29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wbiegłam szybko po schodach i narzuciłam na siebie bluzę na wszelki wypadek i ostatni raz pogłaskałam Marvela. Wiem że zostawiłam go w dobrych rękach.

Wyszłam z niewielkiego z budynku poraz pierwszy od dawna czując zapach świeżego powietrza i wolności. Trochę źle mi z tym, że swoim zachowaniem prawdopodobnie zawiodę Basie ale nie mogę pozwolić żeby ojciec Przemka mnie dopadł.

Powietrze było ciepłe ale lekki wiaterek sprawił, że musiałam ciaśniej okryć się bluzą. Właśnie zdałam sobie sprawę z barku jakiegokolwiek planu. To małe miasteczko więc jeśli zapytam kogokolwiek o pomoc Basia dowie się o tym prędzej czy później. Szłam wzdłuż ulicy ze spuszczoną głową nie chcąc przyciągnąć na siebie niczyjej uwagi.

-hej lalka- usłyszałam za sobą męski, a raczej chłopięcy głos. Zatrzymałam się i powoli odwróciłam głowę za. Za mną stało trzech chłopców. Wysokich ale bardzo krępej budowy. Nie przestraszyli mnie za bardzo szczególnie, że w ostatnim czasie otaczali mnie sami wypakowani i niebezpieczni ludzie.

- czegoś potrzebujecie dzieci? - przewróciłam oczami patrząc jak jeden z nich patrzy na kolegów i głupio się uśmiecha. Zdaje sobie sprawę, że to co teraz robię nie jest najmądrzejsze ale ciągłe gryzienie się w język nie jest moją domeną.

- uuu - syknął drugi - jaka kocica nam się trafiła - zrobił parę kroków w moją stronę. Zaśmiałam się patrząc na niego z politowaniem. Nikt mu nie powiedział, że takie teksty są już stare i nie modne? Zażenowało mnie to tak bardzo, że odwróciłam się z zamiarem odejścia ale oczywiście to nie było takie proste ze względu na przewagę liczebną wspomnianych chłopców.

- chodz nie wstydź się - jeden z nich złapał mnie za kaptur i z pomocą drugiego wepchnął w ciemną uliczkę. Popchnęli mnie na ścianę i we trójkę pojawili się przede mną. Czy to możliwe żeby trójka chłystków dała sobie ze mną radę? Jeszcze nie, muszę jeszcze czegoś spróbować.

- nie wszcyscy naraz - strzeliłam kośćmi. Jeden z nich zaśmiał się i podszedł do mnie. Zwracam honor, może ten trening Przemka jednak do czegoś mi się przyda. Nadepnęłam chłopakowi na stopę, co akurat wzięłam z jakiegoś filmu i uderzyłam w szczękę tak jak Przemek mi pokazywał. Biedak się zakołysał i upadł na ziemię. W między czasie podszedł do mnie jego kolega i myśląc, że się wycwanił złapał mnie za nadgarstki. Nie tym razem. Ustał na tyle niefortunnie, że wystarczyło tylko podnieś delikatnie nogę żeby kopnąć go w czuły punkt.

Został ostatni. Wiadomo, że nie mogło pójść idealnie więc żeby dodać całej sytuacji pikanterii trzeci chłoptaś wyciągnął nóż, a dokładnej scyzoryk ale ostrze to ostrze. Dobrze wiedząc, że z bronią sobie nie poradzę zaczęłam się cofać. Po kilku sekundach uderzyłam w coś miękkiego, a na szyji poczułam oddech. O nie, tylko nie następny.

- schowaj to synku - obok mojej głowy pojawiła się ręką trzymająca broń skierowaną w teraz już przestraszonego chłopaka i jego kumpli. Bardziej przerażał mnie jednak głos, ale to niemożliwe. Teraz to ja też się boję.

Poczułam rękę obejmującą mnie w talii i przyciągając bliżej osoby za mną. Druga ręka odbezpieczyła broń, a chłopcy z przerażeniem w oczach uciekli. Błagam niech to będzie tylko okoliczny posterunkowy. Tak bardzo nie chcę się odwracać.
___________________________________________

Napiszcie co sądzicie o scenie walki w tym rozdziale bo szczerze mówiąc nie umiem ich pisać ale sytuacja tego wymagała i będzie wymagała jeszcze częściej w dalszych częściach tej książki, a chciałabym żeby było tylko lepiej 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro