#9#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//Namjoon//

Pomimo narastającej frustracji spowodowanej jego zachowaniem pozostawałem opanowany. On mnie nie zna, czemu miałby niby cieszyć się z mojej obecności? Musiałem go oswoić, być opanowany i cierpliwy. W końcu na wszystko przyjdzie czas.

Podniosłem się powoli narzucając na siebie luźną, lnianą koszulę, która wpuściłem w czarne spodnie. Niemal cała moja garderoba obracała się jedynie w czarnych kolorach, przez co większość osób nazywała mnie czarnym kochankiem wojny.

Zerknąłem na młodszego, który owinął się szczelnie kocem. Nie rozumiałem czemu ktoś, kto się sprzedaje nagle zaczął się wstydzić swojego ciała. Zmierzyłem go od góry do dołu z westchnieniem rzucając w jego stronę jego ubrania.

— Spokojnie, nie będę patrzeć — odparłem lekko udając się do misy z wodą, aby przemyć twarz. Dałem mu sporo czasu zajmując się porannym oporządzeniem, a kiedy skończyłem wycierać twarz w końcu zwróciłem się ku niemu. Widząc, że jest gotowy wyszedłem z pokoju przytrzymując mu drzwi. Pragnąłem jakoś zacząć z nim rozmowę, jednak nie byłem pewny jak to zrobić. Obserwowałem go jedynie.

Chyba po raz pierwszy miałem szansę robić to całkowicie bezkarnie. Założyłem jego włosy za ucho obserwując jego szyję oraz ramiona.

— Możesz dotknąć jeśli nie wierzysz, że jestem prawdziwy — mruknął zatrzymując się w połowie korytarza, by spojrzeć mi w oczy.

— Zapłaciłem ci za cały dzień — zamruczałem nawijając sobie jego rudy kosmyk na palec — mogę patrzeć na ciebie ile zechce — kontynuowałem przysuwając się do niego nie przerywając kontaktu wzrokowego.

— Możesz — powiedział wyzywająco i zsunął koszule z ramienia odsłaniając jasną skórę. Zadowolony wsunąłem dłoń na świeżo odsłonięte miejsce delikatnie je głaszcząc.

— Powinieneś być chyba dla mnie nieco milszy — dodałem po chwili, a kiedy wzruszył ramionami na moją wypowiedź nachyliłem się szybko gryząc jego naga skórę. Odsunąłem się dopiero po dłuższym momencie wlepiając wzrok w jego ramię. Młodszy wpatrywał się we mnie wyraźnie oniemiały nie wiedząc początkowo jak zareagować. Dopiero po chwili odsunął się ode mnie spanikowany uderzając mnie w twarz.

Większość osób zapewne by się zirytowała, jednak nie ja. Jego odwaga zrobiła na mnie wrażenie i musiałem przyznać, że pomimo pozorów jego plaskacz był naprawdę dość mocny. Delikatne mrowienie rozlało się po moim policzku. Dotknąłem go delikatnie się uśmiechając w stronę niewiele niższego chłopaka.

— Nie powiem, masz jaja młody. — Widać było, że sam zdziwił się swoim odruchem. Niepewnie spojrzał na mnie, samemu dotykając mojej dłoni.

— J-ja... Przepraszam. Ja na prawdę. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale ja... Ja nie pozwalam na zostawianie śladów. Wtedy nie mogę mieć innych klientów. Ja-ja naprawdę -

— No już — zacząłem wtulając go w siebie. — Nic się nie dzieje. Nie jestem zły czy coś — uspokoiłem go powoli gładząc jego głowę w kojący sposób. — Wręcz przeciwnie. Jestem pod wrażeniem — Zaśmiałem się delikatnie i odsunąłem się dopiero kiedy unormował mu się oddech. — Ja ugryzłem, bo chciałem, ty uderzyłeś, bo mogłeś. Jesteśmy kwita i tyle.

Krew na nowo napłynęła do twarzy młodszego, gdy ruszyliśmy w stronę jadalni. Przynajmniej w końcu atmosfera między nami lekko się uspokoiła. Na miejscu usiadłem przy stole wskazując mu krzesło obok siebie.

— Nie krępuj się. Częstuj się wszystkim, czym tylko chcesz. Zależy mi na tym, żebyś nie był głodny.

— Um... Dziękuję... — odparł zdawkowo wpatrując się w swą dłoń. Czyżby po raz pierwszy w życiu kogoś uderzył? Postanowiłem dać mu przez chwilę spokój i jedynie zerkałem to na jego twarz, to na ramię czy dłonie. Był dla mnie fascynujący. Z jednej strony tak skrajnie podobny do mojego ukochanego, a z drugiej tak skrajnie inny. Nie byłem pewny co o tym wszystkim myśleć dlatego póki co postanowiłem obserwować go niczym obcy mi gatunek dzikiego stworzenia.

Wytrzymałem tak kilkadziesiąt minut ciszy, oczekując aż złapie coś więcej do jedzenia niż suchy chleb. W końcu poddając się samemu nałożyłem na jego talerz jajko oraz trochę mięsa wraz z warzywami następnie podnosząc się z krzesła.

— Zjedz spokojnie do końca, a następnie zgłoś się do kogoś z mojej służby. Poproś. By cię przyprowadzili do mnie. Mamy jeszcze kilka godzin ze sobą i mam pewien pomysł jak ten czas wykorzystać. — Podekscytowany pogłaskałem znów jego głowę udając się na obrzeża swojej rezydencji. Musiałem jakoś przekonać go do siebie i zdawałem sobie sprawę, że nie będzie to proste zadanie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro