Żałoba rozstania

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Okoye po zakończonej rozmowie z Nakią wróciła do salonu, w którym siedziała jej rozgoryczona pasierbica. Azura wciąż głośno płakała, nie będąc w stanie się uspokoić. Jej twarz była mokra od łez oraz potu. Cała się trzęsła, chociaż w pomieszczeniu panowała dodatnia temperatura, a ona sama została szczelnie opatulona grubym kocem. Ten widok łamał serce zmartwionej kobiety, której samej chciało się płakać. Już nie raz widziała Hybrydę w podobny stanie, ale tym razem było inaczej, i to o wiele gorzej. To Bucky był osobą, która obdarowywała dziewczynę ogromnym wparciem. To on wiedziała, co zrobić i co powiedzieć, żeby Azura choć trochę ochłonęła. Jednakże tym razem to on sam był powodem jej histerii.

Generał Dory była kobietą bardzo inteligentną oraz niezwykle zaradną. W królestwie uznawano ją za jedną z najwybitniejszych i szanowanych wojowniczek o niezwykłej sile i wytrwałości. Lojalna, oddana i niezawodna dla wakandyjskiej korony, ale te wszystkie wspaniałe cechy zdawały się na nic w momencie, gdy musiała stawić czoła skrzywdzonej dziewczynie, którą traktowała jak własne rodzone dziecko. Doskonale znała ten rodzaj bólu, ponieważ doświadczyła go, gdy jej mąż W'Kabi zdradził Króla T'Challe, tym samym również i ją. Następnie został wygnany do plemienia Jabari, a to Okoye doszczętnie załamało. W tamtym okropnym czasie czuła się bardzo samotna oraz pusta w środku. Z tego największego kryzysu pomogła jej się podnieść właśnie Azura. To ona na nowo wypełniła miłości serce Generał. A teraz gdy jej przybrana córka została całkowicie zniszczona przez ostatnie wydarzenia, to nie wiedziała, co robić. Okoye była wściekła na siebie za swoją bezsilność.

Kobieta nagle oprzytomniała ze swoich przykrych przemyśleń, kiedy do jej uszu dotarł niepokojący dźwięk. Przyjrzała się intensywniej Azurze, która coraz głośniej i szybciej oddychała, a raczej starała się nabierać jakiekolwiek wdechy. Hybryda przez napad paniki wpadła w ostrą hiperwentylację. Przerażona kobieta podbiegła do duszącej się pasierbicy.

– Azura musisz się uspokoić – Powiedziała drżącym głosem.– No już kochanie, dasz radę. – Okoye sama była bardzo spanikowana, a jej oczy zaszkliły się od łez. – Rób spokojne wdechy.

Instynktownie wyciągnęła ręce Azuri spod koca i przyłożyła je do jej ust. Przez to, że to nie był pierwszy atak paniki Białej Pantery, Okoye profilaktycznie zdążyła zaznajomić się z tematem hiperwentylacji oraz udzieleniu przy nim pierwszej pomocy. Jednym ze sposobów, o którym przeczytała, było oddychanie w papierową torbę lub w dłonie. Wiedziała jednak, że to nie za wiele pomoże.

– Dobrze, bardzo powoli i głęboko oddychaj – Zaleciła, puszczając jej dłonie. – Zaraz wracam.

Okoye zerwała się biegiem w stronę schodów, po których wspięła się na piętro. Wparowała do pokoju Azuri, zapalając od razu światło. Cała w nerwach zaczęła pośpiesznie przeszukiwać każdą półkę oraz szufladę, aż w końcu znalazła nieetykietowane, plastikowe pudełeczko. Następnie zbiegła z nim na dół do kuchni. Chwyciła pierwszą lepszą szklankę, do której nalała wody z kranu. Ani na chwilę nie zwalniając, wróciła do dziewczyny. Uklękła przed nią, po czym trzęsącymi się dłońmi, wyciągnęła z białego opakowanie jedną podłużną, żółtą pastylkę.

– Po tym poczujesz się lepiej. – Wysunęła tabletkę przed jej twarz, na co Azura skrzywiła się i pokręciła energicznie głową, w dalszym ciągu z trudem łapiąc oddech. – Proszę Cię, zrób to dla mnie – Okoye załkała, a po jej policzku spłynęła pierwsza łza. Hybryda przez jeszcze dobre kilka sekund patrzyła bez reakcji na swoją przybraną matkę, aż w końcu odsłoniła usta i przyjęła lek do ust. – Bardzo dobrze – Pochwaliła z ulgą, jednocześnie przykładając ostrożnie szklankę do warg dziewczyny. – A teraz popij. Tylko uważaj, żebyś się nie zachłysnęła.

Azura posłusznie wykonała polecenie kobiety. Głośno przełknęła pastylkę, którą specjalnie stworzyła dla niej Shuri na właśnie taką typu sytuację. Ponownie przyłożyła dłonie do ust, starając się uspokoić oddech. Była wyczerpana i czuła bolesny ucisk w klatce piersiowej oraz w brzuchu. Prawie nic nie widziała przez załzawione oczy, a zawroty głowy, powodowały, że ledwo utrzymywała kontakt z otaczającą ją rzeczywistością. Okoye usiadła obok pasierbicy, otulając ją szczelnie swoimi ramionami.

– Dzielna dziewczyna – Odetchnęła, głaszcząc jej czarne loki.

Poczuła niewyobrażalną ulgę, kiedy Azura zaczęła już normalnie oddychać. Po dłużej chwili ciało Hybrydy przestało się też trząść, a jej spięte mięśnie nieco się rozluźniły. Po policzkach Pantery nadal nieustannie spływały łzy, jednakże jej wyraz twarzy już nie wyrażał żadnej emocji. Patrzyła tylko przed siebie.

– Chodź, zaprowadzę Cię do łóżka. Musisz odpocząć – Zaleciła, zauważając coraz bardziej opadające powieki dziewczyny.

Azura w żaden sposób nie zareagowała na słowa kobiety, ale też nie protestowała, gdy ta pomagała jej wstać i zaprowadzała do sypialni. Opadła niemalże bezwładnie na swoje łóżko. Była całkowicie wyssana z energii, a jej umysł nie do końca rejestrował, co się dzieje. Czuła się jak w jakimś dziwnym transie albo jak w śnie, nad którym nie posiada się żadnej kontroli. Świat wokół wirował, przez co było jej niedobrze, ale jednocześnie nie miała siły, żeby nawet spróbować zwymiotować. Pomimo tak ogromnego zmęczenia nie była w stanie zasnąć. Na dodatek nieprzyjemnie szumiało jej w uszach.

Nie chciała spać. Nie chciała oddychać. Nie chciała już dłużej żyć. Jedyne czego pragnęła to, aby ten potworny, wewnętrzny ból po prostu znikł.

Okoye, zanim opuściła pokój przybranej córki, pocałowała ją czule w czubek głowy. Przystanęła też na kilka sekund w progu pomieszczenia, patrząc na dziewczynę z ogromnym zmartwieniem, wymieszanym z troską. Jej serce boleśnie krwawiło z żalu. Westchnęła głęboko, kiedy zamykała za sobą drzwi do sypialni. Ociężałymi krokami schodziła po schodach. Czuła jak kolejna dawka łez zbiera się jej pod powiekami. Przystanęła na ostatnim stopniu, po czym usiadła i zakryła twarz dłońmi, nie mogąc już dłużej powstrzymać wybuchu płaczu. Okoye bardzo rzadko płakała. Zawsze tłumiła w sobie wszelkie emocje, ale to, co działo się z Azurą, do głębi ją przerosło. Tak bardzo marzyła wrócić do poranka, kiedy jadła z wesołą dziewczyną beztroskie śniadania. Albo do czasów, kiedy irytowała się na nią, że tak bezwstydnie romantyzuje z Buckym na jej oczach. Tak bardzo tęskniła za uśmiechem oraz rozradowanymi oczami Azuri. Najbardziej obawiała się tego, że już nigdy jej takiej szczęśliwiej nie zobaczy.

Kobieta nawet nie zauważyła, że zostały otworzone główne drzwi na korytarzu. Dopiero głośny dźwięk ich zamknięcia, zmusiło ją do uniesienia głowy i przetarcia łez z oczu. W przedsionku stała zmartwiona Nakia, która patrzyła z trwogą na Generał Dory.

– Okoye – Wyszeptała na drżącym oddechu młodsza Wakandyjka. – Co się dzieje? – Ściągnęła nerwowo brwi, podchodząc bliżej.

Nakia już po wcześniejszej rozmowie była przerażona, a widząc kobietę w tak opłakanym stanie, jej obawy jeszcze bardziej się spotęgowały. Zmusiła się do przełknięcia guli w gardle, obserwując, jak Okoye chwiejnie wstaje na nogi, opierając się przy tym o drewnianą barierkę.

– Mogłabyś zajrzeć do Azuri? – Poprosiła słabym głosem.

– Nadal nie wiem, co się stało – Odparła, zaciskając mocniej dłonie na materiałowym pasku torby, którą zwisała jej na ramieniu. Nakia zabrała ze sobą ubrania, w razie, gdyby musiała spędzić poza własnym domem więcej niż jedną noc. – Okoye proszę, powiedz coś – Wydusiła, po tym, jak ta już przez dłuższy czas milczała. – Co się stało Azuri? Boję się – Zaczęła mówić coraz szybciej. – Znowu lunatykowała? Stała się jej krzywda? Poważna? Powiedz, chociaż, że Bucky przy niej jest!

– Bucky! – Wybuchła nieoczekiwanym śmiechem, który był przepełniony czystą goryczą oraz złością. – To przez tego skurwysyna Azura...– Załamał jej się głos. – Azura jest załamana.

– Co Bucky zrobił? – Wybałuszyła oczy.

– Nie powiedziała tego wprost... nie była w stanie. Zerwał z nią. Chyba. – Uznała wściekła. – Od wczoraj nie mogę się z tym gnojem skontaktować. – Przetarła twarz dłonią, zbierając myśli, aby jakoś rozjaśnić Nakii ciąg wydarzeń, chociaż sama nie wiedziała zbyt wiele. – Wczoraj wieczorem Azura dostała poważnego ataku paniki, znaleźliśmy ją z Bucky'm w jej sypialni. Połamała swoją sztalugę, rozerwała płótno w drobny mak i zniszczyła jeszcze kilka rzeczy. Siedziała w tym bałaganie i płakała. Nigdy wcześniej nie widziałam jej w aż tak tragicznym stanie. Chociaż jeszcze kilka minut temu nie było z nią wcale lepiej. – Dodała, po czym nabrała do płuc uspokajający wdech. – Ale wtedy Bucky się nią zajął. Kazał mi zostawić ich samych, a ja i tak nie byłam w stanie tego znieść, więc go posłuchałam. – Przyznała ze wstydem. – Zszedł do mnie po jakichś dobrych trzydziestu minutach, rozmawialiśmy, a potem poszłam spać. Byłam tak bardzo zmęczona – Westchnęła, odczuwając to samo wyczerpanie co zeszłego wieczoru. – Wstałam dzisiaj trochę później i stwierdziłam, że przygotuje jakieś jedzenie dla Azuri. Przed południem widziałam Bucky'ego na korytarzu. Trzymał worki na śmieci. Posprzątał jej pokój, gdy spała. Spytałam go, czy zje z nami obiad, ale dosłownie nic mi nie odpowiedział. Nawet na mnie nie spojrzał. Po prostu wyszedł. Około czternastej Azura przyszła do kuchni. Zaskoczyło mnie to, że była w dość dobrym humorze. Jakby dzień wcześniej nic się nie wydarzyło. Zaczęła mnie przekonywać, że już wszystko jest dobrze, że przemyślała pewne ważne sprawy i że podjęła jakąś decyzję, związaną ze swoim przeznaczeniem. Uznała też, że jest gotowa porozmawiać o tym ze mną, z Tobą, z T'Challą i z Shuri. Ale i tak kazałam jej iść do księżniczki po specjalne leki, które już kiedyś poprosiłam, żeby przygotowała, w razie, gdyby Azura nie radziła sobie z emocjami i które pomogłyby jej się uspokoić. Podczas obiadu pytała też o Bucky'ego, więc rano z nim też nie rozmawiała. – Musiała znowu zrobić przerwę opowiadaniu, ponieważ zaatakował ją ostry zawrót głowy. Ponownie przysiadła na przedostatnim stopniu, masując palcami swoje skronie. – Nie widziałam się już z Azurą po tym, jak poszła do laboratorium Shuri. Ja sama udałam się do pałacu. Wieczorem wróciłam do domu, ale nie zastałam ani Azuri, ani Bucky'ego. Postanowiłam się zbytnio nie martwić, ponieważ stwierdziłam, że zapewne są gdzieś razem. Jakoś przed północą przyjechała Shuri. Była w amoku i mówiła tylko, że musi jak najszybciej zobaczyć się z Azurą. Nie chciała mi powiedzieć, co się stało. Jedynie mamrotała, że musi ją ostrzec i przy tym soczyście przeklinała na Barnesa. Po tym, jak nie mogłam się z nią ani z Bucky'm skontaktować, zaczęliśmy ich szukać. Wtedy też zadzwoniłam do Ciebie i do T'Challi. Dopiero później przyszło mi do głowy pewne miejsce. Poszłam na to wzgórze, gdzie kiedyś w tajemnicy nim trenowała. Tam ją znalazłam, totalnie załamaną i ledwo przytomną. Od tamtej pory nic nie powiedziała. A kiedy się spytałam, co się stało, to jedyne co wydusiła to „James".

Okoye skończyła mówić, czując, że wyczerpała swoje resztki energii. Oparła głowę o drewniany słupek barierki, po czym potarła powieki, chcąc pozbyć się dokuczliwej dolegliwości szczypiących oczu. Była to już naprawdę późna godzina, a za niecałe trzy godziny miało wschodzić słońce. To była dla niej zbyt długa oraz zbyt emocjonalna noc.

Nakia jeszcze raz analizowała w głowie całą zdaną relację kobiety. Musiała to wszystko sobie jakoś przyswoić. Cały czas nie mogła zrozumieć, dlaczego by Barnes miał porzucić swoją ukochaną. Oczywiście to by wyjaśniało stan załamania Azuri, jednakże tez musiał istnieć jakiś powód zerwania przez Bucky'ego ich związku. To było dla Nakii wręcz nieprawdopodobne i niepojęte, zwłaszcza po tym ile ta para wspólnie przeszła.

– Dlaczego sądzisz, że Bucky zerwał z Azurą? – Nagle do głowy przyszła jej przerażająca myśl. – Może coś poważnego mu się stało?!

– Azura od razu by powiedziała albo wezwałaby pomoc. Znasz ją doskonale. – Powiedziała z wyczuwalnym wyrzutem. – Na pewno by coś zrobiła, a nie tylko płakała. Poza tym... – Uniosła zaszklone oczy do góry. – Bucky już od dłuższego czasu zachowywał się dziwnie. I to bardziej niż zwykle. – Wyburczała. – I to jeszcze jego wczorajsze, podejrzane gadanie o tym, że żałuję.– Jęknęła sfrustrowana, masując się po karku.

– Czego żałował? – Nakia przymrużyła powieki, spinając każdy mięsień swojego ciała.

– Na początku myślałam, że żałuję poznania Azuri. Bo tak gadał. Mówił, że co by było, gdyby wtedy mi odmówił pomocy, jak Azura uciekła z wisiorkiem. Żalił się, że przybył do Wakandy zaznać w końcu spokoju, a zamiast tego codziennie cierpi, obserwując, przez co Azura musi przechodzić. Wkurzyłam się na niego i już mu miałam wytykać, jakim jest skończonym kretynem, ale wtedy sprostował, że żałuje, ale tylko i wyłącznie swoich wstrętnych myśli.

– Chyba nie do końca rozumiem – Przyznała skołowana kobieta, na co Okoye ciężko westchnęła.

– Przez ostatnie kilka dni zastanawiał się, czy ich relacja nie jest błędem. Tego żałował, że w ogóle dopuścił do swojej porąbanej głowy takie myśli – Powiedziała dosadnie. – Był na siebie zły, bo zaczął wątpić w ich miłość i czy to, co jest między nimi, ma sens. Żałował tego swojego „co by było, gdyby...". – W jej głosie wybrzmiała ironia. – A ja głupia zaczęłam go pocieszać, tłumacząc, że każdy człowiek ma prawo do wątpliwości, ale najważniejsze, że zrozumiał to, że Azura jest dla niego całym światem i ze wzajemnością, ale najwidoczniej jego wątpliwości były większe, niż sam przypuszczał. – Prychła przepełniona wściekłością. – Teraz nienawidzę tego samolubnego idioty z całego serca. Opuścił Azurę i to w tak okropnym czasie. Zwłaszcza że tylko on naprawdę wiedział, co ją aż tak przytłacza.

Między kobietami zapadła długa cisza.

– Może dlatego z nią zerwał i ją opuścił. – Wyszeptała Nakia. – Może prawda o przeznaczeniu Azuri jest zbyt bolesna?

– A co to ma do znaczenia? – Uniosła się Generał. – Czy ty go próbujesz bronić?! – Zarzuciła, wbijając w Nakię podminowane spojrzenie.

– Nie znam jego perspektywy Okoye – Również przybrała bojowy ton głosu. – I nie bronie go. Staram się tylko to wszystko jakoś pojąć. Bo jakoś ciężko mi jest uwierzyć w to, co zrobił Bucky. Może nie znam go długo, ale nie raz udowodnił, że dla Azuri jest gotowy poświęcić nawet własne życie. Pomyśl, jak ciężka musi być prawda o jej przeznaczeniu, skoro naszły go właśnie takie myśli. A może faktycznie go to wszystko przerosło?! Nie wiem! – Teraz i Nakia nie była w stanie panować nad swoimi emocjami. – Ty sama jesteś wykończona. – Wskazała zrezygnowana, dłonią na kobietę.

– Ale nawet przez myśl by mi nie przeszło, żeby zostawić moją córkę w największej potrzebie! I nieważne jak okrutna będzie prawda. Chce być przy niej. Nawet jakby miało mnie to doszczętnie wykończyć! – Zaczęła oddychać bardzo szybko, jednocześnie tocząc z Nakią bitwę na dominujący wzrok. – I nawet nie będę się zastanawiać nad usprawiedliwieniem pieprzonego Barnes'a, jeśli on sam się nie wytłumaczy. – Każde słowo wypowiedziała z nienawiścią.

Ponownie między nimi zapanowała bardzo długa i napięta cisza.

– Idę do Azuri – Oświadczyła oschle Nakia, po czym zaczęła wspinać się po stopniach, omijając przy tym siedzącą na nich Generał.

Otworzyła powoli odpowiednie drzwi, biorąc przy tym uspakajający wdech. Najpierw tylko zajrzała do sypialni, nie zapalając światła, ponieważ nie zamierzała przypadkiem obudzić przyjaciółki. Jednak Azura nie spała, co kobieta dostrzegła, gdy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Poczuła ukucie w sercu na widok dziewczyny, która leżała skulona na łóżku. Jej policzki były wilgotne i po czerwienione, dolne powieki opuchnięte, a włosy potargane. Nadal miała na sobie sukienkę, lecz nie prezentowała się tak pięknie, jak wcześniej, ponieważ była ona pognieciona i w niektórych miejscach ubrudzona.

– Nakia? – Wyłkała osłabionym głosem Azura, zauważając ją w progu pomieszczenia.

– To ja – Wyszeptała.

Nakia weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. Obeszła łóżko, po czym położyła się na jego wolnej stronie. Ostrożnie przysunęła się bliżej dziewczyny.

– Chodź tutaj – Nakazała z czułością, wyciągając do Azuri wyprostowane ręce.

Biała Pantera niemalże od razu wtuliła się w Wakandyjkę, która zaczęła delikatnie głaskać jej plecy. Bliskość swojej najlepszej przyjaciółki była czymś, czego Azura nieświadomie potrzebowała. Nakia milczała, pozwalając dziewczynie na wypłakanie się w jej ramionach. Cierpliwie czekała, aż się uspokoi. Po kilkunastu minutach oddech dziewczyny się nieco uspokoił, wtedy Nakia starła kciukami łzy z jej policzków i spojrzała na nią z troską.

– Dasz radę, powiedzieć co się stało? – Zapytała półszeptem, łapiąc z nią kontakt wzrokowy.

Hybryda pokręciła przecząco głową. Nakia przygryzła wnętrze policzka i jeszcze mocniej przytuliła do siebie przyjaciółkę. Nie chciała pogarszać jej samopoczucia, ale jednocześnie musiała mieć pewność, że do rozpaczy doprowadziła ją ta jedna istotna osoba.

– Czy to chodzi o... Bucky'ego? – Wypowiedziała jego imię z niepewnością. W odpowiedzi Nakia dostała od Azuri kolejny wybuch płaczu wymieszany z głośnym jękiem. – Rozstał się z Tobą – Stwierdziła ciężkim westchnięciem, upewniając się w tym, czego się obawiała.

Doskonale widziała, co przeżywa Azura. Nie raz bywała w podobnym stanie po poważnej kłótni albo po zerwaniu z T'Challą. Miała wtedy wrażenie, że jej cały świat uległ zagładzie i że nie jest już w stanie dłużej żyć. Nakia już dawno sobie uświadomiła, że miłość jest najpiękniejszym, ale i jednocześnie najniebezpieczniejszym uczuciem.

Będąc tak skrzywdzonym, żadne słowa nie potrafią Cię pocieszyć. Atakuję też szok oraz poczucie samotności, które wewnętrznie Cię wyniszczają. Najgorsze myśli wypełniają Twoją głowę i nie jesteś w stanie ich uciszyć. To, co przeżyłeś z ukochaną osobą – wypowiedziane słowa, złożone obietnice, pocałunki, te szczęśliwe i te trudne momenty, cudowne chwile intymności, uronione łzy, liczne wyznawanie miłości – to wszystko zostaje przekreślone.

– Bardzo mi przykro Azuro – Zaczęła łagodnym głosem Nakia, w dalszym ciągu jeżdżąc delikatnie dłońmi po spiętych plecach dziewczyny. – I wiem, że to, co powiem, wyda Ci się teraz nierealne, ale uwierz, że z czasem będzie lepiej.

– Ale dlaczego to tak boli?! – Zawyła.

– Bo to, co czujesz, jest prawdziwe. Twoja miłość jest prawdziwa. – Dodała na drżącym oddechu. – I jeśli relacja, która była między Tobą a Bucky'm, rzeczywiście się zakończyła, w końcu to zaakceptujesz. Nie mogę Ci obiecać, że ból całkowicie zniknie, ale z czasem się on zmniejszy i nauczysz się z nim żyć.

– Nie przetrwam bez niego.

– Nieprawda. Poradzisz sobie – Odparła pewnie. – Tak jak zawsze sobie radziłaś. Jesteś silna Azura, chociaż teraz się tak nie czujesz. Już nie raz upadałaś, po czym wstawałaś i zaczynałaś walczyć od nowa. Tym razem będzie tak samo.

Tak jak Nakia przypuszczała – jej słowa w żadnym stopniu nie podniosły Azuri na duchu. Jednak Hybryda po dłuższym czasie, przemogła się i z wielkim trudem opowiedziała przyjaciółce, w jaki sposób Bucky z nią zerwał. Z bólem powtórzyła jego okrutne słowa, nie szczędząc przy tym łez. Starsza Wakandyjka poczuła złość po wysłuchaniu dziewczyny. Była wściekła na Barnesa za to, jak potraktował Azurę. Jednocześnie nie potrafiła zrozumieć jego zachowania. Widziała to, jak bardzo zależało mu na Białej Panterze, dlatego jego powód do rozstania wydawał się dla Nakii wręcz abstrakcyjny.

Niedługo przed nastaniem świtu Azura przestała walczyć z wycieńczeniem i udało się jej zasnąć. Nakia dokładniej okryła ciało dziewczyny oraz swoje grubym kocem, po czym również poddała się zmęczeniu i zapadła w upragniony sen.

~*~

Było już późne popołudnie, kiedy Nakie obudził hałas. Nadal nie czuła się dość wypoczęta, jednak zdecydowała się unieść powieki, żeby rozejrzeć się za źródłem głośnych dźwięków. W pierwszej kolejności jej wzrok wylądował na pustej stronie łóżka, którą wcześniej zajmowała Hybryda. Ściągnęła brwi i podniosła się do pozycji siedzącej. Przy otwartej szafie dostrzegła Azurę, która właśnie zakładała na siebie cienką, białą bluzkę z kapturem. A na nogach już miała ubrane luźne szorty w kolorze beżowym. Wcześniej spięła włosy w niechlujnego koka. Nadal jej dolne powieki były opuchnięte i sine. Każdy ruch wykonywała chaotycznie i zbyt dynamicznie, tak jakby kotłowało się niej napięcie, które w każdej chwili możne wybuchnąć.

– Azura co robisz? – Zapytała z nutą niepewności.

Biała Pantera obdarzyła ją podminowanym spojrzeniem, przez co kobieta zauważyła, że białka oczu przyjaciółki są przekrwione, co było efektem przemęczania oraz długiego płaczu. Twarz Azuri przypominała wygląd osoby chorującej.

– Idę do Jamesa – Oświadczyła hardo. – Muszę z nim porozmawiać. Jeszcze raz go przeproszę i może przekonam go, żeby dał nam jeszcze jedną szansę.

Azura wyszła ze stanu zaprzeczenia i rozpaczy. W tamtym momencie przyszedł czas na negocjacje. To właśnie były etapy żałoby po rozstaniu. Przez desperacje pragnęła zrobić wszystko, aby Buky do niej wrócił.

– Nie sądzisz, że to trochę za wcześnie? – Zasugerowała. Nie uważała za dobrym pomysłem to, żeby tak rozemocjonowana spotkała się z Barnsem. – Jest zły na Ciebie za to, że odebrałaś mu wolną wolę. – Mówiła łagodnym tonem. Wstała z łóżka, po czym podeszła bliżej Hybrydy. – Wiem, że tego bardzo żałujesz i chcesz mu to jak najszybciej udowodnić, ale Bucky potrzebuje czasu, żeby ochłonąć.

Biała Pantera w milczeniu i bez mrugania, intensywnie wpatrywała się w przyjaciółkę. Szybko oddychała, rozmyślając nad jej słowami. Międzyczasie z nerwów ściskała i obracała palcami bransoletkę od Barnesa, którą miała zawieszoną na nadgarstku.

– Muszę z nim porozmawiać, wtedy wszystko będzie między nami jak wcześniej. – Szła w zaparte, postanawiając zignorować dobre rady Nakii.

– Azura... – Westchnęła z politowaniem.

– I tak do niego pójdę – Powiedziała dobitniej, dając stanowczo do zrozumienia, że nie da się przekonać.

– No dobra – Wzniosła ręce w geście poddania, nie zamierzając dłużej kłócić i starać się ją przekonywać. – Ale idę z Tobą.

Azura nie była zadowolona, ale też nie protestowała, wiedząc, że przyjaciółka nie odpuści. Z ogromną niecierpliwością poczekała, aż kobieta się przebierze w świeże ubrania. Po czym bez chwili zwłoki wyszła ze sypialni, zeszła po schodach i skierowała się w stronę drzwi wyjściowych. Nakia musiała szybko wytłumaczyć, napotkanej na korytarzu Okoye dokąd idą i żeby ją trochę uspokoić, dodała, że w razie potrzeby będzie do niej dzwonić.

Biała Pantera przez całą drogę do wioski – w której zamieszkiwał Bucky – narzucała żwawe tempo, nie zwracając przy tym uwagi na to, czy Nakia za nią nadąża. Kobiety nie odezwały się do siebie słowem. W końcu dostrzegły na wzniesieniu, niewielkie chatki, które były otoczone przez rzekę oraz kilometrowe pola. Azura ruszyła biegiem, czując swoje przyśpieszone bicie serca oraz ścisk w żołądku. Mijający przez nią mieszkańcy, patrzyli na Hybrydę ze zdziwieniem. W końcu stanęła przed odpowiednią, glinianą chatką, a jej wzrok wbił się w materiał, który zakrywał wejście do środka. Nabrała do płuc uspokajający wdech. Niemiłosiernie stresowała się przed spotkaniem z Barnesem. Obawiała się ponownego odrzucenia, ale była zbyt zdeterminowana i za bardzo go kochała, żeby po tym wszystkim, co razem przeszli, pozwolić mu odejść.

– James? – Wypowiedziała drżącym głosem jego imię, nim rozsunęła kotarę i zajrzała do wnętrza.

Boleśnie zakuło ją serce, gdy go tam nie znalazła. W półmroku zauważyła, że w chatce nie było też żadnych rzeczy należących do mężczyzny, przez co zaczęła się jeszcze bardziej denerwować. Kiedy nerwowo zaczęła rozglądać się po otoczeniu, dołączyła do niej Nakia.

– Nie ma go? – Zapytała, intensywnie przy tym dysząc.

– Nie – Rzuciła otępiale, a jej oczy zabłyszczały od łez.

Witaj Biała Pantero oraz Ty Nakio – Usłyszały za sobą swój ojczysty język, który należał do mężczyzny. – Czym zawdzięczamy wasze przybycie do naszej wioski?

Obie odwróciły się w stronę starszego Wakandyjczyka, ubranego w codzienne szaty, służące mu do pracy na roli. Mężczyzna posyłał im serdeczny uśmiech, a na jego twarzy gościło zaciekawienie.

Może mogę wam jakoś pomóc? – Zasugerował, podtrzymując swój sympatyczny ton, gdy nie dostał od żadnej odpowiedzi.

Szukamy Bucky'ego Barnesa – Odparła Nakia. – Mieszka w tej chacie. – Wskazała ruchem głowy na gliniane zabudowanie.

Znam Białego Wilka – Zaśmiał się ironicznie. – A raczej wiem, kim jest. Ten człowiek nie jest zbyt towarzyski ani rozmowny, ale muszę przyznać, że nigdy też nie odmówił nikomu pomocy w naszej wiosce.

Wiesz może gdzie, teraz jest? – Wtrąciła się Azura.

Ostatnio bardzo rzadko się go tu widuję. Już zaczęliśmy uważać, że przeniósł się gdzie indziej. – Na jego słowa Azurę, ponownie zakuło serce, bo to przecież z nią Bucky mieszkał przez ostatnie tygodnie. Tak bardzo chciała wrócić do tamtego czasu, kiedy każdą noc spędzali razem. – Moja żona widziała go tu wczoraj późną nocą, gdy szła po wodę do studni. Mówiła, że chyba faktycznie Biały Wilk opuszcza na stałe naszą wioskę, ponieważ miał ze sobą dużą torbę i poszedł gdzieś wzdłuż rzeki. Może zdecydował się, wrócić tam skąd przybył? – Zagadnął obojętnie.

– Myślisz, że naprawdę James zdecydował się opuścić Wakandę? – Zapytała z przerażeniem Azura, spoglądając na stojącą obok przyjaciółkę. – Już kiedyś chciał przeze mnie wyjechać. – Mówiła bardzo szybko i emocjonalnie. – Co, jeśli... – Załamał jej się głos. – Co, jeśli to zrobił?

– Azura spokojnie – Położyła dłonie na ramionach dziewczyny, patrząc w jej zaszklone oczy. – Nie mamy teraz pewności. Ale jeśli Bucky faktycznie chciałby opuścić Wakandę, to miałby dwie możliwości: Pierwsza to musiałby przekroczyć granice oraz barierę, która jest jeszcze bardziej strzeżona niż wcześniej. Na pewno któryś ze strażników, zgłosiłby, gdyby go zauważył. Druga opcja to poprosiłby kogoś o transport. W obu tych przypadkach T'Challa od razu dostałby na ten temat informację. Dlatego teraz do niego zadzwonię i spytam się, czy coś wie. Dobrze?

Hybryda panicznie przegryzała dolną wargę i potrząsnęła głową. Drepcząc, zaczęła robić krótkie kursy w tę i z powrotem, nie mogąc ustać w miejscu. Nie potrafiła znieść potwornej wizji, że już nigdy nie spotka się z ukochanym.

Za to mieszkaniec wioski widząc, że już na nic się nie przyda, wrócił do swoich obowiązków. Nakia wystawiła przed siebie rękę i naciskając na odpowiednią kulkę bransoletki Kimoyo, próbowała skontaktować się Królem.

– No dalej – Wymruczała zniecierpliwiona, gdy koralik dłuższy czas tylko połyskiwał. Azura nadal chodząc przed przyjaciółką, wpatrywała się w bransoletę, oczekując, aż pojawi się hologram T'Challi. – Nie odpowiada – Powiedziała zrezygnowana, kiedy połączenie zakończyło się niepowodzeniem.

– Spróbuj jeszcze raz! – Zażądała bardzo ofensywnie, zbliżając się ciężkim krokiem do kobiety. – No dalej! – Krzyknęła nienaturalnie niskim głosem, a przez burzliwe emocje, których nie była w stanie kontrolować, jej kolor oczu zmienił się na błękitny.

– Azura natychmiast się uspokój! – Przybrała podobny ton co Biała Pantera. – Przecież staram się Ci pomóc!

Hybryda na ostre słowa Nakii znieruchomiała. W tamtym momencie zdała sobie sprawę, że zbyt gwałtownie oraz agresywnie zwróciła się do swojej najlepszej przyjaciółki. Wzięła głęboki wdech i pomrugała intensywnie powiekami, pod którymi czuła, że ponownie zbierają się łzy. Przywróciła swój naturalny kolor tęczówek i obdarzyła kobietę speszonym spojrzeniem.

– Przepraszam – Wyszeptała ze wstydem. – Naprawdę przepraszam Nakia.

– Już dobrze – Powiedziała łagodnie. Podeszła do dziewczyny, po czym ją czule do siebie przytuliła. Czuła jak ciało Azuri się trzęsie przez nasilenie nerwów. – Wróćmy teraz do Twojego domu. Tam spróbuje jeszcze raz zadzwonić do T'Challi. Wszystko się jakoś ułoży – Wyszeptała, głaszcząc kojąco przyjaciółkę po plecach.

Azura zgodziła się wrócić do swojej rodzinnej wioski. Była przerażona i zrozpaczona. Czuła się też winna, że Bucky mógłby z jej powodu opuścić Wakandę, w której miał swój azyl przed resztą świata. Jej pęknięte serce po raz kolejny dawało o sobie znać przez pulsujący ból.

Kiedy dotarły do domu, Nakia otworzyła przyjaciółce drzwi i wpuściła ją pierwszą do środka. W salonie czekała na nie zestresowała Okoye, która jak tylko zorientowała się, że wróciły, wyszła na korytarz. Zmartwiła się jeszcze bardziej, widząc swoją zapłakaną pasierbicę, która zgarbiona, otulała się ramionami.

– Rozmawiałyście z nim? – Zapytała.

Azura nic nie odpowiadając, ruszyła biegiem na piętro do swojej sypialni. Wchodząc do środka, zatrzasnęła głośno za sobą drzwi. Miała wrażenie, że pochłania ją otchłań pustki. Krążyła po pokoju. Było jej duszno, przez co bardzo ciężko oddychała. Nagle jej rozgoryczenie, przeistoczyło się w czysty gniew, który był kolejną fazą w żałobie po rozstaniu z ukochaną osobą. Wściekała się na Jamesa. Gdy wyobrażała sobie jego twarz, już nie czuła tęsknoty oraz żalu, tylko miała ochotę go rozszarpać gołymi rękoma. Cała rozdygotana usiadła na podłodze, opierając plecy o drewnianą ramę łóżka. Podkurczyła nogi do klatki piersiowej. Płakała, wznosząc oczy do sufitu. Oparła łokcie o kolana, wtedy spuściła wzrok na swój nadgarstek, na którym wisiała bransoletka o czarno-białych koralikach, z pozłacaną zawieszką w kształcie głowy pantery oraz rzemykowymi chwostkami. Wcześniej uwielbiała tę biżuterię, ponieważ dostała ją od Bucky'ego i to jeszcze w wakandyskie święto miłości, podczas którego doszło do ich pierwszego intymnego zbliżenia. Była piękną pamiątką ich kiełkującej miłości. Jednakże w tamtej chwili pierwszy raz przyglądała się bransoletce z nienawiścią.

– Obiecuję, że Cię ochronię... Przysięgam, że Cię nie opuszczę – Zaczęła powtarzać jeszcze nie tak dawno wypowiedziane do niej słowa Jamesa. Głos Azuri był przesiąknięty pretensją oraz gorzką ironią. – I co mi po twoich bezwartościowych obietnicach?!

Kierowana gwałtownym impulsem, zdjęła z nadgarstka bransoletkę i niewiele myśląc, rzuciła ją przed siebie, przez co w efekcie roztrzaskała się o przeciwną ścianę. Koraliki odbiły się kilkukrotnie od drewnianych paneli, a następnie przetoczyły się w różnych kierunkach. Dopiero po chwili dotarło do Azuri, co właśnie zrobiła i od razu tego pożałowała. Przetarła dłońmi mokre policzki, po czym na klęczkach zaczęła chaotycznie zbierać wszystkie elementy zepsutej biżuterii. Kolejne jej łzy skapywały na podłogę. Była tak pogrążona w szukaniu wszystkich koralików, że nawet nie zauważyła otwierających się drzwi od jej pokoju.

– Co robisz? – Usłyszała nad sobą zmartwiony głos Okoye.

– Bransoletka od Jamesa... – Załkała histerycznie, pociągając nosem. – Zepsuła się.

– Pomogę Ci.

Okoye udało się znaleźć kilka koralików pod łóżkiem. Podała je swojej przybranej córce, która zaczęła im się dokładniej przyglądać.

– Nie ma...– Jęknęła z żałością.

– Czego nie ma kochanie?

– Zawieszki pantery – Wydusiła na drżącym oddechu.

– Spokojnie zaraz ją znajdziemy – Ponownie rozejrzała się po każdej części pomieszczenia. Jednocześnie z niepokojem obserwowała, jak dziewczyna niedbale i bardzo pośpiesznie wszystko podnosi albo przesuwa. Wreszcie Okoye znalazła złotą zawieszkę, która leżała w kłębkach kurzu w kącie, pod nocnym stolikiem. – Mam ją – Oświadczyła, następne podając pasierbicy jej zgubę.

– Dziękuję – Wysapała z ulgą w głosie. Hybryda podeszła do swojej toaletki, po czym opróżniła z niewielkiej szkatułki całą jej zawartość i to właśnie do niej wsypała wszystkie elementy zepsutej bransoletki. – Muszę ją jakoś naprawić – Wyszeptała bardziej do siebie.

– Nakia powiedziała mi, czego dowiedziałyście się o Bucky'm. – Mówiąc to, Okoye przysiadła na krawędzi łóżka. – Nie martw się, znajdziemy go. Na pewno tylko gdzieś się zaszył.

– A co jeśli już nigdy nie będzie chciał się ze mną spotkać? – Spojrzała ze zrezygnowaniem na swoją przybraną matkę. – Za bardzo go skrzywdziłam i tym wszystkim obciążyłam. Po prostu miał tego dość. I miał dość mnie.

– Nie mów tak Azuro...

– Gdybyś wiedziała o wszystkim, to też byś mnie opuściła, mimo że teraz uważasz inaczej – Okoye otworzyła usta, aby zaprzeczyć, jednak dziewczyna nie dała jej dość do głosu. – Słyszałam Twoją rozmowę z Nakią. Ona sama się domyśla, że prawda o moim przeznaczeniu jest zbyt przerażająca, dlatego nawet o to nie dopytuję. Naprawdę chciałam wam o wszystkim powiedzieć, ale teraz kiedy James ode mnie odszedł, dotarło do mnie, że nie mam prawa was tym obciążać.

– Nieważne, jaka jest prawda, to i tak będę Cię wspierać – Wypowiedziała każde słowo dobitnie i z pewnością.

– Tak samo wmawiał mi James – Rzuciła oskarżająco. – Powtarzał, że nigdy mnie nie opuści, że zawsze będę mogła liczyć na jego wsparcie i że zrobi dla mnie wszystko. I teraz tak nagle...– Zawiesiła głos, gdy do jej głowy wpadła niepokojąca myśl. Otworzyła szerzej oczy, a jej ciało zalała fala gorąca. Ponownie zawładnęła nią czysta wściekłość. – Muszę iść.

– Dokąd znowu? – Zapytała Okoye, równocześnie wstając z łóżka, gdy Hybryda otworzyła drzwi sypialni. – Azura! – Ruszyła za nią. – Odpowiedz mi! – Zażądała, łapiąc dziewczynę za nadgarstek.

– Idę do świątyni – Odpowiedziała, wyrywając się z uścisku przybranej matki.

– Ja i Nakia pójdziemy z Tobą.

– Nie – Odparła stanowczo. – Muszę tam iść sama.

Zanim Okoye zdążyła ponownie zaprotestować, Biała Pantera wybiegła z domu i tym samym tempem ruszyła w stronę świętych gór.

~*~

Poczuła spokój oraz niezwykłą lekkość, gdy jej dusza przedostała się do świata przodków. Sawanna otoczona jaśniejącą wokół zorzą prezentowała się jak zawsze magicznie. Jednak to miejsce nie wzbudzało już w Azurze żadnej sympatii. Zaczęła iść przed siebie wśród wysokiej trawy. Wpatrywała się nieustannie w rozgwieżdżone niebo, motywując się to spotkanie ze znienawidzoną boginią.

– Bast! – Wezwała ją po raz pierwszy, jednak odpowiedziała tylko cisza. – Bast wiem, że mnie słyszysz! Ukaż mi się! – Ponownie nic. – Do jasnej cholery Bast! – Wrzasnęła wściekle.

Tym razem niebo zajaśniało jaskrawym blaskiem, który oślepił Hybrydę.

– I po co te nerwy moja droga? – Usłyszała przed sobą ten okropny, przepełniony sztuczną sympatią głos.

Azura spięła każdy swój mięsień, widząc przed sobą kobietę, której na twarzy malował się szyderczy uśmiech. Jak zawsze prezentowała się w swojej sukni bardzo pięknie i dostojnie. Biła od niej władcza aura. I tak jak to miała w zwyczaju, patrzyła na Białą Panterę z wyższością.

– Co zrobiłaś Jamesowi?! – Wypaliła od razu, czując narastającą frustrację.

– Temu Twojemu kochasiowi? – Zaśmiała się z kpiną. – A co niby mogłabym mu zrobić? Co? Jakieś kłopoty w raju?

– Jesteś nieobliczalna! – Wysyczała z pełnym jadem w głosie. Przymrużyła wściekle powieki i zrobiła krok w kierunku bogini. – Nie udawaj fałszywa zdziro, że nie masz nic wspólnego, z tym że James ode mnie odszedł! Zmusiłaś go to tego? Zawładnęłaś jego umysłem? Znając Ciebie, mogłabyś coś takiego zrobić!

– Zmień swój ton Azuro, to po pierwsze. – Powiedziała twardo, również zbliżając się do dziewczyny. Dzielił je ledwie metr, przez co Biała Pantera musiała zadrzeć głowę, aby nie przerwać z boginią bitwę na złowrogi wzrok. – Po drugie, nie przeczę, że nie jestem w stanie zmanipulować czyimś umysłem, ale mogę to zrobić tylko z moimi wiernymi, którzy mają w sobie błękitny gen. Niestety ty się do tego grona nie zaliczasz przez moce, jakie ode mnie posiadłaś. Wielka szkoda, bo wszystko byłoby prostsze, gdybyś była bardziej uległa na moje sugestie – Dodała z wyrzutem, na co Azura ostentacyjnie prychnęła z obelgą. – Ale wracając do Twojego pytania, to odpowiedź brzmi nie. Nie zawładnęłam umysłem Jamesa Barnesa i tym samym do niczego go nie zmusiłam. Przeciwieństwie do ciebie moja droga Azuro.

Na ostanie zdanie wypowiedziane z czystą szyderczością przez Bast, wzdrygnęła się, a jej pewność oczach momentalnie przygasła. Przegryzła wnętrze policzka, czując, jak pod powiekami zbierają jej się łzy, jednak powstrzymywała się z całych sił, aby nie uronić ani jednej w obecności bogini.

– Co ciężko jest Ci się pogodzić z faktem, że z Twojego powodu ukochany Cię opuścił? – Zadrwiła.

– To i tak Twoja wina! – Nie była już w stanie mówić bez drżącego głosu. – Gdyby nie Ty i Twoje chore plany przejęcia wszechświatem! To TY doprowadziłaś mnie do stanu, przez który się załamałam i tak zachowywałam. Gdyby nie Ty...

– Skończ się ośmieszać Azuro. – Przerwała jej swoim dominującym tonem. – Gdyby nie ja i to, czym Cię obdarzyłam, to James Barnes nawet by nie zwrócił na Ciebie uwagi. Nawet wasze spotkanie wynikło przez Twoje moce i związane z nimi dziecinnym heroizmem. Zaintrygowałaś go. A przez Twoje trudności z magicznymi umiejętnościami, nad którymi nie panowałaś, mógł Ci pomóc i tym samym oderwać myśli od swoich osobistych problemów. Spójrz prawdzie w oczy, byłaś tylko dla niego odskocznią. Ale koniec końców musiało go to przerosnąć. Stałaś się dla niego tylko jeszcze większym utrapieniem emocjonalnym.

Azura zamilkła i zerwała z Bast kontakt wzrokowy. Bolały ją słowa bogini, ponieważ od momentu rozstania, również uważała, że to ona była powodem, dla którego Bucky postanowił odejść. Jednak miała przez chwilę nadzieję, że to Bast w jakiś sposób przyczyniła się do jej miłosnej straty, ponieważ wtedy mogłaby jeszcze zawalczyć o ukochanego. Zmierzyłaby się z nią nawet w tamtym momencie, aby odzyskać to, co utraciła z Jamesem. Ale straciła go i nie mogła zmusić do powrotu. Nie wbrew jego woli. Nawet jeśli nad życie pragnęła znaleźć się – chociaż ten ostatni raz – w opiekuńczych ramionach Jamesa, to nie zamierzała popełnić tego samego błędu, żeby go do czegoś zmuszać.

Załamana tą prawdą osunęła się kolanami na ziemię, a palce obu dłoni zacisnęła w kłębach wysokiej trawy. Zaczęła bezsilnie szlochać, nie zważając już też na to, że powinna przed Bast zachowywać niewzruszoną postawę. Poddała się.

– Witaj Królu T'Challo synu T'Chaki i Ramondy. – Powiedziała nagle Bast.


**************************************************************************

Przysięgam, że jest to przedostatnia rozdział. Po prostu musiałam go podzielić, ponieważ byłby za długi. A już naprawdę niedługo pojawi się finałowy rozdział oraz Epilog!

Z tego miejsca chciałam wam wszystkim życzyć udanego sylwestra oraz żeby nowy rok ukazał się lepszy od poprzednich. Bawcie się dobrze w tę noc. Szalejcie ile się da! (Ale oczywiście z głową). Mam też nadzieję, że następny rok przyniesie dla mnie o wiele więcej weny, abyśmy razem mogli przeżywać (miejmy nadzieję) dalszą historię Azuri i Bucky'ego.

Samotnywilk82


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro