#13#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Przestań. — Stanowczość przebijała się w jego głosie przez co zbity z tropu zastygłem odsuwając dłonie od niego spodni.

— C-co? Nie tego chcesz?— zapytałem lekko sfrustrowany jego nagłą zmianą nastroju. Poczułem jak ponownie odsuwa twarz ode mnie jedynie patrząc na mnie z góry.

— Nie, nie chcę tego. Chciałem po prostu by obu nam przez chwilę było przyjemnie. Nie każdy dotyk musi prowadzić do zbliżenia. Czasem po prostu można przez chwilę czerpać przyjemność z bliskości innej osoby.

Wpatrywałem się w niego kiedy moja frustracja zmieniała się w zafascynowanie.

— Poza tym wiem, że ty tego nie chcesz. Pójście dalej może więc spokojnie poczekać. — Nie wydawał się być zły czy smutny przez to co mówił. Ponownie położyłem swoje dłonie na jego karku nie przerywając kontaktu wzrokowego. Starszy po chwili szybkim ruchem usiadł ciągnąc mnie za sobą tak bym siedział na nim okrakiem. Jego ręce, pomimo posiadania w sobie przytłaczającej, siły objęły mnie delikatnie. Czułem jego dłonie wbijające się w moje plecy przez co dziwne poczucie bezpieczeństwa rozlało się po moim organizmie. Ukojone nerwy sprawiły, że niemal całkowicie się rozluźniłem opierając głowę o jego ramię tak by twarz była wtulona w zagłębienie jego szyi.

Nasze oddechy zrównały się stając się jednym. Nie walczyłem z tym przyjemnym uczuciem. Na chwilę zapomniałem kim jesteśmy pozwalając tak dawno zapomnianym emocjom rozlać się po moim organizmie. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio chociażby pomyślałem że mógłbym być gdzieś na tym świecie bezpieczny. Przymknąłem oczy obejmując go nieco mocniej.

Tkwiliśmy tak dłuższą chwilę zapominając o otaczającym nas świecie. Nie zdawałem sobie nawet sprawy jak bardzo tego mógłbym potrzebować. Świat niemal całkowicie na ten czas ucichł pozwalając nam odpocząć. Niespotykane przeze mnie dotąd uczucie błogości sprawiło, że na chwilę usnąłem budząc się dopiero, gdy starszy zaczął powoli głaskać mnie po głowie. Nie wydałem się jednak pozostając całkowicie w bezruchu.

— Tęskniłem za tobą — odparł nagle wtulając mnie mocniej w siebie. — Niektórzy by powiedzieli, że po takim czasie w samotności otoczony brutalnością całkowicie bym o tobie zapomniał jednak każda kolejna sekunda bez ciebie rozrywa mnie od środka — wyszeptał, a na ramieniu poczułem mokre krople łez. Nie byłem pewny co może on mieć na myśli mówiąc to do mnie. W końcu nie znaliśmy się wcześniej. Ja byłem jeszcze dzieckiem gdy wyjechał na wojnę. Mimo wszystko byłem zbyt ciekawy by przerwać ten moment.

— Nie chcę cię już nigdy stracić. Chce po prostu byś zawsze był w moich ramionach. — Kolejne łzy spadały na moje ramię. Cierpliwie leżałem na nim bezdźwięcznie pomimo, że starszy tkwił w całkowitej ciszy powoli uspokając swój płacz. Jego ciasny uścisk trzymał moje ciało wtulone w jego tors.

Dopiero po dłuższej chwili poczułem pocałunek w czoło, po którym usłyszałem ciche słowa, którymi pragnął mnie wyrwać mnie ze snu, który już dawno odszedł. Sam jednak zacząłem udawać, że powoli się rozbudzam. Rozciągnąłem kończyny mozolnie odsuwając się od niego ciała.

— Oh, przepraszam. Musiałem przysnąć. — Zacząłem trzeć oczy niby jeszcze zaspany.

— To dobrze, liczę, że choć trochę odpocząłeś — w jego głosie ponownie dało się słyszeć spokój i opanowanie. Skoro udawał przede mną, że nic mu nie jest to co mogło znaczyć jego wcześniejsze zachowanie? Pomimo pożerającej mnie ciekawości nie miałem zamiaru o to pytać by nie zdradzić faktu, że tak naprawdę nie spałem.

— Muszę przyznać, że tak. Dziękuję, że pozwoliłeś mi odpocząć.

— Nie ma problemu. Sam dzięki temu również odpocząłem. Jednak już czas byś wrócił do domu. Zaczyna się robić już wcześnie, a twoja rodzina nie wie gdzie jesteś. — Krwi odpłynęła mi z twarzy. On miał rację. Powiedziałem siostrze, że nie wiem kiedy wrócę ale minęło już półtora dnia. Na pewno się martwi, że mogło mi się coś stać. Podniosłem się otulając moje ciało szczelniej kocem.

— Masz rację. Powinienem wracać. Jutro... Znaczy dziś mam też prace, muszę choć chwilę przespać. — wytłumaczyłem podczas kiedy starszy zaczął zbierać rzeczy, choć tak naprawdę pracę miałem dopiero następnego dnia. Pomogłem mu w tym, aby jak najszybciej ruszyć w stronę domu.

Podróż była dużo szybsza niż się spodziewałem. Nam najwyraźniej pomimo upływu lat musiał pamiętać te tereny i zamiast podróżować przez miasto przejechaliśmy lasem wyłaniając się z niego dopiero kilka domów od tego mojego. Zdziwiony zacząłem się rozglądać po tam dobrze znanym mi terenie, który o pierwszych promieniach słońca mienił się delikatnie dzięki rosie osiadającej się na każdej powierzchni. Pozwoliłem mu zdjąć siebie z konia kłaniając mu się na pożegnanie.

— twój gorset i pieniądze. Liczę, że na dwa miesiące będziesz mógł teraz żyć spokojnie patrząc na to ile klientów miałeś przede mną. — Ponownie złapaliśmy kontakt wzrokowy, gdy wręczał mi moje rzeczy. Delikatnie musnąłem jego skórę dłoni.

— Wątpię, muszę dopłacić długi ale póki całe miasto świętuje mam zamiar więcej pracować w nocy... No wiesz... Póki jest okazja — westchnąłem odwracając zawstydzony wzrok.

— Rozumiem. Nie masz wyboru — odpowiedział nawiązując do naszej nocnej rozmowy uśmiechając się lekko. Jego dłoń pogłaskała moje rude włosy w kojącym geście. Sam nie rozumiałem czemu ale nie czułem się przez niego oceniany, ba, czułem się wręcz na jego poziomie. Nie jestem pewny co nim kierowało, aczkolwiek czułem się, mimo tego, że płacił mi za towarzystwo, jak człowiek, a nie zwykły przedmiot do zaspokojenia. Sam uśmiechnąłem się bardzo delikatnie na nowo łapiąc z nim kontakt wzrokowy

— Uważaj na siebie.

— Dziękuję ci za wczoraj. — Sam zdziwiłem się słowami, które opuściły moje usta. Może i nie sama treścią bo niemal z każdym klientem się tak żegnam. Zdziwiłem się, że po raz pierwszy w życiu były to szczere słowa. On jedynie uśmiechnął się szerzej odjeżdżając w stronę lasu.

Podążyłem za nim wzrokiem, a moje serce zatrzymało się zabierając niemal całą krew z mojej twarzy, gdy zobaczyłem tam rudego mężczyznę na brązowym koniu. Bałem się, że ten tajemniczy ktoś zdradzi moja tajemnice, zwłaszcza, że wygląd jakby znał Nama. Zdawało się wręcz, że czekał na niego na skraju lasu wpatrując się w niego. Wstrzymałem oddech przerażony, że to wszystko było zaplanowane i grozi mi niebezpieczeństwo. Dopiero kiedy starszy przejechał obok nie reagując na obcego zrozumiałem co się dzieje. Przetarłem w panice oczy, a kiedy je otworzyłem już nikogo na skraju lasu nie było. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro