#12#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Niezbyt. Wyjeżdżając byłem jedynie wojownikiem po kilkuletnim szkoleniu. Nie myślałem, że przeżyje, a już zwłaszcza nie podejrzewałem, że zostanę dowódcą.

— C-co? Na prawdę? To jak się to stało?— zapytałem, a gdy starszy położył się na kocu podążyłem w jego kroki kładąc głowę na jego torsie.

— Ah... No wiesz wojna. Dowódcy umierali, a ja po kilku miesiącach zabłysnąłem na polu walki. Kiedy poddowódca zarządzający moim oddziałem umarł na polu bitwy sam zacząłem kierować moich ludzi. Pragnąłem po prostu by jak najwięcej osób przeżyło. To byli moi kompani, zależało mi na ich dobru. — Westchnął ciężko odwracając głowę w bok tak bym nie mógł już utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego. — Gdy wróciliśmy do obozu jeden z moich kompanów zdał raport i następnego dnia rano nagle byłem dowódcą tego oddziału — dokończył dopiero po chwili.

— Rozumiem. Czyli po prostu byłeś inteligentny i miałeś farta? — zapytałem delikatnie sunąc palcami po ramieniu który oparł o mój tors.

— Na wojnie nikt nie ma farta. Zapamiętaj to. Na polu walki nie istnieją wygrani czy przegrani. Istnieją jedynie martwe ciała poległych i bestie, które pragnęły przeżyć. Ja po prostu jestem tym drugim bo za bardzo boję się odchodzić z tego świata. — Jego słowa ponownie sprawiły, że oniemiałem. Zawsze na wszystkich wojowników patrzyłem jak na potwory ale nigdy nie pomyślałbym, że oni postrzegają tak samo siebie .

— Skoro tak to widzisz to czemu poszedłeś do wojska? — spytałem zbity z tropu nie przestając go głaskać.

— A ty czemu robisz po nocach to co robisz? — jego ton był chłodny. Nie był głupi, wiedział, że to co powie mnie zrani jednak za razem dopiero teraz zrozumiałem co chciał mi przekazać zapewne od samego początku. Przymknąłem oczy opanowując emocje, które przez chwilę pragnęły opuścić moją podświadomość.

— Bo nie mam wyboru — odparłem po dłuższej chwili dopiero teraz otwierając na nowo oczy. Wlepiłem wzrok w pokryty gwiazdami nieboskłon odcinając się od bolesnych emocji.

— Dokładnie... Bo nie masz wyboru. Sam go nie miałem. W tym świecie nikt go tak naprawdę nie ma. Jedyne co posiadamy to siłę walki oraz strach. Od tych dwóch rzeczy zależy czy staniemy się bestią czy trupem. — Podniosłem się powoli siadając tak by spojrzeć mu z góry w twarz.

— Ciężko mi uwierzyć, że ktoś taki jak ty nie miał wyboru.

— Ty nie masz pieniędzy i to odbiera ci wybór. Ja posiadałem ojca z silną ręką, który nienawidził sprzeciwu. — Wzruszył ramionami obracając nas nagle tak, że leżałem pod nim. — Każdy ma coś co zabiera nam wolność. Każdy kto sądzi inaczej sam siebie okłamuje.

— A król?

— On ma najmniej wolności. Każdy widzi jego nawet najmniejszy ruch, nie może podejmować decyzji, które pragnie tylko te, które zadowolą lud. Jest niewolnikiem własnej władzy. — wpatrywałem się w jego oczy nie czując strachu mimo świadomości, że człowiek, który właśnie osaczył mnie patrząc na mnie z góry mógłby zrobić ze mną wszystko. Gdyby tylko chciał mógłby mnie tu nawet rozszarpać na kawałki i nikt by się nie przejął. Kto by w ogóle pamiętał o biednym, nic nie znaczącym mężczyźnie, który puszczał się za marne grosze? Nawet jeśli ktoś by o mnie pamiętał, nikt nie posądzałby wysoko postawionej osoby, dzięki której wygraliśmy wojnę, o morderstwo.

Podejrzewam, że nawet gdyby się przyznał, nikt by nie zareagował. Takim jak on można było wszystko. Nie rozumiałem co teraz by miało go ograniczać choć patrząc w jego oczy widziałem, że jego wybory oraz świat jest jeszcze bardziej ograniczony niż mój. Widziałem po jego twarzy, że w środku jest małym chłopcem skutym w okowy.

Tkwiliśmy tak chwilę w ciszy wpatrując się w siebie nawzajem. Oboje pragnęliśmy rozszyfrować osobę przed nami z nadzieją, że to pomoże nam w życiu. Kiedy starszy zaczął się powoli zbliżać do mojej twarzy początkowo nie zareagowałem. Wpatrywałem się w jego oczy, które nieustępliwie wpatrywały w moją duszę. Dopiero kiedy już niemal stykaliśmy się wargami opamiętałem się. Położyłem dłoń na jego wardze delikatnie kręcąc głową.

— Nie całuje się w usta... To ważna zasada. Nie chcę jej łamać — odparłem niepewnie.

— Pragniesz utrzymać ułudę wyboru?— zapytał ciekawy przysuwając wargi do mojego ucha.

— Nie do końca. Po prostu pragnę to zachować na wyjątkową sytuację — odparłem sam nie pewny czemu mówię mu prawdę. Jego żeby delikatnie złapały za płatek mojego ucha.

— Dla wyjątkowej osoby? — wyszeptał nie przestając delikatnie podgryzać mojego ucha oraz skóry tuż pod nim.

— Tak — odparłem szczerze otaczając jego kark rękami.

— A to co wydarzyło się dziś nad ranem? Nie pamiętasz, że już zasmakowałem twoich ust?— jego głos stał się nieco bardziej chrapliwy, a zęby złapały fragment mojej szyi, na którym następnie się delikatnie zassał. Przyjemny Skurcz wypełnił mój żołądek przez co cały się spiąłem. Nienawidziłem kiedy mój organizm zaczynał czerpać przyjemność z tego co robią mi klienci.

— Nic takiego nie pamiętam — skłamałem stanowczo otaczając go nogami w biodrach. Czułem, że mnie pragnie i to dość mocno. Jego krocze wbijało się w moją pachwinę pulsując na tyle mocno, że czułem to aż przez nasze ubrania.

— Tak chcesz to rozegrać? — zaśmiał się delikatnie sunąc dłonią po moim torsie aż do szyi, którą delikatnie przytrzymywał podczas gdy jego usta maltretowały ją. Wiedziałem, że przez najbliższe kilka dni będę musiał chodzić z szalikiem bądź w sweterku, jednak i tak miałem ten czas spędzić w domu.

Odwróciłem głowę w bok, tak by miał lepszy dostęp do mojej skóry nie odpowiadając na jego pytanie. Kątem oka zobaczyłem jasną postać, jednak, gdy ponownie spojrzałem między brzozy nikogo tam nie było. Wiedziałem, że znów się zaczyna. Najbliższe kilka dni spędzę na odpoczynku, jednak póki co muszę wytrzymać jeszcze kilka godzin.

Zamknąłem oczy dając obcemu wykorzystać moje ciało. Pozwalałem jego dłoniom wędrować po moich udach oraz talii nie mając zamiaru powstrzymywać go przed odkrywaniem mojego ciała. Wręcz przeciwnie. Sam kilka razy otarłem się o jego krocze wzdychając przy tym sztucznie.

Byłem pewny, że się mu to spodoba, choć on po pierwszym wyuczonym jęku odsunął się ode mnie twarz łapiąc mocno moje biodra.

— Już ci mówiłem, zależy mi na szczerości. — jego ton był surowy, wręcz pouczający. Poczułem się jak małe dziecko, które zrobiło coś złego. Popatrzyłem mu w oczy zdziwiony nie wiedząc jak zareagować.

— Przepraszam? Myślałem, że tego pragniesz...

— To nie myśl. Bądź szczery w ruchać i słowach, a nawet i w dźwiękach, które wydajesz. — Po tych słowach na nowo powrócił do powolnego eksplorowania mojego ciała. Zamilkłem zaczynając zachowywać się bardziej naturalnie. Nie byłem pewny tego jak reaguję na pieszczoty innych dla tego nadal go ignorowałem, wręcz odcinając się od mojego ciała. Nie chciałem czuć przyjemności płynących z tej pracy.

Domyślałem się, że cisza może działać mu na nerwy, to jednak był jego wybór. W całkowitej ciszy nadal go obejmowałem czasami się o niego ocierając. Jego pocałunki zaczęły sunąć powoli wzdłuż mojej linii szczęki, a lewa dłoń zacisnęła się na biodrze. Westchnąłem cicho od razu karcąc się za to w myślach.

Wiedząc, że jak tylko wejdzie we mnie ból rozleje się po moim organizmie postanowiłem już nie odwlekać tego momentu. Sięgnąłem do jego sznurowania w spodniach myśląc jedynie o tym by mieć to jak najszybciej za sobą. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro