Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ten dzień był naprawdę zaskakujący, ale oprócz chwil wbijających w fotel w przypływie nadmiaru emocji, miał do zaoferowania także dużo miłych momentów. Zdołałem wyciągnąć Felka na spacer do parku, chociaż padało niemiłosiernie i raczej nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby się tam znaleźć. Wiedziałem jednak, że Fel nie będzie mógł odmówić spojrzeniu uroczego szczeniaczka od Orisia, a także oczywiście ode mnie. Zawsze w takich momentach przewracał wyniośle oczami, a następnie słyszałem od niego jeden komentarz wypowiedziany lekko zirytowanym głosem: "To nie działa, nie jesteś ani trochę uroczy, Lotarze w przeciwieństwie do Oriona.". A dałbym głowę, że moi dziadkowie niezliczoną ilość razy ulegali mi pod wpływem właśnie tego spojrzenia.

Jednak to ubranie Felusia do wyjścia na spacer pozostawiało dużo do życzenia. Nie spodziewałem się, że ujrzę go w wysokich, do kolanach kaloszach oraz płaszczu przeciwdeszczowym. Wyglądał w tym naprawdę komicznie i przez całą drogę usilnie powstrzymywałem się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Najwidoczniej Orionek także miał wątpliwości co do tego, że to jego tatuś. Co kilka minut podchodził do niego i go uważnie obwąchiwał.

Przy okazji podczas spaceru Felek zorientował się, że opuściłem dzisiaj zajęcia na uczelni. Oczywiście spojrzał na mnie tak zimno i złowrogo, że gdybym tylko mógł to teleportowałbym się jak najszybciej do sali. Dla Fela opuszczenie jednego dnia na uczelni to najgorsza zbrodnia, jaką można było popełnić. Chyba moi kumple uważali podobnie, ponieważ, gdy nie odpisywałem przez kilka godzin, to stwierdzili, że pewnie postanowiłem w końcu rzucić studia i zalali mnie falą wiadomości. Wyszło na jaw, iż od początku roku akademickiego zakładali się o to, po ilu dniach lub tygodniach zrezygnuję. Żaden z nich nie wierzył, że planuję skończyć ten kierunek. Obiecałem sobie zatem, że dopilnuję, aby za ponad dwa lata pożałowali tych swoich nic niewartych zakładów, kiedy obronię swoją pracę inżynierską.

***

Piątek na szczęście minął o wiele spokojniej pod pewnymi względami. Musiałem pojechać na zajęcia, a to już samo w sobie było nad wyraz męczące. Na szczęście Felek mnie zawiózł, gdy jechał do swojej pracy. Na szczęście wyglądał na o wiele bardziej wypoczętego, jego oczy przestały być podkrążone, a policzki zapadnięte. Najwidoczniej zdrowy sen i spokojny oraz mile spędzony dzień pozytywnie wpłynęły na niego, więc ponownie mógł być opanowanym i poważnym panem Feliksem Krzyżykiem.

A oprócz tego wieczorem, po pracy jeszcze wszedł w tryb szczerego, dorosłego mężczyzny, który postanowił podzielić się ze swoim partnerem tym co go męczyło w środę. Opowiedział mi o tym jak się czuł i dlaczego uciekł rano, gdy usłyszał mój komentarz, a oprócz tego miał ciężki dzień w pracy, a dodatkowo rocznica śmierci jego kuzynów spowodowała, iż nie był w stanie logicznie myśleć i pragnął po prostu się wyłączyć. Ten dzień przekroczył całkowicie wszelkie granice jego wytrzymałości.

Przywykłem do chłodnego oraz opanowanego codziennego oblicza Felka, który czasem stawał się naprawdę złośliwy niczym mały diabełek. Jednak zobaczenie z bliska tej jego strony, zaskoczyła mnie cholernie, wychodziło na to, że niezależnie, ile znałem mojego mężusia to i tak ciągle dowiadywałem się czegoś nowego o nim.

***

Sobotni poranek za to przyniósł ze sobą negatywną energię. Nawet nie chodziło o to, że zaspałem. Był to dzień wolny, więc nie przejmowałem się tym. Oriś jak zwykle przyszedł się ze mną przywitać i wszystko wyglądało jak każdy inny poranek. Miałem jednak przeczucie, że to nie był mój dzień. Nawet nie chodziło o to, że się potknąłem o odstający dywan czy też rozbiłem słoik podczas zmywania. Wiedziałem, że ten dzień przygotował dla mnie coś o wiele bardziej wstrząsającego i znajdowało się to, a raczej pewien mężczyzna, niecałą godzinę jazdy od nas.

Mieliśmy spotkać się dzisiaj z moim dziadkiem. Z mężczyzną, który po śmierci matki przygarnął mnie wraz z babcią do siebie. Był on dosyć charyzmatyczną i kochającą osobą, uwielbiałem go, ale miał on pewną straszną moc. Umiał mnie przejrzeć jak nikt inny. Jako jedyny wiedział, co przez tyle lat ukrywałem. Zareagował ze zwyczajową obojętnością na to i stwierdził, że nie da się naprawić przeszłości, po czym dał tutaj długi monolog na temat cofania się w czasie oraz tworzenia się przy tym alternatywnych rzeczywistości, a także paradoksu dziadka, gdzie działania, do których doszło w przeszłości, nie byłyby w stanie wydarzyć się później.

Oczywiście mój mężuś musiał wystroić się jak stróż w Boże Ciało. Naprawdę był ubrany, jakby wybierał się do Kościoła. Mówiłem mu kilka razy, że nie musiał ubierać garnituru. Jechał się spotkać tylko z moim dziadkiem, którego przecież znał. To nie tak, że pierwszy raz będzie go widział i chciał dobrze wypaść. Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że wyglądał źle, prezentował się w nim cholernie dobrze oraz seksownie, aż miałem ogromną ochotę to z niego zedrzeć. Ale z tym akurat pomogę mu później, gdy wrócimy do domu. Poza tym stwierdziłem, że powinienem ubrać się całkowicie odwrotnie niż on, aby móc jeszcze bardziej nabijać się z Felka, gdy będziemy przemierzali budynek. Postawiłem na bluzkę z motywem kociaków bawiących się kłębkiem oraz na tęczowe, długie spodni, które zobaczyłem w jakimś sklepie odzieżowym, gdy spieszyłem się na uczelnię i poczułem cholerną potrzebę, aby je zdobyć.

Nie miałem pojęcia, czy Felek zauważył to jak się stresowałem, czy po prostu stwierdził, że chciałem dzisiaj posiedzieć sobie na miejscu kierowcy. Jadąc, coraz spoglądałem na niego, ale głowę miał odwróconą w stronę okna i wyglądał przez szybę. Raczej nie miał czego podziwiać. Zmierzaliśmy właśnie do centrum Wrocławia, gdzie z każdej strony otaczały nas starodawne bloki, wyglądające okropnie. Widać było, że dawno nie były odmalowywane ani remontowane. Dodatkowo całkowity brak trawników stwarzał obraz jeszcze bardziej ponurej okolicy. Oczywiście chodniki były zaśmiecone przez odchody psów oraz niezliczoną ilość petów. Naprawdę nie lubiłem tutaj przebywać, czuć było nad wyraz lata, które przeminęły bezpowrotnie. Fel jednak przypatrywał się tej okolicy, jakby była naprawdę intrygująca. Może to zboczenie, które zostało mu po studiach z architektury. Pewnie widział w tych budynkach i drogach coś o wiele więcej niż to, co ja.

Ciekawiło mnie natomiast jak w ogóle był w stanie wsiąść ponownie do samochodu, a co dopiero jako kierowca. To musiała być dla niego naprawdę ogromna trauma i poświęcił zapewne masę czasu, aby ją przepracować.

– Jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś, zadaj po prostu pytanie, w najgorszym przypadku jedynie nie dostaniesz na nie odpowiedzi – rzekł spokojnym, lekko znudzonym tonem Felek, który najwidoczniej tak naprawdę dostrzegał wszystko, co się działo dookoła, nawet jeśli wydawałoby się, że uważnie wpatrywał się w widoki przez okno po swojej prawej stronie.

– Jak udało Ci się po tym wsiąść do samochodu? – spytałem próbując sobie wyobrazić, że jakiś czas temu i to całkiem niedawno Fel mógłby nie chcieć prowadzić. Wydało mi się, że zawsze lubił jeździć, a przynajmniej wyczuwałem od niego zrelaksowanie.

Kątem oka zauważyłem, że odwrócił głowę w moją stronę. Oczywiście jego twarz była jak zwykle spokojna i opanowana. Słowa, które jednak powiedział już takie nie były, głos mu drżał niekontrolowanie:

– To było ciężkie i wymagało dużo czasu, abym mógł wsiąść do jakiegokolwiek samochodu. Tamten, który wtedy prowadziłem został zezłomowany.

Miał otwarte usta, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale ostatecznie zamknął je i odwrócił głowę z powrotem w stronę okna. Dał w ten sposób znać, że nie był w stanie lub nie miał ochoty o tym ze mną teraz rozmawiać. Zatem skupiłem całą swoją uwagę znowu na drodze nie chcąc zmuszać Felka do ponownego otwarcia drzwi z napisem "przeszłość". Położyłem jeszcze na kilka sekund prawą dłoń na jego kolanie, aby potem przenieść ją z powrotem na gałkę zmiany biegów.

Droga do domu spokojnej starości o dziwo przebiegła sprawnie oraz bez jakichkolwiek większych niespodzianek. Jedynie przejechałem prawie jakieś dziecko, które postanowiło przejść na drugą stronę ulicy tam, gdzie mu się podobało i miał w dupie jakieś tam samochody. Ten incydent mnie okropnie zdenerwował, ale najbardziej byłem pod wrażeniem głupoty dzisiejszych bachorów, że całkowicie zapomniałem o stresie związanym ze spotkaniem z dziadkiem.

Najbardziej zaskoczyło mnie jednak to, gdy Fel wysiadł z samochodu i poczułem, jak przygląda mi się tym jednym ze swoich bacznych spojrzeć. To akurat należało do tej samej kategorii, co z przyjęcia u pani Zofii, czyli "milcz i patrz". Ostatecznie jednak kiwnął głową, a następnie odszedł w stronę prostokątnego, trzykondygnacyjnego, białego budynku. Był on w stylu klasycznym, zatem nie było w nim ani trochę żadnego przepychu. Najważniejsze jednak było to, jak wyglądał w środku i że dziadek nigdy nie narzekał na pracowników, ani na swój pokój. Nie musiałem się, więc martwić, że źle się tutaj czuł.

Kilka dobrych sekund zajęło mi ogarnięcie się i ruszeniem szybszym krokiem za nim. Doskonale wiedziałem, że w ten sposób Felek mnie właśnie przeanalizował i zatwierdził ostateczny werdykt. Czasem naprawdę chciałbym wejść do jego głowy i móc wszystkiego się dowiedzieć, a w szczególności tego, co konkretnie tam tak wnikliwie analizował.

Gdy tylko przekroczyliśmy próg budynku, otoczył nas przyjemny zapach cynamonu oraz jabłka. Najwidoczniej dzisiaj na drugie śniadanie miały być pieczone jabłka. Mimowolnie przełknąłem ślinę, a mój brzuch wydał z siebie głośne burknięcie. Chyba zbyt długo nic nie jadłem, ale ledwo wcisnąłem w siebie kromkę z nutellą pod bacznym spojrzeniem Felka. Brzuch zacisnął mi się w supeł ze stresu i dopiero teraz, czując ten zapach uświadomiłem sobie jak bardzo byłem głodny. Zanotowałem sobie w myślach, że gdy wyjdziemy stąd, to muszę wyciągnąć Felka na jakieś pyszne jedzonko.

Nie potrafiłem uwierzyć w to, że minęły aż dwa tygodnie, odkąd ostatni raz widziałem dziadka. Miałem wrażenie, że to było w zeszłym tygodniu. Czas o wiele za szybko leciał. Jednak i tak dziadek nic, a nic się nie zmienił. Dalej nosił flanelowe koszule w szkocką kratę, od kiedy tylko pamiętam. To była jego ulubiona część garderoby, a także miał na sobie stare, dżinsowe przetarte w niektórych miejscach spodnie. Poza tym żadna nowa zmarszczka mu nie doszła, a włosy nadal krótko ścinał oraz pozbywał się wąsów, a także brody, aby poczuć się młodziej. Zawsze powtarzał, że czuł się jakby ponownie stał się nastolatkiem, a dodatkowo, gdy mógł spotkać się z młodymi ludźmi, to tym miał wrażenie, że lat mu ubywało.

– Wyglądacie tak staro. Policzki zapadnięte, pod oczami cienie, zaczynają pojawiać się wam zmarszczki. Gdybym nie wiedział, ile macie lat dałbym wam po pięćdziesiąt – odezwał się na przywitanie mój dziadek, gdy tylko nas zobaczył. Sądziłem, że jest tak zaabsorbowany w grze w warcaby z jakimś swoim kolegą, że nas w ogóle nie zauważył, ale dziadek słynął z tego, że zawsze wszystko widział i słyszał. Najwidoczniej nawet na starość dalej był w pełni sił. Odwrócił się na moment do swojego warcabowego przeciwnika, aby powiedzieć kilka słów do niego, na co tamten kiwnął tylko głową i wyszedł z pokoju.

– Ciebie też miło widzieć, dziadku – odparowałem przesłodzonym głosem. – Dawno się nie widzieliśmy. Dobrze, że zdążyłeś już zauważyć wszystkie zmiany jakie w nas zaszły.

– Feliksie, powiedz mi, jakim cudem znosisz tego gadułę? – spytał dziadek, kręcąc z udawanym politowaniem głową. – Zawsze musi mieć ostatnie słowo i nigdy nie umie przyznać starszym racji.

– Gdy śpi to nie gada – mruknął tylko Fel, na co dziadek zaczął się śmiać, a mój mężuś delikatnie się uśmiechnął. Właśnie wydarzyło się bardzo rzadkie zjawisko, które powinno w jakiś sposób zostać zapamiętane.

– No chodź tu Loti, wiem, że odkąd tylko wszedłeś to czekasz na to – wytknął z uśmiechem i ponaglającym ruchem ręki przywołał mnie do siebie. Pewne rzeczy cały czas pozostały niezmienione, przykładowo to, że dziadek wie jakim przytulaśnym stworzeniem byłem od dawna. A przynajmniej od czasu, gdy babcia z dziadkiem nauczyli mnie, że dotyk nie zawsze musiał łączyć się z przemocą fizyczną. W dalszym ciągu jego zapach przypominał las, kiedyś często się do niego wybierał, aby zbierać grzyby.

Dziadkowe przytulasy zawsze kojarzyły mi się z ochroną przed gniewem babci. Czasem zdarzało mi się uciec ze szkoły przez okno czy powiedziałem o kilka słów za dużo do nauczyciela. Zatem babcia była wzywana do szkoły średnio raz w tygodniu. Chcąc uniknąć jej dwugodzinnego kazania oraz gniewu, który zawsze kojarzył mi się z prawie kipiącym daniem, gdzie tylko kilka sekund dzieliło nas od katastrofy. Dziadek jak nikt potrafił ułagodzić babcię i przytulając mnie lub chowając za siebie starał się jej wytłumaczyć moje karygodne zachowanie. Oczywiście wcześniej także powiedział mi kilka słów, a ja już było po wszystkim to groził palcem, mówiąc, abym nigdy więcej czegoś takiego nie próbował. Jednak obydwoje wiedzieliśmy, że niebawem znowu coś przeskrobię. Jednak takie życie nie trwało długo na początku klasy maturalnej u babci zdiagnozowano raka płuc w trzeciej fazie. Odpuściłem sobie szkołę, a raczej wymusiłem na dziadkach, żeby pozwolili mi zostać w domu, aby móc spędzić ostatnie tygodnie razem we trójkę.

Zmusiłem potem Felusia, aby się należycie przywitał, a nie wymruczał jedynie: "Dzień dobry". Oczywiście jaśnie poważny pan Feliks chciał odmówić, ale dziadek tak samo jak ja nie przyjmował odmowy. Jednak był bardziej milutki i nie chciał zmuszać nikogo do niczego. Chyba wychowując mnie zdążył się tego nauczyć nad wyraz dobrze.

– Feliksie, zrób dzieciakowi przyjemność. Twój mąż nie da ci spokoju, a ja zapewniam cię, że nie gryzę. Zresztą jesteś dla mnie jak drugi wnuk, a wiesz już chyba zbyt dobrze, że my lubimy się przytulać na powitania i pożegnania.

Ostatecznie Fel skinął głową i zbliżył się do dziadka, aby niepewnie go objąć. Jak zwykle, Feluś robiąc coś pierwszy raz od dawna, stawał się bardzo ostrożny i wycofany. Po kilku sekundach zauważyłem, że zaczął się rozluźniać, a jego usta uformowały się w coś na kształt uśmiechu. Stałem zamurowany, a oczy rozszerzyły mi się bardziej w przypływie doznanego zdziwienia.

Nim jednak zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować to Felek odsunął się od dziadka, a potem zaczęli rozmawiać o partyjce w szachy. Najwidoczniej obydwoje tylko na to czekali. Od samego początku to gra ich połączyła, gdy jeszcze mieszkałem u dziadków to często mój aktualny mąż, a wtedy jeszcze chłopak, wpadał do nas i od dziwo nie po to, aby się spotkać ze mną, żeby popatrzeć sobie głęboko w oczka i poszeptać słodkie słówka do ucha. Był spragniony inteligentnej oraz wymagającej myślenia gry w szachy. To doprowadziło do naszej pierwszej kłótni, która skończyła się na kompromisie. Zatem podczas pierwszej lekcji gry w szachy u Felka pierwszą planszę wyjebałem za okno, kiedy mój "nauczyciel" poszedł po wodę dla siebie. Ostatecznie jednak nauczyłem się grać i nawet wygrałem kilka razy z dziadkiem, z Felkiem także i to aż raz. Chociaż on tego nie uznawał, ponieważ zakończyło się to w pewien dość dziwny sposób. Najlepiej obrazowały to słowa, które mój przeciwnik wypowiedział po przegranym przez niego starciu: "Lotarze, nie masz żadnych skrupułów. To był wypadek i niezależnie w jaki sposób chcesz oszukiwać to nigdy nie wygrasz w uczciwy sposób.". Stało się to tak, że Fel przypadkiem kopnął wtedy stopą w stół i pionki się rozsypały, zatem wniosek był jeden i niezaprzeczalny...

...wygrałem!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro