Zazdrość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaczął się transport broni dla psów wojny działających w innych częściach świata. Gdy jeden z quinjetów uniósł się w przestworza, został zaatakowany i runął na ziemię.
Killmonger, wojownicy oraz strażniczki Dory pobiegli na skraj lądowiska, aby zrozumieć, co się stało.
Z płomieni ognia — niczym bóstwo — wyłonił się T'Challa odziany w zbroję Czarnej Pantery.

— Jednak żyje — Okoye wypowiedziała te słowa z ulgą.

T'Challa z pewnością ruszył w ich kierunku.

— N'Jadaka!

— No co tam? — spytał lekceważąco.

— Jeszcze nie wygrałeś! — rozchylił ramiona, aby pokazać swój zdrowy stan fizyczny. — Ja ciągle żyje i nie podałem się!

— Tylko nikogo to już nie obchodzi. — ze zniewagą pomachał obiema dłońmi.— Króla masz tutaj! Niech samoloty startują, wykonać misję! Jazda!

Piloci, słysząc rozkaz, od razu ruszyli w stronę transportowców i wznieśli się w przestrzeń.

— W'Kabi! Weź, rozwal tego frajera!

Mężczyzna spojrzał z zawahaniem się na swojego sojusznika.

— Nie waż się! — wtrąciła się generał Dory. — Muszą sami rozstrzygnąć tę walkę.

— Co rozkażesz Wodzu? — spytał jeden z jego ludzi.

— Wojownicy! — zacisnął palce na rękojeści broni, następnie unosząc ją nad sobą. — Wambini! (Atak!)

Mężczyźni biegiem ruszyli w stronę Czarnej Pantery, wyciągając gotową broń do walki. Bez żadnych skrupułów napadli swojego byłego króla, zadając mu bezlitosne ciosy.

— Ty! — Okoye zwróciła ostrze dzidy w kierunku twarzy Killmongera. — W twoim sercu nie ma nic prócz nienawiści. Taki król to hańba dla Wakandy! Do króla! — zwróciła się do części swego oddziału. Kobiety od razu pobiegły, aby pomóc T'Challi. — Wambini!

Toczyła się zawzięta walka. Wakandyjczyk przeciw wakandyjczykowi. Do bitwy po pewnym czasie dołączyła księżniczka Shuri oraz Nakia.
T'Challa chciał dać szansę W'Kabiemu, aby powstrzymał swoich wojowników od dalszego rozlewu krwi, lecz Wodza doszczętnie pochłonęła żądza władzy oraz błędne przekonanie, że ratuje swoje dziecko. Na odsiecz w pojedynku przybył Wódz M'Baku wraz ze swoimi wojownikami Jabari

~*~

— Co się do cholery dzieje tam na górze?! —Campell spytała głośno, po raz kolejny zbierając ważne notatki, które upadły na podłogę przez trzęsienie ziemi.

Każdy naukowiec spojrzał na kobietę, nie znając odpowiedzi. Nawet głośne wybuchy nie powstrzymywały ich od dalszych działań przy kapsule.
Do środka wszedł jeden z członków Szakali w masce.

— Mów! — rozkazała, podchodząc zła do mężczyzny.

— T'Challa żyje i wraz ze strażniczkami Dory walczy przeciw Killmongerowi oraz wojownikami W'Kabiego. — zdał pośpiesznie relacje. — Mam rozkazać Szakalą dołączyć do bitwy? Mając broń z Vibranium, zdołamy roznieść ich w pył!

— Pani doktor proszę spojrzeć! — jeden z naukowców wskazał na szybę.

Zazwyczaj po drugiej stronie było można podziwiać potężną kopalnię cennego metalu, wywożonego na powierzchnię przez kolejki jeżdżące na magnetycznych poduszkach.
Jednakże tym razem oczy wszystkich obecnych w pomieszczeniu były zwrócone na tory, gdzie trwał zawzięty pojedynek między T'Challą a Erikiem o tron Wakandy.

— Dajcie raport eksperymentu!

Wszystko zaczęło się psuć. Jej lata planowania oraz życiowy cel zemsty tracił szansę na zrealizowanie.

— Zakończyliśmy wydobywanie z jej krwi zioła Heart-Shaped Herb, ale odbieranie dziewczynie mocy potrwa kilka godzin. — jeden z jej podwładnych przekazał Sorchi najnowsze wyniki badań.

~ Dowódco odbiór ~ odezwał się w odbiorniku głos.

— Jestem — odpowiedział z przejęciem mężczyzna.

~ Do walki dołączyli jacyś dziwni ludzie. Zachowują się jak małpy... albo goryle. Jest ich pięść razy więcej niż naszego oddziału.

— To plemię Jabari — oświadczyła Campell, zdając sobie sprawę, że są coraz bliżej upadku. — Cholerne dzikusy.

~ Co mamy robić?

Kobieta wyrwała z jego ręki krótkofalówkę, aby wydać następujące polecenia.

— Zabierajcie do naszych transportowców tyle broni z Vibranium, ile się da. — jej wzrok zatrzymał się w momencie sceny, w której Czarna Pantera wykonuje śmiertelny cios ostrzem w serce Killmongera. — Zarządzam natychmiastową ewakuację! Ruszać się!

Ostatnie słowa skierowała do swoich ludzi, którzy natychmiast zaczęli pakować cały sprzęt. Sorcha na nowoczesnych ekranach Wakandy wpisywała pośpiesznie nowe wytyczne.

— Co zamierzasz? — brunet dyskretnie podszedł do starszej od siebie kobiety.

— Na pewno nie zamierzam tak łatwo się poddać! — warknęła, podbiegając do kapsuły.

Dała mu fiolkę, w której było serum z kwiatu Serce. Campell w odpowiednie komory włożyła probówki z trucizną. Czarna ciecz za pomocą rurek oraz igieł przepłynęła do tętnic Hybrydy.

— Schowaj to do tej walizki — wskazała na przedmiot, znajdujący się na stole.

Brunet posłusznie wykonał jej polecenie. W pomieszczeniu nie było już prawie nikogo. Każdy naukowiec uciekł do samolotu, czekając na ewakuację. W laboratorium została tylko ona i zielonooki mężczyzna.

— Sorcha musimy uciekać i zaplanować kolejny ruch. — powiedział, łapiąc ją za nadgarstek.

Ta spojrzała na niego morderczo, wyrywając rękę z uścisku.

— Zdołam ją zabić, ale do tego potrzebuje czasu. — położyła dłonie na jego ramionach. — Zbyt długo na to czekaliśmy Kilianie.

— Niedługo tu będą i nas złapią — oświadczył z troską.

— Szybko ją uśmiercę i ucieknę, zanim tu dotrą. Dołączę do Ciebie w Stanach. — nadal w jego oczach widziała wątpliwości w podjęciu decyzji. — W'Kabi długo będzie cierpiał po stracie jedynego dziecka, a na dodatek zostanie ukarany i uwięzionych przez własny naród. Kiedyś tu wrócimy, wtedy będziesz mógł go zabić. A nasza zemsta zostanie dokonana.

Mężczyzna pociągnął blondynkę do siebie i mocno przytulił.

— Uważaj na siebie siostro.

~*~

Barnes czuł, jak ziemia trzęsie się pod jego stopami po każdym wybuchu. Na zewnątrz trwała bitwa, a on nie był w stanie cokolwiek zdziałać, siedząc uwięziony w celi. Jego myśli nadal krążyły wokół Azuri. Zadawał sobie pytanie: „Czy Szakalą uda się pozbawić ją mocy i czy wtedy nadal będzie go pamiętać?”.
Siedział bezradnie przy ścianie, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
Niespodziewanie na korytarzu echem roznosiły się kroki. Ktoś przebiegł koło celi. Bucky nie zareagowałby, gdyby nie dostrzegł jasnej skóry ciała uciekającego.

— Halo! — wrzasnął, stając przy szklanych drzwiach. — Wracaj tu! Musisz mi pomóc!

Brunet nie oczekiwał, że faktycznie mężczyzna zareaguje na jego wołanie, ale on również miał powód, aby się wrócić. Rozpoznał jego głos. Biały Wilk otworzył szerzej oczy niedowierzając, kto stoi po drugiej stronie.

— Agent Ross?!

— Barnes?!— siwowłosy miał taką samą zdziwioną minę.

— Co ty tutaj robisz? — powiedzieli jednocześnie.

— Pierwszy spytałem — oświadczył James.

— Nie prawda — prychnął agent, marszcząc z oburzeniem brwi.

— To teraz nie jest ważne! — walnął pięścią w szybę. — Musisz mnie stąd uwolnić! Natychmiast!

— Skoro siedzisz tu uwięziony, to wakandyjczycy mieli ku temu powód — Everett spojrzał na niego podejrzliwie. — Od kilku miesięcy jesteś uważany za martwego.

— Wszystko wyjaśnię, ale musisz mnie uwolnić. Jeśli tego nie zrobisz, ucierpi niewinna osoba. A ona na to nie zasługuje. — mówił błagalnym tonem, ale nadal agent CIA nie był przekonany co do jego słów. — Obiecuję na własne życie, że oddam się w ręce rządu.

Everett nacisnął przycisk, który rozsunął drzwi. Analizował nieufnie każdy ruch Bucky'ego.

— Biegnij za mną — nakazał, gdy ruszył w stronę schodów.

Przedostali się na piętro medyczne. James gwałtownie stanął w miejscu, patrząc z bólem w sercu na uśpioną dziewczynę. Następnie przeniósł swój wrogi wzrok na kobietę majstrującą przy kapsule.

— Zostaw ją! — ryknął, zaciskając dłoń w pięść.

Campell ustawiła na komputerze odpowiednie działania i wzięła do ręki podręczny bagaż z najważniejszymi dokumentami. Miała zamiar zabrać jeszcze walizkę, w której znajdowała się fiolka z serum, ale było już na to za późno. Kobieta chwyciła leżącą na stole metalową rurę i gdy Biały Wilk był wystarczająco blisko — uderzyła go mocno ciężkim przedmiotem w głowę.

Brunet upadł, a jej udało się zbiec. Chciał ruszyć za Sorchą w pogoń, ale Ross go powstrzymał.

— Zemsta teraz nie jest najważniejsza Barnes! — słowa wypowiedziane przez agenta zadziałały trzeźwiąco na ocenę sytuacji.

Bucky podbiegł do kapsuły i siłą próbował unieść wieko, aby uwolnić dziewczynę. Po chwili zwrócił uwagę na monitor, który wskazywał coraz słabsze tętno Hybrydy.

— Musimy wydostać ją z tej pieprzonej kabiny! — brunet działał impulsywnie i nie wiedząc, co ma robić, aby uratować jej życie.

— Azura — Everett szepnął do siebie, czując, jakby serce podchodziło mu do gardła.

Nie mógł oderwać wzroku od znajomych rysów twarzy. Była tak podobna do Vivian. Tak samo piękna. Wydawała się niewinna i bardzo delikatna niczym porcelana. Zakręciło mu się w głowie. Mimowolnie na jego twarzy zagościł uśmiech, a po policzku spłynęła łza żalu. Trzęsąca się ręka zakrył otwarte usta.

— Ale skąd... — James nie dokończył, gdy do środka wbiegła Shuri oraz Nakia. — Ona umiera!

Księżniczka podbiegła do holograficznych ekranów, pośpiesznie analizując wszystkie dane. Zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła fotografie i opis działania czarnej cieczy.

— Trucizna — spojrzała na opróżnione probówki wczepione do maszyny. — To ją zabija.

— Przcież zioło kwiatu powinno zwalczać toksynę — wydedukowała Nakia.

— Nie ma już zioła w jej organizmie — oświadczyła, czytając dalsze zapiski stanu Białej Pantery. — Nie wiem, jak usunęli serum z obiegu krwi Azuri.

Pomiędzy nimi rozpoczęła się burzliwa rozmowa, jak mogą uratować dziewczynę.
Podczas trwającego chaosu, Ross spojrzał na czarną walizkę, którą próbowała zabrać doktor Campell. W środku znalazł zabezpieczoną fiolkę z dziwnie wyglądającym płynem.

— Shuri — gwar ucichł, gdy pokazał im swoje znalezisko. — Co to takiego?

Księżniczka wyrwała agentowi fiolkę i pobrała próbkę, którą następnie w ekspresowym czasie zbadała przez swój nowoczesny sprzęt.

— To zioło Serca! — powiedziała z triumfalnym uśmiechem. — Ta psychopatka nie zdążyła go najwidoczniej zabrać.

Za pomocą obejściowego kodu, otworzyła kapsułę i specjalnymi narzędziami rozmontowała obrożę, która neutralizowała zdolności dziewczyny. Agent Ross wziął Azurę na ręce i przeniósł na stół operacyjny. Shuri za pomocą wstrzyknęła serum do żyły Hybrydy.

— To powinno zwalczyć truciznę, jeśli nie jest za późno — ostatnie słowa siostra króla wypowiedziała szeptem.

— Za późno?! — powtórzyła Nakia. — Jej skóra jest lodowata! — kobieta złapała za zimną dłoń przyjaciółki.

Oddech 21-latki stawał się coraz płytszy, a jej skóra była już blada i zesztywniała, jak u trupa.

— Tętno jest coraz słabsze — oznajmił Ross z drżącym głosem, po dotknięciu tętnicy szyi ciemnoskórej.

— Shuri zrób coś! Błagam! — Bucky z niekontrolowaną siłą złapał za ramię młodej naukowczyni, patrząc z desperacją w jej ciemne tęczówki. Nigdy wcześniej nie czuł takiego ataku paniki. — Ona nie może umrzeć! Nie mogę jej stracić!

— O nie...— wyłkała Nakia, gdy klatka piersiowa jej przyjaciółki przestała się unosić.

— Odeszła — wyszeptał Everett z żalem.

Do środka wszedł T'Challa a tuż przy nim kroczyła Okoye. Kobieta, widząc pogrążone w smutku twarze bliskich oraz sztywne ciało przybranej córki — opadła na kolana i zaczęła płakać.

— To twoja wina! — Biały Wilk pchnął króla, następnie przywierając pięścią jego ciało do ściany. — Jesteś tchórzem!

Przepełniała go rozpacz oraz wściekłość. Pragnął umrzeć w tamtym momencie, byle tylko dołączyć do świata gdzie ponownie spotkałby Azurę.

— Bucky puść go! — siostra władcy szarpała go za ramię, ale była zbyt słaba, żeby odciągnąć mężczyznę.

— Bałeś się jej mocy i tego, że jest od Ciebie potężniejsza! Jak głupiec obawiałeś się, że może Ci zagrozić. Ona marzyła tylko o normalnym życiu. Potrzebowała pomocy, a ty ją odepchnąłeś! Taki z Ciebie dobry król?! Miałeś chronić swoich ludzi, a straciłeś tron i pozwoliłeś umrzeć niewinnej osobie!

— James...

— Bucky! — walnął pięścią w ścianę kilka centymetrów od głowy Czarnej Pantery. — Tylko ona mogła tak do mnie mówić! Ale nie żyje! — wrzasnął. — Azura odeszła!

Wypowiadając te słowa, czuł duszący ucisk w klatce piersiowej. Puścił króla, rozumiejąc, że skrzywdzenie go nie załata w sercu dziury po stracie. Obrócił się tyłem, upadając na kolana. Oparł dłoń na podłodze, pozwalając, aby kosmyki włosów zakryły całą jego twarz. Z jego gardła wydobył się krzyk rozpaczy.

— Nie jest jeszcze wszystko stracone Bucky — T'Challa położył dłoń na ramieniu bruneta. — Odzyskamy ją. Przysięgam.

~*~

— I jak to ma niby przywrócić ją do życia? — James spytał, obserwując z przejęciem poczynania władcy Wakandy.

Znajdowali się w świątyni, w której rosły kwiaty w kształcie serca do czasu, kiedy Killmonger rozkazał spalić wszystkie rośliny. Jaskinia była w zniszczonym stanie.
T'Challa przy pomocy Nakii zakopywał ciało Hybrydy świętym piaskiem.

— Duch Azuri znajduje się aktualnie w świecie zmarłych. Moce Czarnej Pantery pozwalają mi na przedostanie się na drugą stronę.

— Dusza po śmierci trafia do miejsca, w którym czuje, że odnajdzie spokój, więc nie wiadomo gdzie T'Challa wyląduje i czy od razu do niej dotrze. — wtrąciła się Okoye.

— Być może trafię do wspomnień Azuri i będę musiał przekonać ją, że to, co teraz tam przeżywa, nie jest prawdą. — Wakandyjczyk wyjaśnił, zauważając niezrozumiały wzrok Barnes'a i Ross'a. — Możliwe, że nie jest świadoma swojej śmierci i będzie zatracać się w swojej przeszłości. Zwykle dzieje się tak, gdy osoba umrze w niespokojny sposób lub nie zakończy spraw, które dręczyły ją jeszcze, kiedy żyła. Azura ma w krwi zioło Kwiatu, więc posiada jeszcze możliwość powrotu do życia tak jak ja.

Król położył się obok dziewczyny. Okoye i Nakia zaczęły zasypywać go piaskiem, który pozwala na przedostanie się Czarnej Pantery do świata zmarłych. Zamknął oczy, czując, jak na jego twarz napiera ziemia i coraz trudniej mu się oddycha. Gdy uniósł powieki, był już w innym miejscu. Jaskrawe lampy oraz biała farba na ścianach powodowały ból dla oczu. Znalazł się w długim korytarzu z wieloma drzwiami. Mężczyzna niepewnie otworzył pierwsze z nich. Gdy tylko przekroczył próg, przeniósł się do innego miejsca. Była to sala narad wodzów plemion oraz króla.

— T'Challa pozwól do mnie na chwilę!— usłyszał wołanie swojego zmarłego ojca.

Spojrzał w kierunku głosu, rozpoznając znajome postacie. Para królewska stała obok siebie, patrząc w tym samym kierunku. Z przeciwnej strony pojawił się młodzieniec. Był to 17-letni T'Challa, a cała sytuacja to wspomnienie, które wydarzyło się szesnaście lat wcześniej. Chłopak podszedł do swoich rodziców z niezadowolonym wyrazem twarzy. Król z początku nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego wtedy odczuwał obrazę.

— Z całym szacunkiem do twojej decyzji ojcze — książę podniósł z dumą podbródek. — uważam, że nie powinniśmy wpuszczać niepełnokrwistej do naszego królestwa.

— To córka przyszłego wodza plemienia wojowników — oświadczył T'Chaka. — Jest również pierworodnym dzieckiem Twojego przyjaciela. Sam mówiłeś, że W'Kabiego traktujesz, jakby był twoim starszym bratem, więc nie rozumiem tego oburzenia.

— Dziewczyna w Ameryce mieszkała z inną rodziną, na pewno po dłuższym czasie zaczną ją szukać, a nasza tajemnica może zostać odkryta. — mówił z pełną powagą. — Dlatego nie przyjmujemy uchodźców do królestwa, aby nasz sekret pozostał sekretem. Poza tym nie zna naszej kultury, języka i obyczajów. Będzie się wyróżniać, a poddani nie pozwolą, żeby została następnym wodzem plemienia.

— Wykaż trochę wyrozumiałości synu. — wtrąciła się królowa Ramonda. Jej ton był matczyny i pełny troski. — Dziewczynka straciła matkę i przez pierwsze pięć lat życia wychowywała się bez ojca. To zbyt wiele jak na taką małą osóbkę. Po części jest też wakandyjką, a my troszczymy się o swoich ludzi.

— Do tego niezwykłym faktem jest, że posiada błękitny gen, to coś niepowtarzalnego w jej przypadku. — dodał król.

Młody królewicz miał coś odpowiedzieć, kiedy otworzyły się drzwi od komnaty. Do środka wszedł 24-letni W'Kabi. Na jego twarzy zwykle panował szczery uśmiech, lecz w tamtym momencie żałoby został zastąpiony smutkiem oraz żalem po stracie kobiety, którą niegdyś kochał. Za mężczyzną niepewnie dreptała czarnoskóra pięciolatka. Była przestraszona nowym otoczeniem i nieznajomymi twarzami.

— W'Kabi przyjmij nasze kondolencje — T'Chaka uścisnął rękę młodego Wodza plemienia, następnie kładąc dłoń na jego ramieniu.

— Moje również bracie — osiemnastolatek spojrzał w smutne oczy przyjaciela, czując przy tym wielkie przygnębienie.

— Dziękuję wam — mruknął, przytulając mocniej córkę do siebie.

— Oficjalnie witamy również najnowszą członkinię naszej wakandyjskiej rodziny — powiedziała doniośle królowa, serdecznie uśmiechając się do dziewczynki.

Pięciolatka nic nie odpowiedziała, tylko schowała twarz w torsie ojca.

— Wybaczcie — W'Kabi pogłaskał ją po czarnych włosach. — jest bardzo nieśmiała i nieufna.

— To zrozumiałe — król spojrzał na jej drobną posturę, lekko się przy tym uśmiechając. — przebywa w nowym miejscu, ale wszyscy mamy nadzieję, że Azurukukhanya szybko się zaaklimatyzuję w królestwie.

Azura odwzajemniła uśmiech króla, ten za to mrugnął do niej prawym okiem. Królewicz poczuł nagły napad gniewu, widząc serdeczny spojrzenie, jakie obdarowywał dziewczynkę jego własny ojciec.

— To powinien być dla Ciebie zaszczyt Azurukukhanya — zwrócił się do niej wrogim tonem. — mieszkasz w Wakndzie, będąc niepełnokrwistą. Musisz zasłużyć na nasze uznanie.

Czarna Pantera spojrzał na samego siebie z niedowierzaniem, że mógł w przeszłości wypowiedzieć takie okrutne słowa. Kątem oka zobaczył, że ktoś czai się w rogu pomieszczenia, w którym panował półmrok. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to ogromna postura i krwiste oczy. Twarz mężczyzny była ukryta pod czarną maską, a resztę głowy zakrywał kaptur. Pięcioletnia Azura również zauważyła zamaskowaną istotę. Przestraszona wyrwała się z objęć ojca i uciekła przez drugie drzwi.

— Azura czekaj! — Król T'Challa zerwał się w pogoń za dziewczynką.

Zignorował fakt, że w pokoju był obecny ktoś, kto w przeszłości nie miał prawa tam przebywać. Wybiegając za nią, mężczyzna ponownie znalazł się w długim korytarzu w kolorze jaskrawej bieli. Postanowił przejść przez kolejne drzwi. Tym razem znalazł się w małym, ciemnym pokoiku. Światło padało tylko na łóżko oraz siedzącej na jego skraju szesnastoletniej dziewczynie. Była cała mokra od potu, a jej ciało chorobliwie się trzęsło z powodu zachodzącym w nim zmian.

— Co się ze mną dzieje? — spytała drżącym głosem. — Nie czuje się najlepiej.

— Te objawy niedługo znikną skarbie.— znikąd pojawiła się doktor Campell. Usiadła obok Azuri, obejmując ją jedną ręką. — Stałaś się czymś niezwykłym. Będziesz władać nie tylko cudownymi mocami, ale i też swoimi braćmi, którzy są tacy sami jak ty. Dzięki tobie Szakale stanom się królami światów!

— Nie pomogę wam! — Hybryda wstała wściekła, a wokół jej dłoni promieniowała błękitna smuga.

— Uspokój się mała niewdzięcznico! — Sorcha podniosła głos.

— Nie zamierzam być już dłużej waszą marionetką!

Dziewczyna, czując, jak przez całe jej ciało przechodzi nieograniczona moc — postanowiła użyć jej przeciw pani doktor. Uniosła blondynkę wysoko, uniemożliwiając kobiecie jakiegokolwiek ruchu. Oczy czarnoskórej stały się błękitne. Ten efekt ujawniał się tylko, gdy używała swojej pełnej mocy.

— Słyszę w swojej głowie twoje myśli i czuje śmierdzący strach — dziewczyna uśmiechnęła się przerażająco. — Teraz wiesz, jak ja się czułam przez te siedem lat w tym więzieniu.

— Przestań! — z trudem wykrztusiła. — nie panujesz nad tym!

— Wręcz przeciwnie! — patrzyła na nią morderczy wzrokiem, który był pozbawiony jakichkolwiek skrupułów. — Dopiero teraz czuje, że jestem w stu procentach sobą!

Hybryda energicznie machnęła obiema dłońmi, rzucając blondynkę o boczną ścianę. Kobieta upadła na ziemię. Wypluła z ust cierpką w smaku krew i podniosła tułów, wyprostowując ręce.

— Pomimo ogromnej mocy, jaką Cię obdarzyłam, nadal jesteś za słaba, abyś była w stanie mnie zabić. — z jej gardła wydobył się zdławiony chichot. — Nadal pozostajesz moim małym skarbem.

Z tylnej kieszeni spodni wyciągnęła złoty wisior z kłami oraz totem w kształcie głowy Pantery. W środku totemu został umieszczony niebieski klejnot, który obdarzył Azurę mocą.

— Piękny prawda? — blondynka wstała, trzymając naszyjnik w stronę szesnastolatki. — Jesteś jego częścią. Kamień pozwoli Ci na zachowanie równowagi. Przepełnia twoje ciało wielka frustracja, roztargnienie oraz ból, lecz kiedy go założysz, to wszystko minie, a w twoim organizmie zapanuje spokój. Klejnot nauczy Cię kontroli i jak z rezultatem korzystać z mocy.

— Czuje to — wyszeptała, patrząc na błyszczący kamień, jakby była zahipnotyzowana.

— On Cię wzywa skarbie — doktor uśmiechnęła się podstępnie. — Podejdź i zaznaj tego spokoju, którego tak pragniesz.

Hybryda wyciągnęła rękę po naszyjnik, zatracając się w jego magicznym blasku. T'Challa zauważył, że Sorcha kryje w drugiej dłoni strzykawkę z dziwną cieczą, lecz zanim zareagował — Azura leżała nieprzytomna przed kobietą. Do celi wszedł zamaskowany mężczyzna, ten sam, który stał wcześniej w zaciemnionym kącie sali narad. Wziął dziewczynę na ręce i wyniósł z pomieszczenia.
Czarna Pantera szybko ruszył za nieznajomym i ponownie stanął w długim korytarzu wspomnień. Kiedy przekroczył próg trzecich drzwi, poczuł, że nie może się ruszyć. Nie był już osobą obserwującą wspomnienia, ale wszystko widział oczami Azuri. Został zahibernowany, ale czuł i słyszał co dzieje się wokół niego. Naukowcy przechodzili przed nim jak gdyby nigdy nic, wykonując swoją pracę. Zimne drgawki nie chciały ustąpić. Ciężko było mu nabrać powietrza do płuc przez zesztywniałe ciało. Próbował krzyczeć, ale nie był w stanie otworzyć nawet ust. Przeraziła go myśl, że może pozostać tam już na zawsze. Nagle wszyscy zniknęli, a wokół zapanowała ciemność. Niewielka część przed kapsułą — w której się znajdował — została oświetlona słabym światłem.

— Nie możesz mi tego zrobić! — przed nim stanęła tyłem doktor Campell. — To mój najcenniejszy skarb!

Burzliwe z kimś rozmawiała, ale jedynie co T'Challa był w stanie dostrzec, to przekrwione oczy zamaskowanego mężczyzny, który ukrywał się w mroku.

— W zamian dostaniemy Vibranium i nie będziemy narażeni na atak ze strony wakandyjczyków. — usłyszał zniekształcony, męski głos. — i tak na razie przez telepatyczne moce tej dziewuchy nie jesteś w stanie zapanować nad jej umysłem.

— Ale jestem tak blisko odkrycia, jak obejść tę przeszkodę. — zapierała się, jak tylko mogła, byleby nie oddać swojego najcenniejszego eksperymentu.

— Minęło pięć lat Sorcha, a ty stoisz w miejscu. Nasza zemsta jest coraz bliżej dopełnienia. Wystarczy tylko trochę zmienić plan i zgodzić się na warunki T'Chakii. Nie mogą się dowiedzieć o naszym prawdziwych zamiarach.

Ostatnie słowa odbiły się echem w głowie T'Challi. Czuł, jak spada. Doznał bólu, gdy wylądował na podłodze w korytarzu. Ponownie wrócił do punktu wyjścia. Lekko się uśmiechnął, z faktu, że ponownie może ruszyć każdą kończyną i już dłużej nie tkwi w tej okropnej machinie hibernacyjnej.
Z każdym przejściem do nowego wspomnienia odczuwał coraz większy niepokój. Dopiero teraz rozumiał, co tak naprawdę przeżyła Hybryda. Ile musiała wytrwać bólu, jaki zesłał dla niej los. Po chwili nostalgii do króla dotarło także poczucie winy. Traktował ją okropnie. Pragnęła życia u boku osób, które będą ją wspierać a po powrocie od Szakali dostała od niego brak zrozumienia oraz brak akceptacji. Potrzebowała przywódcy, który będzie o nią dbał, a musiała ścierpieć aroganckiego panicza.
Po dłuższym czasie — T'Challa spostrzegł, że na samym końcu korytarza pojawiły się nowe drzwi, których wcześniej tam nie było. Miał dość przebywania w tamtym miejscu, więc bez wahania zacisnął klamkę i wszedł do środka. Nie obchodziło go już, co tam zobaczy, ani co się z nim stanie. Jedyne czego pragnął, to dotrzeć do Azuri i namówić ją do powrotu.
Ponownie Czarna Pantera trafił do wielkiej sali. Czuł się nieswojo, przebywając w tamtym miejscu. Miał wrażenie, że kojarzy tę scenerię i to, co ma się zaraz wydarzyć.

— Cieszę się Azuro, że jesteś z powrotem w domu — T'Chaka spacerował obok dziewczyny.

— Nie jest mi łatwe królu wrócić do normalnego życia po tym wszystkim. — spuściła głowę, nie zauważając jego troskliwego wzroku.

— Nie było Cię bardzo długo, musi minąć trochę czasu, zanim ponownie poczujesz się tu jak w domu. — były król objął ją ramionami i mocno do siebie przytulił.

— Tata również się zmienił, przestałam być chyba jego ukochanym dzieckiem — wyznała po chwili.

— Nie możesz tak myśleć — odpowiedział czule. — twój ojciec również bardzo dużo przeżył i nie było dnia, w którym by nie starał się Ciebie odnaleźć. Teraz sprawy się nieco skomplikowały, ale musisz uwierzyć, że pewnego dnia będziesz kimś wyjątkowym, zwłaszcza dla Wakandy.

— Ojcze! — echem rozniósł się głos o rok młodszego T'Challi. Podszedł do nich z poważnym wyrazem twarzy. — Niedługo zacznie się zebranie Starszych. Powinniśmy już tam być.

— Witaj książę — przywitała się z lekkim uśmiechem, lecz ten obdarzył ją tylko ignoranckim spojrzeniem.

— Starszyźnie nic się nie stanie, jeśli trochę poczekają — zbagatelizował T'Chaka. — Musimy dobrze powitać Azurę w domu. Dużo przeszła i potrzebuje jak najwięcej uwagi. Może zechcesz z nią potrenować? Zdobyła moce Czarnej Pantery szybciej od Ciebie, a twoja dobrze zaznajomiona teoria o zdolnościach, pomogłaby jej szybciej się z nimi utożsamić.

— Nie powinna przyzwyczajać się do tych mocy. Shuri już działa nad odebraniem Azurze zaszczytu, na który nie zasługuje.

— Dlaczego ja nic o tym nie wiem? — spytał oburzony władca Wakandy.

— Myślałem, że to oczywiste, iż moce Czarnej Pantery może posiadać tylko król Wakandy. — odpowiedział przemądrzale. — Poza tym Azura nie panuje nad tymi zdolnościami ani nad innymi. Jest zagrożeniem.

— Z całym szacunkiem książę — wtrąciła się Hybryda, nie mogąc już dłużej milczeć. — Proszę, nie mów w taki sposób, jakby mnie tu nie było. Chyba mogę mieć własne zdanie?

— Raczej nie — burknął. — Jesteś bardzo niebezpiecznym wybrykiem natury. Każdy w królestwie się Ciebie obawia. Nie możemy czekać bezczynnie, modląc się, abyś pewnego dnia nie zrobiła komuś krzywdy.

— W takim razie oddajcie mój naszyjnik z klejnotem. Chce nauczyć się panować nas własnymi mocami.

— Już mówiłem, że w tej kwestii nie masz nic do powiedzenia. — zrobił krok do przodu, aby stanąć tuż przed nią. Schylił głowę, chcąc spojrzeć w jej duże, ciemne oczy. — Powinnaś posiadać większy respekt oraz wdzięczność niepełnokrwista mutantko.

— Ta bezczelność nie obraża tylko Azuri, ale również i mnie — ton T'Chaki stał się surowy. — Twoja wyniosłość jest okropnie impertynencka! Książę nie powinien się tak zachowywać wobec innych, a zwłaszcza jeżeli ta osoba jest z tej samej krwi.

— Jak możesz jej bronić, po tym, jak kilka dni temu spowodowała trzęsienie ziemi, narażając tym samym na niebezpieczeństwo swoich braci? To nie ja jestem problemem ojcze! Tylko ten potwór!

Teraźniejszy T'Challa nie mógł już dłużej słuchać obelg, jakie kiedyś wypowiedział. Był wściekły na siebie. Zrozumiał, że wszystko stało się z jego winy. Gdyby tylko nie dał się zaślepić własnym egoizmem — może los byłby inny? Utrudniał życie niewinnej osobie. Azura być może teraz tak by nie cierpiała? Nauczyłaby się kontroli nad swoimi mocami znacznie wcześniej, gdyby pozwolił jej ich używać. Mógł jej pomóc, a wtedy ona pomogłaby mu schwycić Klaw'a i udaremnić rządy Killmonegra. Może nawet to ona ocaliłaby życie jego ojca w Wiedniu, jako jedna z zaufanych strażniczek?

— Stop! — krzyknął, a wszystko stanęło w miejscu.

Hybryda, T'Chaka i książę zastygli niczym posągi. Zapadła dogłębna cisza, a otoczenie jakby stało się mroczniejsze.

— Rozumiem! — obrócił się wokół własnej osi, dokładnie badając wzrokiem otoczenie. — Udało Ci się! Wygrałaś!

— Niby co wygrałam? — postać zesztywniałej Hybrydy poruszyła się.

Król ruszył w kierunku dziewczyny. Czuł, jak pot spływa po jego rozgrzanym ciele. Nigdy jeszcze nie doświadczył poczucia, że jest złym człowiekiem. Pragnął jak najszybciej odkupić swoje błędy.

— Pokazałaś mi jak bardzo cierpiałaś i jaki byłem wobec Ciebie niesprawiedliwy. Doświadczyłem twoich tortur. Nigdy nie chciałbym drugi raz tego przeżyć.

— Nic nie zrozumiałeś. — zacisnęła obie dłonie w pięści. — To nie chodzi o Ciebie T'Challa! To ja chce poznać powód.

— Jaki powód? — zmarszczył brwi.

— Dlaczego taki jesteś? — zbliżyła się do niego, robiąc kilka kroków do przodu. — Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz? Nigdy nie dałeś mi nawet szansy. Jeszcze zanim zjawiłam się w Wakandzie, postanowiłeś mnie skreślić.

Król milczał. Wpatrywał się tylko w załzawione oczy dziewczyny. Trudno było mu wyznać motyw jego zachowania.

— Należy mi się prawda T'Challa.

Mężczyzna czuł napięcie, jakie wywierała na nim Hybryda. Coraz trudniej było mu powstrzymać milczenie.

— Skoro jesteś taka potężna, to sama znajdź odpowiedź w mojej głowie. — zadrwił groźnym tonem.

— Chce to usłyszeć od Ciebie.

— W porządku — rozchylił ramiona w geście poddania. Wziął głęboki wdech, wlepiając wzrok w posąg swojego ojca. — To przez niego — wskazał dłonią na T'Chakę.

— Dlaczego? — popatrzyła się na niego pytająco, nie spodziewając się takiej odpowiedzi.

— Odkąd pamiętam, opowiadał mi o swoich snach. To była wizja o potężnej istocie, która ma w przyszłości bronić Wakandy, a wszyscy władcy będą się jej kłaniać. Jego ciągłe prorocze historie stawały się coraz bardziej męczące. Pewnego dnia pojawiłaś się ty. Ani mi, ani mojej siostrze, T'Chaka nie poświęcał tyle czasu co tobie. Podejrzewał, że to ty jesteś osobą, która ma obronić naszą ojczyznę przed nadchodzącym złem. Szanowałem mojego ojca i kochałem go całym sercem, ale miałem wrażenie, że mu to nie wystarcza, dlatego ciężko ćwiczyłem, studiowałem całymi dniami i nocami, aby stać się jego godnym następcą. Shuri za to również chcąc mu zaimponować, zaczęła wymyślać i uczyć się konstruować najnowsze wynalazki, które miałyby umocnić państwo. To nadal było za mało. Nieustannie na pierwszym miejscu górowała właśnie Azurukukhanya. — zaśmiał się gorzko. — Po tym, jak Cię porwano, ojca nie widziałem tygodniami w domu. Szukał niezwykłej dziewczynki. Po kilku latach wróciłaś ze zdolnościami Czarnej Pantery oraz innymi nadzwyczajnymi mocami. Proroctwo zaczęło się wypełniać. Przyznaję, czułem zagrożenie. Obawiałem się, że ojciec będzie chciał oddać Ci tron Wakandy. Po jego śmierci, gdy to ja zostałem królem, postanowiłem, że zrobię wszystko, aby nawet przez głowę nie przeszła ci myśl o przejęciu władzy. Miałem wrażenie, że przestaniesz wchodzić mi w drogę, aż do momentu, gdy ukradłaś naszyjnik.

— Więc dlaczego mnie wtedy nie zahibernowałeś? — przerwała mu wściekła. Z każdym kolejnym słowem mężczyzny czuła narastający w niej gniew. — Względy Nakii były powodem?

— Po części tak, ale także nie chciałem być, jak Szakale i karać Cię w taki sposób. Pozwoliłem, aby Barnes zajął twój czas treningami, ale nie spodziewałem się, że zignoruje mój zakaz i zacznie uczyć Cię kontroli nad mocami.

Popatrzył na jej twarz Hybrydy. Policzki miała mokre od łez, a wściekły grymas dawał wrażenie, jakby pragnęła wyrządzić mu największą krzywdę.

— Czyli przez te wszystkie lata czułam się jak ostatni śmieć, tylko dlatego, że T'Chaka nie poświęcał wystarczająco uwagi swojemu zazdrosnemu synalkowi!?

— Przepraszam Azura. — Ukląkł przed dziewczyną, spuszczając z pokorą głowę. — Żałuję tego, jak Cię traktowałem. Gdyby nie mój strach oraz zazdrość, pewnie teraz nadal biłoby twoje serce. Powinienem posłuchać dobrych rad najbliższych i dać Ci szansę na udowodnienie swojej lojalności. Obiecuję, że gdy tylko z potworem wrócisz do świata żywych, to posiądziesz prawo wyboru oraz zrobisz, co zechcesz, a ja zawsze i w każdej sytuacji podam Ci pomocną dłoń. Nigdy się od Ciebie nie odwrócę, jeśli tylko mi wybaczysz.

— Ostatni raz posłucham słów mojej matki — podała mu rękę, na co on mocno ją uścisnął. Wstał, patrząc w jej ciemne tęczówki. — Wybaczam Ci T'Challa, ale już nie wrócę z Tobą do żywych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro