#6#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//Namjoon//

Znalezienie mężczyzny zajęło mi parę godzin, jednak kiedy tylko go ujrzałem postanowiłem początkowo obserwować go z ukrycia.

Paląca potrzeba podejścia do niego i odsunięcia go od starszego, nawet ode mnie mężczyzny, z którym tańczył wypełniała mój organizm, jednak nie reagowałem. Postanowiłem zachować spokój, nawet gdy dłonie lekko siwego pana wędrowały do pośladków chłopaka.

Czy on aż tak się nie szanował? Czy aż tak był pochłonięty żądzą pieniędzy?

Zacisnąłem dłoń w pięść widząc jak po dłuższym czasie idzie z jeszcze innym w stronę gospody z pokojami na godzinę. Kojarzyłem tę twarz pokryta bliznami. Cholernie narwany i dość brutalny był z niego żołnierz. Słyszałem o nim jedynie dlatego, że był najlepszy w przesłuchaniach. Błagania o litość czy czasami nawet śmierć więźniów w ogóle go nie ruszały. Chełpił się wręcz brakiem koszmarów sennych czy chociażby najmniejszymi wyrzutami sumienia. Porównywał swoje ofiary do robali pełzających w błocie. Podejrzewałem, że wręcz napawał się zadawanym bólem, dlatego od razu zdałem sobie sprawę, że muszę pilnować rudowłosego. Ruszyłem za nimi w odpowiedniej odległości, tak by nie wzbudzać podejrzeń.

Dopiero w gospodzie ujawniłem przed obsługą swoje niecne plany. Wynająłem pokój obok i nasłuchiwałem z uchem przy ścianie. Musiałem być pewny, że mojemu słońcu nic się nie stanie, a przy tym potworze nigdy nic nie wiadomo.

Bezproblemowo panowałem nad sobą, dopóki nie usłyszałem uderzenia. Czy Jin to lubił? Aż tak się nie szanował, że dawał sobą pomiatać innym facetom jak tylko sypnęli kasą? Zagryzłem wargę pragnąc skupić swój umysł na bólu, aby tylko nie włamać się im do pokoju. Skoro tak mu się to podobało to sam będę musiał na początku sypnąć złota. Nie było to dla mnie problemem, gdyż akurat złota miałem dużo więcej niżeli bym potrzebował.

Słysząc delikatne kroki wróciłem do rzeczywistości. Rudzielec wychodził właśnie z pokoju zostawiając gościa z bliznami samego. Odczekałem jeszcze chwilę dla pewności, po czym wszedłem stanowczo do pokoju.

— Ej! Co jest?! Zapłaciłem za pokój na ponad godzinę! — Krzyki mężczyzny nie powstrzymały mnie w żaden sposób. Podszedłem do niego od razu go obezwładniając.

— Co ty mu zrobiłeś?! — wydarłem się wbijając wręcz jego twarz w podłogę.

— C-co? Komu? Tej dziwce? Też możesz go sobie wynająć stary. — Obcy szamotał się pode mną walcząc o wolność w panice. Sam jednak nie miałem zamiaru odpuszczać. W końcu mogłem wylądować swoją frustrację wymieszaną z gniewem i nie miałem zamiaru tak łatwo sobie tego odpuścić.

— Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z kim aktualnie rozmawiasz? — zaśmiałem się głośno w końcu na chwilę go puszczając.

— Ewidentnie z kimś chorym psychicz– — zaczął jednak kiedy tylko spojrzał na mnie od razu zamilkł blednąć na twarzy. — J-ja — zaczął wyraźnie przerażony cofając się o krok. Od razu klęknął przede mną przykładając pięść do serca. — Przepraszam panie, nie wiedziałem z kim rozmawiam. To ten cały alkohol i radość panie. Błagam przebacz pijanemu głupcowi.

— Powiedz co zrobiłeś z tym mężczyzną? Pragnę wiedzieć absolutnie wszystko — powiedziałem uniosło patrząc na niego z góry. Podobała mi się jego reakcja, w końcu zachowywał się tak jak powinien, a nie niczym dzikie zwierzę.

Wysłuchałem całej historii, jednak gdy usłyszałem, że uderzył Jina nie wytrzymałem. Złapałem go za włosy ciągnąć je tak, aby położył się na ziemi. Moje kolano szybko wylądowało na jego gardle odcinając mu dostęp do tlenu.

— Jeszcze raz go uderzysz, albo chociaż dotkniesz to już nigdy więcej nie będziesz w stanie użyć swoich rąk. Rozumiemy się?— zapytałem wpatrując się mu w oczy. Obserwowałem jak jego twarz stawała się powoli czerwona, a następnie fioletowa. Dopiero kiedy jego oczy stały się przekrwione zabrałem kolano stając nad nim.

— T-tak... Rozumiemy — wycharczał zaczynając panicznie kasłać na zmianę z łapaniem powietrza.

— Pamiętaj tylko, że ja na pewno się dowiem jeśli czegoś spróbujesz.

Nie czekając na jego odpowiedź po prostu opuściłem pokój ruszając na ulicę. Przez tę krótką zabawę musiałem na nowo szukać młodszego. Obszedłem większość barów oraz ulic na końcu wchodząc do pubu wypełnionego stołami do gier karcianych. Nigdy nie rozumiałem jak kogoś może pociągać hazard dlatego też po prostu usiadłem pod ścianą zamawiając sobie kolejny kufel piwa.

Rudowłosy siedział na kolanach jakiegoś starszego mężczyzny. Obserwowałem jak ten sunie ręką po biodrze mojego obiektu zainteresowań. Opanowany piłem piwo analizując zaistniałą sytuację. Nie miałem zamiaru interweniować, dopóki był bezpieczny. Wolałem spokojnie wyczekać swoją kolej. Cierpliwość przyniesie swój plon, byłem tego pewny.

Dziwne przeczucie, że jest mimo wszystko płochliwy nie opuszczało mojej głowy, przez co nie miałem też zamiaru być przy nim agresywny. Pragnąłem by poczuł się przy mnie bezpieczny. By mi zaufał. by wiedział, że nie jestem jak inni.

Godziny mijały, a on nie schodził z kolan mężczyzny pijąc kolejne kufle pitnego miodu. Widziałem jak z każdym kolejnym łykiem jest nieco bardziej rozluźniony, jego głos stawał się minimalnie głośniejszy, a dłonie coraz pewniej obejmowały obcego. Nie podobało mi się, że doprowadzał się do takiego stanu przy obcych. Jeszcze w dodatku tak ubrany. Dopiero kiedy powoli zaczynało świtać mężczyźni skończyli grać i pożegnali się z rudzielcem. Zadowolenie ukazało się poprzez uśmiech na mojej twarzy kiedy zdałem sobie sprawę, że nie idzie z nimi.

Pomimo chęci podejścia, nadal siedziałem po prostu go obserwując. Jego lekko chwiejne, niezdarne ruchy rozczuliły mnie, dlatego też kiedy tylko wyszedł, ruszyłem za nim. Podążałem za nim niczym cień odstraszając każdą osobę, która wodziła za nim wzrokiem. Pragnąłem by był bezpieczny, dlatego kiedy ruszył nieco mniej uczęszczanymi drogami, ewidentnie próbując się ukryć przed oczami większości ludzi, dalej szedłem za nim. Starałem się trzymać dystans, choć ten coraz bardziej przyspieszał. Kiedy wsunął się w boczną uliczkę sam wszedłem w nią szybkim tempem od razu na niego wpadając.

— Daleko zamierzałeś tak za mną iść?— zapytał składnie, choć dało się wyraźnie usłyszeć jak bardzo pijany jest.

— Aż do twojego domu. — Nie zamierzałem go okłamać. Wolałem być szczery, mimo że mogło go to wystraszyć.

— I po co? Już i tak wiesz gdzie mieszkam.

— Bo mam taką ochotę — zaśmiałem się w odpowiedzi. Przysunąłem się jeszcze bliżej do młodszego kładąc moja prawą rękę na kamiennej ścianie domostwa za nim. Nachyliłem się tak by nasze twarze dzieliły jedynie milimetry. Wszystkie ruchy wydawały się dla mnie takie naturalne. Wiedziałem, że cokolwiek zacząłem właśnie robić nie było już drogi powrotnej. Lewą dłonią złapałem za jego biodro delikatnie zaciskając na nim dłoń.

— A co? Zabronisz mi? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro