Wybaczenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nastał jeden najcudowniejszych poranków w krainie.
Słońce wschodziło wśród koron gęstych, drzew lasu. Powietrze wydawało się jeszcze czystsze i orzeźwiające niż kiedykolwiek. Na bezchmurnym niebie latały piękne kolorowe ptaki, umilając wszystkim poranek swoim ćwierkaniem. Podmuchy wiatru przyjemnie ochładzały ciała przed promieniami wczesnego światła. W tym cudownie zapowiadającym się dniu krajobraz jeszcze bardziej chwalił się swoim urokiem.
W kraju panowała jeszcze większa radość niż zwykle. Na twarzach całej ludności Wakandy widniał szczery uśmiech.
W mieście od samego świtu rozbrzmiewała muzyka wraz z licznymi śpiewami, przez co kończyny same rwały się do tańca i świętowania.

W tym dniu kobiety wyciągnęły z szaf białe, suknie przyozdobione granatowo-fioletowymi haftami w kształcie niewielkich kwiatków, a złota biżuteria olśniewała blaskiem na każdej z osobna.
Za to mężczyźni przyodziali się w chabrowe, długie szaty ze złotymi elementami wyszytymi na materiale. Dodatkiem do całości odświętnych strojów mieszkańców były namalowane białą farbą tatuaże na każdym odkrytym skrawku ciała.
W przeciwieństwie do poszczególnych plemion stolica była w stanie pozytywnego poruszenia i zamętu.

Wioska wojowników upajała się spokojnym początkiem dnia, wypełniając swój czas, pielęgnacją najcenniejszych dla nich zwierząt.
Na łąkach otoczonych drewnianymi ogrodzeniami pasły się nosorożce.

- Jest niesamowity - brunet wybełkotał pełen podziwu, obserwując jak hybryda karmi zwierzę kawałkiem jabłka.

Azura po raz pierwszy zabrała Białego Wilka na pastwisko nosorożców. Chciała pokazać mu piękno oraz potęgę tych roślinożerców. Była to również wspaniała okazja to spędzenia wspólnie czasu i odbycia przyjemnej rozmowy.
Dziewczyna chwyciła zdrową rękę towarzysza, tym samym spotykając się z jego niezrozumiałym spojrzeniem. Z wielką ostrożnością położyła dłoń Barnes'a na garb zwierzęcia. W tym samym momencie mógł wyczuć twardość i wyobrazić sobie grubość jego skóry.

- Niesamowita - poprawiła mężczyznę, delikatnie się uśmiechając - to samica. - dodała, biorąc kolejny wdech do płuc - Ich skóra jest niczym pancerz wykonany z Vibranium. Potęga i siła tych zwierząt jest bardziej praktyczna niż u koni podczas bitew. Dlatego szkolimy je i ujeżdżamy, gdyby w przyszłości była powinność obrony naszego kraju.

- Czy ty właśnie powiedziałaś, że jeździcie na tych bestiach? - dopytał, nie mogąc sobie wyobrazić możliwości ujeżdżania tak wielkich stworów. Czarnowłosa pokiwała potwierdzająco głową. - Niesamowite - powtórzył, powodując cichy chichot u Białej Pantery.

- Powtarzasz się Barnes - upomniała rozbawiona.

Ruszyli do kolejnego ogrodzenia i jak przy poprzednich Azura nakarmiła rogacza słodkim owocem. James dość długo musiał się dać przekonywać, aby przyłożyć rękę z jabłkiem do wielkiego pyska nosorożca, ale po namowie dziewczyny udało mu się bez własnego uszczerbku pożywić zwierzę.

- Ze względu na dzisiejsze święto Abathandi, jeszcze bardziej je rozpieszczamy, ponieważ będą brały udział w paradzie do miasta. - zaczęła opowiadać z wielką fascynacją - Każde plemię odbywa taką podróż do stolicy, przy towarzystwie muzyki, śpiewów i tańców. - momentalnie wzrok Azuri utkwił w obrębie pobliskiego ogrodzenia, Barnes przekierował głowę w to samo miejsce, gdzie patrzyła ciemnooka.

Przy pastwisku kilka metrów od nich stał W'Kabi, który rozmawiał swobodnie z królem T'Challą. Dziewczyna posmutniała, widząc lekki uśmiech na twarzy swojego ojca.
Wódz plemienia zawsze taki był - w domu zachowywał się tak, jakby co dzień na nowo obchodził żałobę, a członków plemienia i innych obdarzał radosnym usposobieniem.

- Niestety w tym roku nie wezmę udziału w tym pięknym święcie - powiedziała z wielkim żalem.

- Może powinnaś spróbować porozmawiać z W'Kabim. Jego relacja z T'Challą jest na tyle zżyta, że mógłby załatwić dla Ciebie ten jeden raz przepustkę do miasta.

Bucky przypomniał sobie o zakazie zmarłego króla T'Chaki, który dla bezpieczeństwa zabronił Azuri przebywać w mieście z powodu największej ilości mieszkańców państwa. Dziewczyna nie potrafiła się kontrolować, zwłaszcza przy przepełniającym ją strachu przed samą sobą, lecz teraz nabrała większej pewności siebie i opanowania nad swoją potęgą.
T'Challa jednak postanowił podtrzymać dekret ojca, uważając hybrydę za zbyt wielkie ryzyko dla obywateli stolicy.

- Od ostatniej kłótni, której byłeś świadkiem, ani razu się do mnie nie odezwał - prychła - nawet na mnie nie spojrzał. Stałam się dla niego powietrzem - wypowiedziała rozpaczliwym tonem - nigdy mi nie wybaczy tego, co powiedziałam.

- Wybaczy - wycedził, na co zwrócił na siebie zaszklone oczy Białej Pantery - Jesteś jego jedynym dzieckiem, a ty masz tylko jednego ojca. Oboje musicie sobie wybaczyć i tak się stanie, prędzej czy później.

- Skoro największy pesymista tego świata tak twierdzi, to musi coś w tym być. - brunet zaśmiał się, na co Azura odpowiedziała wymuszonym uśmiechem.

Nagle zerwał się wiatr. Oboje równocześnie spojrzeli na niewielki quinjet, który wylądował na łące niedaleko pastwisk. Był to transport dla Wodza plemienia oraz Króla, którzy szybkim krokiem wsiedli na pokład. Maszyna uniosła się w powietrze, następnie zmierzając w stronę pałacu.

- Chyba coś się stało - wymruczał Biały Wilk.

21-latka na te słowa jedynie wzruszyła obojętnie ramionami, idąc w stronę kolejnego ogrodzenia.

~*~

Po kolejnej godzinie w momencie, kiedy każdy z wioski wrócił do swojego domu, aby przygotować się na wieczorną paradę, Bucky zaoferował odprowadzenie dziewczyny do jej domu. Mimo iż ich rozmowa krążyła wokół przyjemnych tematów, to na twarzy ciemnoskórej nadal panował smutek z powodu świadomości, że tak piękną uroczystość będzie musiała spędzić sama w domu.

- Chce, aby ten cholerny dzień się w końcu skończył! - niemal wykrzyczała, widząc domy ustrojone różnorodnymi, białymi materiałami oraz kwiatami w kolorze ciemnego fioletu.

- Przykro mi - wypowiedział, patrząc na towarzyszkę z ukosa.

- Niby czemu? To nie twoja wina, że tak cudowny dzień jest dla mnie koszmarem. - burknęła - Oprócz Nakii tylko ty w całej Wakandzie traktujesz mnie jak normalną osobę.

- Bo jesteś normalna...na swój dziwny sposób - zachichotał, zarabiając od dziewczyny uderzenie pięścią w zdrowe ramię.

- Bardzo śmieszne - zironizowała, powstrzymując się od uśmiechu - Wkurzam się, bo będę musiała siedzieć w domu sama, podczas kiedy tata wraz z Okoye pójdą świętować do miasta - córka Wodza wypowiedziała imię macochy z pogardą, a na jej twarzy malowała się złość.

- Dlaczego tak bardzo jej nie lubisz? - hybryda zaatakowała bruneta zdumionym wzrokiem - Kiedy uciekłaś z Wakandy, Okoye robiła wszytko, aby uratować Cię przed odpowiedzialnością za kradzież, narażając przy tym zaufanie króla.

- Nie prosiłam ją o pomoc - warknęła - chce zastąpić mi mamę, ale jej się to nigdy nie uda.

- To oczywiste. - Biały Wilk położył metalową dłoń na barku dziewczyny - Ale nie powinnaś traktować ją jak wroga, ona pragnie tylko Twojego dobra.

Azura spuściła wzrok, Zastanawiając się nad słowami przyjaciela. Miał rację. Nie powinna tak oschle traktować osoby, która stara się jej tylko pomóc.

- Zmieńmy temat - rzuciła nagle, przerywając milczenie - mam propozycję. - James spojrzał na nią pytająco - Może wpadniesz do mnie wieczorem? Zrobię popcorn i obejrzymy jakiś film.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. - westchnął, na co dziewczynie od razu zrzedła mina - Może nie zauważyłaś, ale W'Kabi niezbyt przebada za moją osobą.

Azura przewróciła oczami, głośno wypuszczając z ust powietrze.

- Ojciec o niczym się nie dowie. - bagatelizuje - Nie będzie jego i Okoye w domu do samego rana. A poza tym nie ma w tym nic złego, że obejrzymy sobie film - Bucky pokiwał głową, przy czym przyjmując zaproszenie przyjaciółki - Super! Ja wybieram, co oglądamy! - dodała i nie czekając na jego sprzeciw, ruszyła szybszym tempem w stronę domu.

- Tylko błagam, niech to nie będzie żadne romansidło czy komedia - mruknął pod nosem, próbując dorównać czarnowłosej kroku.

~*~

Azura udała się do swojego pokoju zaraz po odejściu Białego Wilka do plemienia, w którym mieszkał.
Wyciągnęła z szafy płótno i położyła na sztaludze znajdującej się obok okna. Usiadła na stołku, sięgając po paletę z kolorowymi cieczami. Wzięła głęboki wdech, przymrużając powieki. Po raz kolejny zanalizowała swoje dzieło, które malowała już od kilku tygodni. Wcześniejsze jej malunki tworzyła szybko przy użyciu pewnej dłoni. Jednak teraz bała się o każdy detal, ponieważ chciała z wielką precyzją oddać temu portretowi piękno, na jakie zasługuje.
Dziewczyna bazowała na wspomnieniach swojej matki, która była na pierwszym planie malowidła.

Kobieta została przedstawiona podczas snu. Jej mimika twarzy była spokojna, a jej usta tworzyły lekki uśmiech. Namalowana od pasa w górę leżała na łące, a w dłoniach trzymała błękitny bukiet chabrów. Falowane włosy Vivian spoczywały wokół jej twarzy.

Hybryda chwyciła pędzelek, maczając go w białej farbce, następnie z wielką dokładnością malując na czarnych niczym noc włosach małe kwiatki. Pragnęła tym samym uzyskać efekt złączenia rodzicielki z naturą.

Azura namalowała już wiele arcydzieł, lecz o tym nikomu nie mówiła ani nie pokazywała. Podczas tworzenia wkłada w swoją pracę uczucia kierowane do zmarłej kobiety oraz żal, że nie może być z nią w tych ciężkich dla 21-latki czasach. Ten akt miał być odzwierciedleniem jej tęsknoty i wspomnień.

W momencie ostatniego pociągnięcia pędzlem czarnowłosa poczuła, jak po jej policzku spływa samotna łza.
Dziewczyna wstała, aby móc z góry ocenić swój obraz. Był idealny.

Ciemnooka nie mogła oderwać wzroku od namalowanej matki, ponieważ właśnie tak ją zapamiętała.

- Tęsknię za Tobą mamo - wyszeptała.

- Ja również za nią tęsknię

Podskoczyła, słysząc męski głos za swoimi plecami.

Hybryda odwróciła się do ojca, zasłaniając ciałem swoje dzieło. Nie chciała, aby ktokolwiek oprócz jej osoby na nie patrzył.

- Piękny portret Azuro - pochwalił, robiąc krok w kierunku córki - Mamie również by się spodobał.

Zaskoczony wyraz twarzy Białej Pantery zmienił się natychmiastowo na oburzony i pełen złości.

- Już miałam wrażenie, że zapomniałeś jak mam na imię - wycedziła, obracając portret na drugą stronę. - Jeżeli przyszedłeś, aby się pokłócić, to lepiej sobie odpuść. Nie mam na to dziś sił.

- Nie chce się kłócić - westchnął.

- To jakaś nowość - przymrużyła powieki, patrząc na W'Kabiego podejrzliwie.

- Możemy porozmawiać na spokojnie? - spytał niepewnie, wyczuwając zdystansowanie jego dziecka.

- Myślisz, że jesteśmy jeszcze w stanie porozmawiać normalnie? - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej - Jeszcze rano nie mogłeś na mnie patrzeć, a teraz chcesz wdać się w dialog? - zadrwiła, śmiejąc się złośliwe.

- Chociaż spróbujmy - zaproponował, siadając na krawędzi łóżka dziewczyny.

- Dobra - odchrząknęła - rozmawiajmy. - usiadła na stołku, zakładając nogę na nogę.

Między nimi zapadła cisza.
W'Kabi sam proponując rozmowę, nie wiedział, od czego ma zacząć. Było tyle rzeczy, które sobie uświadomił i chciał jej powiedzieć, ale niechęć córki wszytko utrudniała. Wziął głęboki wdech, spotykając się z jej piorunującym spojrzeniem.

- Dzisiaj odbyło się ważne spotkanie rady - spuścił wzrok, splatając palce na kolanach - a tematem było skradzione Vibranium z muzeum przez Klaw'a. - Azura spięła swoje ciało, słysząc to nazwisko, co nie uszło uwadze jej ojcu. Wziął kolejny głęboki wdech, aby mówić dalej - Król wraz z Okoye i Nakią polecieli do Korei Południowej. T'Challa przyrzekł, że go schwyci, aby w końcu poniósł karę za to, co zrobił Wakandzie i nam. - Wódz spojrzał na swoje dziecko - Każdego dnia pałała mną chęć zemsty za to, jaką krzywdę ci wyrządził. Teraz gdy wiem, że niedługo Klaw zapłaci za to wszytko, zadałem sobie jedno pytanie: "Co potem?" - ciemnooka zmarszczyła brwi, nie wiedząc, co ojciec ma na myśli - Miałaś rację, to przeze mnie Vivian nie żyje. - mężczyźnie załamał się głos na wzmiankę o zmarłej matce dziewczyny - Mogłem przy niej zostać, ale trwałem w obawie, iż z mojej winy może stać się jej krzywda przez to, kim byłem i co zrobiłem. Musimy być lojalni wobec króla i naszej ojczyźnie, lecz nie możemy zapominać o osobach, które są dla nas najważniejsze. Ja zapomniałem i bardzo nad tym boleje. Żałuję wielu rzeczy, ale najbardziej tego, że nie ochroniłem Cię dwanaście lat temu.

- To nie była twoja wina - wymamrotała - Nie mogłeś przewidzieć tego porwania.

- Powinienem Cię postawić na pierwszym miejscu. Złamałem obietnice danej twojej matce, przyrzekłem chronić nasze dziecko, a ja zawiodłem. - czarnowłosej zaczęło bić szybciej serce, kiedy spostrzegła jak po policzkach wojownika, spływają łzy - Nawaliłem, nawet kiedy wróciłaś. Potrzebowałaś opieki i mojego wsparcia, a ja odseparowałem się od ciebie.

- Dlaczego to zrobiłeś? - jej oczy zrobiły się szkliste.

- Bardzo się zmieniałaś, a ja nie mogłem pozbyć się poczucia winy. - zaczął łkać - Żywiłem nadzieję, że kiedy zakażę ci używać zdolności, to po pewnym czasie wszytko wróci do normy i na nowo odbudujemy nasze relacje, ale za długo zwlekałem. Nie potrafiłem się pogodzić z tym, co ci zrobiono i z tym, kim jesteś. - mężczyzna przerwał wypowiedź, a pokój na nowo przepełniała cisza. Ciało Wakandyjczyka zaczęło drżeć z powodu opłakiwania swoich złych decyzji oraz błędnych czynów - Dziś uświadomiłem sobie, że nawet jeśli Klaw poniesie konsekwencje, a moja zemsta zostanie dokonana, to ty nadal będziesz mnie nienawidzić.

Wódz schował twarz w dłoniach, nie chcąc ukazać swoich kolejnych łez.
Poczuł nieoczekiwanie, jak czarnowłosa obejmuje go w ramionach i również zaczyna szlochać.

- Nigdy Cię nienawidziłam - oświadczyła, wtulając się bardziej w ojca - tylko pragnęłam twojej bliskości - wychlipała.

- Tak bardzo żałuję Azuro.

- Ja również żałuję - W'Kabi spojrzał na jej zapłakaną twarz - zwłaszcza swoich słów. Nie obwiniam Cię o to, co mi się stało ani o śmierć mamy. Powiedziałam tak wtedy, ponieważ byłam na siebie wściekła, że nie potrafię być normalną córką, którą byś kochał.

- Nigdy nie przestałem Cię kochać - wyszeptał, podnosząc podbródek Azuri, która spojrzała na niego swoimi brązowymi oczyma. - zawsze pozostaniesz moją córką, którą będę kochać nad własne życie. - W'Kabi objął hybrydę, a na jej czole złożył czuły pocałunek.

Kąciki ust dziewczyny drgnęły ku górze, tworząc przy tym szczery uśmiech. W końcu poczuła ulgę, jaką od jej powrotu do ojczyzny pragnęła zaznać. Nie mogła uwierzyć, w szczęście jakie doznała, znów mogła na nowo odbudować swoje stosunki z ojcem.

- Muszę już iść - oznajmił niechętnie mężczyzna, puszczając córkę z uścisku.

- Przecież jeszcze za wcześnie na paradę - odparła, zerkając na słońce, które nadal wysoko górowało na bezchmurnym niebie.

Parada do miasta odbywała się zawsze po zachodzie słońca, gdy na niebie pojawił się księżyc oraz gwiazdy.

- To prawda, ale dziś nie będę świętować. - ciemnooka spojrzała na ojca pytająco - Jadę strzec granic wraz z kilkoma strażnikami, dopóki król nie wróci z misji.

Wojownik wstał i skierował się w stronę wyjścia z pokoju. Jednak dotykając klamki drzwi, odwrócił się do Białej Pantery.

- Idź dziś do miasta, uczestnicz w paradzie - nakazał, na co dziewczyna otworzyła z zaskoczenia szerzej oczy - Kiedy sprawa z Klaw'em w końcu dobiegnie końca, porozmawiam z T'Challą i zaczniemy wszytko od nowa, bez żadnych zakazów oraz kłótni.

- A co z moimi mocami? - spuściła wzrok - Nie obawiasz się, że stracę kontrolę?

W'Kabi podszedł do 21-latki i położył dłonie na jej ramionach.

- Nie stracisz - zapewnił - doskonale wiem o twoich nocnych schadzkach z Barnes'em, dzięki którym udało Ci się opanować swoje moce.

- Skąd o tym wiesz? - spytała z drżącym głosem, obawiając się złości ojca o złamaniu zakazu króla.

- Pewnej nocy chciałem zobaczyć czy śpisz, a jedyne co zastałem w twoim pokoju to puste łóżko - zaczął opowiadać z rozbawieniem - więc poszedłem Cię szukać. Znalazłem was na wzgórzu, akurat wtedy gdy uczyłaś się lewitować za pomocą mocy. Chciałem wam przeszkodzić w nauce, ale w tym samym momencie zaczęłaś się śmiać, ponieważ udało Cię się oderwać stopy od ziemi. Byłaś taka szczęśliwa, wskutek tego zdecydowałem, że wam nie przerwę. Dręczyło mnie czy postąpiłem dobrze, ale nie mam już żadnych wątpliwości. Jestem z Ciebie dumny Azuro, ponieważ mimo przeszkód ty nadal wierzyłeś w siebie i ponownie pokazałaś swoją siłę.

- Dziękuję tato. - myślała, że śni. Nie mogła uwierzyć w to, że najbliższa osoba w końcu zaakceptowała to, kim jest. - W święto Abathandi powinniśmy sobie wybaczać i mówić o tym, co czujemy.

- Dokładnie skarbie. - przyznał szczęśliwy - A co do festynu nie chce, tylko abyś szła sama.

- Mam iść z Ayo? - spytała oburzona.

- Nie - odpowiedział stanowczo - Dziś powinniśmy spędzać czas z osobami, na których nam zależy i żywimy do nich prawdziwe uczucia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro