wpis #22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

19 marca 2020

W mojej klasie jest dziewczyna, której jestem pierwszą miłością. Ufam, że jest ze mną szczęśliwa. Nie zniósłbym myśli, że mogłoby być inaczej.

Okazało się, że nasi rodzice na początku sami chcieli zaplanować naszą wycieczkę do Włoch, ale doszli do wniosku, że lepiej będzie, jeśli sami ją zaplanujemy. Ojczym Zjawy zadzwonił do mnie wczoraj, żeby przekazać mi najważniejsze informacje dotyczące budżetu, jaki mamy oraz powiedział, że będziemy musieli ułożyć kosztorys. Zapewnił, że w razie czego nam pomoże i stwierdził, że nie musimy się spieszyć, ale powinniśmy się wyrobić do końca kwietnia. Zasugerował dyskretnie, że powinienem zrobić coś, żeby ta wycieczka była dla Zjawy niezapomnianym przeżyciem. Dodał, że jest w stanie mi zaufać, ale potrzebuje na to trochę czasu. Na koniec życzył mi, żebym niczego nie zepsuł i rozłączył się. Rozmawiało mi się z nim odrobinę niezręcznie z racji tego, że nastawiłem się, że dzwoni do mnie przekazać jakąś straszną wiadomość, na przykład, że zmielił zdanie i mam przestać spotykać się z jego córką. Odetchnąłem z ulgą, że nie o to mu chodziło.

Jeśli chodzi o Dawida i konsekwencje niszczenia mienia szkoły, niewiele mi zdradził. Był już u dyrektora i dostał karę, ale nie chciał powiedzieć jaką. Stwierdził, że powinienem zająć się Zjawą, a jego zostawić w spokoju, dopóki sam nie przyjdzie po radę. Kiedy spytałem się, czy jest na mnie zły, odpowiedział, że nie. Jego zachowanie było dla mnie niezrozumiałe. Nie miałem pojęcia, o co może mu chodzić, ale wolałem nie pytać. Zawsze miałem problem ze zrozumieniem innych, w szczególności Dawida. Nadal nie znalazłem na to rozwiązania, chociaż czasem wydaje mi się, że jestem na dobrej drodze, a to dzięki Zjawie. Próbując ją zrozumieć, uczę się, jak to jest słuchać, a nie mówić. Ona mnie zmienia i to na lepsze. Zaczynam powoli słuchać innych ludzi zamiast tylko mówić im o swoich problemach.

Na treningu z Maćkiem, który załatwił nam wstęp na szkolne boisko byłem całkowicie skupiony na rozgrzewce, choć cały dzień planowałem, jak powiedzieć Zjawie, że chciałbym dzisiaj poznać ją ze swoim kuzynem, Filipem. Nie zdążyłem powiedzieć jej tego w szkole, więc stwierdziłem, że po treningu przyjadę pod jej dom. Okazało się, że nie musiałem tego robić.

- Ej, Duchu! Czy to nie twoja Zjawa? - spytał Dawid, wskazując na dziewczynę stojącą koło naszej ławki.

- Tak to ona. Za chwilę wracam, chłopaki! - odrzuciłem piłkę do Daltona.

- Masz pięć minut! - usłyszałem surowy głos Maćka, który zignorowałem.

Podbiegłem do Zjawy, a ona uśmiechnęła się do mnie tajemniczo.

- Cześć. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, co? - wskazała głową na boisko.

- Nie, co się stało? - zaciekawiłem się, ponieważ nigdy jeszcze nie nachodziła mnie podczas moich treningów.

- Masz czas o szesnastej?

- Dla ciebie zawsze - posłałem jej swój zawadiacki uśmiech.

- Świetnie! Przygotuj się. Pojedziemy nad jezioro - pocałowała mnie w policzek i odeszła pośpiesznym krokiem.

Patrzyłem w ślad za nią z szerokim uśmiechem, dopóki w głowę nie uderzyła mnie piłka od Maćka. Podniosłem ją i ujrzałem jego surową minę oraz uśmiechającego się głupkowato Daltona.

- Pięć minut minęło - za plecami Maćka zauważyłem Dawida machającego do Gabrysi. Odpowiedziała mu tym samym.
Westchnąłem, wracając do treningu, choć nie uwierzyłem Maćkowi. Na pewno nie liczył minut.

Nie miałem nawet czasu zastanowić się, dlaczego Zjawa miała ochotę pojechać nad jezioro, ale intuicja podpowiadała mi, że chodziło jej o nową historię samobójcy, czyli kolejny odrzucony sposób. Mam szczerą nadzieję, że to już ostatni, a ona przestanie dalej szukać. W końcu tak dobrze nam się układa. Powinna to zauważyć. Powinna poczuć się szczęśliwa. Ufam, że tak się czuje. Nadal chcę wierzyć, że ja jej wystarczę.

O ustalonej godzinie stałem przed jej domem. Stwierdziłem, że przyjadę po nią samochodem, pojedziemy nad jezioro, a gdy będziemy stamtąd wracać, udamy się prosto do Filipa, żeby mogła go poznać. Byłem dumny z mojego planu. Brzmiał naprawdę dobrze.

Moje przemyślenia przerwała Zjawa, wychodząca z domu. Zauważyłem, że ubrała się na czarno i wzięła ze sobą plecak. Tylko skarpetki były żółte, na co przewróciłem oczami. Przywitałem ją krótkim pocałunkiem, ponieważ miałem taką ochotę. Po nim uśmiechnęła się do mnie i poszła zająć miejsce z przodu. Wsiadłem do środka.

- Wiesz jak dojechać nad jezioro?

- Oczywiście - odparłem.

- Super.

Ruszyłem z miejsca.

- Mogę włączyć radio? - skinąłem głową, pozwalając jej.

Zaczęła lecieć muzyka, która sprawiała, że nie musieliśmy rozmawiać. Kiedy stanęliśmy na czerwonym świetle, zacząłem zastanawiać się czy włączenie muzyki przez Zjawę było celowe. Pomyślałem, że mogła obawiać się tego, że rozpocznę niewygodny temat o Kaśce. Po głębszym jednak zastanawieniu stwierdziłem, że przesadzam. Przecież powiedzieliśmy sobie już wszystko, co trzeba. Kolej na jej rozmowę z Kaśką. Jeśli one wszystkiego sobie nie wyjaśnią, ja będę musiał przemyśleć nasz związek. Nie chciałbym, żeby Zjawa była ze mną nieszczęśliwa. Gdyby okazało się, że woli Kaśkę, odsunąłbym się ze złamanym sercem i pozwoliłbym im być razem. Jestem spokojny, ponieważ wiem, że to nigdy się nie stanie. W końcu to ja jestem jej Duchem.

Prowadziłem samochód z automatu, więc nawet nie zauważyłem, kiedy dojechaliśmy. Z parkingu trzeba przejść kawałek, by trafić na brzeg jeziora, w którym jeszcze nie można się kąpać. Wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się na plażę, która zwykle jest strzeżona w sezonie letnim. Z powodu pory roku nie zastaliśmy tam wielu ludzi, co było do przewidzenia. Zjawa wyjęła z plecaka fioletowy koc, który rozłożyła kilkanaście kroków przed wodą na chłodnym piasku. Usiadła i skinęła na mnie głową, więc zająłem miejsce obok niej.

- Tutaj o tej porze, czyli o szesnastej pięćdziesiąt sześć, dwa lata temu znaleziono topielca - wpatrywała się w wodę. - Ciało należało do siedemnastolatka. Prawdopodobnie popłynął na środek jeziora, ale nie wiadomo czy tam dotarł. Utopił się z powodu nieszczęśliwej miłości. Zostawił dla bliskich list, w którym wyjaśnił, że od zawsze kochał wodę, dlatego wybiera ją. Napisał, że słyszał jej wołanie od dawna i wreszcie postanowił na nie odpowiedzieć. Oczywiście to była metafora. Porównał wodę do kochanki, ale w tym samym liście zaznaczył, że zawsze będzie kochał swoją Melanie, chociaż ona kocha innego. Miał na imię Dominik Furman. Jego metoda jest ciekawa, ale nie jest dla mnie...

- Słyszałem o tym - odpowiedziałem ponurym głosem.

- Wszyscy słyszeli, ale mało kto o tym pamięta - odparła spokojnie, wciąż patrząc w toń wody.

- Faktycznie.

Zaskoczyła mnie historią Dominika. Chodził ze mną do klasy w podstawówce, ale przeprowadził się w trzeciej i zmienił szkoły. Nasz kontakt się urwał. Szczerze mówiąc przypomniałem sobie o nim, gdy było już za późno, czytając w lokalnej gazecie o topielcu. Od Daltona dowiedziałem się dopiero o jego tożsamości i to on uświadomił mi, że chodziliśmy z nim kiedyś do klasy. Zaskoczył mnie. Myślałem potem długo o Dominiku, ale zawsze dochodziłem do tego samego wniosku. Był w moich oczach tchórzem, ale dzisiaj pomyślałem o nim po raz pierwszy jako o ofierze swojego własnego mózgu, a to dzięki Zjawie.

- Słuchaj, nie wiem czy to najlepszy moment, ale chciałbym poznać cię z moim kuzynem, Filipem. Aktualnie jest pewnie w swoim wynajmowanym mieszkaniu, ale nie będzie miał nic przeciwko temu, żeby wyskoczyć z nami do parku - spojrzałem na nią, uwalniając się od myśli o Dominiku.

- Dobra to jedźmy do niego. Chętnie go poznam - wstała niemal natychmiast i spojrzała na mnie z góry, obdarzając mnie lekkim uśmiechem.

Pomogłem złożyć jej koc i upchnąć go z powrotem do plecaka. Wyciągnąłem do niej rękę, którą przyjęła i tak idąc, wróciliśmy do samochodu.

- Jaki on jest? - usłyszałem, siadając za kierownicę.

- Ma dobre serce, ale udaje twardziela. Zresztą sama zobaczysz - ruszyłem z miejsca.

- Dlaczego udaje? - spytała, unosząc z zaciekawieniem brew.

- Uważa, że powinien być twardzielem, ponieważ dawno temu zauważył, że tylko tacy potrafią wzbudzić należny respekt oraz serca kobiet. Wielokrotnie mówiłem mu, żeby był sobą, ale ignorował mnie. Stwierdziłem, że poczekam, aż znajdzie jakąś dziewczynę, która uświadomi mu, że się myli. Czasem tylko miłość jest w stanie zmienić człowieka - wzruszyłem ramionami.

- Nie tylko. Co powiesz o trudnych lub kryzysowych sytuacjach? Chcesz powiedzieć, że one nie zmieniają ludzi?

- Czy ty chcesz podważyć moje zdanie? - zaśmiałem się.

- Chcę tylko uświadomić ci, że zapominasz o innych czynnikach odpowiadających za ludzkie zmiany - odparła ze spokojem.

- Chyba ci się udało - stwierdziłem, parkując na parkingu przed blokiem Filipa.

Oboje wyszliśmy z samochodu i poszliśmy razem do klatki schodowej. Zadzwoniłem na domofon podekscytowany ich spotkaniem.

- Słucham? - usłyszałem jego głos.

- Hej. Wpuść nas albo zejdź na dół. Twój wybór.

Usłyszałem jak wzdycha, ale w niecałe pięć minut już schodził ze schodów i wyszedł z klatki schodowej. Pierwszy raz zwróciłem uwagę na jego ubiór, wyobrażając sobie, że patrzę na niego oczami Zjawy. Miał na sobie granatową bluzę z nadrukiem deskorolki, czarne znoszone spodnie i swoje także czarne adidasy. Podszedł od razu do Zjawy i uścisnął jej rękę.

- Miło cię poznać, Zjawo. Cieszę się, że jesteście razem. Jak już pewnie wiesz, mam na imię Filip i jestem najlepszym kuzynem na świecie, dzięki któremu Duch może wozić cię wszędzie tym passatem.

- Mi również miło cię poznać - obdarzyła go jednym ze swoich pięknych uśmiechów.

- To co? Idziemy się przejść? - Filip spojrzał na mnie.

- Możemy - odparłem ze śmiechem.

- W takim razie chodźmy - ruszył przodem.

Poszliśmy za nim. Nie miałem pojęcia, co planuje, ale postanowiłem się tym nie przejmować. W tamtym momencie zaufałem mu.

- Jesteście głodni? Bo możemy skoczyć do pizzerii. Dostałem dzisiaj wypłatę - rzucił Filip od razu.

- Dobra tylko napiszę mamie, że nie będzie mnie na kolacji.

- Myślę, że ona o tym wie - uśmiechnął się, wskazując głową na Zjawę. Przewróciłem oczami i napisałem wiadomość do mamy.

- Świetnie! Znaczy, że ty płacisz? - spytała Zjawa, unosząc brew.

- Jasne. Postawię wam pizzę, a wy w zamian opowiecie mi o was - spojrzał na nią wyzywająco.

- Zgoda.

- Świetnie - uśmiechnął się.

Filip poprowadził nas skrótem, który wiódł przez park obok jego bloku. Opowiadał po drodze o swoim dniu w pracy. Nie pamiętam dokładnie, co mówił, bo na chwilę się wyłączyłem. Rozmyślałem o tym, jak dobrze jest mi iść na pizzę z nim i Zjawą. Byłem szczęśliwy, widząc ich razem rozmawiających. Nie skupiłem się na ich słowach, ponieważ utonąłem we własnych uczuciach, ale widziałem, że się zaprzyjaźniają, co sprawiło, iż ma mojej twarzy widniał uśmiech niemal przez całą drogę. Nawet nie zauważyłem, kiedy siedzieliśmy już przy stolikach i oglądaliśmy menu.

- Skoro ja płacę, ja wybiorę nam pizzę. Jakiś głos sprzeciwu?

- Spoko, ale nie eksperymentuj ze smakami i weź jeszcze colę.

Zjawa nie miała nic do dodania, więc Filip zniknął nam z oczu i poszedł zamówić jedzenie.

- Zakład, że wybierze hawajską? - usłyszałem głos Zjawy. Zaskoczyła mnie, ale nie dałem tego po sobie poznać.

- Znam go lepiej. On nie lubi ananasów.

- Jeśli wygram, postawisz mi frytki - rzuciła mi wyzywające spojrzenie, ignorując moje słowa.

- Dobra, ale jeśli ja wygram, nocujesz dzisiaj u mnie - odwzajemniłem jej spojrzenie.

- Spoko.

Gdy Filip wrócił, nie wyjawił nam, co zamówił, ale przyniósł nam półlitrowe butelki coli. Usiadł naprzeciw mnie i spojrzał w oczy Zjawie, która siedziała obok.

- Jak się poznaliście?

- Znasz tę historię - przewróciłem oczami.

- Tak, ale chciałbym poznać jej punkt widzenia.

- W porządku. Po prostu chodzimy do jednej klasy, a Duch ni z tego, ni z owego postanowił do mnie zagadać, tym samym rozpoczynając dalszy rozwój wydarzeń. W międzyczasie zdałam sobie sprawę, że zakochuję się w nim i wpuściłam go do swojego świata, choć na początku miałam wątpliwości. Nie żałuję tego pomysłu.

- Super. Naprawdę się cieszę z waszego związku. Mam nadzieję, że nie będę musiał go pocieszyć i nie zrobisz mu krzywdy - oznajmił z powagą.

- Co ty mówisz? Nie wiem, jak ona mogłaby mnie skrzywdzić - odparłem wciąż wspominając jej słowa, które sprawiły mi radość.

- Też mam taką nadzieję... - prawie niedosłyszałem jej słów, później o nich zapomniałem. Sam nie wiem, co o tym myśleć.

- Jasne.

- A jak ci idzie z Hanią? - zmieniłem temat, chcąc uniknąć niezręcznej ciszy i przypominając sobie o jej istnieniu.

- Świetnie. Wczoraj przyszła z jedzeniem do warsztatu, kiedy miałem przerwę. Zrobiła mi niespodziankę - uśmiechnął się do mnie.

- Niemasowite.

- To twoja dziewczyna? - spytała Zjawa trochę niepewnie.

- Tak. W czerwcu mamy rocznicę naszego związku. Uprzedzając twoje następne pytania, poznaliśmy się w warsztacie, kiedy naprawiałem jej samochód. Zaprzyjaźniliśmy się. Miała wtedy chłopaka, więc byłem trochę na uboczu. Kiedy z nią zerwał, przyszła do mnie. Zbliżyliśmy się do siebie. Pomogłem jej się podnieść, a ona odwdzięczyła mi się swoją miłością. Zrozumiałem, że to na nią czekałem. Zastanawiam się czy już nadszedł ten czas, żeby się jej oświadczyć. Pogadamy o tym na osobności, Duchu. Wybacz Zjawo, ale to coś, co muszę przegadać z moim kuzynem - puścił do niej oczko, a ja prawie zakrztusiłem się colą.

- Dobrze się czujesz? Ona jeszcze może cię zostawić. Poczekałbym jeszcze...

- Spokojnie, kuzynku. Wszelkie uwagi przyjmę chętnie jutro. Dzisiaj jestem zbyt padnięty, żeby o tym rozmawiać. To zaledwie pomysł. A teraz pozwólcie, że was na chwilę zostawię. Nie przesadzajcie z obciskiwaniem się, kiedy mnie nie będzie - wciąż wesoły udał się w kierunku toalet.

Wiedziałem, że tym sposobem chciał dać mi czas na przyswojenie sobie informacji o fakcie, że chciałby się oświadczyć, ale zastanawiałem się czy on czasem zwyczajnie nie uciekł od moich dalszych uwag. Nigdy nie potrafił rozmawiać o uczuciach przy obcych dziewczynach. Co prawda znał Zjawę, ale tylko z moich opowieści.

- Musi kochać tę Hanię - stwierdziła Zjawa, a ja to zignorowałem.

Zacząłem rozmyślać o wyznaniu Filipa. Zaskoczył mnie. Nie miałem pojęcia, że postanowi oznajmić to przy Zjawie. Pewnie nie chciał trzymać tego w sekrecie. Nie rozumiałem jednak jego toku myślenia. Miał dopiero dwadzieścia trzy lata i już planował się oświadczyć dziewczynie o dwa lata młodszej, o której zapomniałem, że ją ma. Dawno o niej nie mówił, myślałem, że zerwali. Cóż. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Wiedziałem, że ją kochał, ale wątpliłem w jej miłość. Szczerze mówiąc, nie dawałem im dużo czasu. Wytrwali więcej niż zakładałem, ale to i tak nic nie znaczyło. Myślę, że spodziewał się mojego sprzeciwu, dlatego uciekł do łazienki. Chyba wolał, żebym to wszystko najpierw przemyślał zanim wyrażę swoje zdanie. Postanowiłem przegadać to z nim jutro. Będę miał czas znaleźć argumenty, których łatwo nie zignoruje.

Przez zamyślenie nie zauważyłem, kiedy wrócił Filip z hawajską dużą pizzą. Znów mnie zaskoczył, a Zjawa posłała mi zwycięski uśmiech.

- Mam nadzieję, że wszyscy lubicie ananasy - zaśmiał się, a ja zmierzyłem go wzrokiem.

- Podobno ty nie lubisz ananasów - prychnąłem.

Na pewno był w zmowie ze Zjawą. Zrobił to celowo, żebym przegrał.

- Jestem gotów dać im szanse - uśmiechnął się do mnie i daję słowo, że puścił oczko do Zjawy.

- Zaraz wracam. Idę po frytki - oznajmiłem, biorąc kawałek pizzy.

Po złożeniu zamówienia kazano mi poczekać, ponieważ miało być szybko gotowe. Wróciłem do naszego stolika już z dużą porcją frytek, którą położyłem obok Zjawy. Obdarzyła mnie swoim zwycięskim uśmiechem. Zauważyłem, że kiedy mnie nie było najwyraźniej rozmawiali. Przyłapałem ich na wymienianiu się numerami. Wraz z moim przyjściem ich rozmowa najpewniej się urwała, ale myślę, że było to coś ważnego, co miało pozostać dla mnie tajemnicą, dlatego postanowili dokończyć ją przez telefon.

- Nie jesteś za dobry dla niej? - usłyszałem głos kuzyna.

- Nie aż tak, jak ty jesteś dla Hani.

- Ej, co cię ugryzło?

- Po prostu przegrał zakład - wyjaśniła Zjawa, posyłając mi raz jeszcze zwycięski uśmiech.

- Już rozumiem. Dlatego te frytki.
Zjawa była tak miła, że podzieliła się nimi z nami, a dla mnie zostawili dwa kawałki pizzy, więc nie gniewałem się długo.

Kiedy skończyliśmy jeść i śmiać się z żartów Filipa, który postanowił nas rozbawić żartami typu: „Dlaczego Batman miał piątkę z wf-u" (bo zawsze miał strój), wyszliśmy z pizzerii. Na dworzu było jaśniej, niż w lutym i styczniu o tej porze, co sprawiło mi radość. Lubię, kiedy o siedemnastej jest jasno. Można dłużej chodzić po mieście. Wracaliśmy tą samą drogą, którą szliśmy, czyli przez park. Wyrzuciłem po drodze swoją pustą butelkę po coli, a zakrętkę oddałem Filipowi, który zbiera zakrętki dla jakiegoś niepełnosprawnego dzieciaka swojego znajomego. Jestem z tego powodu dumny z niego.

- Miło było. Do zobaczenia - pożegnał nas mój kuzyn i zniknął w bloku.

Z mojego dobrego serca odwiozłem Zjawę do jej domu, starając ukryć się zawód, który powstał po przegraniu zakładu. Chciałem, żeby dzisiaj u mnie nocowała, ale wolałem wyjść na kogoś pogodzonego z porażką, dlatego jej nie namawiałem. Postanowiłem następnym razem założyć się o coś, co na pewno wygram.

- Już rozumiem dlaczego tak go lubisz. Jest w porządku - oznajmiła Zjawa, kiedy zaparkowałem obok jej domu.

Nie dała mi szansy odpowiedzieć. Pocałowała mnie na pożegnanie i wybiegła z samochodu, by później zniknąć w drzwiach. Byłem z niej dumny, ale wciąż uciekałem myślami, zastanawiając się o czym mogła rozmawiać z Filipem. Chciałbym go jutro o to zapytać. Obym nie zapomniał, chociaż może nie powinienem zaprzątać sobie tym głowy. Gdyby było to coś ważnego, już bym o tym wiedział. Chyba nie powinienem się tym martwić. Resztę nocy spędzę na rozmyślaniu o Filipie i jego możliwych oświadczynach. Może zadzwonię też do Dawida, żebym wyszedł na lepszego przyjaciela, niż jestem. Poza tym jestem zadowolony z dzisiejszego dnia. Zjawa i Filip najwyraźniej się polubili, co mnie cieszy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro