Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spacerem raczej nie można było tego nazwać. Co kilka sekund musieliśmy zatrzymywać się i podziwiać to jak Oriś obwąchiwał trawę, czasem też podnosił jedną łapę, aby obsikać ją. Oczywiście największą atrakcją było to, jak walił dwójkę, a potem Felek po nim sprzątał. Szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia byłoby idealne na pierwszą stronę każdej gazety.

W ten o to sposób przez blisko dwadzieścia minut nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. Zaczynałem mieć coraz bardziej dosyć tej sytuacji. Potrafiłem delektować się miłą i przyjemną ciszą, ale to już było za dużo. Każdy z nas miał świadomość, że testowaliśmy się nawzajem, kto szybciej oszaleje i zacznie w końcu mówić, cokolwiek, aby tylko było słychać czyjś głos.

– Jak było w pracy? – spytałem, siląc się, aby ton mojego głosu był lekki oraz beztroski.

Fel po raz pierwszy podczas naszego spaceru oderwał wzrok od Orionka i spojrzał na mnie. Na jego twarzy jak zwykle nie widać było jakichkolwiek emocji, ale wyglądał dosyć blado. Oczy miał przymrużone, jakby pragnął tylko pójść spać. Gdy zauważył, że mu się przyglądam to zaczął trzeć je piąstkami, żeby się rozbudzić.

– Dobrze – odparł mechanicznie, jakby ledwo przyswoił jakie pytanie mu zadałem i nawet nie raczył się nad nim zastanowić.

– Właśnie widać – fuknąłem jedynie posępnie i porzuciłem temat, najwidoczniej Felek wolał pobyć sam ze swoimi myślami. W przeciwieństwie do niego ja nie zamierzałem mu tego utrudniać lub zmuszać do niechcianych spowiedzi.

Ponownie zapadło milczenie, ale nie miałem zamiaru się nim więcej przejmować. Najwidoczniej Felkowi ono odpowiadało, a ja mimo irytującego początku dnia i serii niepowodzeń, nie czułem się aktualnie źle. Wróciłem do domu, poszedłem na orzeźwiający spacer, a resztę dnia także zapowiadała się całkiem nieźle, miałem już wolne od zajęć na uczelni. Mogłem zająć się moim największym hobby, na które miałem dzisiaj ogromną ochotę, a mianowicie rozwiązywaniem sudoku.

– Było źle – odparł nagle cicho Fel, na co zdziwiony przekręciłem szybko głowę w jego stronę, aż mi coś strzeliło w karku. Prawdopodobnie wytrzeszczałem oczy z niedowierzania, jakby właśnie ktoś oznajmił mi, że wygrałem milion złotych.

Nie sądziłem, że kiedykolwiek dojdziemy do etapu mówienia szczerze nawet takich prostych rzeczy w stylu: "źle się czuję" czy "jestem zmęczony" i to jeszcze w biały dzień na ulicy. Czyżbym przegapił jakieś bardzo istotne wydarzenie? Może Felek został porwany przez kosmitów w nocy i wrócił z innym, bardziej ugodowym oraz milszym charakterkiem.

Istniała także druga opcja mniej prawdziwa, czyli, że obydwoje zaczynaliśmy powoli dochodzić do wniosku, że jeśli oczekujemy prawdy od drugiej osoby, najpierw sami musimy ją ofiarować. Oczywiście to był tak prawdopodobne jak to, że zaadoptuję wymarzonego konia do naszego małego mieszkania. Szansa wynosiła ogromne 0%.

Złapałem go delikatnie za nadgarstek wolną dłonią, ponieważ w drugiej trzymałem smycz Orionka. Felek spojrzał na mnie prawdopodobnie tak samo zaskoczony jak ja, gdy usłyszałem jego wyznanie.

– Fel, to... to jest w porządku – odparłem powoli, gubiąc się, co powinienem mu odpowiedzieć już po drugim słowie. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w swoim życiu pocieszał czy okazywał wsparcie w słowach. Zazwyczaj poklepałem jakiegoś kumpla po plecach i tyle w zupełności wystarczało. Jak się niby pocieszało swojego męża? – Każdy czasem ma gorszy dzień.

Feliks patrzył się na mnie przez kilka długich sekund, po czym uśmiechnął się blado i westchnął wymownie.

– Czuję... – zaczął drżącym głosem, po czym przerwał na moment, najwidoczniej szukając odpowiednich słów: – ...że powinieneś mniej czytać o robotach, a zacząć więcej o pocieszaniu drugiego człowieka. Koszmarnie ci to wychodzi.

Przez chwilę wpatrywałem się w niego zaskoczony, jakim cudem z biednego, wymęczonego Felka nagle zaczął drażnić się ze mną. Najwidoczniej niezależnie czy był w pełni sił, czy nie i tak musiałem się pilnować. On przecież był rasowym wężem, nawet ranny przecież zaatakuje.

Przewróciłem oczami na ten przytyk. I kto to niby mówił? Przecież uczyłem się od mistrza Felka wspierania oraz pocieszania. Niestety on był tak samo beznadziejny jak ja.

Fel jednak z trudem ukrywał rozbawianie, oczy świeciły mu się, a na jego ustach błąkał się mały uśmieszek. Po zmęczeniu całkowicie zniknął jakikolwiek ślad. Oprócz tego dawno nie wiedziałem go tak rozluźnionego, najwidoczniej ostatnie dni były ciężkie dla nas obydwóch. Może i tworzyliśmy dziwny związek, który prawdopodobnie utrzymywał się tylko na cienkim włosku, ale nadal niektóre sytuacje, mimo że dotykały tylko jednego z nas to cierpiała na tym także ta druga osoba.

– Ty natomiast powinieneś poczytać o tym, kiedy powinno się odpuszczać i zostawiać w spokoju drugą osobę – wytknąłem, nie kryjąc w głosie złości. Skoro zaczęliśmy ten temat to powinniśmy przedyskutować wszystko, co nam leżało na wątrobie. Raczej już nigdy do tej rozmowy nie wrócimy, ba za godzinę w ogóle zapomnimy, że miała ona w ogóle miejsce.

Fel westchnął głęboko i spoważniał, uśmiech zniknął całkowicie z jego twarzy. Zapanowało milczenie, które przerwał szczekający Oriś. Spojrzałem na niego, co takiego wyprawiał, ale on wpatrywał się jedynie w wysoko na drzewo. Najwidoczniej siedziała tam jakaś wiewiórka i drażniła się haniebnie z biednym Orionkiem.

Gdy ponownie wróciłem spojrzeniem na Felka on także przestał patrzeć na Orisia i wpatrywał się znowu we mnie.

– Masz rację – odparł szczerze bez żadnego usprawiedliwiania się czy prób zrobienia ze mnie tego złego. Dawno nie widziałem na własne oczy takiego Felka, który mówi cokolwiek bez ogródek, który bierze winę na siebie. – Chciałem zmusić cię do rozmowy, abyś powiedział mi wszystko. Spójrz na nas nawet nie umiemy ze sobą normalnie rozmawiać, jedynie w nocy i to odwróceni do siebie plecami. Nasz związek wygląda jak...

Nie byłem w stanie dłużej wytrzymać, patrząc mu w oczy. Zatem pod pretekstem spojrzałem na chwilę na Orionka, który nieświadomy odbywającej się tutaj rozmowy, dalej próbował zmusić wiewiórkę do zejścia na ziemię.

– Nie kończ, Fel, mam świadomość jak wygląda – przerwałem mu łagodnie, wracając niechętnie do niego wzrokiem. Wziąłem głęboki wdech, czując ogromne przytłoczenie tą rozmową, miałem już jej dosyć. – Może spróbujemy... – zacząłem, ale nie miałem pojęcia co takiego niby powinienem powiedzieć, że zaczniemy sobie wszystko mówić jak najlepsze psiapsiółki. Idealnie to by do nas pasowało i na pewno będziemy odstawiać takie cyrki. – Sam nie mam pojęcia co, jesteśmy bardzo beznadziejnymi przypadkami.

Fel prychnął rozbawiony ostatnim zdaniem, które powiedziałem. Poklepał mnie po ramieniu prawdopodobnie z powodu nagłego zrozumienia i tego, że wyjątkowo tym razem w pełni popierał moje słowa.

– Na dłuższą metę z inną osobą byśmy raczej nie wytrzymali – podsumował Felek, na co musiałem się z nim zgodzić, ale moja chęć do sprzeczania się z nim zawsze i wszędzie uaktywniła się. Trzeba było położyć kres tej poważnej dyskusji zanim zaczniemy ckliwe patrzeć sobie w oczka i wyznawać niekończącą się nigdy miłość.

– Chyba tylko ja potrafię z tobą wytrzymać – stwierdziłem pewnie. – Tolerować twój pedantyzm, chorą perfekcję oraz pomruki jakbyś był wiecznie niezadowolonym kotem. Normalny człowiek już dawno by oszalał.

Oczy Felka zmrużyły się niebezpiecznie, na co wiedziałem, że zaraz to, co usłyszę będzie jeszcze bardziej złośliwe niż to, co ja powiedziałem. Nim jednak cokolwiek wydobyło się z jego ust tuż obok rozległ się dźwięczny, dziewczęcy śmiech.

Obydwaj spojrzeliśmy od razu w tamtą stronę. Dwie dziewczyny blondynka i szatynka szły, trzymając się za ręce i jedna coś szeptała drugiej do ucha, a tamta natychmiast zaczęła chichotać. Szatynka za to po chwili złożyła na policzku blondynki pocałunek.

Przygryzłem od wewnątrz policzek, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Odwróciłem z powrotem wzrok na Felka. Chyba wyczuł, że się w niego wpatrywałem, więc z premedytacją nadepnął mi mocno na buta i rzucił krótkie:

– Wracamy do domu, zanim będę zmuszony przywiązać cię do drzewa i zostawić.

Wyrwał mi z dłoni smycz Orionka i pociągnął go delikatnie, żeby zaprzestał ciągłych prób dostania się na drzewo, na którym przebywała wiewiórka. Oriś niechętnie porzucił swoje zajęcie i udał się za Felkiem, który chyba nie był ani trochę zadowolony z tego, że nie mógł mi dogryźć.

***

Powrót minął nam o wiele spokojniej. Raczyliśmy się jakimiś zdawkowymi uwagami oraz komentarzami. Nie robiliśmy już żadnych głębokich dyskusji, na najbliższe dziesięć lat ta nam z pewnością wystarczyła. Sam nie mogłem uwierzyć, że potrafiliśmy rozmawiać i to szczerze o naszym związku, relacji oraz uczuciach. Chyba stawaliśmy się coraz lepsi w te klocki. Niebawem będziemy chodzić po parku wtuleni w siebie albo trzymać się za rączki i patrzeć głęboko w oczy. Jeszcze tylko jakieś kilka lat albo może kilkadziesiąt. Trzeba było przecież być realistą, a nie jakimś niepoprawnym optymistą.

Jednak samo zakończenie spaceru nie okazało się być łatwym. Grupka ludzi otoczyła naszą bramę, na co zmarszczyłem zdziwiony brwi. Skąd niby pojawił się ten sztuczny tłok? I to nie tak, że ci wszyscy ludzie chcieli wejść do bramy, nic się nie ruszali. Spojrzałem na Felka, który zauważył mój wzrok i wzruszył tylko ramionami.

Zauważyłem na uboczu sąsiada, którego kojarzyłem głównie dlatego, że także miał psa. Był kilka lat starszy ode mnie i chyba mieszkał z dziewczyną oraz malutkim synkiem. Często go spotykałem w parku i czasem nawet zamieniliśmy więcej słów niż tylko zwyczajowe "dzień dobry". Podeszliśmy do niego, nie chcąc od razu przepychać się przez ten tłum, aby dostać się do bramy. Najwidoczniej coś musiało się stać, skoro tyle ludzi się zebrało.

– Co nas ominęło? – spytałem, wskazując wzrokiem na tłum.

– Kobieta wypadła z okna z trzeciego piętra – odparł mechanicznie, a przy tym także zwięźle i na temat, jakby już wcześniej miał przyszykowaną tą odpowiedź. – Ale to wszystko jest tak cholernie dziwne.

Nawet nie zauważyłem, że wstrzymałem oddech. Próbowałem zmusić się, żeby zacząć znowu normalnie oddychać. Rozejrzałem się wokół poddenerwowany. Pierwszy raz od dawna zdarzyło się, żeby ktoś w tej okolicy popełnił samobójstwo. Dodatkowo bardzo nie podobało mi się ostatnie zdanie, które powiedział.

– Co takiego?

– Pewnie nie uwierzysz mi, jeśli sam nie zobaczysz na własne oczy. Jednak ten widok... – przerwał na moment, aby przymknąć na moment oczy i wziąć głęboki wdech: – ...był naprawdę paskudny, na pewno będzie nawiedzał nas wszystkich w koszmarach. Nie sądziłem jednak, że podczas upadku z wysokości na chodnik można nabawić się podłużnej rany na brzuchu. Ma top na sobie, więc wszystko widać jak na tacy.

Spojrzałem na Felka, ale z jego twarzy nic nie byłem w stanie wyczytać. Po tym jakże barwnym opisie przez naszego sąsiada Edwarda to naszła mnie ogromna ochota, aby zobaczyć tę kobietę. Jednak wiedziałem, że jeśli jest tam krew to może mi znowu odpierdolić. Nie chciałem ponownie przejąć roli głównej atrakcji.

Fel bez słowa podał mi smycz Orionka, którą przyjąłem. Przynajmniej miałem świadomość, że on zwróci uwagę na wszystko, a szczególnie na to, co tylko z pozoru mogło być nieistotne. Gdyby nie to, że tak uwielbiał tą swoją architekturę to mógłby zostać całkiem niezłym detektywem. W dzieciństwie zbyt dużo kryminalnych książek się naczytał oraz seriali naoglądał.

Edward dalej opowiadał o kobiecie jednak teraz skupiał się przede wszystkim na młodym wieku osoby. No i wielokrotnie powtarzał, że to pewnie był jedynie nieszczęśliwy wypadek. Myła okna, za bardzo się wychyliła, więc wypadła. Prawdopodobnie każdy tutaj zebrany uparcie chciał wierzyć, że to mógł być tylko wypadek. Policja, która właśnie przyjechała na pewno to potwierdzi.

Policjanci wyszli z pojazdu i próbowali utorować sobie drogę do ciała. Kolejni, którzy się pojawili, próbowali namówić tłum do odsunięcia się na bezpieczną odległość, aby dali im wykonywać swoją pracę. Zauważyłem, że Fel wyłania się z tłumu i idzie prosto do mnie.

Spojrzałem na niego pytająco, ale on zignorował to. Oczywiście musiał mi teraz jeszcze grać na nerwach i trzymać w niewiedzy, czy to na pewno był tylko nieszczęśliwy wypadek.

Orionek najwidoczniej, w przeciwieństwie do mnie, stęsknił się za Felkiem, ponieważ nie było go przecież tak bardzo długo. Zaczął zatem skakać i szczekać, aby ten zwrócił na niego uwagę. Zauważyłem, że Fel uśmiechnął się delikatnie, po czym wziął na ręce Orisia, który z radości próbował polizać go po twarzy.

Nie miałem pojęcia czy możemy odejść, czy może poczekać aż policjanci powiedzą coś na temat tej kobiety. Ze śmiercią miałem do czynienia raz i gdy tylko przyjechali, jeden z policjantów wyprowadził mnie zapłakanego z mieszkania. Miałem wtedy piętnaście lat i zobaczyłem wykrwawioną matkę, która miała jeszcze nóż wbity w brzuch.

– Wracajmy do domu – usłyszałem cichy, drżący i poddenerwowany głos Felka, który przywrócił mnie do rzeczywistości. Sam nie wiem, kiedy, ale uświadomiłem sobie, że mocno zaciskałem pięści. Zmusiłem się, żeby rozluźnić dłonie i myśleć tylko o Orionku, który zaczął przekręcać się, aby móc także mnie polizać po twarzy.

– Możemy? – spytałem, marszcząc brwi i po raz kolejny rzucając spojrzeniem wokół, policjanci odgradzali właśnie teren wokół ciała taśmą.

Felek był nad wyraz spokojny, biorąc pod uwagę, że właśnie zobaczył zwłoki. Może dobrze to ukrywał, nadal pozostawał blady, ale to przez zmęczenie i ciężki dzień w pracy. Tylko jego głos zdradzał, że to jednak nie był widok, z którym stykał się na co dzień.

– I tak nic nie będą mogli powiedzieć na już – stwierdził pewnie, chociaż drżenie w jego głosie się powiększyło i czuć było w nim coraz większą nerwowość. – Wysnują jedynie wniosek, ale będą musieli zrobić sekcję zwłok. Pewnie wpadną do nas w odwiedziny, mieszkała naprzeciwko nas.

Z osłupieniem pokiwałem głową, nie mogłem uwierzyć, że pani Leandra zginęła. Często ją widywałem na korytarzu, zawsze była bardzo uprzejma, ale Oriś za nią nie przepadał. Nigdy nie dał się jej pogłaskać, chociaż go wołała. Z tego co pamiętałem to mieszkała z siostrą i córką, ale chyba obydwie wyjechały gdzieś na weekend. Z tego co pamiętałem to widziałem jej siostrę, panią Letycję w windzie w piątek po południu z walizkami. Naprawdę bardzo niemiłą niespodziankę znajdzie po powrocie.

Pożegnaliśmy się z Edwardem, a następnie ruszyliśmy w stronę naszej bramy. Najwidoczniej cały tłum postanowił zostać, aż nie dowiedzą co się stało. Prawdopodobnie wszyscy byli przerażeni i pragnęli uzyskać szczegółowe wytłumaczenie oraz pocieszenie, że nie muszą się niczego bać. Chcieli zapewne usłyszeć to, co aktualnie próbowali za wszelką cenę sobie wmówić. To był tylko nieszczęśliwy wypadek.

Policja zostawiła tylko niewielkie przejście, aby dostać się do bramy. Przez cały ten czas Felek milczał, więc ja także się nie odzywałem. Weszliśmy do mieszkania, a ja zająłem się Orisiem, a następnie włączyłem wodę na herbatę. Fel natomiast zamknął się w małym pokoju, najwidoczniej potrzebował mieć chwilę dla siebie. Zatem nie zamierzałem mu się tym razem narzucać. Pamiętałem doskonale jaka to była trauma zobaczyć zwłoki, ten widok na zawsze zostawał w pamięci i bardzo często przychodził w nocy, aby nawiedzić mnie w postaci koszmaru.

Po chwili jednak, gdy woda się już zdążyła zagotować i miałem się wziąć za robienie herbat, Fel stanął w wejściu. Wyjąłem małą łyżeczkę z szafki, a następnie odwróciłem się w jego stronę, aby wysłuchać, co takiego chciał mi w końcu zdradzić.

– Edward miał rację, ta rana wyglądała jakby ktoś ją dźgnął nożem – powiedział cicho, ale jego głos był już prawie, że całkowicie spokojny – Dziwniejsze jednak było to, że na boku do spodni ktoś przyszył jej karteczkę z napisem: ,,Przemoc to upadek rozumu".

Łyżeczka wypadła mi z dłoni i z brzdękiem spadła na podłogę. Poczułem jak po całym ciele przechodzi mnie fala dreszczy, zatem ta śmierć to także nie było samobójstwo. Od razu przypomniała mi się mała karteczka, którą schowałem do kieszeni za małych już na mnie spodni w szafie. Także była przyszyta do spodni mojej matki, ale jej treść brzmiała całkowicie inaczej.

,,Milczenie też tworzy przemoc".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro