#22#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//Jin//

Pierwsze parę nocy było dość osobliwych. Nam nie oczekiwał ode mnie niczego, wręcz przeciwnie nie raz powtarzał mi, iż ważne dla niego jest to bym czuł się swobodnie. Co prawda spaliśmy w jednym łóżku jednak posiadałem własny komplet pościeli i spaliśmy na osobnych krańcach łóżka.

Musiałem przyznać, że źle czułem się ze świadomością, że tak na dobrą sprawę nie robiłem nic by uczciwie zadośćuczynić za zapłatę, którą otrzymała już moja rodzina. Pierwszego dnia wysłałem im również list ale nie licząc tego nie byłem pewny co ze sobą zrobić kiedy starszy pracował.

W czasie wolnym, bo tak chyba mogłem to nazwać, krzątałem się po domu zwiedzając każdy zakamarek posesji. Próbowałem również nie zwracać uwagi na ducha, który był niemalże bliźniaczy do mnie i obserwował mnie niemal na każdym kroku. Jego obecność czułem zwłaszcza kiedy przebywałem w moim ulubionym pomieszczeniu - bibliotece.

Trzeciego dnia nuda zaczęła mi już za bardzo doskwierać. Postanowiłem dla tego, że posprzątam jego sypialnie co niestety nie zajęło mi dużo czasu. Nam oraz jego służba pilnowała by całą posesja była w nienagannym stanie. Dla tego też koło południa zebrałem się w sobie udając się do kuchni. Na miejscu zastałem dwóch kucharzy do których od razu się uśmiechnąłem ciepło.

— Witam. Czy mógłbym wam jakoś pomóc?— zapytałem stojąc w drzwiach tak by nie naruszać ich królestwa.

— Nie. Lepiej zajmij się swoją pracą — chamski ton grubszego mężczyzny przeszył brutalnie mój organizm wywołując we mnie dreszcze obrzydzenia.

— Zajmuje. Uważam jednak, że podczas nieobecności panicza mogę wam pomagać. — Pomimo urazy mój ton pozostał przyjazny. Wolałem nie robić sobie wrogów wśród służby.

— Domyślam się, że musisz mieć zwinne ręce ale naprawdę nam się nie przydadzą — zadrwił drugi, dużo chudszy mężczyzna nie racząc mnie nawet spojrzeniem.

— Tak traktować gościa? No pięknie, lepiej szybko przeproście tego Bogu ducha winnego chłopaka nim przekaże wasze słowa do panicza — starsza kobieta, którą już raz spotkałem stanęła obok mnie delikatnie kładąc drżącą dłoń na moich plecach. Była dość niska i w dodatku sędziwa aczkolwiek mężczyźni od razu wyprostowali się niczym struny w panice zaczynając bełkotać przeprosiny w moją stronę.

— A teraz wyjdźcie. I tak żadnego pożytku z was nie ma. — wygoniła ich łapiąc mnie w tym czasie pod rękę. — Nie przejmuj się nimi — zaczęła idąc ze mną w stronę krzeseł przy stole na których usiedliśmy. — Mam coś dla ciebie.

Zerknąłem na nią zaciekawiony, a gdy ujrzałem jak podaje mi list od razu szeroko się uśmiechnąłem. W końcu odpowiedzieli!

— Czy to od mojej rodziny?— zapytałem dla pewności.

— Tak chłopcze, panicz kazał mi przekazać go tobie dziś jak będzie u króla. — kiwnąłem głową podekscytowany biorąc delikatnie list z jej dłoni.

— Dziękuję — odparłem zaczynając rozrywać kopertę — Dziękuję też za wcześniej. — Zerknalem na nią po chwili reflektując się.

— To nic chłopcze. Nie przejmuj się nimi. Zapewne ci zazdroszczą. — Puściła mi oczko wstając z krzesła. — Zostawię cię samego.

Kiwnąłem jedynie głową patrząc jak odchodzi. Kiedy pozostałem sam w kuchni delikatnie otworzyłem list od rodziny. Przyjemny, znajomy zapach wdarł się w moje nozdrza rozprowadzając blogi uczucie po ciele. Przysunąłem kartki do nosa przymykając na chwilę oczy. Dopiero po kilku wdechach odsunąłem je by móc zapoznać się z treścią.

Drogi Jinie,

Dziękuję za list, uspokoił mnie choć zarazem też zaniepokoił. Nie podoba mi się, że zamieszkałeś z jakimś obcym klientem, jednak nie mam zamiaru cię pouczać. To twoje życie i nie będę ci go układać. Liczę jednak, że jesteś bezpieczny i wiesz co robisz.

U nas już niemal wszyscy chorzy. Ja na szczęście się jeszcze jakoś trzymam. Ktoś się musi zająć resztą. Nie martw się jednak. Wczoraj wraz z listem od ciebie przybył do nas również lekarz. Nie wiem skąd znalazłeś pieniądze na niego jak i na czynsz, o lekach już nawet nie będę wspominać, jednak cieszę się, że jakoś ci się to udało. Naprawdę to wszystko było nam potrzebne.

Jeśli jednak z jakiegoś powodu będziesz chciał zrezygnować to w domu zawsze jest dla ciebie miejsce. Nigdy nie kieruj się tylko naszym dobrobytem. Pragnę byś był bezpieczny...

A propos bezpieczeństwa, jak tam twoje wizję? Nadal objawia ci się ten dziwny rudowłosy mężczyzna? Dużo ostatnio czytałam w księgach ojca i może to być Mimic. Uważaj na niego, na początku jedynie obserwują swoją ofiarę ale potem... No wiesz przejmują ich miejsce. Błagam uważaj na siebie, najlepiej go ignoruj. Poniżej dołączam też przepis na ochronę, wrzuć wszystko do woreczka bądź słoika i noś zawsze przy sobie.

Wszyscy w domu za tobą tęsknimy i jak tylko wyzdrowieje my to będziemy chcieli cię ujrzeć. Liczę, że będzie to prędzej niż później. Trzymaj się tam jakoś i nie daj się.

Ps. Brakuje mi ciebie, tak cholernie Jin...

Uściski od całej rodziny,

Twoi najbliżsi

Uśmiechnąłem się szeroko wtulając w siebie ręcznie robione kartki papieru, w których zatopione były kwiaty. Domyślałem się, że wykonała je Ophelia. Uwielbiała to robić. Taka mała namiastka domu po tak długim czasie koiła moje nerwy, sprawiała, że czułem się bezpieczniej. Fakt faktem nie wszystkie informacje brzmiały kojąco jak na przykład ta o zjawię, aczkolwiek wiedziałem, że nic mi nie będzie. Muszę jedynie wykonać polecenie siostry.

*

* *

//Dwa dni później//

— Słyszałem, że dostałeś dziś list — głos Nama rozlał się po gabinecie rozrywając panującą między nami zasłonę ciszy. Kiwnąłem głową zerkając na niego znad książki którą pozwolił mi dziś sobie wybrać z biblioteki.

— I jakie wieści? — ciągnął nie dając za wygraną.

— Niemalże, wszyscy chorzy ale ponoć nie licząc dwójki rodzeństwa nie jest najgorzej — odparłem delikatnie wzruszając ramionami.

— Rozumiem. Jeśli masz dla nich list to z chęcią dam go do przekazania lekarzowi — odparł podnosząc się powoli z krzesła. Nie wiedziałem czemu czułem się tak komfortowo w jego towarzystwie. Było to naprawdę osobliwe zważając na warunki w jakich żyjemy.

— Z chęcią — odparłem zadowolony kiwając głową.

— A tak zmieniając temat pamiętam, że nie umiesz jeździć konno.

Zdziwiony odłożyłem książkę wpatrując się w niego. Znów zadziwiła mnie jego pamięć do szczegółów. Kiwnąłem jedynie głową nie wiedząc dlaczego delikatny rumieniec zawstydzenia rozlał się na mojej twarzy. W końcu to nic dziwnego, że ktoś takie rzeczy zapamiętuje.

— W takim razie od teraz jak nie będzie mnie w domu ktoś będzie cię tego nauczył. Pragnę byś wykorzystał pobyt tutaj jak najlepiej.

Delikatne motyle wypełniły mój żołądek powodując, że nie mogłem utrzymać z nim już dłużej kontaktu wzrokowego. Domyślałem się, że za to wszystko co dla mnie robi, jaki jest i co oferuje przyjdzie pewnego dnia potworna zapłata, jednak gdzieś z tyłu głowy zaczynałem też wierzyć, że istnieje mała, niemalże nie istniejąca szansa, że starszy nie ma w tym wszystkim żadnego interesu. Czasami zaczynałem powoli wierzyć, że nie jest on wojennym potworem bez serca, a zwykłym człowiekiem. Istniała przecież możliwość, że był on po prostu samotnym mężczyzną.

Jego zachowanie jednak sprawiało wrażenie, że to wszystko co teraz robi ma drugie dno. Przeświadczenie, że nie znam pewnej ogromnej tajemnicy nie chciało opuścić mojej świadomości.

To jak na mnie patrzył, jak czasami się do mnie zwracał, czy nawet tak nie istotny fakt jak to, że przy śniadaniu obiera mi jajko powodowało, że w mojej głowie tworzyły się teorie spiskowe. W końcu nie mogłem wykreślić możliwości, że robi to wszystko na pokaz jedynie by uśpić moją czujność.

Motyle w brzuchu wymieszane z przyjemnymi skurczami wywoływane przez jego każdy, nawet najmniejszy dotyk, a czasami nawet uśmiech się jednak z tym nie zgadzały. Z przerażeniem zaczynałem się przyłapywać na tym, że przez te ostatnie kilka dni coraz częściej zerkałem na niego czy nawet nieznacznie ekscytowałem się za każdym razem, gdy wracał do domu. Nie rozumiałem czemu w niepamięć zaczęło iść jego wcześniejsze przytłaczająco nadgorliwe zachowanie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro