Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Steve
 Co tu się dzieje... Co za era kamienia łupanego tu jest! Zabierzcie mnie stąd! Ja chce do internetu! Po prostu jak patrzałem na moje otoczenie... Było... Gównem. Jak dla mnie kamień na kamieniu i tyle.
- Co tak patrzysz? Już tyle nie gadasz co w kinie - powiedział koleś przede mną.

Chciał już zadać kolejny coś, ale ktoś go powstrzymał i wyjebał go o chodnik. Mundur... Czapeczka... Ładny ryj na pewno to jakiś wojskowy. No trudno kolega widocznie miał problem zadzierania ze mną. Gdybym mógł bym teraz pokazał moje muskuły których nie mam!
- A ty jak zawsze plątasz się w kłopoty - powiedział do mnie i uśmiechnął się. Czy mu się znamy? Kto to kurna jest! Na wypadek odwróciłem się czy za mną nikogo nie ma. No nie wiem czy nie jest walnięty i nie gada do śmietnika.
-  Hahaha... Przecież mnie znasz. Wiesz jakbym się wkurzył to ten by leżał na łopatkach - powiedziałem z udawanym uśmiechem.

Ten tylko uniósł brew.
- Steve chyba ty źle się źle czujesz - powiedział.
- Ja? nie... - nawet nie wiem kim jesteś, to chyba na pewno źle się czuje - A wiesz gdzie jest Tony? Lub reszta Avengers? - zapytałem.
Ten jeszcze bardziej rozszerzył oczy.
- Ty na serio jesteś zdesperowany, potrzebujesz lasek akurat dzisiaj załatwiłem spotkanie to wrócisz do bycia Steve'm - powiedział z uśmiechem i objął mnie ramieniem.

Dalej nie wiedziałem co tu się ma dziać. Ale chyba ten koleś... To Bucky? Jakoś z twarzy podobny tylko nie używa czarnych cieni do powiek i brakuje mu specjalnej ręki do fapania. Ale tu nie chodzi o sprzęty do fapania, a gdzie ja jestem, bo ta ciemna uliczka, objęcie przez Bucky'ego nie wróży nic dobrego... 

Tony

W końcu skończyłem te maszynę. Po tylu wylanym pocie jak i pączkach i biednej Pepper której mi nie szkoda. Po chwili zebrali się wszyscy z Avengers w moim warsztacie gdzie maszyna była gotowa. Mam nadzieje, że nikt przypadkiem nie znajdzie ukrytych zdj Steve'a...  
- Czy to na pewno zadziała? - zapytał Thor. 
- Jak by nie działała to bym jej nie robił - powiedziałem i podniosłem jedną brew. 

W końcu Natasza przyprowadziła Loki'ego. Usiadłem sobie wygodnie na łożu w maszynie. Loki z swoim berłem podszedł do mnie. 
- Tylko nie rób z mojego mózgu żadnej papki, czy nawet nie próbuj ruszać mojej fryzury! Specjalnie długo robiłem ją dla Steve'a - powiedziałem z uśmiechem. 

Loki tylko przewrócił oczami i po wsadził swoje berło w odpowiednie miejsce w maszynie. Bruce wszystkiego pilnował, aby działało poprawie i, aby z mojego mózgu nie zrobić magazynu playboy. 
- Dobra to włączam... - powiedział Bruce i włączył maszynę. 

Czułem jak odlatywałem, oczy same mi się zamykały... Ale czekajcie nie jestem chyba gotowy, aby być moim ojcem! Kiedy otworzyłem oczy widziałem coś okropnego... Wąs mojego ojca. Byłem przed lustrem i chyba u niego w domu... Łazienka nawet była ok,  ale w starym stylu. A teraz... Trzeba znaleźć Steve'a! Aby mi tam żadnej laski nie podrywał! Choć teraz na pewno jest uroczym, słodkim patyczkiem to... O nie! Teraz to na pewno poderwie dziewczynę! 

Steve 

~* Kilka dni później *~

Tak, kilka dni minęło. Mnie przyjęli do wojska, a Bucky od razu, że przecież nikogo na wojnie nie zabije. Jak jebnę z tej kości to jednak będzie bolało. Nie to, że narzekam... Nie coś ty jakby nie wkurzały mnie te bezmózgie wały mięcha. Ale teraz się wszystko zmieniło. Wstrzyknęli mi serum i teraz to nawet ja przewyższam ich w końcu... Bycie patykiem i mieć za duże ubrania to katorga.  A najgorzej z spodniami... Chcesz się wysikać, a one ci na sam dół spadają i musisz się po nie schylać... Choć po udanym projekcie, zginął jego twórca... To on odmienił moje życie i przez niego później dołączyłem do Avengers. Ale jak zginął czyli miało tak być... Teraz ja, ubrany w swój mundur do narad czy ważnych pogaduszek stojący przed stołem w pokoju z jakimiś aktami które przeglądam. 

Peggy dała mi te robotę, bo podobno dość ważna jest, ale nic takiego ważnego w niej nie widzę. Przeglądam kolejny papier i kolejne imię z pierdołami... I w czym ma mi to pomóc?! W czym?! Wzdychałem nad tym stołem aż ktoś położył koło mnie rękę na stole. Tak to był Howard Stark... Jak pamiętam on pomagał przy projekcie... 
-Steve to ja Tony - powiedział Haward na co ja się mega zdziwiłem, ale ostatecznie uznałem to za żart. 
-Howard lepiej zajmuj się sprzętem niż suchymi żartami - powiedziałem z uśmiechem. 

-Ja ci dam suche żarty... Jak wrócimy to użyje na tobie mojej nowej zbroi... - powiedział z nutką wkurzenia w głosie. I znowu się mega zdziwiłem... 
-T-Tony?... - wyjęknąłem. Dalej nie mogłem w to uwierzyć... Przecież Tony jest tam... W ogóle on się nie urodził. 
-No brawa dla ciebie Steve! Dostaniesz coś fajnego pod choinkę kiedy wró... - nie dokończył bo złączyłem nasze usta w pocałunek. 

Tony... Akurat teraz najbardziej go potrzebowałem w tym szajsie... Nawet jeśli jest w tej skurzę jego ojca. Pogłębiłem pocałunek i położyłem Tony'ego na stole nie przerywając pocałunku. Powoli eksplorowałem wnętrze jego ust jednocześnie bawiąc się jego językiem. 

___________
Helo! ^^ Dawno nie dawałam rozdziału... To dam! Dam! Jest xD Wgl myślę o tym, aby zrobić maraton... Tyle gwiazdek i następny rozdział? ^^ 

To jak tak to... Niska stawka?... XD 8 gwiazdek i następny? ^^

Oczywiście za błędy przepraszam ;^;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro