, dalej...- szeptała zniecierpliwiona za regeneracją.

Kiedy obiecywała James'owi, że nie ucieknie i wróci z nim do Wakandy nie brała pod uwagę to, że zostanie zraniona oraz zjawi się tam król T'Challa wraz z jej ojcem.
Stchurzyła i mimo bólu uciekła.
Źle się czuła z tym, że złamała słowo dane Bucky'emu, ale nie chciała zostać skazana na to co ją czeka gdy wróci do Wakandy.
Miała dość życia zamknięcia pod kluczem nadopiekuńczego ojca, a do tego włamała się do laboratorium i ukradła naszyjnik.
Teraz już nigdy nie zazna wolności jeśli ją schwytają.

Dzięki swoim wyostrzonym zmysłom Azura usłyszała zbliżające się kroki. Nie zamierzała już dłużej czekać za samoistną regeneracją, więc za pomocą ostatnich sił swojej magii zaczęła łączyć tkanki.

Kroki stawały się coraz głośniejsze, a rana nie dokońca się zagoiła, lecz mimo tego dziewczyna nie miała już czasu i musiała uciekać.
Z bólem wstała myśląc o kombinezonie, który po chwili był już na jej ciele. Udała się dalej w głąb lasu.

~*~

- Tu są kolejne krople krwi! - krzyknął Barnes idąc po jedynych śladach dziewczyny.

Był wspaniałym tropicielem. Potrafił znaleźć każdego wszędzie i zawsze, nawet bez specjalnych urządzeń namierzających. Lecz uważał, że mimo wszytko prościej jest posługiwać się gadżetami.

- Nie możemy jej po prostu namierzyć? - Biały Wilk przerwał ciszę między ich czwórką - Byłoby prościej.

- Azurze udało się ściągnąć nadajnik z naszyjnika i ty również nam zniknąłeś z radru. - oznajmiła Okoye idąc za Barnes'em. - Dlatego postanowiłam z Shuri, że musimy o wszystkim poinformować króla.

Dziewczynie udało się ściągnąć nadajnik sobie i jemu, kiedy Bucky był nieprzytomny.

- Gdybyście to zrobiły wcześniej dziewczyna byłaby już w domu. - wtrącił się T'Challa.

- Bracie. - W'Kabi zagrodził swojemu przyjacielowi drogę - Proszę nie sądź Azuri surowo za ten jej bezmyślny występek. To tylko dziecko.

- Wszytko rozwiąże się w Wakandzie bracie. - westchnął król, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela, dodąc mu otuchy - Poza tym musisz się pogodzić z tym, że Azura mimo wszytko nie jest już dzieckiem.

- Jak to nie jest już dzieckiem? - wtrącił się Zimowy Żołnierz - Jej młodzieńczy wygląd ewidentnie wskazuje na nastolatkię.

- Pozory potrafią mylić .- powiedziała oschle wojowniczka. - Sam powinieneś  dobrze wiedzieć, że w naszym świcie nie zawsze wygląd odwzorowuje nasz prawdziwy wiek.

Nagle między nimi zapadła cisza kiedy usłyszeli w oddali hałas.

- Rozdzielmy się. - zaproponował Biały Wilk, na co wszyscy jednocześnie się zgodzili.

Bucky z naładowanią strzałkami usypiającymi bronią poszedł w prawo. Jego kroki były ostrożne i ciche, a wzrok skupiony w totalną ciemność. Przez sekundę mignęła mu biała postać między drzewami.

- Mam Cię.- wyszeptał po czym zaczął biec.

Już po chwili widział dokładnie uciekającą dziewczynę. Deptał jej po piętach, aż w odpowiednim momencie zrobił skok i łapiąc dziewczyna za biodra upadł z nią na ziemię. Biała Pantera próbowała się wyrywać i bronić pazurami.

- Coś mi obiecałaś! - krzyknął łapiąc Azurę za nadgarstki, a następnie przygwożdżając je do ziemi.- Miałaś wrócić ze mną do Wakandy.

- Plany się zmieniły wraz z pojawieniem się T'Challi! - powiedziawszy kopiąc bruneta w brzuch i odpychając go od siebie. Tym samym poczuła okropny ból spowodowany raną w brzuchu.

Podniosła się, aby znów móc uciec kiedy przed nią stanęła wysoka postać w czarnym kombinezonie pantery. Na widok króla z dumną postawą i splecionymi dłońmi na klatce piersiowej, Azura zadrżała.

- Dosyć już tej ucieczki. - powiedział grubym głosem władcy.- Wracasz z nami.

- Nie sądzę.- opanowała swój strach i była gotowa do obrony.

- Na prawdę chcesz się pobawić? - mówił z rozbawieniem - To się zabawmy.

T'Challa wysunął pazury i przyjął postawę do walki, a następnie ruszył w stronę dziewczyny.
Między nimi pojawiła się agresywna walka. Biała Pantera nie chciała znów stracić swojej wolności, którą bardzo  sobie ceniła. Mimo determinacji i używania magii czarnowłosa przegrywała z znacznie lepiej wyszkolonym od niej wojownikiem.

Kiedy król posłał dziewczynę kopnięciem na ziemię złapała się za brzuch, z którego krew zaczęła sączyć się coraz mocniej. Fala wściekłości momentalnie ogarnęła Białą Panterę powodując upust energii w postaci błękitnej smugi, która posłała króla powodując mocne uderzenie plecami o drzewo.

Azura wstała i podeszła do obolałego T'Challi.

- Już nigdy więcej mnie nie uwięzicie. - wypowiedziwszy te słowa usunęła maskę, aby czarna pantera mogła zobaczyć jej determinację w oczach.

Nagle poczuła jak metalowa dłoń  łapie ją w pasie, tym samym unieruchamiając ją.

- Nie bądź taka pewna kotku.

James wbij w szyję czarnoskórej strzałkę z usypiającą cieczą.
Dziewczynie zrobiły się mroczki przed oczami, aż w końcu odeszła do krainy snu.
Barnes ostrożnie położył Białą Panterę na ziemię.

- Wszytko w porządku T'Challa? - spytał spoglądając na wstąjacego z ziemi króla.

- Taaak...- wyjąkał łamiąc się w okolice żeber - Zaraz wszytko wróci do normy, wracajmy do domu.

~*~

Zmartwiony W'Kabi siedział przy nieprzytomnej córce podczas lotu do ojczyzny. Bał się o jej dalszy los i o to co zadecyduje król. Według wodza wioski wojowników, Azura była jeszcze młoda, a jej decyzje były nie przemyślane i bardzo buntownicze.

T'Challa leżał na podłodze czekając, aż jego popękane kości się zregenerują. Okoye pilotował samolot z wyraźnym zmartwieniem na twarzy co zauważył stojący z boku Bucky.

Z niepewnością usiadł na miejsce drugiego pilota obok kobiety.

- Jeżeli martwi Cię co stanie się z Azurą to mogę zapewnić, że wezmę odpowiedzialność za to co tam się wydarzyło. - wyszeptał chcąc chociaż trochę pocieszyć wojowniczkę.

- Wiem, że tak zrobisz. - westchnęła - Jesteś bardzo uczciwy, lecz nie myślę teraz o jej dalszym losie.

- A o czym?

- Jeżeli jakiś przypadkowy strażnik miał broń utworzoną z vibranium to ile jeszcze może być właśnie takich jak on? - spytała z przerażeniem w głosie.

- Jak to właściwie możliwe że vibranium się tam znalazło? - spojrzał na nią pytająco- Przecież nikt z zewnątrz nie ma dostępu do tego metalu.

- Dwanaście lat temu nie jakiemu Klaw'owi udało się wykraść jeden kwiat, w którym znajduję się ziele Czarnej Pantery. - kobieta spojrzała przez ramię na swojego ukochanego -Tego dnia W'Kabi nie stracił tylko rodziców, ale też i córkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro