#25#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//Jin//

Serce waliło mi jak szalone kiedy tylko dotarło do mnie co starszy dla mnie zrobił. Nie znam chyba nikogo innego na tym całym świecie kto nawet dla najpiękniejszej kobiety, bądź, mężczyzny świata zrobiłby coś choćby namiastkę tego co on właśnie teraz dokonał.

Domyślałem się, że musiał przeczytać moja książkę. W końcu jak inaczej miałby niby wymyśliłby ten szalony pomysł czy strój. Nie wspomnę już o fakcie, że nie ominął żadnego elementu książki. Byłem pod wrażeniem tego co dokonał.

Motyle zaczynały wręcz atakować moje wnętrzności rozlewając się w przyjemnej fali. Czułem się źle przez to jak błogo było mi przy nim. Nie wiedziałem jak było to możliwe, że tak bardzo wiedział co robić. Jak mnie traktować. Nie mogąc się powstrzymać usiadłem obok niego opierając głowę na jego ramieniu kiedy zaczął czytać na głos kolejne rozdziały.

— Niemal cię dogoniłem w historii ale chyba tego fragmentu. Nie rozumiem. Powiesz mi czemu oni tu wylądowali po tym pikniku?— zapytał po kilku stronach obejmując mnie ramieniem. Wtuliłem się w jego tors zdziwiony tym, że tak bardzo się starał. Czułem się przez to aż zbyt bezpiecznie. Zerknąłem na niego od dołu zaczynając opowiadać o wydarzeniach, które go ominęły w książce.

Chwilę mi to zajęło i pod koniec zacząłem nawet mocno gestykulować podekscytowany. Niski śmiech przeszył moje uszy, nie był on nie przyjemny, wręcz przeciwnie, delikatne wibracje w rezonowaly w jego klatce piersiowej przez co poczułem je na policzku.

Zerknąłem znów na niego czując się głupio z tym, że pozwoliłem sobie na naturalne zachowanie przy nim. Byłem zbyt mało ostrożny i pozwoliłem odsłonić się przez co teraz mógł to wykorzystać przeciwko mnie. Mógł się że mnie śmiać tak jak miałem wrażenie, że teraz to robi mimo, iż ten śmiech brzmiał miło.

— Przepraszam. — Odsunąłem się od niego zagubiony spuszczając głowę. — Niepotrzebnie aż tak się rozgadałem na ten temat — mruknąłem na co starszy nagle przestał się śmiać. Złapał moje dłonie w te swoje od razu się do mnie przysuwając.

— Co się stało? — zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc czym był spowodowany jego zatroskany ton.

— Śmiałeś się, pewnie cię rozśmieszyło moje zachowanie. — wzruszyłem ramionami odwracając głowę w bok.

— Nie z ciebie... Raczej z tego co główna postać teraz powiedziała w porównaniu do tego co mówił w drugim rozdziale. Przyjemnie mi się patrzyło i słuchało jak opowiadasz. Byłeś taki... Żywy — odparł na chwilę przerywając po to by złapać moją brodę w dwa palce tak bym spojrzał na niego. — Nigdy nie będę się śmiać z ciebie, a zwłaszcza z tego jak się zachowujesz. Podoba mi się to jak powoli się otwierasz przede mną. Nie chcę byś się wstydził tego jaki jesteś. Nie przede mną. Okay?

Poczułem dziwne dreszcze nie przestając wpatrywać się w jego oczy. Jego słowa ukoiły moje nerwy. Splotłem z nim palce czując jakby kierowała mną jakaś nieznana mi siła. Przysunąłem się do niego całując go delikatnie w policzek.

— To chyba najmilsze co ktokolwiek kiedykolwiek mi powiedział — szepnąłem do oniemiałego mężczyzny, który złapał się delikatnie za swój policzek.

— Ty... — zaczął szybko, jednak urywając, złapał moja twarz w dłonie gładząc moje policzki — Dziękuję, że jesteś — szepnął opierając swoje czoło o te moje. Bałem się, że będzie chciał się ze mną pocałować, bałem się, że sam nie nie będę się sprzeciwiać.

Przymknąłem oczy czując go tak blisko. Przygryzłem wargę kładąc dłonie na tych jego. Nie miałem zamiaru nigdzie odchodzić, ale nie chciałem by to wiedział. Nie chciałem by wiedział jak bardzo go polubiłem przez ostatnie miesiące. Zsunąłem dłonie na jego nadgarstki.

— Dziękuję, że nie chcesz mnie wykorzystać — szepnąłem wzdychając ciężko napawając się tą sytuacją.

Po chwili błogiej ciszy, w której słychać było jedynie pluskanie wody oraz szum drzew podsunąłem się tak by usiąść mu na nogach okrakiem. Objąłem go w talii udami podczas gdy moje dłonie powędrowały na jego tors. Pragnąłem czuć go tak blisko jak najdłużej. Liczyłem, że to wszystko nie jest sen, że nie obudzę się w obrzydliwym zapyziałym pokoju obok obcego mężczyzny. Pragnąłem wierzyć, że moje życie choć przez chwilę faktycznie może tak wyglądać.

Jego silne ramiona objęły mnie na poziomie klatki piersiowej przyciągając mnie jeszcze bliżej do siebie. Myślałem, że nie jest możliwe by to dokonać jednak mu się udało. Czułem jego każdy, nawet najmniejszy oddech automatycznie się z nim równając. Moja twarz idealnie pasowała do zagłębienia w jego szyi, a nos jakby wyrwany spod mojej kontroli zaczął delikatnie zsuwać się w tą i z powrotem po jego linii szczęki. Nie czułem potrzeby bycia spiętym, przygotowanym na różne scenariusze. Pozwoliłem swojemu ciału i umysłowi po prostu całkowicie się rozluźnić tak by nie musiał analizować nic co się dzieje.

Nie jestem pewny ile czasu tak trwaliśmy. Możliwe, że było to kilka bądź kilkadziesiąt minut nim w końcu przestałem mieć czucie w nogach. Jedynie z tego powodu odsunęłam się by na nowo usiąść na ziemi. Spojrzałem na niego niepewny jego reakcji. Nie licząc naszego pierwszego spotkania, na którym byłem skrajnie pijany nigdy tego nie robiliśmy dla tego też czułem się niepewnie z tego typu rzeczami.

— Ah... To było cholernie przyjemne — zamruczał wyraźnie zadowolony. Odetchnąłem z ulgą zaczynając się rozglądać po majestatycznym otoczeniu.

— Dla mnie też — szepnąłem bardzo cicho zawstydzony tym wyznaniem.

— Na prawdę? — Jego brak pewności siebie w głosie był dla mnie czymś dziwnym, wręcz nienaturalnym.

— Tak... — Podkuliłem nieco nogi do siebie podczas, gdy starszy sięgał po coś z koszyka. — Pięknie tu — odparłem chcąc zmienić temat jak najszybciej.

— Też tak uważam, choć bardzo rzadko tu bywam. Możliwe, że jakbym siedział tutaj cały czas to miejsce straciło by swój urok.

— Nie sądzę — zaoponowałem. — Uważam, że jest tu zbyt majestatycznie by móc się przyzwyczaić. — Odwróciłem się do niego z delikatnym uśmiechem — Zbyt spokojnie i cicho by żyjąc w mieście móc sobie nawet wyobrazić, że takie miejsce jeszcze istnieje.

Starszy w końcu podszedł do mnie obejmując mnie od tyłu tak bym mógł się położyć całymi plecami na jego torsie. Przymknąłem oczy kiedy jego ramiona mnie otoczyły podając mi jedną z kanapek.

— Może i masz rację — przerwał ciszę choć jego głos brzmiał jakby nadal dumał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro