#18#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wieczór zapowiadał się dość owocnie. Już po godzinie od mojego przyjścia skończyłem zaspokajać oralnie jednego mężczyznę. Nie było to przyjemne, starszy wojownik nie dbał ani o etykietę, ani o czystość jednak w mojej obecnej sytuacji nie mogłem sobie pozwolić na komfortowe dobieranie sobie klientów.

Wypłukałem usta doprowadzając się do względnego ładu by ponownie wyjść na ulicę. Dziś już nieco trudniej było znaleźć klientów, w porównaniu do ostatniego razu. Mimo wszystko miałem wrażenie, że nadal jest to wszystko bardziej owocne niż przed zakończeniem wojny. Udałem się do baru licząc tam na szczęście i kiedy ktoś objął mnie ramieniem uśmiechnęłam się szeroko.

— Witaj — zacząłem odwracając się w stronę mężczyzny. Byłem zadowolony z kolejnej możliwości zarobku, jednak kiedy tylko ujrzałem pokrytą bliznami twarz moje serce przyspieszyło. Adrenalina powoli zaczynała krążyć w moich żyłach. Liczyłem, że go więcej nie zobaczę. Dzisiejszy dzień z minuty na minutę udowadniał, że los może stawać się coraz brutalniejszy.

— Witaj młodzieńcze. Tak myślałem, że w końcu nasze drogi na nowo się skrzyżują — jego wesoły ton napawał mnie niepokojem. Delikatna chrypka budziła gęsią skórkę, a krzywy uśmiech wzbudzał coraz głębszy lęk.

— A więc szukałeś mnie?— zaśmiałem się sztucznie siląc się na luźny ton.

— Być może — zamruczał do mojego ucha. Nie był on okropny, ani nawet straszny, aczkolwiek wiedziałem, że jest brutalny. Właśnie głównie dla tego nie miałem zamiaru zgodzić się na przyjęcie go ponownie jako klienta. Nie mogłem ryzykować, że po nim nie dam rady już z nikim spać.

— Oh rozumiem ale niestety dziś jestem już zajęty — powiedziałem udając smutną minę. Póki była taka możliwość pragnąłem rozwiązać tą sytuację całkowicie pokojowo. On jednak zacisnął mocniej rękę na moim ramieniu.

— To moje pieniądze nie są już dla ciebie wystarczające?— zapytał wyraźnie niezadowolony.

— Oczywiście, że są. Jednakże o panie nie mogę tak po prostu zignorować kogoś kto już mi zapłacił. — Resztkami doły trzymałem fasadę opanowania i odwagi.

— Średnio mnie inni interesują. Nie widzi mi się czekanie na swoją kolej.

— O panie, ja dziś całą noc jestem zajęty. — Poczułem jak oddech delikatnie mi przyspiesza w panice.

— Tym bardziej. Zapłacę ci tyle samo co on ale dzisiejszej nocy jesteś mój — zamruczał całując mnie w szyję. Wzdrygnąłem się niezadowolony starając się wyplątać z jego objęcia.

— Niestety nie mogę tak zrobić. — Obcy nachylił się do mnie otaczając moja talię druga ręka.

— Bo co? Wielki pan Nam co zabronił?— zadrwił w prosty do mojego ucha powodując tym samym, że całkowicie zesztywniałem. Skąd on o tym wiedział? Czy już wszyscy wiedzieli, że się z nim widziałem? Ponownie spróbowałem się wyplątać z jego uścisku.

— Nie, nigdy by nie chciał mieć nic do czynienia ze mną. W końcu jest dowódcą, a ja-

— Tak, ty zwykłą dziwką dla tego nie udawaj świętego i po prostu chodź ze mną grzecznie. — Przez jego słowa poczucie wstydu wypełniło moje ciało. Miał rację, jednak nie lubiłem gdy było mi to wytykane. Pokręciłem głową już agresywniej próbując się wyrwać z jego uchwytu.

— Przestań się szarpać i chodź ze mną grzecznie albo inaczej sobie porozmawiamy.

— Proszę mnie puścić — wypaliłem w końcu nie mając zamiaru zgadzać się na takie traktowanie. Na moje protesty on jedynie się zaśmiał przerzucając mnie sobie przez ramię.

— Skoro tak wolisz — zaśmiał się klepiąc mnie w pośladki. Sam nadal się szarpałem podczas gdy jego kroki zaczęły kierować się w stronę innej gospody z pokojami.

— Nie! Puść mnie do cholery! Co ty robisz?!

— Muszę przyznać, że ta zabawa wydaje się dużo fajniejsza niż jakbyś miał iść z własnej woli.

Walczyłem z nim nieustannie nawet kiedy już zamknął za sobą drzwi w jak mniemam wynajmowanym przez siebie lokum. Podniosłem się kiedy tylko rzucił mnie na łóżko bezzwłocznie kierując się w stronę drzwi. Obcy nie miał jednak zamiaru tak łatwo mnie puścić. Złapał mnie za biodra ponownie rzucając na łoże. Spanikowany ugryzłem go co skutkowało jedynie jego śmiechem.

— Już nie udawaj takiej cnotki. Oboje wiemy, że za pieniądze zrobisz wszystko — warknął siadając na mnie okrakiem. Pokrecilem szybko głową starając się go z siebie zepchnąć.

— Nie chce! Zostaw mnie! Nie zgadzam się!

— Nie rozśmieszają mnie. Dziwki takie jak ty nie mogą się nie zgodzić na seks. Sam pewnie uwielbiasz to co robią z tobą ci wszyscy mężczyźni. Kochasz gdy cię pieprzy co chwilę to inny typ. Jęczysz zapewne tak głośno, że na ulicach cię słyszeć i sam błagasz o więcej. — Jego słowa raniły mnie coraz bardziej. Sam starałem się jednak skupić na zepchnięciu go z siebie zdając sobie sprawę, że nie jest to prawda. Walczyłem z jego dłońmi, które zajęły się rozsznurowywaniem mojego gorsetu.

— Przestań do cholery mi przeszkadzać! — jego otwarta dłoń z ogromną siłą uderzyła mnie w twarz. Zastygłem na chwilę czując jak pieczenie rozlewa się po moim policzku.

— Pomocy! Błagam! Ktokolwiek! Niech któż mi pomo-

Jakiś skrawek materiału wypełnił mi usta. Pragnąłem wypchnąć go językiem, gdy nagle palce obcego zacisnęła się na moich policzkach.

— Powiedziałem ci byś się zamknął i po prostu pozwolił mi zrobić co zechce. — warknął zrywając ze mnie rozwiązany gorset. Mimo przerażenia szarpałem się nadal.

Przestawałem wierzyć, że zdołam jakkolwiek się wydostać z tej sytuacji. Łzy zaczęły się wzbierać w moich oczach, czy tak właśnie świat zamierza mi dziś udowodnić, że nie mogę wierzyć w lepsze życie? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro