19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Lichtenstein

-Patrz! Widzisz, leci! - krzyknął Luksemburg

-Mogę polatać? - spytałem się - jeszcze nigdy nie latałem dronem

-Jasne! - odpowiedział, a następnie dał mi swój telefon z aplikacją do swojego nowego drona od cioci.

-ma on kamerę? - spytałem się

-tak - odpowiedział - ale nie mogę filmować posesji innych osób. W tej aplikacji możesz widzieć obraz z kamery. Patrz - podszedł i wcisnął guzik na telefonie, a następnie wyświetlił się mały obraz z kamerą.

-wow! - odpowiedziałem, a następnie wcisnąłem odpowiedni guzik i dron poleciał w stronę ulicy - widzę Toyotę! Teraz jedzie polonez... Porsche!

-widzisz, dobra jakość kamery.

-czekaj... - odpowiedziałem. Zaraz, to nie...

-coś się stało? Czemu się nie ruszasz?

-patrz! - podałem telefon

Luksemburg powiększył obraz, a następnie przybliżył na dwójkę osób idących chodnikiem.

-Ej, to nie twój ojciec? - spytał się

-właśnie o to mi chodzi! I on jest z tym typem z którym się całował na zdjęciu!

Luksemburg przez chwilę wyglądał, jakby myślał, a następnie dodał:

-śledzimy ich?

-oczywiście! - odpowiedziałem - muszę wiedzieć, co robią i dlaczego się spotykają!

Po usłyszeniu moich słów chłopak sprawnie przeleciał dronem w prawo, lecąc nad głową mojego ojca i nieznajomego. Według obrazu z kamery szli razem na chodniku w stronę miasta. Wciąż ich śledziliśmy, aż doszli do tego wspomnianego centrum.

-czy dron może przerwać połączenie jak będzie za daleko? - spytałem się

-nie - odpowiedział - raczej nie. No, a chyba że to byłoby jakieś 100km stąd, ale centrum miasta nie jest daleko. Jakbym się zbliżył to może dałoby się ich usłyszeć, jednak jesteśmy za daleko. Nawet mój najdroższy dron nie jest w stanie usłyszeć ich z tej odległości.

Zaciekawieni, nadal ich obserwowaliśmy. A pewnym momencie nieznajomy spojrzał w górę. Luksemburg nerwowo przekręcił drona w lewo, przez co wleciał w drzewo. Nie chcemy być zauważeni.

-wszystko w porządku z dronem? - spytałem się

-tak - odpowiedział - lecimy dalej. O! Wchodzą gdzieś!

W ciągu paru sekund mój ojciec wszedł z nieznajomym do pewnego budynku na uboczu. Luksemburg zjechał dronem niżej tak, by było dobrze widać baner nad oknem.

-"hotel miłosny" - przeczytał szybko - co oni będą tam robić?

-nie wiem, ale chyba będzie padać... - spojrzałem się na niebo - Dron!

-jest wodoodporny - odpowiedział - ale jest jeden problem...

-no?

-w instrukcji pisało, że w razie złych warunków pogodowych dron łatwo traci łączność z użytkownikiem, jeśli jest od niego daleko

-to co robimy? Nie zdążysz wrócić!

-szybko wlecę na dach i przeczekam aż deszcz minie - odpowiedział, a następnie sprawnie wleciał na drzewo, gdyż na dach nie zdążył. Nie zdążył, bo po chwili wyświetlił się komunikat "Error 69. Connection lost due to bad_weather. Try again later".

-akurat w takim momencie... Chodźmy do domu. Nic nie mów o lokalizacji dronu rodzicom, później go sprowadzę.

-ok - odpowiedziałem. Wciąż nie wiem, co będą robić w "hotelu miłosnym"...

***

Pov. Niemcy

-nie - odpowiedział chłopak - nie dotykaj...

-wciąż się wstydzisz? - spytałem się, ruszając ręką na jego kroczu.

-Nie! - krzyknął i spadł z łóżka na niespodziewany dźwięk telefonu -ał...

Po chwili Chłopak wstał, ubrał spodnie i odebrał telefon od nieznanego numeru.

-Tak? Kto to? - usłyszałem, jak rozmawia - tak? Naprawdę? O matko, nie wiem, jak mam dziękować!... Dziś? Dobra, to możemy się spotkać przy ulicy nordyckiej. To taka boczna uliczka... Wiesz, gdzie to? Dobra, zaraz będę! - rozłączył się.

-kto dzwonił? - spytałem się z ciekawości

-zgadnij - odpowiedział

-no nie wiem...

-ten chłopak którego kiedyś spotkaliśmy. Ma Dynamit'a! I chcę się teraz spotkać!

-naprawdę? To świetnie! - odpowiedziałem - a gdzie?

-przy ulicy nordyckiej. Taka boczna ulica niedaleko - odparł - i to TERAZ

-oh... To będziemy musieli dokończyć nasze zabawy później - odpowiedziałem, a następnie razem wyszliśmy z domu, kierując się w stronę wspomnianej ulicy.

Po paru lub parunastu minutach byliśmy już prawie na miejscu. Z daleka dało się zauważyć chłopaka, dziewczynę i psa, który najprawdopodobniej jest tym zaginionym.

-Hej, czy to ten? - odezwał się chłopak, wskazując na psa stojącego obok niego. To definitywnie był Dynamit, który na widok swojego opiekuna zaczął skakać i machać ogonem z radości. Jednak Polen nie zareagował, tylko wpatrywał się w stojącą obok... Jak mu było... Łotwy? Dziewczynę. Zaraz, kojarzę ją... Kiedyś spotkałem ją na łące, jednak nie pamiętam, jak się nazywa.

-Wszystko ok? - przerwał ten chyba Łotwa - znacie się?

Mówiąc te słowa miał na myśli mojego chłopaka i dziewczynę.

-znamy - odpowiedział Polen - byliśmy dawnymi przyjaciółmi. A ten pies... Tak, to jest Dynamit. Dzięki! - odparł, a następnie zawrócił z psem u boku. Nie odpowiedziałem na pytające spojrzenie chłopaka, tylko podziękowałem żegnając się i podążyłem za Polen'em.

-To jest ta twoja dawna znajoma, o której mówiłeś kiedyś? - spytałem się

-taa... - odpowiedział - i to jest teraz jego dziewczyna.

-i co? - spytałem się

-problem w tym, że.... Nie ważne. Możemy dokończyć to, co wcześniej?

Na moją twarz wkradł się uśmiech gdy przypomniałem sobie, co wcześniej robiliśmy. Na jego szyi wciąż jest widoczna malinka~

A co do tej sprawy... Jak nie chce nic mówić, to nie będę go zmuszać.

-o, Vater! - krzyknąłem, widząc Rzeszę wchodzącego przez furtkę, gdy stałem tu i zajmowałem się psem ze swoim chłopakiem. Szybko podbiegłem, otwierając mu furtkę - gdzie byłeś?

-nie powinno cię to obchodzić - odpowiedział. Skrzywiłem się na widok malinki na jego szyi - Kiedy RON wyjeżdża?

-nie ma go - wtrącił się Polen, zjawiając się obok nas - wyjechał dziś o 10. Musi wracać do pracy, urlop mu się skończył.

-sheiße... - Rzesza przeklął pod nosem - trudno, dobra. Wracam do siebie.

Gdy wypowiedział te słowa, otworzył drzwi do domu i wszedł do środka, prawdopodobnie znów nawiedzając kuchnię z jego niemal dziesięcioletnią książką z krzyżówkami.

-to co, kończymy to, co wcześniej? - spytałem się, uśmiechając się.

***

-Ah~ - jęknął Polen - Niemcy...

-Co? Chcesz więcej? - spytałem się z uśmiechem

-Ja... - odpowiedział, ale nie dokończył, tylko odchylił głowę, by dać mi lepszy dostęp do swojej szyi. W odpowiedzi nakierowałem swoje usta na jego czuły punkt robiąc mu malinkę i sprawiając, że znów jęknął. Po paru sekundach przerzuciłem się znów na jego usta, na co cicho mruknął.

Pocałowałem go namiętnie po francusku, przez co jeszcze bardziej się zarumienił.

-Niemcy, ja... - powiedział, gdy przerwaliśmy - cały czas myślę o tym... O jednym... Ufam ci, więc chyba możemy spróbować...

Dobrze wiedziałem, o co mi chodziło. Już jest gotowy.

***

Wiem, że ten rozdział miał być dwa dni temu, ale nie miałam weny. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :(

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro