Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tony potarł swoje dłonie, jakby wygrał swego rodzaju nagrodę. 

-Fantastycznie. Dzisiaj załatwimy formalności i będziesz mogła się wprowadzić. Zaczynasz jutro.

Peper obdarowała cię napiętym uśmiechem.

-Musisz zgodzić się na pełnych sprawdzenie danych przed rozpoczęciem oficjalnie pracy. 

-Jestem pewna, że Pan Stark właśnie to załatwił.

Wzruszył ramionami.

-Właściwie, nie jest jeszcze skończone, ale nie jestem przez to szczególnie zmartwiony. I mów mi Tony.

Peper wywróciła oczami.

-Oczywiście, że się o to nie martwisz. Dlaczego byś miał?- Zwróciła swoją uwagę z Tony'ego na ciebie.- Jeśli pójdziesz ze mną, zabiorę cię na dół do personelu i będziesz mogła zacząć od formularzy.

-To niepotrzebne. Wszystkie formularze, których potrzebuję są tutaj.

Uniosła brew patrząc na niego i rzeczy stały się nieco bardziej niż trochę niezręczne. Uśmiechnął się i pocałował ją w kącik ust.

-Uspokój się, kochanie. Jest zatrudniona przez Avengers, nie przez Stark Industries. Zupełnie inny zestaw prac papierkowych.

-Dobrze, to ja was tu zostawię, mogę?- Jeśli jeszcze nie wiedziałaś, że była wkurzona, szczypta jej wyrazu pokazała to.

Tony westchnął, kiedy zniknęła za drzwiami.

-Przepraszam za to. Jest trochę... opiekuńcza.

To nie było to słowo, o którym myślałaś.

-Nic się nie stało. Powinniśmy zacząć?

***

Do końca dnia byłaś wykończona. Dokładnie czytałaś i wypełniałaś każdy formularz, a następnie Happy zabrał cię do twojego hotelu, abyś zabrała swoje rzeczy. Twój "apartament" okazał się pokojem na zwyczajnej podłodze w części wieży dla Avengers. Sypialnia była rozmiaru całego twojego hotelowego pokoju i była tam dołączona również łazienka. Kuchnia była na końcu korytarza i miałaś dostęp do całości wieży. Byłaś pewna, że będzie ci tam dobrze, ale gdyby nie było, zawsze mogłaś poszukać własnego apartamentu później. 

Po rozpakowaniu kilku swoich własności, zadzwoniłaś do swoich rodziców. Twoja matka była podekscytowana, że trzymałaś się tego, aby poznać swoją bratnią duszę. Twój ojciec był mniej zadowolony. W końcu, nie był tylko twoim tatą, ale i szefem. Nie był szczęśliwy zastąpieniem cię w firmie, ale wspomnienie o zarobkach było wystarczające, aby trzymać go dalszych protestów. Byłaś dosyć pewna, że zarabiałaś więcej, niż on. 

Spojrzenie na zegarek pokazało, że była już 20.00. Westchnęłaś, kiedy zdałaś sobie sprawę, że nie jadłaś od śniadania. Przypuszczałaś, że był to tak samo dobry moment na zapoznanie się z kuchnią, jak każdy inny. Tony kazał sobie pomóc. 

Sypialnia i kuchnia były puste. Westchnęłaś z ulgą. Nie byłaś pewna, czy powinnaś już spotkać się z Avengers. Tony miał cię jutro przedstawić zespołowi. Przekopywałaś się przez lodówkę, uśmiechając się, gdy znalazłaś trochę resztek po pizzy. Po przerzuceniu kilku kawałków na talerz podgrzałaś je w mikrofalówce. Zdecydowałaś się tylko na jedzenie na stojąco przy wyspie. 

Właśnie wzięłaś pierwszy gryz, gdy drzwi windy się otworzyły i hałas zalał pokój ogłaszając przybycie kilku członków zespołu. Steve Rogers, Natasha Romanoff i Clint Barton zatrzymali się w kuchni spoglądając na ciebie. Przełknęłaś jedzenie w gardle i pomachałaś im lekko.

-Hej.

-Możemy jakoś pomóc?- Zapytał Steve. Zapytał nawet przyjaźnie, ale jego ramiona były napięte i postawa wskazywała, że był gotowy na atak.

-Nikt nie ma dostępu na prywatne piętra wieży bez eskorty. Jak się tu dostałaś?- Natasha nawet nie udawała przyjaznej. 

I był również Clint.

-To moja pizza?- Natasha spojrzała na niego, a on wzruszył ramionami.

-Co?

-Priorytety, Clint.

-Dokładnie, Nat. 

Twoje usta zadrgały, gdy walczyłaś z powstrzymaniem śmiechu. W końcu, odchrząknęłaś. 

-Przepraszam za wystraszenie was. Jestem T/I T/N, wasza nowa asystentka. Tony zamierzał jutro nas sobie przedstawić. 

-Moja asystentka?- Zapytał, oczywiście zaskoczony, Clint.

Natasha uderzyła go w plecy dłonią. 

-Jest dla nas wszystkich. Nie tylko dla ciebie. Dyskutowaliśmy o tym na spotkaniu w zeszłym tygodniu, pamiętasz?

Łucznik podrapał się w głowę i opadł na stołek przed tobą z uśmiechem. 

-Oczywiście, że nie.- Wyciągnął rękę.- Hej. Clint Barton. Miło cię poznać, T/I.

Uścisnęłaś jego dłoń. 

-Przyjemność po mojej stronie, Panie Barton. Przepraszam za pizzę. 

Machnął dłonią w powietrzu oddalając to. 

-Tony w końcu za to płaci. I Clint. Lub Hawkeye. 

Pokiwałaś głową przed odwróceniem się do tamtej dwójki. Steve patrzył na swój telefon z uniesioną brwią, kiedy Natasha czytała mu przez ramię. Clint podążył za twoją linią wzroku po czym przechylił się w twoją stronę.

-Sprawdzają, czy twoja historia jest zgodna z prawdą- westchnął z kpiną.- Ja. Jestem bardziej ufny.

To sprawiło, że się uśmiechnęłaś.

-Dobrze, nawet jakbym kłamała, jest was tu trójka i jedna ja, więc powiedziałabym, że nie macie się za wiele czym martwić. 

-I w tym rzecz- zgodził się. 

Steve w końcu pokiwał głową i wsunął z powrotem swój telefon do kieszeni. 

-Przepraszam za to. Tony nie wspomniał, że właśnie kogokolwiek zatrudnił. Steve Rogers. Mów mi Steve lub Kap, jeśli wolisz.- Uścisnęłaś jego dłoń.

-Natasha.- To było wszystko, co rudowłosa powiedziała, ściskając twoją dłoń. 

-Miło mi was wszystkich poznać. Postaram nie być uciążliwością. Szczerze, nawet nie rozważałam, że pozwolilibyście mi tu mieszkać, gdy Tony to zaproponował. Mogę znaleźć coś innego, jeśli wolicie.- Twoje słowa zostały pośpiesznie wypowiedziane. Nawet ta myśl, która mogła być dla ciebie niewygodna, sprawiała, że skóra cię swędziała. Wolałabyś wybrzeże.

Steve zmarszczył brwi.

-Nonsens. Jestem pewny, że będzie w porządku. Pomimo tego, będzie dla ciebie prościej, jeśli byś tu została tutaj. Czasami zostajemy wzywani w środku nocy.

-Tony wspomniał o tym- przyznałaś. 

Natasha przechyliła głowę, studiując cię. 

-I nie masz nic przeciwko temu?

-Dla ilości pieniędzy, jakie mi płaci? Absolutnie nie.

***

Nie byłaś zaskoczona, że wstałaś i byłaś gotowa zacząć dzień znacznie wcześniej przed pojawieniem się Tony'ego następnego ranka. Znalazłaś drogę powrotną do biura Tony'ego dzień wcześniej pomagając sobie z notatnikiem i długopisem, więc mogłaś robić notatki.

-Jarvis, Pan Stark już wstał?

-Pan Stark nie spał od trzydziestu sześciu godzin, Panno T/N. Jest aktualnie w laboratorium. 

Uniosłaś swoje brwi na te informacje. Półtora dnia bez snu? To nie mogło być zdrowe. 

-Mam dostęp do laboratorium?

-Twoja przeszłość została skompletowana, dostałaś dostęp do 98% wieży. Laboratorium jest zawarta w tym odsetku. 

-Dziękuję.- Musiałaś w ogóle to mówić? Dalej nie byłaś przyzwyczajona do rozmowy do sufitu, ale wydawało się, że z czasem będzie lepiej. 

-Nie ma za co, proszę Pani. 

Z pomocą Jarvisa znalazłaś drogę do laboratorium. Po czasie, stałaś na zewnątrz i patrzyłaś przez szybę. Tony był kompletnie pochłonięty w swojej pracy. Jego jasne oczy co jakiś czas zaglądały na schemat, który był przed nim przed odwróceniem się do swojego projektu. Doktor Banner pracował w pobliżu przy innym stole. Obaj kontynuowali konwersację bez odwracania uwagi od ich pracy. Tony uśmiechnął się przez coś, co powiedział Doktor i zdałaś sobie sprawę, że to był jego element.

To było miejsce, gdzie czuł się najbardziej komfortowo. Najszczęśliwiej. Teraz rozumiałaś, że blizny na twoich palcach były zwierciadłem tego, że spędzał niezliczoną ilość godzin w laboratorium. Po ustaleniu tego, nie mogłaś dłużej gapić się bez uznania za przerażającą. Weszłaś. Obie pary oczu mężczyzn natychmiastowo cię odnalazły. Tony się uśmiechnął, kiedy uśmiech Doktora Bannera był o wiele mniej powściągliwy. 

-Dzień dobry, panowie.- Postawiłaś kubek z kawą, która przyniosłaś dla Tony'ego, przed nim.- Nie byłam świadoma, że Pan tu będzie, Doktorze Banner. Wtedy przyniosłabym dla ciebie również.

Potrząsnął głową. 

-Nie pijam kofeiny jak Tony. W sumie to wolę herbatę. 

-Zapamiętam to- zapewniłaś go.- T/I T/N. Nowa asystentka. Miło poznać.

-Bruce Banner. Uścisnąłbym dłoń, ale...- Odsunął się i wskazał na chemikalia, nad którymi pracował. 

-Nie ma problemu.- Zwróciłaś się w stronę Tony'ego zauważając, że patrzy na ciebie, kiedy sączył kawę.- Jesteś na to gotowy?

-Na co? Pokazanie ci okolicy i twoich obowiązków? Myślę, że to zniosę. 

-Jarvis powiedział, że nie spałeś od trzydziestu sześciu godzin.

-Jarvis, ty kapusiu.- Tony brzmiał zniesmaczony przez sztuczną inteligencję. 

-Przepraszam, Proszę Pana.

Tony wywrócił oczami i wzruszył ramionami.

-Sen nie jest w moim stylu. Zacznijmy.

Przebiegł przez listę twoich obowiązków a ty notowałaś je. Musiałaś kupić sobie kalendarz, aby śledzić rzeczy, które musiałaś robić raz lub dwa w miesiącu. 

-Mogę zadać pytanie?- Powiedziałaś, ucinając w połowie jego wypowiedź. 

-Jasne.

-Nie chcę zwracać się zbyt prosto, ale moją pracą jest dbanie o zespół, prawda? Ratować was z codziennych kłopotów i mieć pewność, że rzeczy pozostają tutaj na dobrej drodze?

-Tak, w sumie to tak.- Zmrużył oczy, próbując zrozumieć, w jakim kierunku zmierzałaś. 

-Jestem w tym dobra. W organizowaniu ludziom życia. Pozwól mi to robić moim własnym sposobem przez kilka tygodni. Jeśli będę do bani, możemy wrócić do tej nigdy nie kończącej się listy, od której ci odbiło.- Wstrzymałaś oddech, czekając aby zobaczyć, czy się na to zgodzi. Nie kłamałaś, mówiąc, że jesteś dobra w tych rzeczach. Kiedy przyszłaś do biura ojca, kompletnie odświeżyłaś sposób, którym robili wszystko od rozliczania do przechowywania. Miało to miejsce kilka lat temu i dalej robili te rzeczy twoim sposobem.

Tony zacisnął usta, w końcu kiwając głową.

-Okej. Świeże rzeczy. Trzy tygodnie. Sprawdźmy, co potrafisz.

Uśmiech pojawił się na twoich ustach zanim go zatrzymałaś. 

-Potrzebuję kardy kredytowej.





NOTKA OD TŁUMACZA

Dostaję trochę wiadomości z zapytaniami kiedy pojawią się następne rozdziały. 

Kochani

Od dzisiaj będę starała się minimum raz, dwa razy wstawiać coś tygodniowo.

Jeśli macie jakieś pytania, propozycję: piszcie śmiało na priv.

Do usłyszenia!


















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro