Wspomnienia 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//NamJoon 3 lata wcześniej//

— Pogonilismy ich — zaśmiał się Edward klepiąc mnie w ramie.

Jego pochwały jednak nie cieszyły mnie, tak bardzo jak wizja powrotu po tylu godzinach do ciepłych objęć mojego ukochanego. Skręciliśmy wychodząc zza wzgórz, a mój wzrok od razu padł na dolinę, w której wiedziałem, że ktoś na mnie czeka.

Uśmiech nagle zniknął z moich ust, nogi same narzuciły morderczy sprint zapominając o zmęczeniu. Nie. Nie! To nie może być prawda!

Czarny dym unosił się nad całym obozem. Niemal wszystkie namioty zmieniły się w zgliszcza, pożar musiał być gwałtowny. Nie było mnie tylko paręnaście godzin! To nie było tak dużo! Był tam cały nasz jeden legion broniący dobytku! Co się stało?!

Biała zbroja ciążyła na moich ramionach przeszkadzając w przyspieszeniu jeszcze bardziej. Nie myśląc dużo zacząłem obowiązywać rzemienie nie przerywając biegu. W płucach poczułem żar, a usta wypełnił metaliczny smak krwi. To wszystko jednak nie miało znaczenia. Z, Z tam był! On był gdzieś w tej masie czarnego gówna.

Krzyki, oraz głośne kroki za mną mnie nie interesowały. Niech robią co chcą, ja musiałem jak najszybciej znaleźć się w obozie.

Sam nie wiem kiedy znalazłem się na miejscu, cała droga zdawała się jakąś iluzją, czułem się podczas niej jakbym powoli zapadał w jakiś koszmar. Będąc na miejscu wszystko faktycznie wyglądało jak koszmar. Martwe ciała kobiet, mężczyzn i nawet kilku dzieci, które narodziły się na wojnie, leżały całkowicie zwęglone dookoła na ziemi. Koszmarny smród wdzierał się w moje nozdrza, pragnąłem dowiedzieć co się stało. Skąd nagle w obozie pojawił się pożar?

Skręciłem ku mojemu namiotowi zatrzymując się wiele metrów przed nim widząc jak otaczając go same głowy zasłużonych wojowników i kilku dowódców. Krew odpłynęła z mojej twarzy, a strawą, którą spojrzałem kilka godzin godzin temu podeszła mi do gardła. Próbowałem ja powstrzymać słysząc kroki moich kompanów za sobą jednak było już za późno. Obrzydliwa, kwaśna mieszanka podrażnia moje gardło opuszczając usta wprost na czarną ziemię.

Kiedy tylko moim ciałem przestały wstrząsać torsje wytarłem usta wierzchem dłoni idąc wprost w stronę kręgu z głów otaczającego mój namiot. Wszystkie twarze były nienaturalnie wykrzywione, brud pogłębiał wszystkie rysy powodując, że zdawały się wręcz narysowane. Krew powoli sączyła się z nich płynąć po kamieniach i trawie. Krwawe, wąskie strumyki brudziły moje osłonięte biała zbroja buty. Każdy krok był dla mnie wyzwaniem. Czułem się jakbym podążał przed smołę, czas zwolnił nie pozwalając mi dotrzeć do wnętrza porwanego namiotu. Pragnąłem by okazał się on pusty, by Z nie było tam. Liczyłem, że zdążył po prostu uciec. Pragnąłem wierzyć, że choć raz w życiu był tchórzem, który nie miał zamiaru walczyć.

W końcu w minalem głowy byłych kompanów stając prosto na czyjeś wnętrzności. Płytka, niby fosa wykonana z krwi i narządów przynajmniej kilkudziesięciu ludzi była tamowana przez ich własne głowy, które jedynie z wolna przepuszczały nieco krwi. Chlupot moich kroków wywoływał u mnie dreszcze pobudzające żółć wypełniając mój organizm. Poczułem, że zaraz znów nie wytrzymam, moje gardło na nowo zaczęło być drażnione przez moje własne płyny. Tym razem udało mi się jednak przełknąć tą tragicznie obrzydliwą mieszankę.

Swąd cały czas drażnił moje nozdrza, spowalniając jeszcze bardziej moje ruchy. Za plecami słyszałem jedynie dźwięki moich przełożonych, którzy tak jak ja wcześniej zwracali zawartości żołądka. Nie odwróciłem się, nie chciałem ich widzieć, przed dłuższy moment stałem przed częściowo zasłoniętym namiotem bojąc zrobić kolejny krok. Bałem się co mogę tam zastać. W końcu zebrałem się w sobie powoli odchylając brudny materiał. Wszedłem do środka od razu opadając kolanami na plamę krwi.

Blade ciało leżało na moim łożu wśród pieleszy i krwi. Przez opaskę związana na jego oczach wyglądał jakby spał. Doczołgałem się do niego walcząc o każdy, nawet płytki, oddech. Łzy napłynęły do moich oczu.

Błagam. Błagam. Błagam.

Odsłoniłem jego oczy, jego piękne zielone oczy, w które tak kochałem się wpatrywać całymi dniami. Te oczy, które sprawiały, że w końcu czułem się jak w domu, te które skrywały w sobie ciągły błysk ciekawości, troski i nadzieje. Te które wzbudzały we mnie to co najlepsze, te co widzimy prawdziwego mnie pozwalając mi wierzyć, że nie jestem potworem.

Teraz wpatrywałem się jedynie w puste, krwisto-mięsiste przestrzenie. Już ich tam nie było. Ktoś... Ktoś go pozbawił oczu. Zabrał mu je jakby były jakimś chorym trofeum.

Gorzki ryk opuścił moje usta brutalnie rozdzierając panującą wokoło głuchą ciszę. Nie opanowałem już swoich łez, które popłynęły strumieniami takimi samymi jak krew przed obozem, jak krew spływająca po jego twarzy i moim łóżku. Położyłem delikatnie dłoń na jego policzku samemu wczolgując się na posłanie by klęczeć u jego boku. Przerażony, że każdy nawet najmniejszy dotyk mógłby go zniszczyć delikatnie ułożyłem jego głowę na moich kolanach zaczynając delikatnie głaskać rude włosy.

Ryk ponownie rozerwał ciszę. Nie panowałem nad nim. Nie panowałem już nad sobą. Łzy kapały na jego twarz, na miejsce gdzie niegdyś miał on oczy. Drżącymi dłońmi ścieralne każda krople z jego delikatnej porcelanowej twarzy.

Czułem się jakbym śnił koszmar, to wszystko zdawało się nie być prawdziwe. Kto zabiłby medyka? Kto podczas wojny zrobiłby coś takiego?! Dopiero kiedy zabrakło mi tchu zdałem sobie sprawę, że nie przestałem krzyczeć.

Ból rozdzierał moje wnętrzności powodując, że czułem jakbym sam umierał. Nigdy nie doświadczyłem tak okropnego bólu na polu bitwy. Przy nim każda rana, czy złamana kość zdawały się niczym. Wydarłem się ponownie podnosząc jego ramiona tak by móc wtulić jego zimne ciało w moje. Chciałem go ogrzać, przekazać część mojego ducha do niego.

Błagam, błagam Z obudź się.

Ucałowałem jego czoło w geście opieki. Obiecywałem u mu, że ze mną będzie bezpieczny, że nic mu się nie stanie o ile będę obok...

Hejka Ryże!!! Nie jestem jeszcze pewna czy zmienie postacie na orginalne dla tego też nie chąc trzymać was dłużej w niepewności postanowiłam wam dać część back story Namjoona!

1. Chcielibyście bym pisała historię dalej? (tak mam pomysł na tom drugi)

2. Chcielibyście bym zmieniła postacie na orginalne?(Całość dzieje się w świecie, który wymyśliłam więc poznalibyście trochę wymyślonego jezyka, bogów no i wpadłyby też mapy)

Kocham was!!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro