#26#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//Jin//

Gdy tego dnia wróciliśmy do domu niemal non stop byłem przy jego boku. Poczułem nagłą potrzebę przebywania blisko niego, dużo bliżej niż wcześniej.

Pomimo, że pragnąłem uwierzyć, że to dziwna anomalia, że już jutro będę czuć się normalnie to gdzieś wewnętrznie wiedziałem, iż to nie prawda. To uczucie narastało we mnie już od dawna jednak dopiero dziś przestałem je ignorować. Pokazałem sobie, że mogę z nim być blisko, a on mnie nie wyśmieje przez co nie potrafiłem teraz przestać.

Wieczorem jak zwykle wysunąłem się pod kołdrę, tylko tym razem dużo bliżej. Nie dzielił nas już prawie metr odległości materaca. Byłem przy nim, czułem jego skórę blisko swojej i automatycznie zacząłem skracać nawet ten niewielki odstęp. Milimetr po milimetrze przysunąłem się do niego. Trwało to aż on sam nie złapał mnie w swoje objęcia wciągając bez trudu na swój tors. Zaskoczymy zaśmiałem się delikatnie zaczynając wpatrywać się w jego twarz.

— Tak blisko wystarczy? — zapytał unosząc delikatnie głową.

Pragnąłem przerwać ta sytuację, odsunąć się jak najdalej, a najlepiej wręcz uciec od niego do własnego domu. Do mojego łóżka, w którym mógłbym się ukryć pod własną kołdrą przed całym światem. Nie umiałem jednak tego uczynić. Przysunąłem się do jego twarzy delikatnie cmokając go w linie szczęki. Ku mojemu zdziwieniu obrócił on nas o sto osiemdziesiąt stopni tak by mógł wisieć oparty na kolanach i dłoniach nade mną.

— Pamiętaj, że masz wybór — szepnął mi na ucho delikatnie je gryząc. Ułożyłem dłonie na jego torsie walcząc sam ze sobą by w końcu go odepchnąć. Naprawdę chciałem to przerwać, jednak mocny Skurcz w moim podbrzuszu oraz przyjemne ciepło rozlewające się po moich lędźwiach powoli odbierało mi logiczne myślenie. Zagryzlem wargę odwracając wzrok podczas kiedy on zaczął całować powoli moja twarz.

Z każdym dotykiem jego warg czułem się niemal namaszczony przez niego. Pragnąłem wierzyć, że to tylko moja wyobraźnia ale kiedy na niego zerknąłem i zobaczyłem przymknięte powieki domyśliłem się, że nie ważne jak długo bym sobie to wmawiał nigdy w to nie uwierzę. Jego delikatność zadziwiała mnie przy każdym dotyku, wiedziałem, że spokojnie mógłby mnie zmiażdżyć ale za każdym razem kiedy czułem go na skórze było to niczym dotyk skrzydeł motyla.

Sapnąłem cicho kiedy jego zęby niewinnie podszczypnęły moją szyję. Zawstydzony od razu zasłoniłem usta nie chcąc by słyszał jak tak na prawdę brzmie.

— Proszę... Nie ukrywaj się już przede mną. Jeśli nie chcesz mogę przestać — troska wypełniała każdą wymawiają przez niego literę.

Zerknąłem na niego czując się niemal jakbym się rozpływał. Jak ktoś taki jak on, osoba, o której myślałem, że jest zwykłym mordercą może być tak troskliwy, tak delikatny w swych ruchach. Bojąc się, że mój głos będzie drżeć otoczyłem go jedynie nogami w biodrach tak by wiedział, że nie chce aby przestawał mnie dotykać. Moja dłoń zacisnęła się na jego czarnej koszulce wyginając lniany materiał.

Zamknąłem na nowo oczy zawstydzony drugą ręką przyciągając go do mojej szyi. Pragnąłem znów go tam poczuć. Te miękkie usta, te delikatne zęby, które zaznaczyły swoją obecność na moim ciele. Duża dłoń zacisnęła się na moim udzie porównując, że od każdego palca, który mi wbijał rozlał się po moim ciele najprzyjemniejszy dreszcz jaki w życiu poczułem.

Wygiąłem się w łuk wypuszczając z westchnieniem powietrze. Nie umiejąc opanować własnej potrzeby otarłem się o niego zagryzając wargę. Moje biodra zachęcająco raz po raz dociskały się o te jego przez co kolejne dreszcze przyjemności przeszywały moje całe ciało. Nie rozumiałem czemu tego pragnąłem, jakim cudem obudził on we mnie tę potrzebę. Jak sprawił, że wizja bycia blisko drugiej osoby nagle przestała bym obrzydzająca. Było to dziwne uczucie, całkowicie nowe doznanie przez co po moich żyłach zaczęła krążyć niewielka ilość adrenaliny wyostrzając wszystkie moje zmysły jeszcze bardziej.

Wsunąłem dłoń w jego włosy delikatnie ją na nich zaciskając podczas, gdy on nadal badał dłonią moją skórę na udzie. Czułem jak szorstka dłoń zaciska się na nim co jakiś czas za każdym razem w innym miejscu. Gorące oddechy zaczęły rozgrzewać nasze ciała mieszając się w niewielkiej przestrzeni między nami. Nam sam nie ukrywał swoich westchnień rozkoszy kiedy tylko nasze krocza ocierały się o siebie. Po raz pierwszy nie chciałem się odciąć od tego uczucia. Pragnąłem napawać się każdą sekundą kiedy je czułem. Zagryzlem wargę wyginając się ponownie w łuk kiedy starszy zagryzł się mocniej tuż pod moim obojczykiem. Ból spotęgował przyjemność, która zalewała mnie falami, a kiedy jego język zaczął kręcić niewielkie kółka na zapewne bordowym śladzie nie umiałem już opanować cichego sapnięcia euforii.

Słońce powoli zachodziło wypełniając pokój pomarańczową poświatą, która okalała nasze ciała. Czując jak delikatnie się odsuwa zerknąłem na niego niezadowolony z tego faktu, nie dając za wygraną postanowiłem ponownie otrzeć się o jego krocze. On jednak musiał wiedzieć co planuje bo nim zdążyłem cokolwiek zrobić poczułem dłoń zaciskając się mocno na moim biodrze.

— Jin... Proszę... — szepnął błagalnie zbliżając swoje usta do moich. Motyle w moim organizmie uderzały o siebie pod moją skórą pobudzane przez skurcze mięśni. Pragnąłem tego, pragnąłem poczuć jego wargi na swoich. Połączyć nas w metaforyczną jedność i oddychać jego powietrzem.

Dopiero kiedy był kilka milimetrów ode mnie zrozumiałem co robię. Szybko odwróciłem twarz opadając na materac przerażony.

Nie mogę.

Nie mogę.

Nie mogę.

Nie jestem potworem, nie mogę mu tego zrobić. Wiedząc, że już dłużej nie mogę ukrywać przed nim prawy całkowicie się spiąłem.

— Zrobiłem coś nie tak?— zapytał wyraźnie przerażony kładąc delikatnie dłoń na moim policzku. — Jeśli... Jeśli potrzebujesz więcej pieniędzy albo chcesz bym faktycznie zapłacił za edukację twojego rodzeństwa ja mogę... Proszę tylko... Tylko choć jeden raz — powiedział niemal w rozpaczy. Widziałem, że moja reakcja go zraniła. Głos uwiązł mi w gardle, a stres powoli zaczynał zabijać wszystkie wypełniające mnie motyle. Strach pobudził dłonie do drżenia. Niepewnie położyłem ją na jego policzku.

— T-to nie oto chodzi Nam — zacząłem bardzo cicho cały czas patrząc za okno. — Ja... Ja już dłużej po prostu nie mogę tego przed tobą ukrywać... To... To coś ważnego ale nie wiedziałem jak ci o tym powiedzieć — zacząłem mówić coraz szybciej za razem bojąc się, ale i chcąc poznać jak najszybciej jego reakcje. — Muszę ci coś pokazać. Nie mogę już tego ukrywać. Nie teraz. Nie gdy... Błagam cię Nam... Po prostu chodź ze mną na chwilę i-i... I po prostu mi zaufaj okay?— wyrzuciłem z siebie w zawrotnym tempie dopiero teraz na niego zerkając. Widząc jak panika w jego oczach słabnie postanowiłem uspokoić go jeszcze nieco bardziej gładząc jego policzek. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro