Siódmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Naprawde zabrał cię na randkę do biblioteki?

Pociągnęłam długiego łyka gorącej czekolady i spojrzałam na nią znacząco.

-Ale tak serio-serio?- zdziwiła się ponownie

-No- przytaknęłam- z tym, że to nie była randka.

-Jeżusiu!- ucieszyła się brunetka - Wreszcie! -zabębniła dłońmi o szklany blat kawiarnianego stolika -Werble proszę, Hana znalazła sobie chłopaka!

Schowałam głowę w ramiona czując jak rumienię się aż po uszy. Kiedy podniosłam wzrok na siedzącą naprzeciwko dziewczynę nadal cieszyła się jak głupia. Tak, tak Hana wreszcie znalazła sobie chłopaka. Szkoda, że to nie do końca prawda.

Od kiedy skończyliśmy jedenaście lat kibicowała moim miłosnym podbojom z niezmiennym entuzjazmem. Mniej więcej w tym samym czasie nasze losy, na gruncie romantycznym zaczęły się dramatycznie różnić. Viktoria miała mnóstwo adoratorów, cichych wielbicieli zasypujących ją miłosnymi wierszykami podczas szkolnej poczty walentynkowej. Właściwie wcale im się nie dziwię. Pierwsze słowo, które przychodzi ludziom na myśl kiedy mijają ją na ulicy: śliczna.

 Właśnie tak pomyślałam kiedy się poznałyśmy. Czemu taka śliczna dziewczynka tak strasznie płacze. Byłyśmy wtedy w szkole podstawowej. Ośmioletnia Viki spadła z roweru, obtarła kolana i zrzuciła łańcuch. Siedziała na krawężniku i rozpaczała święcie przekonana, że pojazd jest zepsuty na amen.  Właśnie to mi powiedziała, kiedy podeszłam spytać co się stało, że popsuła swój nowy rower i teraz rodzice będą na nią źli. Jeździłam wtedy z Brisem rowerami tak dużo, że byłam przygotowana na każdą usterkę, nie mogłam przecież biegać do taty z odkręconym błotnikiem czy dziurawą dętką pięć razy dziennie. Jednak bycie córką mechanika na coś się w życiu przydaje.  Chcąc nie chcąc musiałam się tego wszystkiego nauczyć. 

Nałożyłam łańcuch zanim zdążyła zapytać co robię. Rozpromieniła się natychmiast i wyglądała jeszcze śliczniej niż przedtem. Chyba właśnie wtedy narodziła się nasza przyjaźń. Następnego dnia usiadła ze mną przy stole na stołówce i właściwie od tego czasu się już nie rozstawałyśmy. 

-Viktoria ciszej trochę, proszę.- odezwałam się zawstydzona wciąż ukrywając się za szklanką z czekoladą- Marcus nie jest moim chłopakiem

- Awwww- rozpromieniła się Viktoria - więc na imię Marcus! Pięknie pasuje ... H i M-zamyśliła się na chwile- Ej patrz to jak ten sklep! Jesteście sobie przeznaczeni...- powiedziała całkowicie poważnym tonem

Wybuchnęłam śmiechem. Ludzie przy stoliku obok spojrzeli się w naszym kierunku z dziwnymi minami. Zobaczyli Viktorie więc skupili na mnie całą swoja dezaprobatę. No bo przecież taka śliczna dziewczyna jak ona nie mogła mieć nic wspólnego z czymkolwiek złym, nagannym czy zakłócającym porządek publiczny. Oczywiście nic bardziej mylnego. Viki była szkolną królową skandalu. Prawdziwą femme fatale korytarzy naszego liceum. Raz obcasy jej butów rysowały linoleum na podłodze, innym razem kruszyły złamane serca. Dzisiaj jednak wyglądała niewinnie jak cherubinek z walentynkowej kartki. Po prostu dziewczyna z obrazka. Ciemne włosy opadały jej na ramiona błyszczącą kaskadą a piwne oczy, podkreślone delikatnym makijażem iskrzyły się radośnie. Pełne, kształtne usta pociągnięte starannie matową,różową szminką. Do tego ta porcelanowo blada cera, byłam pewna, że wysmarowała się przynajmniej pięćdziesiątką żeby uchronić się przed słońcem, no i ten mały, uroczy, idealny wręcz nosek. Po prostu anioł nie dziewczyna. Viktoria była też raczej drobnej postury. niższa ode mnie pół głowy a do tego smukła i filigranowa.

-Dobra, Viki, przestań siare robisz

-Ej, ej nie tak brutalnie-oburzyła się brunetka

-Bo co?

-Bo właśnie dlatego masz takie problemy z chłopakami- zatrzepotała rzęsami i przybrała najbardziej niewinny wyraz twarzy na jaki było ją stać. - No popatrz na mnie. Musisz być trochę bardziej delikatna. Wiesz jakbyś wyszła z gali oscarów a nie z garażu ojca.

- Jakoś Marcus się mną zainteresował mimo, że nie zgrywam księżniczki- odgryzłam się- może i jesteś specjalistką w podrywaniu ale nie pamiętam żeby któryś z twoich związków przetrwał dłużej niż miesiąc

- Za to twoje nigdy nie istniały- fuknęła 

Jeszcze się zastanawiacie dlaczego tak często się kłócimy? Od przesadnego słodzenia przechodzimy do uszczypliwej szczerości i solidnego wjeżdżania sobie na ambicję. Nie powiedziałam niczego co by było nieprawdą. Viktoria jest mistrzynią sciągania zazdrosnych spojrzeń dziewczyn i pożądliwych spojrzeń chłopców. Nie ma za to żadnej bliskiej przyjaciółki poza mną a jej wielkie miłości na całe życie zwykle nie trwają zbyt długo. Wygląda na to, że po prostu nie sprawdza się w długodystansowych relacjach. Zawsze bawiło ją gonienie króliczka a kiedy już go złapie czar pryska, nie potrafi przestać. To musi być okropnie frustrujące. 

 Kłócimy się na śmierć i życie średnio raz w tygodniu ale na szczęście szybko się godzimy. W końcu jesteśmy dla siebie ważne i już tyle czasu się przyjaźnimy.

-Chrzań się Viki, co- rzuciłam zrezygnowana.

-Ja ci tylko udzielam dobrych rad- złagodziła ton- naprawde fajnie by było zobaczyć cię z Markusem

-Ta- zamieszałam łyżeczką w wystygłej już czekoladzie.- pasujemy do siebie bla bla bla ... super - skrzywiłam się - tylko wiesz zawsze jest jeszcze On

-Brise?- nachyliła się do mnie z ciekawskim błyskiem w oku

-Yhm.-burknełam- mój najlepszy kumpel- rzuciłam łyżeczkę na talerzyk.- przyjaciel

-Oj Hana - położyła mi dłoń na ręce - twoje bycie wieczną singielką nie powstrzyma go przed umawianiem się z kolejnymi kretynkami

-Tak, tylko któraś z kolei kretynka zabroni mu się ze mną spotykać- żachnęłam się- przecież wiesz jak to jest , jak mu się załączy tryb pantofla.

-Przesadzasz, po prostu był w niej bardzo zakochany

-W której? W Mary, w Amadzie czy w tej od ukulele?

-Zgaduje, że w każdej- parsknęła śmiechem

Zawtórowałam jej ponurym pomrukiem. Dziewczyny Brisa to drażliwy temat. Podobnie jak Viktoria, ma w czym wybierać, z tą różnicą, że naprawde mocno angażuje się w te związki. Za każdym razem ma nadzieję na coś trwałego, na miłość która da mu oparcie. Odmieni jego życie doda mu kolorów. Za wiele jest w stanie poświęcić dla obiektu swoich westchnień. Czasem trochę się martwię, że jedna z tych przelotnych miłostek nie tylko zatrzęsie jego światem, jak to miało miejsce do tej pory, ale wywróci go do góry nogami i nagle okaże się ważniejsza od naszej przyjaźni.

-Nie przejmuj się tym tak- pocieszyła mnie.- ostatecznie zobacz nadal się przyjaźnicie 

-No tak ale...

-Żadnych ale- ucięła stanowczo.- to i tak nie ma nic wspólnego z Marcusem 

-To co twoim zdaniem powinnam teraz zrobić?

-Umów się z nim- powiedziała dobitnie.- tylko na randkę tym razem. Taką prawdziwą z trzymaniem się za rączki, całowaniem...- rozmarzyła się Viktoria 

-Bez przesady!

-No pomyśl o tym, twój pierwszy pocałunek, jeźusiuuuu- ekscytowała się brunetka.

-Nie pierwszy.

-Co?

-Może kiedyś ci opowiem- wstałam i zdjęłam torebkę z oparcia krzesła.- chodźmy już bo się spóźnimy 

-Opowiedz mi teraz -próbowała mnie zatrzymać.- Ile byśmy się nie spóźniły i tak będziemy przed Brisem




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro