Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tony 

- To tutaj - powiedziałem wskazując na ścianę opuszczonego budynku - Thor mógłbyś użyczyć mi swojego młota? - zapytałem. 

- Nie jesteś godny, wybacz - powiedział z uśmiechem i wymachiwał swoim młotem. 

- Przypominam, że ratujemy tu Steve'a! - warknąłem i tupnąłem nogą w ziemie. Mogłem zniszczyć ścianę, ale wyrządziłbym więcej hałasu plus to, że za ścianą jest Steve... Mógłbym mu coś zrobić, a wtedy sam sobie nie wybaczę! 

- Daruj sobie Thor - powiedziała Natasza i podniosła Thor'a używając go jako młota i rozwaliła nim ścianę - I po problemie - powiedziała i położyła Thor'a na ziemie, otrzepując przy tym ręce. Czasami mnie ona przeraża... Albo fascynuje... 

 Kiedy kupa dymu opadła mogłem ujrzeć zarysy ciała Steve'a. 

- Steve! - wykrzyczałem i podbiegłem do niego popychając przy tym Natasze, która tak samo pędziła do niego. Był w samych bokserkach... Uhh... Nie! Stark nie możesz teraz odpływać w zboczoność! Tu ratujesz swoją miłość ty idioto! Nim się obejrzałem z mojego nosa zaczęła kapać krew. Aby nie zabrudzić hełmu zdjąłem go i zatarłem krew z nosa. 

 Steve wyglądał na nieprzytomnego. 
- Steve... - powiedziałem, kiedy ująłem jego twarzyczkę w rękach. Chciałbym poczuć jego ciepło... Ale przez metalową zbroje nie mogłem! 

- T-Tony?... - powiedział zachrypniętym głosem, kiedy otworzył oczy. Jego ręce za plecami były związane.

- Spokojnie Steve zaraz zabierzemy twoje cztery litery w bezpieczne miejsce - powiedziałem. Tak do mojego łóżka... Mam nadzieje, że schowałem do szafy nowe poduszki z Kapitanem. 

- Tony wiedziałem, że mnie uratujesz tak się ciesze, że tu jesteś... - powiedział z najcudowniejszym uśmiechem na świecie. Moje serce przeżywało teraz wojnę światową przez słowa Steve'a. Aż czułem, że się rumienie... Bo przecież sobie mnie przypomniał! O tak!

- Też się ciesze, że mogę znowu cię zobaczyć... - wypowiedziałem bezmyślnie. Po prostu moje ciało to powiedziało, albo prędzej serce. To na dole odezwie się, kiedy Steve będzie leżał na mym łóżku. 

- Tak się ciesze... - powiedział, a na jego ustach pojawiał się dziwny uśmiech... Uśmiech psychopaty... 

  Chciałem już coś powiedzieć, ale w pokoju zaczął wydzielać się biały dym. Strasznie śmierdział i zacząłem kaszleć. Tracąc świadomość i czując bezwładność ciała zsuwałem się na ziemie widząc ten straszny uśmiech Steve'a... Uśmiech, który nie należał do Steve'a którego ja znam... 

***

  Czułem jak głowa mi pulsuje. Otworzyłem oczy widząc szare pomieszczenie w którym jestem. Światło dawało jedynie mała żarówka zawieszona na suficie. Syknąłem z bólu, kiedy podniosłem się z ziemi. Ręce miałem zawiązane czymś za plecami i zostałem pozbawiony zbroi. Mam nadzieje, że to Steve mnie z niej zdejmował... Bo jeśli Bucky dotykał mnie tymi brudnymi rękami... Ale co ważniejsze co on robił z Steve'm! Jeśli go... Wykorzystał... Wyrwę... Zgniotę... Obetnę jego małego! 

  Usłyszałem za sobą resztę drużyny która zbierała się. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem Natasze, Clint'a i Bruce'a który spał. 

- A ten po imprezie? - zapytałem. 

Natasza przybliżyła się do niego. 

- Oddycha czyli żyje. Dali mu coś nasennego - powiedziała i wróciła do poprzedniej pozycji. 

- A gdzie Thor? - zapytał Clint. 

- Nie jest godny bycia na tej imprezie - powiedziałem. Natasza chciała walnąć się w twarz, ale nie miała jak. Clint natomiast pokręcił twierdząco głową. 

  Przez moje uszy przeszedł irytujący śmiech. Powoli obróciłem się w stronę słyszanego śmiechu widząc przy tym Steve'a siedzącego na drewnianym krześle. 

- Ale jesteś zabawny Tony! - mówił przez śmiech. 

- Zabawny będę, kiedy rozwiążesz mnie i oddasz mi mojego Steve'a! - wykrzyknąłem. 

- Tak? - zapytał mając na ustach ten irytujący uśmiech - Przecież to ja Tony, nie poznajesz swojej miłości? - zapytał wstając z krzesła. 

- Jak na razie to widzę stary eksponat niż moją miłość - prychnąłem. Ten Steve był inny... To nie Steve którego znam i kocham. Natasza też to czuje... Nie odzywa się, a zawsze wpadała mi w drogę do miłości. 

- Może ty widzisz stary eksponat muzealny, ale ja widzę swoją miłość - powiedział Bucky, który wyszedł z cienia. Dlaczego ja go wcześniej nie zauważyłem! Jak on zmieścił się w tym cieniu!

  Podszedł do Steve'a którego uśmiech zbladł. Uśmiechając się przejechał palcem od policzka do szyi i dalej w dół aż Steve złapał go za rękę odpychając ją z dala od swojego ciała. Dobrze robisz Steve! Dopinguje cię! Bucky urażony obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.

Steve znowu spojrzał na mnie z tym uśmiechem. Podszedł do mnie i ujął moją twarz jedną ręką. Nawet jeśli ten Steve jest inny... To i tak dalej jest seksowny... 

- To od czego zaczniemy Tony? Miłosne tortury? - zapytał i przechylił głowę na bok. 

- P-pierdol się Steve... - wydukałem. Starałem się nie patrzeć na jego kurewskie bokserki, które aż oświecały mnie swoją zajebistością bokserek Steve'a! 

- Tony jest niegrzeczny... Rodzice cię nie nauczyli jak się bawi w piaskownicy? A zapomniałem przecież oni nie żyją i nie mieli dla ciebie czasu, aby się z tobą pobawić - zaczął się histerycznie śmiać. Czułem okropne ukłucie w sercu... Całe moje serce złamało się od tych słów... Z jego ust... Wiem, że teraz jest kimś innym, ale jednak... To Steve... Osoba którą kocham i darze uczuciem... Zraniła mnie... 

  Być zranionym tak wiele razy... A ten jeden zadał mi największy ból... 

Spojrzałem na twarz Steve'a. Chciałem zobaczyć w tych oczach odrobinę skruchy... Żalu... Jakieś uczucia które wskazują na to, że w tam w środku jest mój kochany Steve... Ale to co zobaczyłem sprawiło szok na mnie. 

- Steve... T-ty... Płaczesz? - zapytałem widząc jak łzy spływają po jego idealnych policzkach. 

- C-co o czym ty mówisz?... - zapytał dotykając swojego mokrego policzka - To tylko piasek... - dodał po chwili i obrócił się do nas plecami. Powoli wycierał łzy ramieniem i dalej moje serce było w kompletnym nieładzie. Czyli on tam dalej jest... Da się jeszcze go uratować! 

  W mojej głowie pojawiał się plan ucieczki i uratowania Steve'a. Wszystko było już wymyślone tylko trzeba plan wziąć w życie! 

Chciałem zrobić pierwszy ruch z planu, ale za plecami Steve'a pojawił się Loki.  

~~~

Kolejny rozdział! ^^ 

Mam nadzieje, że się spodobał ;3 

Nie ma to jak kończyć w tak pięknych momentach X"D

Akurat teraz mam popsuty humor przez pewną osobę to nie miałabym siły napisać kolejny... 

A jak już to meeeega smutny ;^; 

I moje nowe motto, bo zbliżamy się powoli do końca powieści to... 

gwiazdkujesz + komentujesz = wenę mi ofiarujesz 

Powiedzonko z innego opka mam nadzieje, że ta osoba nie będzie zła X"D Bo wpada w ucho te powiedzonko XD

To oczywiście za błędy przepraszam >^<

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro