#27#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//Nam//

— Co takiego chciałbyś mi o sobie powiedzieć w bibliotece?— zapytałem ciągle trzymając jego dłoń. Początkowo bałem się, że ponownie mnie odtrącił, że tym razem stracę go już na zawsze. Sam nawet nie wiem kiedy ale młodszy zdobył moje serce, już nie tylko jako namiastka byłej miłości ale jako nowa osoba. Jego wszystkie odruchy, zachowania czy opinie różniły się od tych Z ale i tak sam nawet nie wiem kiedy zaczął wkradać się do mojego serca gdzie aktualnie znajdował się tuż obok byłej miłości.

Wiedziałem, że nigdy nie zastąpi mi Z aczkolwiek stawał się dla mnie równie ważny, równie potrzebny do życia. Nigdy nie sądziłem, że można kochać dwie osoby tak samo jednak właśnie przekonałem się na własnej skórze, że jest taka możliwość.

Młodszy mimo kolejnych moich pytań nie odpowiadał prowadząc mnie do między regałami.

— Błagam, powiedz mi w końcu o co chodzi. Objaśnij mi co się stało, co takiego strasznego ukrywasz, że nie może to poczekać. — powiedziałem w końcu błagalnie zatrzymując się w miejscu.

Złapałem młodszego za ramiona odwracając go twarzą do siebie tak by wpatrywał się w moje oczy.

— Błagam...

— Po prostu chodź. Daj mi to zrobić po swojemu... On tu na pewno jest — jego głos był cichy, drżał jakby był bliski płaczu. Nie rozumiałem co mógłby mieć na myśli. Kto mógłby tu być? Myśli, że Bliza gdzieś tu jest? Zmarszczyłem brwi wpatrując się w niego coraz bardziej sfrustrowany.

— Jinie, nikogo tu nie ma. O czym ty mówisz?— spytałem łapiąc go za policzki. Zgarbiłem się delikatnie tak by nasze twarze były na równym poziomie.

— Nam... Ja... Ja widzę duchy, on na pewno gdzieś tu jest. Zawsze tutaj jest — odparł, a ja nagle się rozluźniłem. Czy on sobie ze mnie żartował? To nie było nawet w najmniejszym stopniu śmieszne... Dopiero po chwili ponownie się spiąłem. Może on jest chory, może tak samo jak jego matka potrzebuje lekarza? Zestresowany postanowiłem schować emocje. Jeśli tak jest to muszę dobrze to rozegrać.

— Jaki duch Jinie... Ja tu nikogo od bardzo dawna nie widziałem — zacząłem jednak on od razu pokręcił głową.

— Ludzie zazwyczaj nie widzą duchów. On tu jest. Na pewno jest gdzieś między półka—

Huk spadającej na ziemię książki przerwał jego zdanie powodując, że chłopak nagle się wyprostował od razu niem biegnąc w odpowiednie miejsce. Ruszyłem za niego oblany zimnym potem. Jak mogłem wcześniej nie zauważyć, że jest chory? Przecież już od dwóch miesięcy mógłbym go leczyć, zadbać o niego.

Wiedziałem, że będę musiał z rana tutaj kogoś ściągnąć. Na razie pobiegłem jednak za nim po ciemnym korytarzu. Zatrzymałem się widząc Kina stojącego w jednej z szerszych przestrzeni między ogromnymi półkami na książki. Chłopak wpatrywał się w niemalże niewidoczny w ciemnościach czerwony fotel. Zerknąłem na leżącą przed nim książkę powoli schylając się po nią.

Przerażony popatrzyłem na otwartą stronę. To pismo... Zmarszczyłem brwi patrząc na okładkę. Książka ponownie opadła z hukiem na ziemię, a moje nogi automatycznie zaczęły robić powolne kroki w tył. To nie możliwe. Zacząłem szybko kręcić głową i spojrzałem na Jina. Musiałem się teraz nim zająć.

— Jin... Choć, wracajmy do łóżka — zacząłem niepewnie patrząc na chłopaka, który nie ruszył się nawet o milimetr.

— Nam. Uwierz mi. Widzę go. Widzę Z — jego słowa wyrwały mi powietrze z płuc. Skąd on w ogóle wiedział, że ktoś taki żył. Popatrzyłem na książkę, która ponownie otworzyła się na stronie podpisanej przez Z, a łzy napłynęły mi do oczu.

— Nie mów tak. Nigdy nawet nie waż sobie pomyśleć o żartowania z tego tematu w ten sposób. — wydarłem się uderzając dłonią z całej siły w ziemię. — Nie masz prawa.

— On chce ci coś powiedzieć. — Jakby nie słysząc moich słów młodszy kontynuował.

— Zamknij się! Z nie żyje! Nie ma go! Zamknij się albo wyrwę ci język z tych parszywych ust!

— Mówi, że cię kocha i wie, że nosisz jego skalpel zawsze przy sobie. Wie też, że masz jego pierścionek zawieszony na rzemieniu. — jego słowa sprawiły, że zamilkłem. Spojrzałem na niego czując jak łzy spływają mi po policzkach. Nie ma możliwości by o tym wiedział... — mówi, że byłeś najcudowniejszym co go w życiu spotkało... Jest ci wdzięczny za to jak uczyłeś go walczyć. Chciał ci się pochwalić, że pokonał jednego przeciwnika dzięki tobie — mój własny ryk zagłuszył jego następne kilka słów. To co mówił zaczynało mnie przytłaczać. Spojrzałem na pusty fotel czując jak wszystko w moim wnętrzu na nowo umiera.

— Mówi też, że cieszy się, że w końcu poszedłeś do przodu choć nie wie czy znalezienie klona można do tego zaliczyć — łzy pociekły mi po twarzy choć przez ten typowy żart Z. Zasłoniłem twarz pragnąc ukryć łzy — Mówi też, że cię kocha i zawsze jest obok. On chcę byś wiedział, że za—

— Też cię kocham Z. Nigdy nie przestałem i nigdy nie przestanę. Zawsze będziesz częścią mnie — musiałem się wtrącić. Chciałem by to usłyszał. Pragnąłem by to usłyszał.

— Mówi, że wie, że nigdy tego nie kwestionował. Nawet teraz. Ale musisz wiedzieć coś jesz—

— Z przepraszam — krzyknąłem nagle na nowo całkowicie się rozpadając.

— Mówi, że nie ma czego ci wybaczyć — poczułem jak Jin kładzie mi dłoń na głowie zaczynając delikatnie głaskać dokładnie tak jak zawsze robił to Z — Powiedział, że to cię uspokaja — szepnął niepewnie nie przestając mnie głaskać. Poczułem otaczający mnie też zapach świeżego zboża... Nigdy nie mógłbym zapomnieć tej woni, tak pachniał mój ukochany. Rozpoznałbym ją nawet w następnym życiu czy w zaświatach. Zawsze i wszędzie.

— Przepraszam. — łzy zaczęły wpływać mi do otwartych w rozpaczy ust.

— Mówi, że cię kocha, i że to nie twoja wina. Nie mogłeś nic zrobić. Nawet cieszy się, że cię tam nie było. Pragnie byś żył dalej. Ale musisz coś wiedzieć.

— Co? Co muszę wiedzieć kochany?

— Zdrajca z obozu i osoba która go zabiła nadal żyje i jest w mieście. Mówi, że nie może powiedzieć kto to, nie pamięta imienia ani twarzy. Wie, że go znasz...

— Spróbuj sobie przypomnieć luby. Moje słońce, moje powietrze. Błagam. Pragnę cię pomścić.

— On nie chce pomsty... Mówi, że ten ktoś pragnie cię zniszczyć. Nie wie czemu ale wie, że pragnie cię zranić, pogrzebać twojego ducha... Zostawić cię przy życiu ale martwego w środku — słowa kina napawały mnie strachem. Spojrzałem na młodszego nie powstrzymując łez.

— Ale kto to? Kim on jest?!

— Z mówi, że cię kocha, że nie wie ale byś uważał. Twierdzi, że na niego już czas i sam też to widzę. On... Z już nie jest wyraźny... On chyba... Mówi ciągle, że cię kocha...

— Nie! Błagam! Nie odchodź! Mój wszechświecie! Zostań przy mnie błagam!

— Już zniknął — szepnął Jin, a ja wtuliłem się w jego uda znów zaczynając krzyczeć z bólu jaki mnie przeszywał — Na koniec nieustannie powtarzał, że jesteś jego wszystkim, że zawsze będzie przy tobie... Przy jego ciepłej ostoi.


KONIEC


Notka od autorki:

Niedługo jeśli będą chętni będę mogła też opublikować część back story Namjoona

Co myślicie? Jestem ciekawa waszych uwag. Całość będę jeszcze wysyłać do poprawiania bo jak widzicie to się przyda ale na razie nie mam do tego bety. Prawdopodobnie w tedy też zmienię imiona postaci na orginalne.

Jak widzicie historia będzie mieć drugi tom (ale to zależy od ilości chętnych)

Historia jest w świecie, który sama wymyśliłam i w którym powstał już pierwszy tom mojej pierwszej "prawdziwej" powieści, która też niedługo powinna się pojawić na wattpadzie. W między czasie niedługo zacznie wpadać tutaj też fanfic. (Prawdopodobnie Namjin)

Kocham was ryże! Jesteście cudowni i mam nadzieję, że wszystkie wasze marzenia się spełnią bo wy spełniacie moje! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro