Chyba Już Dobrze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  – Mike obiecaj, że więcej mi tego nie robisz – powiedziałam wtulona w niego
– Jak mi nieodwali to mogę Ci obiecać – odparł gładząc dłoną moje włosy... – ale, pozwól mi spełnić jedno w twoich marzeń
– Jakie? Przecież żyjesz – odparłam stając pół metra przed nim i patrząc mu prosto w oczy
– To niemasz innych marzeń?
– Wiesz... – zaczęłam spuszczając wzrok – mam jedno, ale jest co najmniej nieodpowiednie – nawet niezwrałam uwagi, że naszej rozmowy słucha Paris
– Jakie? – zapytał i położył swoją dłoń na moim policzku
– Nie wiem, czy powinnam ci to mówić – w moich oczach pojawiły się łzy – od twojego najstarszego dziecka, znaczy Prince'a jestem starsza tylko o 4 lata
– Kiedy mówiłaś, że mnie kochasz miałaś na myśli taką miłość, jaka łączy zakochaną parę, prawda? – zapytał patrząc mi prosto w oczy
– Tak... – odparłam – mówiłam, że niepowinnam ci tego mówić – poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. A on, zamiast coś powiedzieć, kciukami wytarł moje policzki, a potem pocałował mnie w czoło
– Nie płacz kochanie – powiedział spokojnym głosem
– Czemu mnie tak nazwałeś? – zapytałam przez łzy
– Jesteś dla mnie jak druga córka – powiedział i mnie przytulił. Jego słowa tak mnie zszokowały, że nie byłam niczego powiedzieć... Ale wtedy – Elizabeth... Moja kochana Elizabeth... Była mi drugą matką – znów się zaczęło
– Mike! – nic – Michael! – nic – Michaelu Josephie Jacksonie! – nic. Chlusnęłam mu wodą w twarz. Nic.
– Tato – Paris znów wpadła w histerię. Wzięła dłoń Michaela i położyła na swoim policzku – tato – policzkach dziewczynki płynęły łzy
– Paris uważaj! – krzyknęłam i widząc jak Mike ma w ręku (mój błąd, że tu zostawiłam) nóż
(nie bałam się, że zrobi coś Paris, bo do tego to nawet niwiadomo jak naćpany, niebyłby zdolny, bałam się raczej, że to ona sama chcąc go powstrzymać się porani) odciąciągnęłam 13-latkę od Michaela.
I dobrze zrobiłam. On dosłownie oszałał. Rozciął opatrunki na rękach i powtarzając tą swoją gadkę o Elizabeth, znów chciał się ranić
– Mike, proszę cię przestań – mówiłam przez łzy
– Tato – widziałam jak Paris próbuje mi się wyrwać
– Paris – zaczęłam – przepraszam za to co teraz zrobię – powiedziałam poczym podeszłam do Michaela od tyłu i chwyciwszy go za nadgarstki odciągnęłam jego ręce do tyłu. To trochę jak nokałt (tak się to pisze?), no, ale musiałam. Uczę się w szkole policyjnej, więc wiem jak działać w takiej sytuacji – Paris zabierz mu ten nóż! – krzyknęłam szarpiąc się z Mike'iem. Dziewczynka podbiegła do nas i wyrwała nóż z rąk Michaela. Tylko, że...złapała za ostrze
– A! – widząc ranę na dłoni dziewczynka straciła przytomność. Wtedy Michael mi się wyrwał i ujął w dłonie twarz córki.
– Paris – słyszałam w jego słowach płacz – córeczko... – oparł swoje czoło na czole córki – obudź się...
Podeszłam do nich i wzięłam do ręki zranioną dłoń Paris. Sięgnęłam po apteczkę i opatrzyłam jej dłoń – córeczko... – wyszeptał przez łzy – córciu... – widziałam jak jego łzy skapują na twarz Paris. Po chwili dziewczynka zaczęła odzyskiwać przytomność
–Cco...się stało? – brzmiały jej pierwsze słowa
– Mówić jej? – zapytałam Michaela
– Mów – odparł przytulając do siebie córkę
– Złapaś nóż za ostrze, a jak zobaczyłaś krew to zemdlałaś – powiedziałam na jednym wdechu. Spojrzałam na Michaela i Paris. Dziewczyna przyglądała się rękom, a on patrzył na mnie. Podniosłam swoją dłoń na wysokość twarzy, a palcem wskazującym drugiej ręki wskazałam przedramię, jednocześnie ruchem ust naśladując słowo "rany". Uświadomiłam mu wtedy, że ma rany od cięcia się na wierzchu, a jego córka właśnie się na nie patrzy. Zaraz schował ręce za plecy
– Za późno tato. Widziałam to – stwierdziła Paris – Ale, tato, czemu mi to robisz?
– Pamiętasz tą moją przyjaciółkę? Nieżyje...
– Czemu mi nie powiedziałeś?
– Wolałem z tym siedzieć sam
– Mike, chodź na słówko... – przerwałam ich rozmowę. Odeszliśli z Mike'iem na kilka metrów od Paris...
– Pamiętasz jak w 2010 ściągnąłeś mnie rok wstecz?
– Tak, a co?
– Przeczekajmy rok, a może Elizabeth zrobi to samo
– Dobra myśl – odparł. Wróciliśmy do Paris. Widząc, jak opiekuńczy jest Michael zrozumiałam, że puki ktoś inny cierpi, on nieumie patrzeć na siebie... Zadzwonił mi telefon

"Ciocia Maria"

Odebrałam.
– Diana, nie mam, dla... Dla ciebie dobrych wiadomości – mówiła przez łzy
– Co się stało ciociu?
– Alicja (moja mama), jest w szpitalu. Musisz wrócić
– Jasne. Zobaczę kiedy mam najbliższy lot – odparłam i się rozłączyłam. Zauważyłam, że Michael mi się przygląda
– Co się stało? – zapytał
– Muszę wracać. Moja mama jest w szpitalu. Znajdę najbliższy lot
– Nie. Mam lepszy pomysł. Poleciny z tobą. Moim samolotem
– Możesz to dla mnie zrobić?
– Jasne. Kocham cię jak własne dziecko
– Boże, dziękuję Michael – wyksztusiłam i przytuliłam się do niego.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro