#11#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//Jin//

Starałem się wyczuć odpowiedni moment na unoszenie bioder co okazało się cholernie trudne. Mimo wszystko nie poddawałem się, chciałem się dobrze wczuć by nie obijać już sobie więcej kości ogonowej. Całkowicie skupiony na nauce jazdy nawet przez chwilę się nie rozglądałem po otaczającym mnie krajobrazie.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi i choć powinno już niedługo zniknąć nadal niemiłosiernie grzało moje barki. Pot zaczął spływać po moich plecach sprawiając, że koszulka przyklejała się do nich.

— Nie możesz na siłę wybierać momentów, w których będziesz się unosić. Spróbuj się wczuć — odparł starszy delikatnie unosząc mnie za talię w, jak mniemam, odpowiednich momentach. Starałem się wczuć w rytm tętniących kopyt. — Dokładnie, właśnie tak. Spróbuj teraz sam, unoś się zaciskając łydki na bokach konia — tłumaczył cierpliwie starszy najwyraźniej obierając sobie za punkt honoru nauczenie mnie techniki jazdy konnej. Z wszystkiego co spotkało mnie w życiu to wcale nie było takie złe. Nie byłem pewny co nim kierowało, jednak wolałem tego nie analizować. Cieszyłem się tą chwilą spokoju.

— Szybko się uczysz — pochwalił mnie głaszcząc delikatnie mój bok. — Chcę ci pokazać jedno miejsce. Nie jest daleko. Wytrzymasz jeszcze chwilę, czy nie masz już siły?

— Dam radę. Nie jestem taki słaby na jakiego widać — zaśmiałem się delikatnie i o dziwo szczerze.

*

* *

— O, to tu — odezwał się starszy kiedy słońce już powoli chyliło się ku zachodowi. Robiło się coraz ciemniej i zimniej przez co jedyne o czym mogłem myśleć to brak dodatkowej warstwy ubrań. Pomimo tego nie narzekałem. Otoczyłem się ramionami po tym jak zszedłem, a raczej spadłem, z konia.

— Cóż takiego wyjątkowego jest tu panie? — zapytałem rozglądając się po lesie, który wyglądał dokładnie tak samo jak przez ostatnią godzinę podróży.

— Ćśśś, zobaczysz — szepnął mi na ucho zarzucając przy tym koc na moje ramiona. Delikatnie je też potarł z uśmiechem. — Teraz powinno ci być cieplej.

Oniemiały kiwnąłem jedynie głową nie wiedząc jak zareagować na tę troskę. To co robił było dziwne. Zdaję sobie sprawę, że wojownicy są często samotni ale by aż tak?

Zerknąłem na jego skupioną twarz, gdy przywiązywał konia do drzewa, a następnie zaczął odpinać od niego torbę. Pomimo jego dość masywnej budowy nie biją od niego wyniosłość czy agresja. Jego ruchy były precyzyjne, a zarazem płynne. Zdawał się robić to wszystko z taką gracją i lekkością. Zafascynowany skupiłem się na jego dłoniach, które pracowały w skupieniu rozwiązując supły.

— Coś nie tak?— wyrwał mnie z zamyślenia jego głos. Od razu podążyłem wzrokiem na jego twarz oraz do ciemnych oczu, które wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem.

— Ja, um, nie. Po prostu się zamyśliłem. — uśmiechnąłem się szeroko i złapałem go pod ramię tak by być bliżej i ruszyłem spokojnie u jego boku w tylko mu znanym kierunku.

— A o czym to tak myślałeś?

— W sumie to o wszystkim i o niczym. Ale też ciekawi mnie czemu to miejsce jest takie wyjątkowe. — wymyśliłem na prędce nie mając zamiaru zdradzać, że myślałem o nim.

— Ah... Jest wyjątkowe dla mnie. Dla innych to pewnie skrawek ziemi. Dla mnie on jednak przypomina o tym jak moje życie się zmieniło — głos starszego stał się lekko niższy, jakby odpłynął ku wspomnień.

— Jak skrawek ziemi może zmienić życie?— zapytałem zaciekawiony.

— Gdy wydarzy się na nim coś niezwykłego. Coś co całkowicie odwraca świat do góry nogami. — Zerknąłem na jego twarz a widząc bijącą od niej nostalgię wiedziałem, że kolejne pytania byłyby nie na miejscu. Zagryzłem wargę pozostawiając jedynie ciszę. O dziwo nie był to niekomfortowy typ ciszy. Stojąc obok niego niemal czułem jak jego myśli cofają go w czasie do tych dobrych chwil. Wiedziałem, że to dość intymny moment dlatego wolałem dać mu przestrzeń oraz ciszę.

Sam rozglądałem się po lesie, który był oświetlany jedynie przez pomarańczowe, wręcz ogniste, promienie chowającego się słońca. Delikatny wiatr owiewał moje ciało szumiąc również między koronami drzew. Żyjąc tak długo w mieście nigdy nie pomyślałem, że w środku lasu z dala od ludzi może być tak przyjemnie.

Kiedy starszy po chwili odgarnął gałęzie płaczącej wierzby przed oczami ukazała mi się mała polana z niezbyt dużym, przyjemnie szumiącym strumykiem.

Płachta zieleni pokrywała teren i jedynie nieliczne wrzosy zaczynały mozolnie rozwijać się na jej powierzchni. Domyślałem się, że za niespełna dwa tygodnie cały teren będzie fioletowy, aczkolwiek jeszcze nie teraz, nie tak wcześnie w roku.

— To tu — odparł obejmując mnie w talii — Co myślisz o moim wyjątkowym miejscu?— zapytał wyraźnie dumny z tego gdzie mnie zabrał. Uśmiechnąłem się szczerze podnosząc na niego wzrok.

— Muszę przyznać, że nawet ja czuję, że jest to wyjątkowe miejsce — odparłem wiedząc, że na pewno się ucieszy słysząc to.

— Nie musisz mnie okłamywać, wystarczy, że powiesz czy ci się podoba. — Zdziwiłem się, że wyłapał mój blef i gdy spojrzał mi w oczy lekko zesztywniałem — To miłe, że się starasz ale ja jedynie oczekuję od ciebie towarzystwa i szczerości.

Jego słowa zbiły mnie z tropu. Pierwszy raz spotkałem się z kimś kto płacił za moje usługi i nie pławił się w uwadze, którą mu dawałem.

— A więc mógłbyś po prostu miło spędzić ze mną czas będąc szczery?— zapytał po chwili ciszy, która zapadła po jego wcześniejszych słowach, na co jedynie kiwnąłem głowa nadal nie umiejąc pojąć co się właśnie stało.

— Ta polana naprawdę jest przepiękna — w końcu dałem radę się odezwać na co starszy szeroko się uśmiechnął kiwając głową.

— Oj tak. Przepiękna. — Widząc, że znów odpływa myślami oparłem po prostu głowę o jego ramię obserwując przez chwilę otaczający nas tren.

Minęła dłuższa chwila i już jedynie ostatnie promienie słońca oświetlały świat kiedy mężczyzna wyrwał się nagle ze wspomnień. W ciszy postawił torbę na ziemi zaczynając wyciągać z niej koc oraz lampy, które odpalił tak abyśmy nie tkwili w całkowitej ciemności.

— Chodź — odparł klepiąc koc obok miejsca gdzie usiadł. Bezzwłocznie podszedłem siadając dość blisko niego. — Dawno mnie tu nie było ale muszę przyznać, że to miejsce zatrzymało się w czasie.

— Naprawdę? Kiedy tu ostatnio byłeś?

— Tuż przed wojną. Zapewne ponad pięć lat temu. — Żal w jego głosie delikatnie mnie zakuł, nie byłem pewny czym jest on spowodowany.

— Nie chciałeś jechać?

— Niezbyt. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro