#21#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//Jin//

Zagryzlem wargę czując w jak rozdarty jestem wewnętrznie. Pragnąłem zapewnić rodzeństwu wszystko co najlepsze ale za razem wiedziałem, że w ten sposób poświęcę całego siebie. Złamie wszystkie swoje zasady i prawdopodobnie stracę końcówkę szacunku do samego siebie.

— Ja... Um... O ile to nie problem o panie... Ja chyba wolałbym pomyśleć jeszcze o tej propozycji. Potrzebuje troszkę więcej czasu by podjąć tą decyzję. — Wyraziłem się niezbyt głośno czując jak cała pewność z siebie ze mnie uszła.

— Spokojnie, jest to coś na czym mi bardzo zależy więc uwierz mi, że jestem w stanie zaproponować ci w zamian niemal wszystko. Jednakże rozumiem twoje rozterki i mam zamiar uszanować potrzebny ci czas. — Jego opanowanie oraz zimny rozum przerażał mnie. Wiedziałem, że temat był dla niego bardzo emocjonalny ale za razem brzmiał jakby to były zwykłe zawodowe negocjacje. Nie ukrywałem, że ten fakt mi się podobał. Może w końcu zaakceptował moje podejście do całej sytuacji.

— Dziękuję o panie. Czy jest coś jeszcze czego oczekujesz po mnie podczas tej współpracy?

— Tak, myślę, że się domyślasz jednak wolę by zostało to wypowiedziane. Oczekuje, że na czas trwania zamieszkasz u mnie — odparł spokojnie wpatrując się w mojego oczy. Delikatny uśmiech rozświetlił jego twarz podczas gdy zewnętrzna część dłoni zaczęła głaskać mój policzek. Zesztywniałem lekko słysząc jego słowa. Domyślałem się, że może tego oczekiwać, aczkolwiek liczyłem, że to jedynie czarne scenariusze tworzące przez moją podświadomość.

— Nie jestem pewny czy będzie to wykonalne. Niestety ale ktoś musi pomóc moim siostrom zająć się resztą rodzeństwa.

— A twoi rodzice?

— Niestety — odparłem odsowając od niego głowę. Spuściłem wzrok na brukowana uliczkę, która aktualnie podążaliśmy w bliżej nieokreślonym kierunku.

— Nie żyją?

— Tylko ojciec, matka po prostu nie dała sobie rady... Zachorowała i teraz, no... Teraz leży non stop — Z każdym głosem mówiłem coraz ciszej wyraźnie zawstydzony tak osobistym wyznaniem.

— Ojciec wojskowy? — zapytał jedynie starszy po chwili milczenia na co pokrecilem głową.

— Nie chcę o tym rozmawiać — odparłem wykrzesajac z siebie resztki stanowczego tonu.

— Rozumiem, uszanuje twoją prośbę i nie będę cię już więcej o to pytać. Tak czy siak zamieszkanie ze mną nie ulega negocjacji. — starszy również zaczął brzmieć poważniej.

— Co w tedy mam zrobić? Nie mogą zostać sami. — Nie dawałem za wygraną.

— Póki co dostaną lekarza oraz potrzebne im leki, później zapłacę może jakiejś guwernantce by pomogła twoim siostrom — moje oczy ponownie powędrowały ku niemu. Ze zdziwienia przestałem nawet skubać skórki do koła paznokci.

— Na prawdę? Byłbyś w stanie to zrobić?

— Nie za darmo... Liczę, że będziesz przynajmniej pięć nocy w tygodniu spędzał w moim łóżku. Dwie pozostałe możesz wracać nawet do domu, do rodzeństwa. Oczywiście jak będzie już zdrowe. Myślę, że to nie jest duże wymaganie w stosunku do tego co oferuje w zamian? — pokręciłem głową zgadzając się tym samym na warunki, które przede mną postawił. Nie miałem zamiaru oponować do czasu aż moja rodzina będzie należycie zadbana. — Nie ukrywam też, że póki co nie chcę byś do nich wracał — zesztywniałem na jego słowa. Jak mógł wymagać ode mnie czegoś takiego?! Zwłaszcza teraz?!

— Nie patrz tak na mnie, są chorzy na coś zakaźnego. Póki co nie jesteś chory ale nie mamy pewności, że nie zaczniesz być. — westchnął ciężko ponownie zaczynając głaskać mój policzek — Wolę nie ryzykować. Będziesz mógł im napisać list, który przekaże im lekarz. Może tak być?— zapytał choć wiedziałem, że to nie jest propozycją, a raczej wymóg postawiony przez niego w moją stronę.

Zebrałem się w sobie i w końcu po chwili kiwnąłem głową dotykając własną dłonią tej jego. Uśmiech rozpromieniła całą jego twarz. Sam nawet nie wiem kiedy zostałem podniesiony i wtulony w jego ciało zaborczo. Przyjemny dreszcz przeszył moje ciało przez co na chwilę zatraciłem się w przyjemnym uczuciu pozwalając rozkosznym skurczom rozlać się po moim żołądku. Zagryzlem wargę obejmując go ramionami na szyi.

Uczucie bezpieczeństwa na nowo pojawiło się w moim wnętrzu. Zdawałem sobie sprawę, że to nie wróży nic dobrego jeśli to zasługa czynów i słów starszego. Mimo wszystko nie umiałem sobie odmówić czegoś tak kojącego zwłaszcza w takim momencie życia.

Dopiero kiedy z bocznej uliczki dotarł do mnie dźwięk kroków spiąłem się powoli zsuwając się z niego. Odchrząknąłem nerwowo poprawiając już po raz setny ubranka pragnąc ukryć w ten sposób drżenie rąk. Przygryzłem ponownie wargę czując już na niej delikatnego strupa, nie mogłem dawać się ponosić emocjom. To był klient i musiałem to zapamiętać.

— W takim razie idziemy już o panie? — zapytałem pragnąc przerwać dziwną ciszę, która zapadła tuż po moim odsunięciu się.

— Oczywiście Jinie, powinieneś się wyspać — odparł cały pokryty Skowroński szczęścia. Wyglądał jakby co najmniej mienił się cudownym gwieździstym blaskiem. Jakby na nowo odkrył swój cel i chęci życia. — Nie mów na mnie w tej formie. Wolę byś zwracał się do mnie jak do równego siebie. — dodał kiedy nasze kroki odbijały się echem w całkowicie cichych ulicach. Nad ranem każdy był już pogrążony we śnie. Zazdrościłem tym wszystkim ludziom mieszkających w tych kamienicach.

Zatopieni w objęciach Morfeusza zdawali się być całkowicie spokojni o nadchodzący sen. Wiele z nich nie zamknęło nawet okiennic najpewniej pragnąc powitać poranek jak najwcześniej. Być może niektórzy powoli zaczynali się już nawet przebudzać dzięki pierwszym promieniom słonecznym wpadających przez szyby w ścianach ich domostw.

Zerknąłem na starszego, który lekkim, niemalże tanecznym krokiem kroczył z gracją u mojego boku. W brzasku poranku zdawał się na prawdę świecić niczym gwiazda, czy wręcz byt astralny. Zaciekawiony obserwowałem jego szeroki uśmiech. Zdawał się cieszyć niczym małe dziecko faktem, że zgodziłem się na ten osobliwy układ.

Nie rozumiałem czemu aczkolwiek sam czułem przyjemne skurcze żołądka. Delikatna gęsią skóra rozlewała się po moim ciele wywołana tak dużą fala pozytywnych emocji. Przytłoczyły mnie moje własne reakcje, pragnąłem by znikły. Nie chciałem tego czuć, na pewno nie w tej sytuacji. Wyrzuty sumienia mieszały mi w głowie jednak mimo to nadal kroczyłem ku lasowi przede mną za którym stał dom starszego. Wiedziałem, że zaczyna się nowy rozdział w moim życiu, którego nie mogę ominąć w żaden sposób...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro